Zacznijmy od ogólnego obrazu sytuacji. PiS wygrywa wybory tak parlamentarne, jak i prezydenckie pod hasłami programowymi, w których łączą się ze sobą dwa elementy: Polski socjalnej i bezpiecznej. Z tego pierwszego elementu pozostało niewiele, choć wypada zaznaczyć, że PiS realizuje umiarkowany projekt socjalny osadzony w konserwatywnej ideologii. Natomiast zdecydowanie na pierwszy plan wysunął się element programowy bezpieczeństwa i porządku publicznego. Koalicja rządowa zaostrza prawo karne, dyscyplinuje prokuratorów, powołuje Centralne Biuro Antykorupcyjne, tworzy instytucje sądów 24-godzinnych, rozszerza kompetencje organów ścigania. Te zmiany instytucjonalne, inicjowane przez polityków PiSu, znajdują odzew w działaniach Romana Giertycha. Obecny minister edukacji, próbując dorównać swoim koalicjantom, chce wprowadzić w szkołach restrykcyjny projekt "Zero tolerancji wobec przemocy", zakładający wzmocnienie represji karnych i kontroli wobec uczniów.
Jak widać polityka bezpieczeństwa stała się dominantą polskiego świata politycznego. Najciekawszym elementem tego fenomenu nie są jednak rozwiązania instytucjonalne, ile dyskurs i widowisko, jakie im towarzyszą. Albowiem o widowiskowość, to znaczy spektakularność chodzi właśnie w całym tym przedsięwzięciu. Innymi słowy polityka bezpieczeństwa realizowana przez PiS i jego koalicjantów przyjmuje formę spektaklu praworządności, przez co należy rozumieć to, iż działania na rzecz bezpieczeństwa wewnętrznego obywateli stają się inscenizowanym przez władzę widowiskiem, któremu próbuje się nadać znaczenie moralne czy niemalże religijne. Ten spektakl nie może się obejść bez swojego głównego bohatera - jest nim oczywiście Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Przypatrzmy się jego tytanicznej pracy i doceńmy jej walory: minister dwoi się i troi przedstawiając swoje nowe rewolucyjne pomysły, peroruje na konferencjach fetujących nowo pojmanych złoczyńców, grzmi z trybuny sejmowej i wszędzie tam, gdzie może wygraża światu przestępczemu. Towarzyszą temu przerysowane gesty, patetyczne tyrady, złowrogie spojrzenia. Ta nadprodukcja teatralizacji czyni z ministra Ziobry bohatera nie tylko w sensie głównej postaci widowiska, ile w znaczeniu starogreckich mitologii. Zdaje się on wcielać w postać posłańca Temidy, który mężnie dzierży jej miecz, by tępić nim wszelką niepraworządność. Widowiskowość działań Ziobry jest reprezentatywna dla zjawiska, które dotyczy całej polityki bezpieczeństwa - jest nim mitologizacja. Polega ona na przekształceniu rutynowych i technicznych działań aparatu państwa w spektakularne zmagania odwiecznych sił światła i ciemności, dobra i zła, porządku i chaosu. W spektaklu praworządności nie idzie bowiem o działania podejmowane w imieniu prawa, zgodnie z nim i w granicach, jakie ono wyznacza, ale raczej o widowiskowe praktyki podejmowane w imię racji pozaprawnych (religijnych czy moralnych) przez konkretne osoby, które ucieleśniają autorytet tych racji. Mamy tu zatem do czynienia nie tyle z funkcjonowaniem bezosobowych, formalnych procedur prawnych i działaniami odpowiednich organów państwowych podejmowanymi w granicach tych procedur, ale z udramatyzowaną walkę z przestępczością prowadzoną przez osoby, które legitymizują swoje czyny mandatem sił nadprzytodzonych. Jest to dramatyczna batalia, której stawką jest najwyższe dobro Rzeczpospolitej. Mitologiczny wymiar tych zmagań dotyczy tak samej walki, jak i uwikłanych w nią podmiotów. Atrakcyjność społeczna polityki bezpieczeństwa wypływa właśnie stąd, że jest ona ucharakteryzowana na bezwzględną walkę, która stawowi manifestację zmagań odwiecznych metafizycznych potęg. Jest to walka o ocalenie światła przed naporem sił ciemności. Z kolei podmioty biorące w niej udział reprezentują nadprzyrodzone esencjonalne typy. Z jednej strony prężą się przed nami zastępy ministra Ziobry herosi praworządności, którzy realizują plan odwiecznego porządku natury. Z drugiej zaś dostrzegamy złoczyńców, nieformalne, korupcyjne układy, dewiantów i przestępców, którzy ucieleśniają demoniczne siły zła i chaosu. Zauważmy, że całe to widowisko ma niewiele wspólnego z racjonalnym dyskursem dotyczącym przestępczości, gdzie rozpatruje się społeczne przyczyny zachowań przestępczych, ceni się statystyki kryminalne, mówi się o nieuchronności, nie zaś surowości sankcji karnych, akcentuje się resocjalizacyjną funkcję kary, podnosi się do głosu kwestię praw aresztowanych i skazanych oraz sytuację, w jakiej znajdują się więźniowie w zakładach penitencjarnych. Słowem nie ma tu mowy o dyskursie, który zarówno przestępczość, jak działania skierowane przeciwko niej obdziera z mitologizacji i spektakularności.
