"Wzywam Łodzian do działań w kierunku obrony Instytutu! Nie dajmy sobie odebrać "Matki-Polki"! Stańmy za nią murem, bo Łódź zasługuje na dobre zaplecze medyczne. Córki i wnuczki włókniarek, dla których szpital-pomnik był budowany, powinny zawalczyć o jego dalsze istnienie", zagrzmiał 19 lipca przewodniczący Okręgowej Rady Lekarskiej w Łodzi na zorganizowanej w Instytucie Centrum Zdrowia Matki-Polki konferencji. Lekarzy z CZMP poparło dwustu kolegów z innych strajkujących w regionie łódzkim szpitali.
Żaden Religa nie będzie pluł mi w twarz!
Nie jestem ani córką, ani wnuczką łódzkiej włókniarki. Jestem lokalna patriotką, Polką, chociaż nie matką, i przebieg negocjacji pracowników służby zdrowia z rządem od tygodni budził mój niepokój, a postulaty płacowe lekarzy, które – czego lekarze nie ukrywali w TVN (przez) 24, będące pretekstem do demontażu służby zdrowia i zastąpienia jej lecznictwem prywatnym i komercyjnym, mnie łodziankę z (czerwonej) krwi i kości wprawiały w migotanie przedsionków.
Chcę, żeby Matka-Polka z dostępem do bezpłatnej służby zdrowia przetrwała (zresztą nie tylko ta jedna...). Bardzo chcę, aby ku uciesze wujka Romka Giertycha (LPR) oraz innych wujków i cioć z LPR-u i PiS-u, to tutaj trafiały się jak najczęściej ciąże mnogie i wielokrotne. Niechaj nowi obywatele miasta o przyroście naturalnym -6.5 na 1000 mieszkańców w razie czego mają gdzie trzeźwieć zaraz po urodzeniu. Na szczęście i na razie chwilowo zajmujemy drugie miejsce w kraju; łódzki noworodek po przyjściu na ten świat miał 1,2 promila alkoholu we krwi i przebił go noworodek płci żeńskiej z Elbląga, u którego stwierdzono 2 promile. A później, niech ich rzeczniczka Ewa Sowińska broni przed Tinky Winky z Teletubisiów. Apel o ratowanie szpitala wyprzedziłam o kilka dni. W asyście Krzysztofa, Rafała i Przemka, zaopatrzeni w pięć tysięcy ulotek "Zdrowie prawem, nie towarem! Konsekwencje propozycji Religi i Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy" – wyruszyliśmy w miasto. Pod treścią ulotki Nowej Lewicy podpisali się także prezes Stowarzyszenia Primum Non Nocere dr Adam Sandauer i redakcja magazynu "Obywatel".
Kto przez cztery dni brał, a kto ulotek nie brał?
Dzień pierwszy
Już w pierwszej godzinie rozdawania ulotek dociera do nas, że przeciętny łodzianin ma głęboko w dupie projekty ponadzakładowego układu zbiorowego Łódzkiego Oddziału Ogólnopolskiego Związku Lekarzy.
