Jaworski: Rewolucja 2.0

[2007-08-28 12:17:17]

Seattle, rok 1999. W obliczu tamtych wydarzeń, u progu XXI wieku, doprawdy trudno było milczeć – niezależnie od tego, co kto miał do powiedzenia na temat bitwy na ulicach miasta. Z toczonej od tamtej pory debaty na temat dominującej dziś formy kapitalizmu można wynieść wrażenie, że problem został sformalizowany w postaci pytania: czy neoliberalizm jest dobry, czy zły? Dyskutanci konsekwentnie sytuujący się po lewej stronie spektrum opinii w tej kwestii odpowiadają "nie", ochoczo (i całkiem słusznie) wypominając rzecznikom "trzeciej drogi", że ich odpowiedź "nie, ale..." oznacza de facto pełną akceptację kapitalizmu w wersji westernowej plus listek figowy w postaci twierdzeń, że może być tak samo, tylko inaczej, że "świat jest płaski"(1) i można stworzyć szanse dla wszystkich. Krytyce neoliberalnej rzeczywistości nie towarzyszy jednak wysiłek namysłu nad taką diagnozą obecnej globalnej sytuacji gospodarczej, która pozwoliłaby na zaproponowanie rozwiązań adekwatnych do stanu w jakim znalazł się dzisiaj system kapitalistyczny jako zinstytucjonalizowany sposób organizacji pracy, różniący się w tym aspekcie od światowej gospodarki sprzed stu lat. Zrozumienie tej różnicy pozwoli na przezwyciężenie nie tylko neoliberalizmu, lecz i samego kapitalizmu, odświeżając znaczenie samego terminu rewolucja.

Rewolucja, która nie nadejdzie

Od dziesięcioleci niechęć do kapitalizmu prowadzi do obiegowo już funkcjonującej dychotomii: albo rewolucja, albo reforma. Co na temat jej aktualności można powiedzieć dziś?

Podstawową barierą dla dumnego powrotu szczodrych państw opiekuńczych wydaje się być fakt, że proces ich rozbiórki sięgający początku lat 80. rozpoczął się pod pretekstem przyśpieszenia wzrostu gospodarczego, czyli w istocie miał na celu stworzenie przestrzeni dla swobodnego windowania zysków korporacyjnych molochów. Aby zatem europejczycy mogli marzyć o powrocie welfare state w szczytowej formie, trzeba by jakoś owe globalnie działające podmioty gospodarcze przekonać, by zgodziły się łaskawie zarabiać mniej. Abstrahując od pozostałych czynników niesprzyjających rozwiniętej polityce socjalnej(2), realizacja jedynie tego warunku wydaje się być nieprawdopodobna. Równałoby się konieczności przedsięwzięcia tak radykalnych kroków politycznych, że na dobrą sprawę nie warto by już marnować okazji i, korzystając z impetu, z miejsca przejść do wariantu drugiego, mianowicie rewolucyjnego.

