Pierwsi przegrani: robotnicy
Po pierwsze klęskę ponieśli sami robotnicy – członkowie "Solidarności". To oni stali się ofiarami transformacji, a ich realny poziom życia pogorszył się w porównaniu z czasami PRL-u. Jednocześnie robotnicy utracili nimb klasy panującej, zostali strąceni z piedestału, a ich niegdysiejsi obrońcy zaczęli traktować ją jako zagrożenie. Transformacja skutkowała również zorganizowanym atakiem na związki zawodowe, które były w prasie liberalnej przedstawiane jako relikt poprzedniego systemu. Nie inaczej mówiono o NSZZ "Solidarność". Związki zawodowe powinny odejść do przeszłości – tak brzmiał komunikat bezustannie powtarzany w liberalnych mediach. Wierzyli w to nie tylko szeregowi robotnicy, ale również sami działacze związkowi. Na swoje nieszczęście.
Drudzy przegrani: liberałowie
Klęskę ponieśli jednak również opozycyjni liberałowie. Mianem tym Ost określa środowisko dawnej Unii Demokratycznej i "Gazety Wyborczej". Początkowo wydawało się, że to oni byli głównymi zwycięzcami polskiej transformacji. Zdominowali intelektualnie środowisko opozycji, zdominowali pierwszy niekomunistyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego i zdominowali główne solidarnościowe medium, czyli "Gazetę Wyborczą". Liberałowie cieszyli się realnym poparciem robotników, którzy wierzyli, że ci przeniosą ich w świat zachodnioeuropejskiego kapitalizmu. Liberałowie również przegrali. O ich klęsce zdecydowała przede wszystkich utrata poparcia ufnych wcześniej robotników. Dlaczego tak się stało? Środowisko symbolizowane przez Adama Michnika, Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka popełniło wówczas podstawowy błąd polityczny. Zaczęło lekceważyć gniew robotników powstały na skutek negatywnych konsekwencji transformacji ustrojowej. Niegdysiejsi obrońcy robotników zamienili się w formacje mitycznej klasy średniej, a swoje niegdysiejsze zaplecze zaczęli traktować jako zagrożenie. Jedyne co mogli zaoferować robotnikom to opowieści o tym, że przypływ podnosi wszystkie łodzie. Taka odpowiedź mogła powodować tylko wzrost frustracji.
Zwycięzcy: prawicowi populiści
W tym momencie na horyzoncie pojawili się przyszli polityczni zwycięzcy – populistyczna prawica, czyli symbolicznie rzecz ujmując: Prawo i Sprawiedliwość. Jeszcze w latach 90. bracia Kaczyńscy dokonali skutecznej diagnozy nastrojów społecznych. Zauważyli wzbierający gniew robotników i postanowili go wykorzystać. Mówili do robotników: wasz gniew jest słuszny, macie prawo czuć się rozgoryczeni. Tak brzmiała pierwsza część ich wypowiedzi, pod którą podpisać mogłaby się również każda formacja lewicowa. Jednak dalszy ciąg narracji prawicy był lewicy obcy. W miejsce kapitalizmu, doprowadzającego do pauperyzacji pracowników najemnych, prawica podstawiła innego wroga. Narracja prawicy wyglądała więc tak: wasz gniew jest słuszny, macie prawo czuć się rozgoryczeni – winni temu są agenci, ateiści, zwolennicy aborcji, czerwoni dyrektorzy, postkomuniści, geje, lesbijki i feministki. Słowem wroga klasowego zastąpił wróg kulturowy. Tocząc polityczny spór na takich zasadach prawica czuła się jak ryba w wodzie. Wszak zawsze była dobra w piętnowaniu Innego. Tę wspólną cechę posiada ona niezależnie od szerokości geograficznej pod jaką działa. Ten sam mechanizm zadziałał w wielu państwach o pozornie różnej historii. Jako najbardziej jaskrawy przykład należy wymienić działalność amerykańskich Republikanów, którzy w epoce Busha przeciągnęli na swoją stronę amerykańskich pracowników najemnych.
Organizacja gniewu wokół kryteriów klasowych
W jaki sposób uniknąć tej pułapki? Co zrobić kiedy już się w nią wpadło? Zdaniem Osta najbardziej funkcjonalna dla demokracji jest organizacja gniewu wokół kryteriów klasowych. Prawica stara się – jak już wyżej wspomniano – organizować gniew według kryteriów kulturowych. Oznacza to permanentny konflikt w sprawach, w których trudno dojść do porozumienia, jak chociażby w kwestii związków osób homoseksualnych. Gdy organizujemy gniew według kryteriów klasowych, przede wszystkim skupiamy się na sferze, w której możliwy jest kompromis. Konflikt o podział zasobów dużo łatwiej rozwiązać w drodze negocjacji, niż spór o to kiedy zaczyna się ludzkie życie.
Co robić?
Jakie wnioski powinna wyciągnąć z rozważań Osta polska lewica? Przede wszystkim swojej aktywności politycznej nie powinna ograniczać do obrony demokracji. Rzecz jasna nie można pozostawać biernym w tej sferze, jednak na pierwszy plan należy wysunąć postulaty o charakterze ekonomicznym. Taktykę tę przyjęli chociażby amerykańscy Demokraci, dzięki czemu udało odzyskać im się kontrolę nad Kongresem. Żaden marsz w obronie demokracji nie zgromadził tak wielkiej liczby uczestników jak akcje protestacyjne pielęgniarek i nauczycieli. Co zrobić aby obronić w Polsce demokrację? Wyjść naprzeciw płacowym żądaniom tych grup zawodowych. Stworzyć alternatywną wobec neoliberalnej politykę gospodarczą, której priorytetami będą likwidacja strukturalnej biedy i sprawiedliwy podział PKB. Wówczas nie trzeba będzie drżeć o demokrację. Obronią ją sami pracownicy, ale dopiero wówczas gdy zobaczą, że system ten działa również w ich imieniu. To najważniejsza lekcją, jaką polska lewica powinna wyciągnąć z lektury rozważań Davida Osta.
Nie ma powrotu
Niewybaczalnym grzechem byłoby powtórzenie błędów, które doprowadziły do zakwestionowania III i powstania IV RP. Państwo braci Kaczyńskich nie jest kaprysem historii, u jej genezy leżą błędne założenia polskiej transformacji. Jeśli walczymy o koniec IV RP nie możemy liczyć na prosty powrót do jej poprzedniczki. W przeciwnym razie pojawienie się kolejnej, dużo bardziej groźnej, mutacji braci Kaczyńskich będzie tylko kwestią czasu. Konieczne jest stworzenie nowego projektu politycznego i odzyskanie socjalnej części elektoratu PiS. Wszak pielęgniarki walczące o podwyżki w "Białym Miasteczku" w większości głosowały na braci Kaczyńskich.
David Ost, Klęska Solidarności, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2007, s. 425.
Bartosz Machalica
Recenzja ukazała się w tygodniku "Przegląd".