Żydo, komuna i stara szafa
2012-03-31 20:54:10
W ostatni poniedziałek (26/3/2012) fundacja Bęc Zmiana zorganizowała dyskusję wokół tekstu Andrzeja Ledera "Kto nam zabrał tę rewolucję?" (KP nr29). Autor stawia ciekawą tezę, że wydarzenia lat 1939-1956 całkowicie przeorały strukturę polskiego społeczeństwa i ustanowiły jego nowy kształt, który trwa do dziś. Wszyscy jesteśmy dziećmi tamtego okresu, choć wypieramy ów fakt, bo ani wymordowanie Żydów (a wraz z nim drobnomieszczaństwa), ani oddanie chłopom ziemi na własność, ani pozbawienie potomków szlachty dominującej pozycji materialnej i symbolicznej nie należą do zjawisk, pod którymi ktoś chciałby się dziś z dumą podpisać. Rewolucja ta uczyniona została "nie naszymi rękami", lecz najpierw Niemców, potem Rosjan. W dodatku była wyjątkowo straszna, toteż - choć korzystają z jej efektów - klasa średnia i polskie elity odwracają od niej z niesmakiem głowę, w skutek czego mają kłopot z wytworzeniem zbiorowej tożsamości. Tyle o tekście Ledera.

Spierałabym się, czy oddanie chłopom ziemi i zdegradowanie przedwojennej klasy dominującej poczyniono wyłącznie "nie naszymi rękami". Spierałabym się, czy aby najważniejszym powodem kłopotów z tożsamością, o których pisze Leder, nie jest manifestacyjny antykomunizm, który polska sfera publiczna wymusza na wszystkich jej uczestniczkach i uczestnikach z delikatnością gumowej pałki. A co najważniejsze spierałabym się o stawianie w jednym rzędzie Zagłady i powojennej reformy rolnej. Co prawda Leder nie domaga się podobnej oceny tych zdarzeń, a wymienia je obok siebie jedynie dlatego, że oba miały porównywalny wpływ na zmiany w strukturze społecznej. Pomijając całkowitą nieprzystawalność obu wymienionych wydarzeń, zestawianie ich chcąc nie chcąc w jakimś stopniu reprodukuje jednak zrównywanie nazizmu i komunizmu. Być może wymagałoby więc dodatkowego komentarza.

Tak czy siak tekst jest bardzo ciekawy. Podczas dyskusji było jeszcze ciekawiej, choć niekoniecznie ciekawiej o to, co dla mnie byłoby ciekawe. Ciekawy człowiek został do niej zaproszony: Dariusz Gawin, zastępca dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego.

Od Gawina dowiedzieć można się było między innymi, że decyzja o Powstaniu Warszawskim została podjęta w imieniu nie tylko wszystkich warszawiaków, ale i wszystkich Polaków. A także że dzięki powstaniu wszyscy Polacy zostali pokrzepieni. Jeśli więc kogoś powstanie nie pokrzepiło - to już mój wtręt - znaczy że nieprawdziwy był z niego Polak. A właściwie jest, a nie był, bo powstanie za sprawą swojego muzeum pokrzepiać ma nas do dziś.

Najciekawiej zrobiło się jednak, gdy doszło do winy. Bo choć Leder podkreślał, że tekstu swego nie pisał z zamiarem czyszczenia sumień, padło hasło, że Polakom przydałoby się przepracowanie winy za udział w Zagładzie. Gawin - cytuję z pamięci - odparł:

- Zawsze gdy mowa o winie Polaków wobec Żydów zastanawia mnie, dlaczego nikt nie wzywa do poczucia winy wobec Polaków tych Żydów, którzy mieszkają w Alei Róż i Alei Wyzwolenia.

Spieszę wyjaśnić, że Aleja Róż to warszawska ulica, przy której po wojnie zakwaterowano rodziny osób pracujących w urzędach państwowych na wysokich stanowiskach, a Aleja Wyzwolenia - rodziny osób pracujących w urzędach państwowych na niskich stanowiskach.

Rozjaśniając nieco skrót myślowy Dariusza Gawina wychodzi na to, że odpowiednikiem udziału Polaków w Zagładzie jest udział Żydów w aparacie państwowym PRL.

Faktycznie mają Żydzi jaką winę przerabiać. Przed wojną byli wykluczeni z posad urzędniczych, możliwości pracy w budżetówce nie mieli. Po wojnie dano im równe prawa i za to Żydzi powinni przeprosić. A już skandalem jest, że ośmielili się z praw tych skorzystać.

Co prawda wiele osób, o których mówi Gawin, dawno Żydami nie było, ale szef Muzeum Powstania Warszawskiego wie przecież lepiej, kto Polak prawdziwy, a kto podrabiany.

Co prawda choćby nie wiem jak się postarać, nie dałoby się zmajstrować administracji PRL-u bez udziału polskich Polaków polskiego pochodzenia z rodowodem polskim do trzeciego pokolenia i certyfikatem narodu polskiego od Mieszka Pierwszego, ale na szczęście znalazło się wśród nich paru Żydów, więc jest na kogo zwalić. Bo przecież nie ulega kwestii, że żaden prawdziwy Polak nie tknąłby pracy zaoferowanej przez komunistów!

Po wypowiedzi Gawina nikt nawet nie zaszurał. Ani prowadząca spotkanie, ani ludzie na sali. Do mnie dotarło ze sporym opóźnieniem, co Gawin powiedział. Wyszłam wtedy, ale efektu bojkotu nie było, bo zajęło mi dobre 5 minut, żeby przyswoić, zmielić, zrozumieć. I pozostaje w tym szoku do dziś.

Leder pisał, że efektem wyparcia przez klasę średnią swojej historii założycielskiej jest dziwaczne przywiązanie tej klasy do odległego geograficznie i kulturowo Sushi. Ja jednak myślę, że efekt owego wyparcia mogliśmy zaobserwować właśnie na tym spotkaniu.

Klasa średnia, w której kapitałem i do której przepustką jest między innymi wysublimowany styl komunikacyjny, lubi zarazem uważać, że antysemityzm - którym oczywiście się brzydzi i od którego dystansuje - jest wtedy, gdy ktoś powie: "nie lubię Żydów", "bij Żyda", "Żydzi rządzą światem", albo "Żydzi to zło". Każdy ciut bardziej subtelny komunikat uznaje za dopuszczalny, a nazwanie go antysemickim - za "grubą przesadę".

poprzedninastępny komentarze