Dlaczego jednak organizacje, które mają rewolucję w nazwie lub po prostu deklarują się jako otwarcie antykapitalistyczne, poprzestają zazwyczaj na osiąganiu celów "bezwstydnie" reformistycznych? Ich aktualny opór wobec leseferysycznego szaleństwa ma ten sam charakter. W ogromnej większości przypadków koncentrują się przecież na wspieraniu walki pracowniczej mającej na celu podwyżki płac, ochronę miejsc i poprawę warunków pracy, połączone z agitacją na rzecz polityki szczebla państwowego pozbawionej neoliberalnych ciągot(3). Formułowane sto lat temu obietnice, jakoby postępująca eskalacja tego typu żądań miała w końcu zawieść nas na skraj rewolucji, okazały się być bez pokrycia. Polityka tego rodzaju została całkowicie inkorporowana w obręb logiki powojennego kapitalizmu, zapewniając mu największe w dziejach prosperity. Walka pracownicza uwięzła w zbiurokratyzowanych związkach zawodowych, których podstawowym warunkiem istnienia jest obecność kapitalistycznych stosunków produkcji. Dla ruchów parających się "przygotowywaniem społeczno-politycznych warunków" dla przyszłej rewolucji okazało się to pułapką. Główny jej mechanizm działał w oparciu o to, że pracownikom przemysłu nie opłacało się ryzykować podjęcia kroku rewolucyjnego, rezygnując z bezpiecznej pozycji, jaką gwarantowało im państwo socjalne. Nakręcanie wewnętrznych sprzeczności nękających kapitalizm wcale nie oznacza – jak się okazuje – jego powolnego dryfu w stronę apokalipsy, ponieważ ostatecznie pomógł nadać mu nową dynamikę. Rewolucja, która powinna oznaczać przejęcie środków produkcji przez proletariat i podporządkowanie ich celom samodzielnie obranym przez klasę pracującą, realizowanym w procesie demokratycznego zarządzania, nie nadchodzi, ponieważ klasa pracująca nie uznaje tego za priorytet. Priorytetem są: wysokie płace, stałe zatrudnienie i święty spokój. Postulaty jak najbardziej zrozumiałe, w żadnym jednak razie nie antysystemowe. W sytuacji, gdy mają to zagwarantowane (choć obecnie nie mają), myśl o obalaniu kapitalizmu wydaje im się niedorzeczna. Konieczność dokonania zamachu na aktualnie istniejącą sieć własności środków produkcji wydaje się czymś niewartym ryzyka. "Burżuazyjni" politycy sprzed kilkudziesięciu lat dobrze wiedzieli, co robią, godząc się na projekty reform socjalnych. Dziś poważne ruchy rewolucyjne istnieją jedynie w tych częściach świata, gdzie ów konsensus nie zaistniał.

Stanowisko reformistyczne zawsze przegra z rewolucyjnym, ale jedynie przy założeniu, że w toku symbiotycznej ewolucji systemu kapitalistycznego i proletariatu, władza sprawowania kontroli nad produkcją nie będzie miała szansy na samoczynne przejście w ręce klasy pracującej. Założenie to jednak jest obecnie rewidowane przez rzeczywistość późnego kapitalizmu. Wiąże się to nieodzownie z powstaniem nowej formuły pracy, szybko kolonizującej przestrzeń aktywności zróżnicowanego dziś proletariatu. Marks postrzegał klasę pracującą, jako podstawę do stworzenia społeczeństwa zorganizowanego na wzór jednej wielkiej fabryki, tylko bez kapitalistów i szefów. Ta część proletariatu, która faktycznie stanowi zaplecze tego projektu, nie jest aktualnie zainteresowana "skokiem do królestwa wolności". Dziś jednak potencjał rewolucyjny drzemie w siłach wytwórczych, które od fabryki starają się trzymać jak najdalej. To właśnie te siły otrzymają szansę, nie tyle na przejęcie systemu, co na wspólnotowe usankcjonowanie swej realnej nad nim władzy. Jak to jednak możliwe? Wskazówkę znaleźć można chociażby u ignorowanego ostatnimi czasy Antonio Negri’ego: "Umysły i ciała nadal potrzebują innych, by wytwarzać wartości, jednak tych innych, których potrzebują, niekoniecznie dostarcza kapitał ze swą zdolnością organizowania produkcji"(4).

Kognitariusze wszystkich krajów...

Jeżeli przyjąć, że dojrzały kapitalizm sprzęgnięty był z postępami rewolucji przemysłowej, torującej sobie drogę gestem bezceremonialnego oderwania funkcji konsumenta od producenta, to trzeba też przyznać, że władza ekonomiczna w tym systemie należała do tych, którzy zdołali zmonopolizować globalny obieg informacji wymaganych do zrównoważenia obu szal systemu gospodarczego(5). Władzę tę zatem dzierżyli kapitaliści, stopniowo niknący w cieniu swoich własnych scentralizowanych aparatów biurokratycznych. W chwili obecnej monopol ten jest z pewnością nie do utrzymania, ponieważ okazuje się dysfunkcjonalny. Zyski firm bijących się o rynek zależą w coraz większym stopniu od tego, jaka część informacji ucieleśnionej w wartości dodanej jest aktywnie przetwarzana przez szeregowych pracowników.

