Święćkowska: Proletariat Nowej Europy

[2006-03-08 09:49:24]

Jedna z moich znajomych stała się właścicielką podupadłego ośrodka wczasowego, należącego niegdyś do znanych i nieźle prosperujących państwowych zakładów przetwórczych. Każdego lata zatrudnia kilkanaście osób, większość nieformalnie, w tym kilku pracowników z Ukrainy, których status prawny nie jest uregulowany. Ludzie ci zarabiają od 500 do 800 zł miesięcznie, pracując po kilkanaście godzin dziennie. Tak działa większość domów wczasowych na wschodnim wybrzeżu. Poziom bezrobocia w tym regionie należy do najwyższych w kraju. Miejscowa ludność nie ma wysokich wymagań, a mimo to właściciele domów wczasowych często korzystają z jeszcze tańszych „nielegalnych” pracowników ukraińskich. Ci ostatni ponadto nie mogą dochodzić swoich praw z powodu nieuregulowanego statusu pobytu. Umowy są ustne. Pracodawcy nierzadko wypłacają tylko część wynagrodzenia albo nie wypłacają go wcale. Opowiadano mi o dwóch kobietach z Ukrainy, które pracowały jako sprzątaczki w jednym z domów wczasowych w nadmorskiej miejscowości niedaleko Nowego Dworu Gdańskiego. Umówiły się z właścicielem, że podstawowe wynagrodzenie będzie wynosić 500 zł. miesięcznie. Obiecano im też, że jeśli będą dobrze pracowały i podejmowały dodatkowe prace, to dostaną jeszcze 300 lub 400 zł. Kobiety przystały na to. Sprzątały, a dodatkowo jeszcze pomagały w kuchni lub cerowały bieliznę. Gdy przyszedł czas wypłaty, otrzymały nawet nie 500, a jedynie 400 zł. Kiedy domagały się reszty obiecanego wynagrodzenia, usłyszały, że jeśli chcą, to mogą otrzymać je w naturze. Nie pozostało im nić oprócz oburzenia i poczucia niesprawiedliwości, nie miały żadnych możliwości dochodzenia swoich praw. Mogły tylko opowiedzieć innym o tym, jak zostały potraktowane, ale to broń o znikomym zasięgu. Wiadomość ta nie dotrze do wszystkich zainteresowanych i nieuczciwy pracodawca nadal będzie wykorzystywał trudną sytuację pracowników migrantów. Opłaca mu się to nawet wtedy, gdy zapłaci karę administracyjną za zatrudnianie „nielegalnych”. W podobnej sytuacji znajdują się miliony migrantów na całym świecie, których status prawny nie jest uregulowany, co naraża ich na nowe formy wykorzystywania. Według danych Międzynarodowej Organizacji Pracy w 2000 roku w krajach Europy Zachodniej przebywały 22 miliony cudzoziemców, w tym 3,3 o nieuregulowanym statusie.

Mimo oficjalnych ograniczeń wizowych dopływ tak zwanych „nielegalnych imigrantów” jest w wielu krajach po cichu tolerowany. Nieformalny i nielegalny rynek pracy gwarantuje, że ktoś podejmie się zajęć najmniej szanowanych i źle opłacanych. Na rynku tym dominują kobiety migrantki. Administracja toleruje je, ponieważ ich obecność nikomu nie szkodzi. Przeciwnie, wykonują najbardziej niewdzięczną i najtańszą pracę, zastępując często w zajęciach domowych kobiety z krajów bogatszych. Dlaczego w takim razie nie uregulowano prawnie ich statusu? Statystyka migracji w ostatnich dekadach zmienia się wyraźnie na rzecz kobiet. Stanowią one prawie 50% wszystkich migrantów poszukujących pracy w USA, Australii, Europie Zachodniej, czy bogatych krajach Azji. We Włoszech 10% wszystkich imigrantek pracuje na stałe jako pomoce domowe przy rodzinach. Oznacza to, że ich warunki pracy reguluje umowa prywatna między pracodawcą i zatrudnioną. Determinacja ekonomiczna imigrantek sprzyja skrajnemu wyzyskowi, mówi się nawet wprost o pracy niewolniczej. Greckie organizacje kobiece informują, że 1/3 dorosłych mężczyzn w tym kraju korzysta z usług seksualnych świadczonych – często niedobrowolnie – przez miliony kobiet z biednych obszarów.