Nie biorą "Dody". Obojętnie (z małymi wyjątkami) reagują na nasze zachęty "ulotka o służbie zdrowia, zechce pani poczytać", kobiety w wieku zbliżonym do Dody i zusammen do kupy wyglądzie posłanki Danuty Hojarskiej z Samoobrony. Rzucają się na wyprzedaże i nowe dostawy w licznych łódzkich "salonach Diora", czyli lumpeksach. Czyżby szukały wylansowanej w tym sezonie przez posłankę Jolantę Szczypińską (PiS) torebki firmy Chanel. Nie biorą ulotek młode dziewczyny z telefonami komórkowymi. Może myślą, że CZMP i dostęp do bezpłatnej służby zdrowia nie będą im potrzebne. Bo zamiast komórek rozrodczych ich brzuchy wypełnią wkrótce komórki firmy Play. Nie bierze (na ulicy) służba zdrowia. Dwóch znajomych lekarzy z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego Nr 1 im. N. Barlickiego ma na nasz widok w oczach pawulon. Patrzą na nas, jakbyśmy byli nosicielami choroby wywołanej przez jakiś wredny prątek. Bierze jedna waleczna Gardiaspodobna pielęgniarka. Próbujemy jej tłumaczyć, że częściowa prywatyzacja służby zdrowia wiąże się nieuchronnie z zamykaniem szpitali bądź oddziałów lub ze zmianą ich właściciela. Pytamy Gardiaspodobną, kto będzie chciał zatrudniać uczestniczki protestu. Czy wtedy powiedzą swoim nowym pracodawcom, że na zdjęciach z Bochniarz, Religą czy Jandą to nie one, że były tego lata z wizytą u cioci czy na wakacjach w Chorwacji. Czy z dumą powiedzą emerytowi przychodzącemu do ambulatorium, że tak przypadkiem wywalczyły, że musi zapłacić za każdy zabieg. Siostra nie wiedziała także, dlaczego Związek Pielęgniarek i Położnych odrzucił pomysł opodatkowania bogatych, naiwnie tłumacząc, że nie chce dzielić społeczeństwa. "Siostra popatrzy – namawialiśmy – na łódzkie ulice starego Polesia czy Bałut. Gołym okiem widać, że społeczeństwo się już dawno rozłupało na przegranych i wygranych i których na łódzkich ulicach więcej". Siostra trochę łagodnieje i dlatego nabieramy odwagi i prosimy, żeby przekazała swoim koleżankom nasze stanowisko. Rozwiązanie problemów płacowych służby zdrowia może, według nas, odbyć się poprzez zwiększenie podatków lub zwiększenie składki, a nie poprzez płacenie przez pacjentów za część usług medycznych, bo trzecie rozwiązanie "zreformuje" służbę zdrowia kosztem zdrowia większości ubogiego społeczeństwa i grozi wysłaniem na bezrobocie sporej części wykwalifikowanego białego personelu. Siostra Gardiaspodobna prosi o więcej ulotek i numery naszych telefonów komórkowych. Ryzykujemy i dajemy. Teraz boimy się spotkania z siostrą w relacjach pacjent-pielegniarka.
Nie biorą ulotek małolaty. Tych rozumiemy. Gerontologia to dla nich odległy temat. Biorą zdiagnozowani przeze mnie jednorazowym spojrzeniem psychologicznym pijacy, alkoholicy… I narkomani, bo ci zawsze chętnie biorą...
Dzień drugi
Mniej więcej już wiemy, kto jest za, kto przeciw, a kto jest za a nawet przeciw. Współczujemy ludziom uzależnionym, ale sobie ich odpuszczamy, bo oprócz ulotek biorą od nas nawet w połowie wypalone papierosy i proszą o 20, 50 groszy. Wydatkowaliśmy się na ulotki; nie damy rady wesprzeć wszystkich potrzebujących. Mamy jednak dręczące poczucie winy, czy pomijając tę grupę nie postępujemy jak Religa. Wszak minister w swym projekcie opiekę nad ofiarami uzależnień ograniczył do "procedur ratowania życia", czyli odtrucia, a dalej to narkoman czy alkoholik ma podjąć trzeźwą decyzję i wykupić sobie leczenie w prywatnej klinice. Nasze decyzje wydają się nam nieetyczne i równie śmierdzące, jak produkty z koszyka usług medycznych ministra. Średnio biorą ulotki mężczyźni w wieku około pięćdziesiątki. Reagują nerwowo "Proszę