Udział sektora usługowego w gospodarce oznacza postępujące usamodzielnienie się klasy pracującej w zakresie treści i formy wykonywanej przez siebie pracy. Samodzielność oznacza tu nie tylko możliwość poznawczej kontroli procesów gospodarczych, ale również autonomię decyzyjną. Pracownik nie jest już zaledwie bezmyślnym trybem, choć rzecz jasna nadal jest tak traktowany. Teza, że szeregowy pracownik pozbawiony jest wiedzy pozwalającej mu efektywnie kontrolować życie gospodarcze, dała się od biedy bronić w "twardym" kapitalizmie, w którym producenta od konsumenta oddzielała taśma produkcyjna. Dzisiaj większość proletariatu bierze bezpośredni udział w wymianie gospodarczej w jej finalnej fazie – pracują na froncie konsumpcji, a sprzężenia zwrotne między rynkiem a firmą zachodzą przy ścisłym udziale pracownika. Menedżerowie starają się jedynie za nimi nadążać i szukać tych, którzy podpowiadać im będą nowe pomysły. Obecnie, gdy ciągłe zwiększanie zysków musi opierać się głównie na powiększaniu sprzedaży przy jednoczesnej konieczności penetracji wszelkich możliwych do wykorzystania nisz rynkowych, błyskawiczna reakcja na drobne zmiany w preferencjach klienteli jest podstawą utrzymania się na rynku.

Wymusza to sytuację, w której najbardziej nawet zbiurokratyzowana korporacja nie ucieknie przed wymogiem uwolnienia kreatywnego potencjału własnych pracowników. Wiele analiz socjoekonomicznych wiąże to zjawisko z ukształtowaniem się tzw. społeczeństwa informacyjnego, czyli z uderzającym przemodelowaniem wzorów komunikowania się i korzystania z mediów wskutek gwałtownego rozwoju technologii informatycznych i Internetu. Związek ten nie jest co prawda nierozerwalny, ponieważ niezależnie od stopnia informatyzacji sama praca w późnokapitalistycznym sektorze usług poddaje się automatyzacji znacznie bardziej opornie niż w przypadku przemysłu i siłą rzeczy wymaga zwiększonej aktywności pracownika. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że powszechna informatyzacja i usieciowienie, jako stały już wręcz element infrastrukturalnego zaplecza biur i mieszkań, potęgują zmiany zachodzące w charakterze samej pracy. Mamy w istocie do czynienia z sytuacją, w której lokalność wyrażona w stanowisku pracy Hindusa lub Polaka zatrudnionego w call-center obsługującym ponadnarodową korporację, faktycznie polega na coraz bardziej świadomym i aktywnym uczestnictwie w globalnym obiegu informacji utrzymującej w ruchu światową gospodarkę. W praktyce oznacza to, że gros informacji zarówno o lokalnych fluktuacjach popytu i podaży, jak i o bardziej ogólnych trendach na określonym rynku, jest aktywnie wykorzystywanych przez istotną część klasy pracującej w jej codziennych obowiązkach. Niektórzy ukuli nawet nowy termin na określenie specyfiki nowoformującego się proletariatu: kognitariat.

Formalna rola nowego proletariusza pozostaje co prawda taka sama – z racji strukturalnej konieczności podejmowania przez niego pracy najemnej – zmianie ulega jednak świadomość pracownika co do jego roli i pozycji zajmowanej w systemie. Wie, że to on trzyma rękę na pulsie. Załamaniu ulega bowiem taylorowski podział pracy, polegający na "rozbiciu" kontroli pracowniczej nad procesem wytwarzania wartości. Dzisiaj, zwłaszcza w przypadku branż stricte informatycznych, które są oczywiście przykładem skrajnie już odmiennej organizacji pracy, produkt końcowy będący przedmiotem transakcji, jest na dobrą sprawę od początku do końca rezultatem twórczego działania szeregowego personelu, zawłaszczanym przez hierarchię, zajmującą się mobilizowaniem siły roboczej, finansami i kontraktowaniem zleceń.