Od czasu wstąpienia Polski do UE coraz więcej obywateli naszego kraju wyjeżdża do pracy za granicę. Poprawił się status prawny osób z nowych państw członkowskich, nowi obywatele Unii mogą swobodniej podróżować i legalnie przebywać w granicach Unii, chociaż w większości krajów nie mają prawa do pracy i nadal są narażeni na wykorzystywanie i złe warunki. Wielu z nich znajduje pracę nieformalnie, na podstawie umów ustnych, najczęściej na budowach oraz przy sprzątaniu lub opiece. Wiele kobiet z Polski staje się np. we Włoszech pomocami domowymi. Bez znajomości języka i bez kontaktów jest to właściwie jedyna możliwość pracy, jedna z najgorszych. Pomoce domowe są często po prostu zamykane w mieszkaniach, spadają na nie wszystkie możliwe prace: sprzątanie, pranie, gotowanie, opieka nad dziećmi. „Wystarczyło tylko, że moi gospodarze zorientowali się, że umiem coś robić, zaraz stawało się to moim stałym obowiązkiem”, opowiadała mi młoda dziewczyna z południa Polski, którą spotkałam w południowej Italii. Wyjechała do Włoch, kiedy po skończeniu szkoły przez ponad rok nie mogła znaleźć pracy w kraju. Jak wieleinnych kobiet trafiła do rodziny w małym miasteczku w Puglii. „Na początku byłam naiwna, starałam się, wychodziłam z własną inicjatywą, ale to przynosiło jedynie więcej pracy, żadnej wdzięczności, żadnego uznania, nie mówiąc o podwyżce.” Przez pół roku spała na materacu za kanapą w salonie, wolne miała jedynie kilka godzin tygodniowo. Po kilku pierwszych miesiącach pojawiły się obfite krwotoki z nosa na skutek przemęczenia. Wedle jej relacji warunki pracy innych kobiet bywają jeszcze gorsze. Pracują ponad siły, a ponadto są poniżane lub wykorzystywane seksualnie. Skąd to wiedziała? Imigrantki spotykają się na umówionych placach w prawie każdym włoskim miasteczku. Spotkania są okazją do wzajemnego wspierania się i poszukiwania możliwości poprawy nieznośnej sytuacji. „Jakich rzeczy ja się tam nasłuchałam!” – mówiła mi młoda dziewczyna. „Jedna kobieta opowiadała, że zaraz po przyjeździe autokarem, po ok. 40 godzinach męczącej podróży, od razu, bez chwili wytchnienia, bez jedzenia została skierowana do mycia witryn sklepowych”.

Mimo licznych audycji i publikacji, ukazujących sytuację migrantek i migrantów jako urągającą podstawowym prawom humanitarnym, kraje, w których się ten proceder odbywa, nie czynią wiele, by mu przeciwdziałać, pomijając spektakularne, pozbawione praktycznego znaczenia gesty. Większość bogatych państw wyznacza kontyngent pracowników z innych krajów, wprowadza kwoty imigracyjne, wydaje sezonowe pozwolenia na pracę w wyznaczonych sektorach. Polityka taka jest skutkiem lobbyingu pracodawców potrzebujących taniej siły roboczej. Międzynarodowe umowy dotyczące zezwoleń na pracę sezonową są korzystne przede wszystkim dla pracodawców i w niewielkim stopniu chronią pracowników. Warunki dyktuje zatrudniający. W przypadku zatrudnienia sezonowego pracodawca zagraniczny występuje o pozwolenie dla pracowników z biedniejszych krajów. Stawia go to w silniejszej pozycji negocjacyjnej. Jeśli na miejscu okazuje się, że warunki pracy są niekorzystne, pracownik nie ma prawa do zmiany pracodawcy, musi zgodzić się na to, co zastał, lub wracać do domu z niczym. Na to drugie często nie może sobie pozwolić. Ustalanie kwot na prace sezonowe dla imigrantów z różnych krajów przedstawia się fałszywie opinii publicznej jako dobry sposób na rozwiązanie problemów związanych z napływem „nielegalnych imigrantów”. Nawet jeśli posunięcie to rozwiązuje problem niekontrolowanego napływu, nie zmienia zasadniczo sytuacji milionów ludzi, którzy nadal nielegalnie przekraczają granice, nierzadko muszą korzystać z pomocy przestępczych organizacji, wielu z nich pada ofiarą przestępstw, są porywani i zmuszani do pracy niewolniczej.

