Borejsza: Na Służbie Bożej

[2007-01-20 19:04:35]

Metropolitą Warszawy miał zostać abp Stanisław Wielgus. Planowanemu ingresowi nowego duszpasterza stolicy i okolic towarzyszyły wielkie kontrowersje. Z oczywistego powodu. Arcybiskup w poprzednim ustroju był na Służbie Bożej, ale nie tylko w Kościele także w SB.

Wielgus figuruje w aktach Instytutu Pamięci Narodowej jako agent "Grey" - współpracownik SB oraz wywiadu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Oczywiście nie mam zamiaru przyłączać się do publicznego biczowania Arcybiskupa. W końcu to, czy abp Wielgus był konfidentem to sprawa jego i kolegów na których donosił, a to czy zasługiwał na największą polską metropolię było sprawa Kościoła i (o ile Kościół by się z ich zdaniem liczył) wiernych.

W tym wszystkim bardzo wyraźnie pokazało się co innego. Podwójne standardy jakie Kościół stosuje wobec owieczek i ich (dusz)pasterzy.

Jeszcze przy okazji harców Wildsteina prymas Glemp mówił "Polacy mają prawo do prawdy, opublikowanie listy Wildsteina to krok w dobrym kierunku. Dzięki temu obywatele będą mogli przejść egzamin ze swojej przeszłości, aby wejść w przyszłość w prawdzie". Gdy "Gazeta Polska" posądziła, jeszcze wtedy nie podając dowodów, abp. Wielgusa o agenturalną przeszłość powiedział: "Mroczne półki, na których zalegają tzw. teczki - czyż to nie jest także owoc takiego pomrocza, często złośliwego, do którego tak trudno przeniknąć ze światłem prawdy, sprawiedliwości, odwagi i życzliwości?" W trakcie mszy podczas której miał się dokonać ingres Wielgusa na metropolię warszawską mówił "nie chemy takich sądów". Obie wypowiedzi dzieliło zaledwie półtora roku... Na liście Wildsteina było ponad 120 tys. owieczek, Wielgus to zaledwie jeden "pasterz". I, choć Kościół nie bronił tak wielu "owieczek" to potrafił murem stanąć w obronie jednego księdza. Wiem – zawsze można powiedzieć, że tylko krowa nie zmienia zdania, ale w końcu Purpurat to (chyba) nie krowa.

Patrząc na to wszystko pozostaje tylko poczekać jakich intelektualnych wolt dokonają Biskupi, gdy na pierwszej stronie "Faktu" pojawi się tytuł "Błogosławiony kapuś". A, że tak się stanie nie ma raczej wątpliwości. Jeszcze w sierpniu Krzysztof Zając, dyrektor Biura Prawnego IPN, mówił w Senacie "mogę podać przykład osoby duchownej, której proces beatyfikacyjny się toczy, co do której jest wpis z konkretną datą, dwukrotny, po kolei, i są dokumenty w tym samym czasie zbierane na nią, i protokół zniszczenia akt."

Moralność Kalego

Dla mnie okres, który podlega lustracji jest już rzeczą odległą. I, co tu dużo gadać, dziś już niezbyt ważną oraz dotyczącą prywatnych spraw i międzyludzkich relacji. Oczywiście dziwi gdy dowiaduję się, że najważniejszą metropolię w Polskim Kościele miał dostać ktoś kto donosił na kolegów, ale nie dlatego, że do SB tylko właśnie dlatego, że na kolegów.

Denerwuje mnie maniera według której zupełnie inaczej mierzy się występki wiernych niż księży. Jeszcze w 1992 roku prymas Glemp postulował mozolne i pokorne dochodzenie do prawdy, także tej dotyczącej księży: "nie możemy w wymiarze społecznym, gdy dochodzi do takiego rozliczenia pokoleń znaleźć motywów, dla których by duchowni mieli być wykluczeni, jeżeli naprawdę popełnili niesprawiedliwość". I rzeczywiście, w pierwszym okresie lustracyjnego szału, Hierarchia trzymała się swojego stanowiska. Osądzić, ale "najpierw postawić zasadę sprawiedliwości".