Co więcej, wspomniane już zmiany w sposobie funkcjonowania przedsiębiorstw na rynku, wymuszają utrwalenie się podobnego trendu w samym przemyśle. Za symboliczny należy uznać moment, w którym zarząd Toyoty przyznał każdemu szeregowemu pracownikowi fabrycznemu możliwość zatrzymania linii produkcyjnej w momencie, który uznają za konieczny ze względu na dobro firmy. Japońscy producenci samochodowi postawili również na kontrolę jakości aut wykonywaną przez samych robotników. W efekcie japońskie marki są światowymi liderami na polu bezawaryjności i bezpieczeństwa.

Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że branżach będących głównym polem operacyjnym nowego proletariatu, opanowanych przez tzw. białe kołnierzyki, nastąpiło przewrotne odwrócenie logiki uprzemysłowienia. Mamy wszak do czynienia z sytuacją, w której to rola szeregowych pracowników jest coraz trudniejsza do powierzenia ich maszynom, podczas gdy to właśnie praca biurokracji, rzekomo niezbędnej do sprawnego zarządzania informacją jest najłatwiejsza do zastąpienia przez kapitał trwały, czyli – w tym przypadku – przez oprogramowanie systemowe. Szacowanie ryzyka również jest w coraz większej mierze domeną specjalistycznego oprogramowania, wykorzystującego logikę rozmytą i równoległe, rozproszone przetwarzanie informacji. To zaś wymaga oparcia organizacji firm na spotęgowaniu przepływu informacji w poziomie, za cenę celowej rezygnacji z kontroli jej obiegu przez pionowo zorientowane hierarchie. Podejmowanie decyzji coraz mniej zależy od doświadczenia, które odgrywało rolę kluczową w starym kapitalizmie, a właśnie od błyskawicznej orientacji w zmiennym środowisku w oparciu o poziomy przypływu wiedzy(6). Co ciekawe, pracownicy różnych działów intensywnie komunikujący się ze sobą podczas wykonywania swej pracy, nie mają dostępu do podstawowej w kapitalizmie kategorii danych – do danych finansowych, oczywiście. Z racji tego, że nowy proletariat nadal pracuje w interesie systemowo uprzywilejowanej grupy, tajemnice pionu finansowego muszą pozostać jedynie w zasięgu wybranych.

Mamy zatem sytuację, w której coraz szybszej erozji ulega racja bytu ściśle wyodrębnionej hierarchii zarządczej, dotychczas niezbędnej dla trwania systemu. Jest tylko jeden powód, dla którego pracownicy obracający całą tą pulą informacji, korzystający ze swej wiedzy i biegłości w cybertechnologiach, nie zastąpili jeszcze menedżerów w ich formalnej funkcji. Po prostu nikt im na to nie pozwala, bo oznaczałoby to koniec kapitalizmu. Trudno doprawdy oczekiwać, że klasa żyjąca z wyzysku pracy uzna kiedykolwiek swą zbędność.