Wedle stereotypowych wyobrażeń potocznych ekonomiczne przyczyny migracji ograniczają się do trudnej sytuacji ekonomicznej migrujących osób. Saskia Sassen, socjolożka i ekonomistka badająca procesy globalizacyjne, dowodzi jednak, że zjawisko migracji jest ściśle związane z rozwojem światowej gospodarki. Bieda jako taka nie jest wystarczającym warunkiem ruchów migracyjnych. Czynnikiem decydującym jest destrukcja dotychczasowej struktury zatrudnienia na skutek inwestycji produkcyjnych, wojen, czy radykalnych, odgórnych zmian systemu gospodarczego. I tak na przykład w krajach, gdzie dominuje drobne rolnictwo i przetwórstwo, inwestycje nastawione na ekstensywną produkcję eksportową powodują tworzenie się licznej rezerwy siły roboczej. Ci, którzy – np. po kilkuletniej eksploatującej pracy w fabrykach – zostają zastąpieni nowymi pracownikami, nie mogą powrócić do poprzednich zajęć i muszą szukać chleba w krajach swoich niedawnych pracodawców. Zjawisko migracji i tzw. „nielegalnej” pracy jest więc nieodłącznie związane z neoliberalną światową gospodarką, stanowi jej bazę i infrastrukturę. O tym jednak uparcie się milczy albo też kłamliwie określa migrantów jako zbędny balast w gospodarkach krajowych. Wyludniające się kraje Europy Zachodniej uważają dostęp do rynków pracy za wyjątkowe dobro, którego udzielają jak łaski, podczas gdy wolny rynek dla towarów i kapitału stał się podstawową zasadą europejskiej konstytucji. Ciągle słyszymy, jakim to dobrodziejstwem ze strony Wielkiej Brytanii było otwarcie rynku pracy dla nowych krajów członkowskich. Dostęp do pracy staje się kartą przetargową nie tylko w negocjacjach międzynarodowych, ale także w krajowych międzypartyjnych rozgrywkach ugrupowań, które obietnice regulacji rynków pracy traktują jako element polityki marketingowej wobec niepewnego swych miejsc pracy elektoratu. I tak politycy Wielkiej Brytanii udają, że wyświadczyli Polakom przysługę, zezwalając na tanią sprzedaż siły roboczej. Przedstawiciele władz Polski też odgrywają swoją rolę. Z jednej strony kłaniają się w pas wpływowym przedstawicielom kapitału, z drugiej prezentują się przed własnymi obywatelami jako pogromcy bezrobocia. W rzeczywistości i jedni, i drudzy służą interesom krajowych i międzynarodowych korporacji. Politycy Brytyjscy podejmując decyzję o otwarciu rynków pracy dla nowych członków UE przede wszystkim ulegli wpływom lobbyingu sektorów gospodarczych, które taniej siły roboczej pilnie potrzebują. Poza tym otwarcie granic oznacza zalegalizowanie pracy dla imigrantów pochodzących z nowych krajów członkowskich, podczas gdy wiele innych już przebywających w Wielkiej Brytanii osób spoza UE nadal pracuje nielegalnie, a wiec praktycznie ma znikome lub żadne możliwości przeciwstawienia się pracodawcom, wykorzystującym ich niepewną sytuacją prawną. W podobnej sytuacji znajdują się nadal liczni obywatele naszego kraju, którzy szukają zajęcia w Niemczech, Włoszech, Hiszpanii i innych krajach Unii, które jeszcze swoich rynków w całości nie otworzyły.