Pewna pozorna krzywda

Gdy w lutym 2005 roku Bronisław Wildstein wyniósł z IPN listę inwentarzową prymas Glemp mówił: "Jestem za tym, aby ujawnić prawdę zawartą w teczkach". Nie miał nawet nic przeciw temu by skrzywdzono tych zupełnie niewinnych – "Jakiś chłopiec powie w szkole: twój tata jest na liście agentów. Niewątpliwie taka sytuacja jest pewną krzywdą. Ale popatrzmy na tych, którzy 20 lat temu donosili. Przez nich ktoś nie dostał się na studia, inny nie awansował itp., był obywatelem drugiej kategorii. Czyja krzywda jest większa?". Oczywiście Prymas nie zadaje pytań retorycznych – "Wtedy krzywda była faktyczna, a teraz krzywda jest pozorna."

Kardynał Glemp powiedział także: "Jeśli ktoś wyrządzał innym krzywdę i dalej zajmuje ważne miejsce w życiu społecznym to powinien ustąpić." Podkreślił także, że tacy ludzie powinni być odsunięci od życia publicznego. Jednocześnie, wtedy jeszcze czysto hipotetycznie, wskazywał, że księża "powinni ponosić odpowiedzialność jak wszyscy inni obywatele". Napisałem "hipotetycznie", ponieważ sam Prymas takiej możliwości nie dopuszczał. Powiedział, że księża nie wyrządzali wielkiej krzywdy bliźnim, a nawet jeśli to tacy księża już nie żyją, albo są bardzo sędziwi.

Z tych wypowiedzi płynęły oczywiste wnioski. Należy lustrować, nawet dziko i kosztem nieuniknionych ludzkich krzywd. Ale od tamtego czasu wiele się zmieniło.

Mroczne półki

Już w czasie tegorocznej pasterki miejsce i rola "teczek" były zupełnie inne. Zmienił je ingres byłego współpracownika Służb na metropolię warszawską. Prymas mówił o "mrocznych półkach, na których zalegają tzw. teczki". Sławoj Głódź: "Mamy dość podważania dobrego imienia abp Stanisława Wielgusa, a także innych biskupów i kapłanów stających się ofiarą medialnej inkwizycji". Abp Życiński zachęcał do bojkotu mediów, nawet Ojciec Dyrektor zabrał głos: "Robi się te potworności wobec biskupa, który ma jasne poglądy odnośnie do nowych metod ateizacji, powiedziałbym ogólnie - nowej lewicy."

Wcześniej w podobnym tonie utrzymywano komunikaty krakowskiej kurii, które dotyczyły lustracyjnych działań nowohuckiego księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego: "Z bólem serca, na drugi dzień po wielkim wydarzeniu, jakim była pielgrzymka Ojca Świętego Benedykta XVI do Polski, dowiadujemy się o nagłośnieniu sprawy współpracy niektórych duchownych ze środowiska krakowskiego ze Służbami Bezpieczeństwa PRL. Odczytujemy w tym fakcie działanie na szkodę Kościoła, zmierzające do zatarcia w sercach i świadomości Polaków wartości, które Ojciec Święty nam przekazał." Rok wcześniej, gdy sprawa nie dotyczyła kleru nie ulegały zatarciu żadne wartości. Nawet więcej - wtedy budowano prawdę i sprawiedliwość. Zresztą sam nowohucki Ksiądz nie ukrywa stosunku hierarchii do tej sprawy: "I moi koledzy, przyjaciele, ludzie świeccy zaczęli mówić: "Wiesz, Tadek, ja tam czytałem w takich dokumentach i wygląda na to, że nasz proboszcz na nas donosił". Dla mnie to był szok. Kiedy znalazłem te dokumenty i zobaczyłem, że w stosunku do mnie dwóch księży, - jednym z nich był mój katecheta - udzielało o mnie informacji Służbie Bezpieczeństwa, poszedłem do biskupa z zapytaniem, co mam robić. Zaskoczyło mnie to, że nie było żadnej reakcji. A na końcu powiedziano mi: wrzuć to do pieca."