Gra pozorów: następne rozdanie

Elastyczność i samodzielność ludzi pracy, nieodzowna dla kapitału w walce o konkurencyjność, oraz pozwalająca na chociażby symboliczne przezwyciężenie alienacji samych pracowników, ma bez wątpienia swą ciemną stronę. Wiąże się bowiem z narastającym poczuciem niesprawiedliwości, której źródłem są przede wszystkim niskie płace. Okazuje się, że młodzi, wykształceni, wszechstronni, i chętni do zmian ludzie, pomimo że wolni od fabrycznego znoju, zmuszeni są do akceptacji życia w okolicach finansowego dna. Nowy proletariat nie zarabia dziś więcej niż pracownicy fizyczni, nie mówiąc już o robotnikach wykwalifikowanych. Dzieje się tak pomimo – a raczej właśnie z powodu – kluczowej roli ich pracy w nowej gospodarce, co pozwala na domknięcie opisu tej grupy społecznej w klasycznie marksowskich ramach interpretacyjnych, znajdujących tym razem zastosowanie w kapitalizmie tego rodzaju, którego Marks nie znał. Wyprowadzenie pracy z fabryk w oczywisty sposób nie zlikwidowało wyzysku; wręcz przeciwnie – utrwaliło go jako podstawę nowej gospodarki, korzystając z przewrotnej gry pozorów. Do ucisku płacowego dochodzi bowiem inna bolączka – niepewność samego zatrudnienia i nieokreśloność ścieżki rozwoju zawodowego, zwana dla niepoznaki mobilnością. Kategoria ta stała się fetyszem, nowym narzędziem bio-politycznym znakomicie nadającym się do kiełznania świadomości dzisiejszej klasy pracującej na drodze dyscyplinującego skanalizowania jej emocjonalności. O "mobilności" śmiało można mówić jako o fetyszu w sensie psychoanalitycznym, jakim posługuje się Slavoj Žižek: pozytywna konotacja terminu mobilność, przywodząca na myśl energiczność i przebojowość, odsuwa nad bok nieznośną rzeczywistość, skutecznie uśmierzając lęk przed tym, co przyniesie jutro – lęk nieustannie obecny w rzeczywistym doświadczeniu "mobilności" na co dzień. Zarówno wyzysk płacowy, jak i skazanie na "elastyczność" pracy w nowym kapitalizmie, pozwalają sytuację nowego proletariatu opisać posiłkując się diagnozą Richarda Senneta(7). Dzisiejszy kapitalizm faktycznie wyzwala ich potencjał, po to jednak, by żywić się nim dzięki wykorzystaniu nowych mechanizmów dyscypliny. Oznacza to oczywiście, że opisana wcześniej względna autonomia w pracy w późnym kapitalizmie, nie jest jednak w żaden sposób autonomią pracy. Obietnica upodmiotowienia okazuje się realizowana o tyle, o ile otwiera nowe pole dla wyzysku. Nowy proletariat otrzymuje pozór kontroli nad własnym życiem zawodowym, w rzeczywistości pracując na utrwalenie własnego podporządkowania. Przekształcenie formuły pracy właśnie się dokonuje. Jej pełne wyzwolenie musi się wiązać z możliwością określania jej celów i nadawania jej kierunków przez tych, którzy ją wykonują. Właśnie w tej sprawie kapitał nie zamierza oddawać pola.

e-Komunizm: wolność, równość, powszechny dostęp

Jak polityczny bumerang powraca jednak z dziewiętnastego wieku memento przekonujące nas, że kapitalizm na każdym kroku własnego rozwoju tworzy warunki swej niemożliwości. Nieokiełznana konsumpcja, dzięki której system nadal zipie, ma w coraz większej mierze charakter czysto symboliczny, nastawiony na ciągłe odnawianie własnej tożsamości, finalizowane w obsesyjnej wręcz potrzebie samookreślenia. To masowe roszczenie podmiotowości kładzie podwaliny dla kultury, w której kapitalizm będzie musiał w oczywisty sposób okazać swój opresyjny charakter, ulegając powszechnej delegitymizacji(8). Szaleńczo rozrastająca się dziedzina samookreślenia powoli przestaje mieścić się w rutynie kupowania napojów gazowanych, które spożywając mamy podobno w niewyjaśniony sposób "pozostać sobą".

Istnieje przestrzeń, w której to pragnienie znajduje ujście w postaci wspólnej pracy płynącej z pasji, z chęci nadania sensu własnej aktywności – Internet. Faza, w którą wkroczyła właśnie ewolucja tego medium, określana jest jako Web 2.0. Nazwa ta opisuje zjawisko polegające na eksplozji nowego sposobu uczestnictwa w sieci. Do lamusa odchodzi wzór internauty, jako biernego przeglądacza stron WWW, utrwala się natomiast zwyczaj powszechnego ich współtworzenia przez rzesze ich użytkowników. Całkowite "spłaszczenie" struktury komunikacji, zwiększenie jej szybkości, niemożność poddania jej jakimkolwiek hierarchiom kontroli oraz niespotykana do tej pory swoboda łączenia się ludzi przy jednoczesnym awansie technologii wymiany multimedialnej skutkują procesem emergentnego wyłaniania się nowego poziomu organizacji społeczeństwa, na którym "rzesza" Negri’ego spontanicznie jednoczy jednostki poświęcające czas na społecznie wartościowaną pracę w samoorganizujący się kolektyw, tzw. smart mob. Wikipedia to tylko jeden z popularnych przykładów. Henry Jenkins z Massachusetts Institute of Technology zwraca uwagę(9) na idące już w tysiące przykłady mogące świadczyć, że gospodarka postmaterialna, dzięki nieograniczonej możliwości zrzeszania się ludzi w cyberprzestrzeni, daje szansę tworzenia rzeczywistej wartości użytkowej w środowisku pozarynkowym. Yochai Benkler z Harvard Law School podkreśla, że w oparciu o ten mechanizm coraz większa ilość ludzkiej pracy tworzy wartość w ramach produkcji społecznej czyli dokonuje się poza środowiskiem rynkowym, dzięki modelowi wymiany pracy bazującego na dobrowolnej, masowej partycypacji, braku hierarchii i zawieszeniu praw własności(10).