Sektory zainteresowane tanią pracą to przede wszystkim: rolniczy, przetwórczy i budowlany. Imigranci są ponadto wykorzystywani w pracochłonnych, formalnie nie wymagających wysokich kwalifikacji usługach, takich jak sprzątanie, praca w supermarketach, oraz praca domowa, wcześniej świadczona nieodpłatnie przez kobiety: opieka nad dziećmi, starszymi, czy niepełnosprawnymi. Specyfika wymienionych branż polega na tym, że większość kosztów, czasem aż 80%, stanowią koszty pracy, zatem firmy dążące do zysku, czy też konkurujące o utrzymanie się na rynku oszczędzają obniżając płace do głodowych stawek. Według raportu Kongresu Brytyjskich Związków Zawodowych (TUC) w wymienionych branżach pracownicy wykorzystywani są najbardziej. W branżach tych notuje się również najwięcej wypadków śmierci i ciężkich okaleczeń, z powodu niebezpiecznych warunków pracy. W przemyśle rolniczym i przetwórczym, co potwierdzają same agencje pośredniczące w zatrudnianiu, wynagrodzenia zazwyczaj nie przekraczają stawki minimalnej, a jeśli już, to nieznacznie. Według Brytyjskiego Stowarzyszenia Pośredników Pracy, agencje zatrudniają w branży rolniczo-spożywczej ponad 400 tys. pracowników, w przeważającej większości pochodzących spoza Wielkiej Brytanii. Po otwarciu rynku pracy dla nowych krajów członkowskich sektor ten zapełnia się pracownikami z Europy Środkowo-Wschodniej. Budownictwo, rolnictwo, czy przetwórstwo to w większości praca sezonowa, związana z dużą presją dotrzymania terminów oraz mobilizacją siły roboczej. Jest to też praca na obszarach pozbawionych odpowiedniej bazy mieszkaniowej. Od pracowników wymaga się pełnej dyspozycyjności, oferując w zamian najniższe wynagrodzenia i warunki mieszkaniowe o bardzo niskim standardzie.

Prasa brytyjska i polska donosiła w ciągu ostatniego roku o przypadkach nadużyć i złego traktowania pracowników imigrantów na Wyspach. Dotyczy to zarówno pracowników z nowych krajów członkowskich, którzy formalnie mogą uzyskać zezwolenie na pracę, jak też imigrantów z innych krajów, np. z Chin. Sytuacja społeczno-prawna tych ostatnich jest zazwyczaj gorsza. Otwarcie granic dla Europy Środkowo-Wschodniej spowodowało, że pojawiła się nowa, pośrednia kategoria pracowników. Jej status jest nieco lepszy niż robotników bez prawa pracy, chociaż są zazwyczaj gorzej wynagradzani niż obywatele brytyjscy. Pracują bardzo dużo i tanio, gdyż liczą na podniesienie poziomu życia po powrocie do kraju. Koszty utrzymania w Polsce są niższe niż w Wielkiej Brytanii. Jest to sytuacja wygodna dla pracodawców, gdyż umożliwia im rotacyjną eksploatację sezonowo napływających pracowników. Jest to również sytuacja wygodna dla kraju korzystającego z sezonowej siły roboczej, gdyż nie ponosi on długofalowych kosztów związanych z edukacją czy ochroną zdrowia pracowników i ich rodzin. Pracownicy sezonowi przyjeżdżają zazwyczaj bez rodzin i godzą się na skrajną eksploatację. Zanim wrócą do własnego kraju, wydają część pieniędzy na produkty kraju pracy. Za swoją „przedsiębiorczość” otrzymają wątpliwą pochwałę od neoliberalnie nastawionych komentatorów, w tonie pochlebstwa wypowiadających opinie, że „Polacy (imigranci oferujący tanią pracę w krajach Unii) rozpychają się łokciami i rozbijają stare schematy opiekuńczych Państw Europy Zachodniej” (Poranne komentarze w radiu Tok Fm).

Wcale nie do śmiechu jest za to robotnikom miejscowym, którzy długo walczyli o poprawę warunków pracy. Teraz przedsiębiorcy wywierają na nich naciski, grożą wymianą na tańszą i mniej buntowniczą siłę roboczą. Polacy, których zatrudnia się w przemysłowym ogrodnictwie w El Ejido w albo przy zbiorach truskawek w rejonie Huelva w Hiszpanii, godzą się na gorsze warunki niż pracujący tam dotychczas Marokańczycy, którym przy pomocy stowarzyszeń hiszpańskich potrafili się przeciwstawić skrajnemu wyzyskowi.