Nie pamiętam, by Kościół w imię wartości na które powołuje się broniąc Wielgusa wystąpił w obronie innych. Milczał, gdy poniewierano Jacka Kuronia i Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Milczał nawet, gdy zaatakowano "szeregowego" księdza Mieczysława Malińskiego. Dopiero atak na hierarchę, wywołał tak mocny opór. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Udzielił jej sam Glemp. Po ogłoszeniu listy Wildsteina mówił: "Nie myślę, żeby Kościół miał tutaj jakieś krzywdy. Nie Kościół, nie". Gdy posądzono Wielgusa była to już sprawa zagrażająca instytucji Kościoła. Dlatego reakcja była tak wyrazista.

Co wolno wojewodzie...

A problem nie tkwi w tym, że ten lub tamten był TW. Problem leży w samym Kościele, który niemal zawsze stosuje podwójne standardy. Ksiądz jest "z natury" lub raczej "z powołania" kimś lepszym. Nie jest zwykłym człowiekiem. Gdy waży się interes duchownego i świeckiego strona po której opowie się instytucja Kościoła jest zawsze ta sama – będzie to ksiądz. Już dawno zapomniano o tym, że Kościół Katolicki jest w założeniu wspólnotą wiernych, której członkiem są, ale także której służą duszpasterze. Teraz, przynajmniej w Polsce, jest tak, że Kościół to wspólnota kleru, której służą wierni.

Z tego wzięły się też problemy polskiego kleru z lustracją. Z jednej strony często mówiono o konieczności życia "w prawdzie", z drugiej ograniczano tę prawdę do świeckich licząc, że Kościół jest czymś specjalnym i jego ta "moralna rewolucja" dotyczyć nie będzie. I pierwotnie rzeczywiście tak było – z wysokich ambon głoszono, z pewnością posiadaczy moralnej nieskazitelności, potrzebę wyjaśnienia wszystkiego. Robiono to choć wiedziano, że ucierpi na tym wielu niewinnych ludzi. W końcu cel uświęca środki. Zwłaszcza cel i środki Kościoła.

Robiąc to Kościół jakby zapomniał, że w jego szeregach działała liczna agentura, a rozpętując inkwizycyjną atmosferę i wspierając działania takie jak lista Wildsteina w końcu sam będzie musiał stanąć "w prawdzie", a to może być bolesne. I mimo, że metropolita krakowski Stanisław Dziwisz, mówi, że nie boi się prawdy. To wydaje się, że jednak jest inaczej i kler nie jest gotów zrobić tego do czego tak gorliwie namawiał wiernych – do zlustrowania się.

W tym wszystkim najdziwniejsze jest to, że w tej sytuacji najmądrzejszym człowiekiem w Polskim Kościele okazał się... Niemiec. Benedykt XVI mówił podczas pielgrzymki do naszego kraju: "Trzeba unikać aroganckiej pozy sędziów minionych pokoleń, które żyły w innych czasach i w innych okolicznościach. Trzeba pokornej szczerości, by nie negować grzechów przeszłości, ale też nie rzucać lekkomyślnie oskarżeń bez rzeczywistych dowodów, nie biorąc pod uwagę różnych ówczesnych uwarunkowań".

Szczególnie wiele racji miał gdy mówił o unikaniu arogancji. Jednak biskupi nie posłuchali go, co jeszcze nie raz odbije im się czkawką. Zapewne najbardziej zaboli ich to, że problem lustracji jest tak naprawdę sztuczny i w dużej mierze stworzony właśnie przez kler. Polaków lustracja nie obchodzi.

Polityczne igrzyska

Normalni Polacy nie przejmują się wojnami urządzanymi przez kler, media i polityków. Uważają, że dziś lustracja jest sposobem na odwrócenie uwagi od ważniejszych spraw. Skoro nie można dać ludziom chleba to trzeba im zapewnić chociaż igrzyska.