Sieć staje się inkubatorem społeczeństwa bezklasowego, miejscem w którym ruch pracy wymyka się strukturom narzuconym jej przez kapitalistyczny moloch hierarchicznej dominacji. Najbardziej imponującym owocem usieciowionej wymiany pracy jest bez wątpienia Linux – rodzina systemów operacyjnych tworzonych i na bieżąco modyfikowanych przez tysiące komputerowych pasjonatów, nie godzących się na zmonopolizowanie środowiska ich codziennej pracy przez Microsoft. Stopniowe upowszechnianie się Linuxa jest z pewnością świadectwem spektakularnego zwycięstwa na logiką kapitału odniesionym na polu całkowicie przez nią opanowanym. Oparty na radykalnie zreformowanej własności intelektualnej Linux daleki jest na razie od realiów funkcjonowania tradycyjnej gospodarki towarowo-pieniężnej, czyni jednak widoczny wyłom w świadomości ludzi, których polityczna podmiotowość wyrasta poza liberalne ramy nadane jej przez kapitalistyczne stosunki produkcji życia(11). Ludzie tacy jak oni, czujący, że usytuowanie w splocie dzisiejszych relacji gospodarczych, opartych na niewidzialnych mechanizmach dyscyplinujących, obraża ich, stanowią naturalną glebę, na której powinna siać i zbierać plon ta część lewicy, która swą wyobraźnią polityczną ciągle chce sięgać poza kompromis z kapitalizmem.

Oddanie sił wytwórczych w ręce proletariatu dokonuje się na naszych oczach. Co więcej, poprzemysłowa klasa pracująca, na boku kapitalistycznych stosunków produkcji, tworzy nowy typ wymiany gospodarczej, opartej na nowej formie własności. Wiedza, twórczość i motywacja wewnętrzna, spotęgowane i skolektywizowane (sic!) przez sieć w połączeniu z coraz bardziej egalitarną i swobodną formułą ich wymiany stawiać będą coraz większy opór próbom zmonopolizowania tych sił przez samoposiadający się kapitał, który już stracił możliwość ich kontroli. Stanowią one realny emancypacyjny potencjał czekający na nadanie mu politycznego kierunku. Warto zaryzykować twierdzenie, że unieważnia to w pewnym stopniu tezy formułowane m.in. przez Różę Luksemburg w przemowie "Przeciw Bernsteinowi", że rewolucja proletariacka nie może dokonać się tak jak rewolucja burżuazyjna, czyli na drodze faktycznego objęcia władzy gospodarczej przed sformalizowaniem jej w ostatecznym akcie rewolucyjnym. Otóż, w świetle powyższej diagnozy – może. Oznacza to, że nowy proletariat korzystając z najnowszych osiągnięć technologicznych, dehierarchizujących obieg informacji może stworzyć egalitarystyczną alternatywę dla kapitalizmu w obrębie gospodarki postmaterialnej, i podjąć walkę z systemem z pozycji w pełni konstruktywnej krytyki. Powstają nowatorskie rozwinięcia myśli marksistowskiej, które są nie tyle kontynuacją krytyki kapitalizmu, ile wizją przyszłego komunizmu, a odwołują się otwarcie do wzorca uspołecznienia pracy wypracowanego w ramach prężnie rozwijających się dziś inicjatyw pączkujących w Internecie(12). Dzięki zastąpieniu własności prywatnej własnością publiczną, zerwaniu z hierarchicznym nadzorem, oparciu efektywności na swobodzie dzielenia się swoją pasją i demokratycznej ocenie wkładu pracy, model ten niemalże ucieleśnia komunistyczny modus produkcji. W taki sam sposób jak Linux, mogą działać systemy telekomunikacyjne, niezależne media i obywatelskie instytucje władzy przedstawicielskiej a nawet system bankowy, w którym depozytariusze sprawują pełną kontrolę nad swoimi pieniędzmi(13).