W Polsce natomiast każdy protest pracowniczy spotyka się z głośnym potępieniem rzeczników rozwoju kapitalizmu, podtrzymujących atmosferę szantażu. W sierpniu 2005 roku w prasie pojawiły się wiadomości o ruchu polskich pracowników wynajętych dla Tesco w Irlandii. Dwóch z nich wyrzucono z pracy, gdyż sprzeciwili się niesprawiedliwemu traktowaniu. Wymagano od nich, aby pracowali więcej, choć zarabiali mniej niż zatrudnieni na stałe pracownicy hurtowni. Kiedy wiadomości o protestach pojawiły się w prasie polskiej, stanowisko w tej sprawie zajęła natychmiast Konfederacja Pracodawców Polskich „Lewiatan”, której przewodnicząca, Henryka Bochniarz kandydowała na prezydenta Polski w ostatnich wyborach. Jeden z jej przedstawicieli ostrzegał, że jeśli polscy pracownicy będą się dalej buntować, to Brytyjczycy przestaną ich zatrudniać, tak właśnie postąpiliby polscy pracodawcy.

Dysponowanie prawem do pracy stwarza nowe możliwości presji społecznej. To inne niż dotychczas znane zastosowanie zasady „dziel i rządź” – tym razem w sprawach zatrudnienia. Tworzenie lepszych i gorszych kategorii pracowników służy przede wszystkim wywoływaniu napięcia wewnątrz klasy pracowników najemnych. Umożliwia szantaż wobec tych grup, które zdołały wywalczyć pewne przywileje w granicach państw. Jest skutecznym środkiem rozbijania pracowniczej solidarności. Każdy protest, każda niezgoda na niesprawiedliwe traktowanie, każdy gest solidarności liczy się w takiej sytuacji w dwójnasób, jest bowiem jedyną szansą na odtwarzenie więzi między pracownikami.

Literatura:
* La rivoluzione incompiuta. Il lavoro delle donne tra retorica della femminilita e nuove disuguaglianze, red. Laura Zanfrini, Roma: Edizioni Lavoro 2005.
* Saskia Sassen, Globalization and its discontents, New York: New Press 1998.
* Bridgret Anderson, Ben Rogaly, Forced Labor and Migration to the UK (dostępne na stronach internetowych Trade Union Congress: www.tuc.org.uk).

Teresa Święćkowska


Tekst ukazał się w 67. numerze pisma "Bez Dogmatu".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



1 Maja - demonstracja z okazji Święta Ludzi Pracy!
Warszawa, rondo de Gaulle'a
1 maja (środa), godz. 11.00
Przyjdź na Weekend Antykapitalizmu 2024 – 24-26 maja w Warszawie
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
24-26 maja
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1

Więcej ogłoszeń...


26 kwietnia:

1871 - W Warszawie urodził się Feliks Perl, działacz socjalistyczny, poseł PPS, publicysta, 1915-1927 redaktor naczelny "Robotnika".

1920 - W Poznaniu od policyjnych kul zginęło 9 strajkujących kolejarzy, a 30 zostało rannych.

1937 - Wojna hiszpańska: zbombardowanie baskijskiego miasta Guernica przez niemiecki Legion Condor.

1942 - W kopalni Benxihu w okupowanej przez Japończyków Mandżurii doszło do największej w historii katastrofy górniczej, w której zginęło 1549 górników, a 246 zostało rannych.

1981 - W I turze wyborów prezydenckich we Francji socjalista François Mitterrand zdobył 26% głosów.

1990 - Kandydat w wyborach przezydenckich w Kolumbii z ramienia lewicowej koalicji M-19 Carlos Pizarro został zastrzelony przez prawicowego bojówkarza.

1993 - Na czele rządu Wysp Owczych (autonomicznego terytorium Danii) po raz pierwszy stanęła kobieta, socjaldemokratka Marita Petersen.

1994 - Zakończyły się pierwsze wielorasowe wybory parlamentarne w RPA, w których zwyciężył Afrykański Kongres Narodowy Nelsona Mandeli, uzyskując 62,65% głosów.

2009 - Lewicowy prezydent Ekwadoru Rafael Correa został wybrany na II kadencję.

2013 - 38 osób zginęło, a 3 zostały ranne w pożarze szpitala psychiatrycznego we wsi Ramienskij pod Moskwą.


?
Lewica.pl na Facebooku