Niestety polityka bezpieczeństwa prowadzona przez obecny rząd znajduje swojego sprzymierzeńca w mediach. Te bowiem prezentują zjawisko przestępczości zgodnie z logiką spektaklu praworządności, a więc jako wyrwane z kontekstu społecznego widowisko okrucieństwa będące emanacją irracjonalnych i ciemnych sił. W relacjach medialnych przestępcy jawią się jako nieobliczalni szaleńcy, którzy pojawili się na ziemi w nieznanych okolicznościach tylko po to, żeby palić, rabować i mordować. Dlatego też stróże porządku tacy jak minister Ziobro zdają się opinii publicznej prawdziwym darem niebios, zaś sam spektakl praworządności adekwatną naturalną, czyli niewyreżyserowaną odpowiedzią na bezprecedensową agresję zła.
Nietrudno dostrzec, że tak media, jak i polityka bezpieczeństwa prowadzona przez obecny rząd potęgują poczucie zagrożenia. Bynajmniej nie chodzi tu o atrakcyjny paradoks: spektakl praworządności nie jest bowiem obliczony na to, by zapewnić obywatelom poczucie spokoju publicznego, ale by rozbudzić w nich niepokój i lęk przez demonicznymi mocami. Analogicznie media nie tyle informują o zdarzeniach przestępczych, ile wzbudzają stan grozy i przerażenia. W obu przypadkach idzie o wymierne korzyści. Media zarabiają na lęku, dostarczając mu widowiskowej pożywki. Z kolei rząd, inscenizując spektakl praworządności, sprzedaje obywatelom rację swojego istnienia. Ale nie to jest najważniejsze. Spektakl praworządności niczego nie ukrywa. Nie jest kurtyną skrywającą zacienione kulisy. Nie maskuje nieudolności rządu czy niecnych interesów. Posiada jednak swoją funkcję ideologiczną.
Polityka bezpieczeństwa wraz z cała swoją widowiskową i mitologiczną oprawą wyznacza bowiem przedmiot aspiracji społecznych, lokalizując go właśnie w wyobrażeniu bezpieczeństwa. Zostaje ono zdefiniowane jako upragniony przedmiot pożądania całego społeczeństwa. Problem w tym, że przedmiot ten skonstruowany jest w szczególny sposób, to znaczy właściwy dla spektaklu praworządności. Bezpieczeństwo nie jest tu rozumiane jako rezultat sprawnego działania organów porządkowych państwa, wymaga ono bowiem metafizycznego zgoła aktu sprawiedliwości, który ostatecznie położy kres siłom ciemności i chaosu. I właśnie w tym znaczeniu bezpieczeństwo stało się obsesyjnym fetyszem naszych czasów. Przypatrzmy się nowej społecznej paranoi, jaką jest ogradzanie osiedli i zabudowań mieszkalnych. Nasze miasta zaczynają roić się od metalowych ogrodzeń czy wysokich murów, które okalają budynki i całe kompleksy mieszkalne. Coraz częściej elementem tego typu zabezpieczeń stają się kamery oraz strażnicy z prywatnych firm ochroniarskich. Analogiczne formy nadzoru wkraczają do miejsc publicznych i instytucji prywatnych. Dodajmy do tego obrazu histerię wszechobecnej kontroli, jaka po atakach na WTC rozpętała się w niemalże na całym świecie. Przywołanie tych faktów wystarczy, aby zdać sobie sprawę, do jakiego stopnia obsesyjny fantazmat bezpieczeństwa zawładnął świadomością współczesnych społeczeństw. Mówimy tu o obsesji z racji nierealistycznych pragnień, jakie nami rządzą.
Żądamy bowiem bezpieczeństwa drobiazgowego, całkowitego, bezwarunkowego, ale również bezpieczeństwa, które nas uszczęśliwi, przeprowadzi na drugą stronę tęczy, słowem bezpieczeństwa, które zbawi nas od wszelkiego zła. Cały problem polega właśnie na tym, że w tę utopię zainwestowaliśmy nasze wyobrażenie szczęścia i właściwie urządzonego społeczeństwa. Ideologiczna funkcja tej utopii polega na tym, że z równym zaangażowaniem podzielają ją tak bogaci oraz średnio zamożni, jak i renciści, bezrobotni, pracownicy hipermarketów, niedojadający emeryci, pracujący w szarej strefie i wszyscy inni, którzy razem lokują się wśród 60% populacji żyjącej poniżej minimum socjalnego. Czy to przede wszystkim nie do nich adresowany jest spektakl praworządności i paranoiczna obietnica bezpieczeństwa? Stając się ofiarą tego widowiska, zgadzają się żyć biednie, ale bezpiecznie, a raczej żyć obsesją bezpieczeństwa. To wystarczy, żeby znieczulić poczucie społecznej niesprawiedliwości i unieszkodliwić marzenie o społeczeństwie wolnych i równych.
Sebastian Michalik
Jest to rozbudowana i zmodyfikowana wersja artykułu który ukazał się w ostatnim numerze kwartalnika "Bez Dogmatu".