Oczywiście, aby za pomocą takich – dzisiaj ledwie hipotetycznych – narzędzi można było zadać cios, potrzeba masowej mobilizacji. Dzisiaj kapitalizm ponownie tworzy ją sam, tak jak sto lat temu. Tym razem jednak proletariat znalazłby się w sytuacji, jaka wówczas nie była jego udziałem. Ludzie pracy nie muszą czekać na bolszewików, którzy zdobędą państwo i przemysł dla ludu, tylko nie wiadomo kiedy mu je oddadzą. Mogą natomiast zacząć stopniowo opuszczać zastany system tworząc zręby nowego. Jak zauważa popularny krytyk tradycyjnego podejścia rewolucyjnego, "problemem nie jest zniszczenie kapitalizmu, problemem jest zaprzestanie tworzenia go"(14).

Nowe nie jest straszne

Osiągnięcie wymiernych rezultatów na tym polu, wymaga rzecz jasna długoterminowych inwestycji w edukcję ludzi starujących dziś w życie z zamiarem cieszenia się karierami manedżerów lub ekskluzywnych konsultantów, którymi nigdy nie zostaną. Musi stanowić to w istocie proces tworzenia zalążków nowej kultury lewicowej, potrafiącej ująć świeże umysły marzeniem o wzięciu swojego życia w swoje ręce – ale w akcie wzajemnej solidarności. Nie obejdzie się też bez radykalnego odświeżenia języka w którym kontestowany jest system i formułowane są cele. Marksistowska, syndykalistyczna i socjalna nomenklatura zniechęca nowy proletariat ociężałością i topornością – to nie są dyskursy w których oni sami chcieliby mówić o sobie, potrzebują formy wyrazu dającej im poczucie stanowienia nowej jakości, nowej politycznej siły. W konsekwencji oznacza to również konieczność rozszerzenia zainteresowań ze strony starej lewicy, która kompromituje się nie dostrzegając takich zjawisk jak Creative Commons lub europejska walka z patentowaniem oprogramowania. Wielu dzisiejszym dwudziestolatkom przemawia to do wyobraźni bardziej niż strajki górników. Z pewnością opłaciłoby się to, dzięki wykorzystaniu okazji na odświeżenie lewicowych wartości, kostniejących gdzieś między Leninem a Kautskim, lub zamiecionych pod wycieraczkę przez Blaira.

Można krytykować powyższe pomysły twierdząc, że gospodarka postmaterialna to bzdura, która dla dzieci pracujących w korporacyjnych fabrykach w Bangladeszu nie znaczy kompletnie nic. Jest w tym sporo prawdy, jednak to na niej wspiera się cały dzisiejszy system globalnej wymiany – stanowi ona główny obszar realizacji wartości dodanej; teren ten zatem powinien stanowić obszar szczególnego zainteresowania polityki antysystemowej – to w nim bowiem bije serce systemu. Wizja nowego, usieciowionego, dynamicznego i samodzielnego proletariatu nie może oczywiście zamykać nam oczu na kwestie wymagające tradycyjnych form walki: o prawa wykluczonych, prawa lokatorów, dyskryminację pracowników czasowych lub wyzysk w służbie zdrowia. Niepoważne byłoby uogólnienie, że dzisiejszy proletariat to kognitariat – kognitariat nie stanowi nawet większości klasy pracującej. Działa jednak w centrum późnego kapitalizmu, jego rola będzie rosła, a jego szeregi będą się powiększały wraz postępem agonii samego kapitalizmu. Nie można zamykać oczu na nowe trendy, za którymi ma szansę podążyć przyszłość socjalizmu. Można za to śmiało postawić tezę o komplementarności obydwu perspektyw: nowy proletariat będzie zyskiwał świadomość klasową w procesie katalizowanym obecnością tradycyjnych ruchów na rzecz "rewolucyjnego przejęcia środków produkcji", sprzyjających definiowaniu własnej tożsamości w kategoriach jednoznacznych politycznie. Na styku tych dwóch tendencji rozpościera się obszar, na którym system kapitalistyczny sam sobie zagraża, oddając władzę tym, którym powinno zależeć na jego zniesieniu.