W październiku ubiegłego roku CBOS przeprowadził badania stosunku Polaków do lustracji. Wyniki nie zaskakują, no chyba, że walczących lustratorów. Zdaniem 70 proc. lustracja to "temat zastępczy, który służy wyłącznie rozgrywkom politycznym". Przy tym nawet 52 proc. wyborców PiS wybrało właśnie taką odpowiedź. Nie oznacza to jednak wcale, że Polacy nie chcą wiedzieć co się w "teczkach" znajduje. Chcą. 26 proc. chciałoby ujawnienia wszystkiego, a kolejne 37 proc. zawartości akt osób zajmujących ważne stanowiska. Jednocześnie 59 proc. chciałoby ujawnienia akt Księży. Również 59 proc. Polaków chciałoby usunięcia osób, które donosiły na kolegów z ważnych stanowisk.

Ja na przejmowanie się lustracją jestem już za młody. Do tego z wiary w "esbeckie" teczki i sens lustracji zostałem skutecznie wyleczony. Na pierwsze pomogła rozmowa z gospodarzem u którego zatrzymałem się podczas wakacji. Gospodarz w poprzednim ustroju był na Służbie Bożej (nawiasem - sąsiedzi mówią, że porządny z niego chłop i zawsze dbał żeby nikomu krzywdy nie zrobili). Po kilku głębszych powiedział: "Wiesz teraz to mnie wk... jak tych agentów wszędzie robią. Przecież ty wiesz, jakbyś ty był tu w ’88 to też byś był TW. Nawet byś nie wiedział. Siedzielibyśmy tak jak teraz. Gadali. Ja bym Cię zapisał, wysłał raport. Mnie by pochwalili, ty byś nie wiedział. Wszyscy zadowoleni. No a teraz to by Ci dojeb...".

Wiary w sens lustracji, zwłaszcza po tylu latach, nie miałem, ale "na amen" wyleczyło mnie z tego fałszywe oskarżenie jednego z tych pracowników UJ, których cenię – dr hab. Marka Kuci. Od ogłoszenia medialnej "listy agentów", do wyjaśnienia sprawy (zbieżność nazwisk) minęło zaledwie kilka dni. Ile te kilka dni kosztowało możemy się tylko domyślać. Wolę się nie zastanawiać co by było gdyby sprawa się nie wyjaśniła.

A na koniec towarzyszom Biskupom należy powiedzieć tylko jedno. Gdy następnym razem towarzysze będą do czegoś namawiać swoje owieczki to niech się towarzysze najpierw zastanowią jak sami to zniosą. I nie mówię tylko o celibacie.

Borejsza


Tekst pochodzi z tygodnika "Trybuna Robotnicza", gdzie ukazał się jako dwa artykuły "Na Służbie Bożej" oraz "Moralność Kalego".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



76 LAT KATASTROFY - ZATRZYMAĆ LUDOBÓJSTWO W STREFIE GAZY!
Warszawa, plac Zamkowy
12 maja (niedziela), godz. 13.00
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Przyjdź na Weekend Antykapitalizmu 2024 – 24-26 maja w Warszawie
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
24-26 maja
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


19 maja:

1825 - Zmarł Henri de Saint-Simon, francuski historyk, filozof, wolnomularz i socjalista.

1895 - Zmarł José Martí, kubański poeta, pisarz, przywódca ruchu niepodległościowego – uważany za bohatera narodowego.

1911 - Rewolucja meksykańska: zwycięstwo chłopskiej partyzantki Emiliana Zapaty nad wojskiem federalnym w bitwie o Cuautla.

1912 - W Warszawie zmarł Bolesław Prus, wybitny polski pisarz, prozaik, nowelista i publicysta okresu pozytywizmu, współtwórca polskiego realizmu, kronikarz Warszawy, myśliciel i popularyzator wiedzy, działacz społeczny, propagator turystyki.

1931 - W Jaworznie podczas krwawych starć górników z policją zginęło 5 osób.

1942 - T. Koral i H. Dębnicka z Wydziału Sabotażu Polskich Socjalistów dokonali zamachu bombowego na zorganizowane przez okupanta kasyno gry w Warszawie. Był to pierwszy zamach bombowy w stolicy.

2010 - Rząd tymczasowy w wydanym dekrecie uznał Rozę Otunbajewą (SDPK) pełnoprawnym prezydentem Kirgistanu i przedłużył jej mandat do końca 2011 roku.


?
Lewica.pl na Facebooku