pani, my jesteśmy zdrowi, dużo pijemy". Czyżby lęki mężczyzn wieku średniego? Krzysztof mówi, że wyłazi ze mnie wstrętny psycholog i, że to nadinterpretacja. Wysiadywaczom ogródków piwnych tłumaczę, że mężczyzna w Łodzi (średnio) nie dożywa siedemdziesiątki, a łodzianka (średnio) przeżywa go o 9 lat i 3 miesiące. Łódź to umieralnia. Biorą ulotki sprzedawcy pumeksów, sznurówek i filcowych wkładek do butów, czyli właściciele łódzkich (jednoosobowych) "firm" w sektorze prywatnym. Biorą, prosząc o kilka egzemplarzy łodzianie wyglądający na niezamożnych i z powodu toczących ich chorób w trudnym do określania wieku. Na hasło "prywatyzacja służby zdrowia" popadają w stupor, co przejawia się w odmowie przyjęcia takiego rozwiązania, ale nie grozi ogłaszaniem w mediach, w przeciwieństwie do lekarzy – strajku głodowego. Marnie wynagradzani z niewielkimi rentami, emeryturami i zasiłkami z Miejskich Ośrodków Pomocy Społecznej w wysokości 30-50 zł, głodują od lat. Chętnie biorą rykszarze i wdają się z nami w dyskusje. Jeden z nich ma pomysł. Po likwidacji Matki-Polki zaadaptować cały budynek Instytutu na kościół: "Niech mohery się tam leczą" – mówią nam. Co o tym sądzą, pytamy dwie, spotkane na ul. Mickiewicza siostry zakonne, które wzięły ulotki za "bóg zapłać". "Jakie my mamy na ten temat zdanie? Trzeba o to zapytać siostrę przełożoną" – odpowiedziały nam. Bierze wyglądający na 50 lat magister inżynier konstruktor urządzeń dla służby zdrowia z nogą w gipsie, o kuli i na "tu i teraz" skazany na służbę zdrowia. Wkurwiony na lekarzy, reaguje agresywnie. Wyjaśniam, że nie jestem lekarzem. Magister inżynier zaczyna opowiadać, że w szpitalu, w którym leżał ze skomplikowanym złamaniem kończyny, rano widywał trzynastu lekarzy, po godzinie już tylko trzech. Według magistra inżyniera, reszta udawała się do lepiej opłacanych miejsc pracy. Inżynier uważa, ze lekarze powinni być lepiej opłacani, ale podziela nasze zdanie, że o tym można mówić dopiero po ustaleniu unijnych norm czasu pracy lekarzy. My ulotkarze wiemy, że w życiu najważniejsze są nawyki i jak się człowiek przyzwyczai do dwóch etatów, to i po podwyżce pensji do 5-7 tys. złotych z przyzwyczajenia pójdzie popracować do drugiego i trzeciego miejsca, jak czynił to latami. Inżynier zgodził się z nami, że akceptujemy wcześniej podwyżkę wynagrodzenia do żądanych przez lekarzy kwot, o ile lekarze z CZMP (i nie tylko) sklonują się.
Dzień trzeci
Przed apelem doktora Grzegorza Krzyżanowskiego ulotki rozdawaliśmy według jednomyślnie przyjętego kodu, ale nie myśleliśmy w sposób szczególny o córkach i wnuczkach łódzkich włókniarek. Dramatyczne słowa doktora zmusiły nas do historycznego myślenia o Łodzi, jako największym niegdyś (obok Warszawy) ośrodku przemysłowym w Polsce pod względem zatrudnionych, gdzie podstawową gałęzią był przemysł włókienniczy zatrudniający w czasach rozkwitu 57,4% pracujących w przemyśle. Zaczęliśmy się "na cito" zastanawiać, dlaczego to akurat córki i wnuczki włókniarek miałby w szczególny sposób poprzeć lekarzy? Nie przypominamy sobie, żeby lekarze stawali w obronie ich babek i matek, kiedy te masowo wypieprzano na bruk z upadających jeden po drugim zakładów pracy. Zaczęliśmy poszukiwania i znaleźliśmy adresatki apelu medyków. Niektóre opowiadały nam, że dzieci wyleciały z łódzkiego Lublinka w stronę Anglii, Irlandii, Szkocji. Według statystyk, w ciągu czterech pierwszych miesięcy tego roku 15 tysięcy łodzian wyemigrowało za chlebem. Oferty pracy składane m.in. przez Tony'ego Blaira były atrakcyjniejsze od ofert rządu Kaczyńskiego. W Łodzi na jedno miejsce pracy było (maj 2007) 105 chętnych (Warszawa – 47, Kraków – 15, Wrocław – 22. Gdańsk – 61, Poznań – 76), a średni dochód miesięczny łodzianina w złotówkach w Łodzi to 278 (Warszawa – 505). Dla łodzian pod wieloma względami lepsze jutro było wczoraj. Żadna kobieta z włókniarskiego rodu w niczym nie przypominała mi Michaliny Tatarkówny-Majkowskiej – włókniarki, Pierwszego Sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w latach 1953-55, do 1964 roku Pierwszego Sekretarza Komitetu Łódzkiego PZPR. W tych latach byłam dzieckiem, ale Michalina Tatarkówna kojarzy mi się zawsze z psem pekińczykiem i charyzmą[1]. Z psem czasami się w dzieciństwie bawiłam, charyzmę pamiętam do dziś. Panie doktorze Krzyżanowski! Apel był źle skierowany. Te córki i wnuczki włókniarek nie staną za wami murem. Nawet jak nie kupują prasy, to intuicyjnie czują, że poparcie waszych żądań to nagłe pogorszenie łódzkich statystyk, w których i tak zajmujemy pierwsze miejsce w kraju. 12 zgonów na 1000 mieszkańców. Panowie, oderwijcie się na chwilę od analizowania stanu swoich kont i zacznijcie analizować dane statystyczne dotyczące Łodzi. Przyspieszcie, choć na chwilę, przebieg świadomych procesów psychicznych, odzwierciedlających ogólne cechy i stosunki miedzy różnymi elementami (może nie tylko) łódzkiej rzeczywistości, czyli potocznie mówiąc – myślenie i zmuście się do czynności poznawczych, skierowanych na rozwiązanie problemu w sposób korzystny nie przede wszystkim dla siebie, ale dla pacjentów, w tym córek i wnuczek łódzkich włókniarek, do których tak żarliwie apelujecie. Nie przyjmujcie też za powszechnie obowiązujące opinie wygłaszane przez pacjentów do podtykanych im przez dziennikarzy z TVN mikrofonów. Opnie ludzi w traumie nie są diagnostyczne. Który pacjent, oczekujący na operację, czy choćby zdiagnozowanie, odważy się nie poprzeć waszych żądań? Łódzcy pacjenci mają na świeżo w pamięci aferę łowców skór. Nam wyszło, że łódzka ulica w większości popiera nas i ci, z którymi rozmawialiśmy, mają tak, jak i my w dolnym odcinku jelita grubego zarówno wasze żądania, jak i pomysły Religi (vide m.in. pomysł pełnopłatnych wszystkich zabiegów w sanatoriach), co sprawi, że robotnik, chłop, emeryt i rencista będzie mógł zapomnieć o wyjeździe do Kudowy czy Ciechocinka, a większość chorych dzieci nie będzie miała żadnych szans na leczenie w Rabce czy w Polanicy. Jak nam nie wierzycie, sami wyjdźcie z sondażami na łódzkie ulice. Na początek polecamy Gdańską, Lipową, Będzińską, czyli okolice siedzib MOPS, szczególnie w dni, w których ich klienci odbierają na przykład zasiłki celowe z przeznaczeniem na dożywianie, tylko nie mówcie, że jesteście lekarzami, bo wkurwieni podopieczni, pod wpływem psychologii tłumu, wcisną was w topniejący pod wpływem wysokich temperatur asfalt.
Dzień czwarty, piątek, 20 lipca
Upał na ulicach, jak cholera. Mamy sucho w ustach od rozmów z Łodzianami. W czwartej godzinie rozdawania ulotek – telefon. Lekarze z CZMP odstąpili od protestu głodowego i pracy w systemie ostrego dyżuru i zaczynają normalną pracę. Oddychamy z ulgą. Lekarze zawsze powinni wysłuchać uważnie i z troską swojego pacjenta. Wierzymy, że nas dokładnie wyczytali, bardziej niż przysięgę Hipokratesa...
Przypis:
1. Zasługi Michaliny Tatarkówny-Majkowskiej dla Łodzi to m.in.: doprowadzenie do wybudowania bloków na osiedlu Dąbrowa, zbudowanie łódzkiej Fabryki Transformatorów i Aparatury Trakcyjnej "Elta", założenie sieci pralni, zamknięcie ulicy Piotrkowskiej dla samochodów.
Małgorzata Michalska
Artykuł ukazał się na stronie Nowej Lewicy (www.nowalewica.pl) oraz w tygodniku "NIE".