Kapitalizm jest martwy, twierdzi Negri(15), ale przecież wszyscy widzimy, że jeszcze wierzga, ciężko dyszy i toczy pianę. Jest dziś jedna siła, która utrzymuje kapitalizm przy życiu – siła inercji. Instytucje polityczne i gospodarcze gwarantujące jego trwanie długo jeszcze będą stawiały opór nie dlatego, że posiadają jakąś szczególną władzę trzymającą świat w uścisku, ale dlatego, że ludzie, którym coraz bardziej uprzykrzają one życie, nie odkryli jeszcze, iż narzędzia władzy nad ich losem są już w ich własnych rękach.

Przypisy:
1. Idea przewodnia książki o tym tytule sprowadza się w istocie do poglądu, że liberalizacja handlu połączona z postępującym spadkiem cen nowych technologii doprowadzi do wyrównania szans gospodarczych między zamożnymi a ubogimi społeczeństwami. Thomas L. Friedman, Świat jest płaski, Rebis, Warszawa 2006.
2. Mamy niewątpliwie do czynienia z rosnącym społecznym przyzwoleniem na demontaż państwa socjalnego. Ciekawą interpretcję tego trendu zaproponował swego czasu Zygmunt Bauman, twierdząc, że odpowiedzialna jest za to wzbierająca fala konsumeryzmu, mająca swe odległe źródło w samym państwie opiekuńczym. Patrz: Zygmunt Bauman, Praca, konsumpcjonizm i nowi ubodzy, Wydawnictwo WAM, Kraków 2006.
3. Ze względu na naturalne ograniczenia objętościowe tekstu, pozwolę sobie skupić się na trendzie dominującym dziś w Europie. Ruchy na rzecz przejmowania zakładów pracy, jakkolwiek interesujące, w żadnym razie nie mieszczą się jego obrębie.
4. Michael Hardt, Antonio Negri, Imperium, W.A.B., Warszawa 2005, s.314.
5. Alvin Toffler, Trzecia fala, PIW, Warszawa 1997.
6. Popularność i skuteczność „spłaszczonych” form zarządzania w dużych firmach znakomicie wyjaśniają teorie sieci społecznych. Patrz. Duncan Watts, Six Degrees. The Science of a Connected Age, W. W. Norton & Company, New York.
7. Richard Sennet, Korozja charakteru. Osobiste konsekwencje pracy w nowym kapitalizmie. Muza, Warszawa 2006.
8. Michael Hardt, Antonio Negri, Imperium, W.A.B., Warszawa 2005.
9. Henry Jenkins, Kultura konwergencji. Zderzenie starych i nowych mediów, WAiP, 2006.
10. Yoichai Benkler, The Wealth of Networks. How Social Production Transforms Markets and Freedom, Yale university Press, London 2006.
11. Warto zauważyć, że czołowa postać ruchu Free Software Richard Stallman uchodzi za autorytet w wielu środowiskach radykalnie lewicowych. Wywiady z nim przeczytać można m.in. na www.zmag.org.
12. Nick Dyer-Witheford, The Circulation of the Common, www.geocities.com/immateriallabour/withefordpaper2006.html.
13. Takie instytucje już powstają jako zrzeszenia ludzi udzielający sobie na wzajem pożyczek, patrz m.in. www.prosper.com, www.zopa.com, www.smava.de.
14. John Holloway, Power and Democracy: More than a Reply to Michael Löwy, 2002, tekst pochodzący ze strony www.europe-solidaire.org.
15. "Kapitalizm jest już martwy", wywiad z Antonio Negrim, "Europa", 137, 7 pażdziernika 2006.

Paweł Jaworski


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku