Pacyński: Priorytety - Edukacja, środowisko i Old Sparky

[2007-11-29 18:49:16]

Gubernatorze Dukakis, czy gdyby pańska żona została zgwałcona i zamordowana, żądałby pan kary śmierci dla mordercy?

Takie pytanie padło pod adresem prezydenckiego kandydata demokratów w roku 1988, Michaela Dukakisa w trakcie debaty z republikańskim oponentem, wiceprezydentem George’em H. W. Bushem.
Nie – zgodnie z przewidywaniami odpowiedział spokojnie gubernator Massachusetts. – Jak wiecie, zawsze sprzeciwiałem się karze śmierci.

Aczkolwiek autorem prowokacyjnego pytania nie był Bush, tylko jeden z moderujących dziennikarzy, to wiceprezydent w pełni wykorzystał odpowiedź przeciwnika, aby przedstawić go jako "miękkiego miłośnika zbrodniarzy", przeciwstawiając mu z dumą własne stanowisko, między innymi poparcie dla przywrócenia kary śmierci w systemie federalnym oraz rozszerzenia zakresu jej stosowania.

Atak na Dukakisa, w połączeniu z innymi, często fałszywymi a nawet śmiesznymi, oskarżeniami, jakimi hojnie podczas kampanii szafowali republikanie, przyczyniły się do dotkliwej porażki demokratów. Niektórzy oceniają nawet, iż gubernatora pogrążyła przede wszystkim, przytoczona na wstępie, odpowiedź w czasie debaty.
Startujący cztery lata później kolejny kandydat, Bill Clinton, nie powtórzył "błędu" poprzednika. W czasie krytycznych prawyborów w New Hampshire powrócił do rządzonego przez siebie Arkansas, aby podpisać nakaz egzekucji upośledzonego umysłowo Ricky Ray Rectora.

Krytycy Clintona byli zdania, że zmienił on stanowisko w kwestii kary śmierci z przyczyn koniunkturalnych, a na dowód stawiali właśnie sprawę Rectora. Czy jego sprawa nie stanowi znakomitej okazji, aby odwrócić uwagę od skandalu? Czy istnieje lepszy dowód na to, że nie jest się stereotypowym demokratą, jak dopuścić do egzekucji człowieka, czarnoskórego zresztą i do tego stopnia nie będącego świadomym swojej sytuacji, że deser z ostatniego posiłku odkłada sobie na później? – wspominał po latach bliski doradca Clintona, George Stephanopoulos, przypominając, iż u zarania swej politycznej kariery jego szef uważał się za przeciwnika kary śmierci. Opinia Stephanopoulosa jest o tyle wiarygodna, iż towarzyszył gubernatorowi w momencie, gdy ten przez telefon dawał zielone światło zespołowi egzekucyjnemu, a przedtem długo spierał się z nim o zasadność stosowania kary śmierci, przy czym Clinton tłumaczył się bez przekonania, niechcąc najwyraźniej zagłębiać się w motywy swej decyzji.

Faktem jest, iż kluczową rolę w zwycięstwie Clintona odgrywały sprawy gospodarcze (recesja) i socjalne (ubezpieczenia zdrowotne), jednakże nie bez znaczenia była "twardość wobec zbrodniarzy" zademonstrowana przez gubernatora, którego republikanie nie mogli w tym zakresie zaatakować, skoro podzielał ich poglądy.

Następcy Clintona wzięli sobie do serca jego nauki. Al Gore zapewniał na każdym kroku o swoim poparciu dla najwyższego wymiaru kary, zaś John Kerry, do niedawna cieszący się opinią nieugiętego przeciwnika, uznał za stosowne w okresie kampanii zrewidować na tyle stanowisko, "uznając pewne wyjątki". To samo dotyczy czołowych pretendentów i w 2008 roku.

Nie ulega wątpliwości, iż poparcie społeczne dla kary śmierci w Stanach Zjednoczonych utrzymuje się na wysokim poziomie. Publiczne deklarowanie opozycji wobec najwyższego wymiary kary poważnie obniża szanse polityków, a nawet może złamać ich kariery, czego przykładem jest Dukakis, podczas gdy poparcie może pomóc w krytycznym momencie.
Z drugiej strony w Europie panują trendy odmienne. Prawda, że odsetek populacji chcącej przywrócenia kary śmierci jest znaczny, ale znacznie mniejszym niż za oceanem. Wszystkie kraje Starego Kontynentu, za wyjątkiem Białorusi, odrzuciły jej stosowanie. Jednym z warunków członkostwa w Unii i Radzie Europy jest jej zniesienie. Zdecydowana większość rządów, polityków i kręgów opiniotwórczych wyklucza możliwość restytuowania szafotu, a nawet jeżeli, jak w przypadku rządów PiSu są tego zwolennikami, nie próbują realizować swych celów z obawy przez ostracyzmem opinii i instytucji europejskiej. Wreszcie nie bez znaczenia jest fakt, iż w wielu państwach (np. Francji, Szwecji) przeciwnicy górują nad zwolennikami w skali kraju.

Społeczeństwa europejskie nie są, rzecz jasna, wolne od podatności na populizm w stylu "law and order" czy "prawo i sprawiedliwość", co było widać nie tylko w Polsce, ale ostatnio we Francji, podczas sukcesu wyborczego Nicolasa Sarkozy’ego. Ale nie dotyczyło to w najmniejszym stopniu zagadnienia kary śmierci, przeciwko której Sarkozy opowiadał się od dawna. Znacznie przewyższającym go w demagogii "walka z przestępczością", kandydatom jak Jean-Marie Le Pen, czy nawet umiarkowany Alain Madelin, akcentowanie potrzeby odkurzenia gilotyny, niewiele pomogło w wyrwaniu się z niskich pozycji w notowaniach.

Oczywistym wnioskiem wydaje się to, iż poparcie dla kary śmierci jest w Europie nie tylko niższe niż w innych częściach świata, ale nawet tam, gdzie występuje, nie stanowi skutecznej broni politycznej.

Inaczej niż w "Nowym Świecie"...

Floryda, czwarty pod względem zaludnienia stan, cieszy się od dawien dawna budzącym sympatię przydomkiem "słonecznego stanu". I, jak łatwo się domyśleć, kojarzy się głównie ze skąpanymi w blasku promieni plażami, gdzie nie tylko bawią się młodzi, ale odpoczywają w cieniu palemek emeryci, którzy gremialnie przenoszą się tu w celu dopełnienia żywota.

Czy coś jest w stanie rzucić cień na ten jasny wizerunek, utrzymujący się od dziesięcioleci?
Wielu wydałoby się to pewnie nieistotnym szczegółem, ale właśnie Floryda była polem zawodów polityków w demonstrowaniu "twardości wobec złych gości", oraz instrumentu do tego służącego.

Przykład sunshine state jak nic oddaje istotę tego zagadnienia.

Thomas LeRoy Collins był jednym z najbardziej popularnych i cenionych gubernatorów w historii stanu. Bez wątpienia zasłużył całkowicie na przychylną opinię wśród współobywateli, historyków a nawet przeciwników politycznych takimi posunięciami jak przeprowadzeniem energicznej reformy edukacji, tworzeniem nowych uczelni, staraniami o rozwój gospodarczy stanu. Jako pierwszy przywódca z głębokiego południa wypowiedział się za pełnym równouprawnieniem ludności kolorowej oraz desegregacją rasową. Uniknął też, dzięki swej zręczności, wielkich niepokojów na tym tle, które dosłownie pustoszyły życie społeczne w innych stanach regionu.
Jedną z nielicznym porażek Collinsa, bardzo efektywnego administratora, umiejącego łatwo narzucić swoje zdanie opornym ustawodawcom, był projekt referendum nad zniesieniem kary śmierci, którą to inicjatywę popierał. Do uchwalenia stosownej ustawy zabrakło zaledwie kilku głosów.
Inaczej niż w wielu stanach, na Florydzie gubernator nie ma wolnej ręki w udzielaniu aktów łaski skazanym na śmierć. Musi mieć pozytywną rekomendację gabinetu, co prawie nigdy się nie zdarza. Może jednak blokować egzekucję, odmawiając podpisania nakazu, także w nadziei, że coś się może zmienić. Collins często z tej prerogatywy korzystał.

Za każdym razem, kiedy wykonywano egzekucję na mocy mojego podpisu, czułem się winny niczym morderca – wyznał w czasie przemówienia mającego na celu skłonić legislaturę do przyjęcia propozycji referendum. Na próżno.

Ostatni na długie lata wyrok na Florydzie wykonano w 1964 roku. Kara śmierci była wtedy, jedyny raz w historii, w odwrocie. Poparcie dla niej w skali kraju spadło w 1967 roku poniżej 50 procent, co spowodowało wprowadzenie moratorium.

Coup de grace państwowej machinie śmierci zadało orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie Furman v. Georgia, w którym uznał sposób orzekania kary śmierci w całym kraju za niezgodny z konstytucją, co równało się jej formalnemu zniesieniu, jako że sądowi przysługuje prawo delegalizacja wszystkich aktów uznanych przezeń za niezgodne z ustawą zasadniczą.

Jako pierwsza wyłamała się Floryda, uchwalając nowy kodeks zaledwie w kilka miesięcy po decyzji SN. Projekt spotkał się z gorącym poparciem gubernatora Reubina Askewa.

Askew jest często porównywany do Collinsa, i nazywany pierwszym z tzw. fali "progresywnych gubernatorów Nowego Południa" z lat 70., do której zaliczano również Jimmy’ego Cartera z Georgii. Jednak Askew, inaczej niż jego wielki poprzednik zapatrywał się na stosowanie kary śmieci.

Mimo ogromnej mocy symbolicznej i zapełnienia cel śmierci dziesiątkami więźniów, nowe prawo uznawane było za martwe do czasu innego orzeczenia Sądu w 1976 – Gregg v. Georgia, w którym stwierdzono, iż nowe statuty są zgodne z konstytucją. Otwarło to drogę do uruchomienia taśmociągu. Tym bardziej, że cele śmierci w wielu stanach na powrót były pełne.

Po raz pierwszy krzesło elektryczne zostało zastosowane w roku 1890 w Nowym Jorku. Bodźcem do poszukiwania nowoczesnej, "bardziej " metody pozbawiania życia w majestacie państwa była seria spartaczonych egzekucji na szubienicy.
Prąd elektryczny był w owym czasie na ustach wszystkich. Postrzegano go, słusznie oczywiście, jako wielki postęp. Przyszło więc do głowy pewnemu dentyście, aby tym postępem posłużyć się również przy wykonywaniu egzekucji.

Pomysł natychmiast podchwycił wynalazca Thomas Edison, któremu przyświecały wprawdzie odmienne intencje. Edison był przeciwnikiem kary śmierci, ale dostrzegł w pomyśle dentysty znakomitą okazję do skompromitowania swego rywala, George’a Westinghouse’a z jego wynalazkiem "prądu zmiennego". Edison twierdził, iż (w odróżnieniu od promowanego przez siebie prądu stałego) prąd zmienny jest niebezpieczny i nadaje się tylko do zabijania ludzi. Jak lepiej można tego dowieść, niż stosując w praktyce?

Już pierwsza egzekucja okazała się nieudana. Westinghouse, zapewne z dużą dozą shadenfreude, oświadczył: "lepiej by było, gdyby użyto siekiery".

Mimo kiepskiego startu, krzesło zrobiło oszałamiającą karierę w Stanach. Znaczna liczba makabrycznych egzekucji, piętrzące się dowody zadające kłam twierdzeniom o bezbolesności metody oraz nieskuteczność mających temu zaradzić udoskonaleń nie przeszkodziło w tym, aby krzesło stało się dominującą metodą wykonywania wyroków aż do lat 60. Po zniesieniu moratorium w ’76 większość stanów stopniowo przyjęła zastrzyk trucizny w obawie przed konsekwencjami kolejnych nieudanych egzekucji.

Ale nie wszystkie...

Do władz Florydy należy przynoszący wątpliwy zaszczyt rekord zlikwidowania moratorium. Prawdą jest, iż pierwsza egzekucja po 1976 miała miejsce w Utah, ale określono ją jako "samobójstwo z pomocą gubernatora". Gary Gilmore, skazaniec, wielokrotnie odrzucał propozycję łaski składane przez wyraźnie niemające ochoty na wykonanie wyroku władze. Te nie miały wielkiego wyjścia, jak w końcu pozwolić stanąć mu przed plutonem egzekucyjnym w styczniu 1977 roku.

Kolejna egzekucja należała do zupełnie innej kategorii. Już w 1977 roku gubernator Askew podpisał nakaz egzekucji Johna Spenkelinka, ale sąd w ostatniej chwili zablokował decyzję.
Następca Askewa, tak jak i on demokrata Bob Graham podpisał kolejny, tym razem ostatni nakaz. Gubernator nakazał przygotowania do uruchomienia krzesła po ponad piętnastoletniej przerwie w użytkowaniu, głuchy na apele z całego kraju (w tym sędziego Sądu Najwyższego, Thurgooda Marshala) oraz demonstracje pod jego rezydencją (oskarżył potem z oburzeniem demonstrantów o przestraszenie jego rodziny). Nie przemówiły też do niego argumenty prawników, także tych spoza obrony, wykazujące iż Spenkelink nie zasłużył na karę śmierci, że jego rzeczywista wina budzi duże wątpliwości oraz że został w pełni zresocjalizowany.

Głuchy na błagania i argumenty, odmawiając nawet przyjęcia matki skazanego, Graham dopiął swego. Spenkelink poszedł na krzesło 25 maja 1979 roku.
Graham do końca urzędowania w 1987 roku zdążył wyprawić jego śladem 15 innych osób. Po straceniu Spenkelinka popularność gubernatora poszybowała do góry.

W latach 70. powszechnie było wiadomo, iż śmierć na krześle może być wszystkim, tylko nie lekką i bezbolesną. Toteż zwolennicy kary śmierci zręcznie posługiwali się wizerunkiem nowej metody, zastrzyku, w obronie przed zarzutami o bestialstwo i tortury skazanych. Kara śmierci tak – ale humanitarnie. Nie jesteśmy barbarzyńcami.

Tymczasem na Florydzie politycy doszli do odmiennego wniosku. W "nowoczesnych czasach" krzesło, ze swoimi wszystkimi wadami oraz specjalnymi efektami, moźe służyć jak nic do odstraszania przestępców – argumentowano. Stąd wywodzi się smutny żart, iż liderzy polityczny Florydy mieli trzy główne priorytety: edukację, środowisko oraz zachowanie Old Sparky w użyciu.

Kiedy republikański burmistrz Tampy, Bob Martinez, kandydował na stanowisko gubernatora w 1986, jednym z przyrzeczeń, jakie najczęściej powtarzał w kampanii, była zapowiedź podpisania minimum 90 nakazów egzekucji w czasie pierwszej kadencji. Na wiecach Martinez często występował w otoczeniu plakatów wyobrażających krzesło elektryczne oraz Teda Bundy’ego – seryjnego mordercy oczekującego na egzekucję.

Z punkty widzenia socjotechniki był to genialny zabieg – nie tylko pokazywał zdecydowanie i brak litości kandydata dla złych facetów, ale zamykał usta wielu oponentom, którzy nie chcieli narazić się na zarzut o obronę typa w rodzaju Bundy’ego. Wystarczyło, aby gubernator wypowiedział magiczną formułę: "Ted Bundy", a wszyscy, jak na zaklęcie, kładli uszy po sobie.

Kiedy Martinez wołał: "obiecuję wprowadzić prąd w ruch!", tłumy reagowały entuzjastycznie. Nic więc dziwnego, iż wygrał. Martinez tak energicznie zabrał się do wypełnienia obietnicy podpisywania wyroków, że czynił to nawet na mitingach, na przemian z podpisywaniem autografów. Martinez uchylił się od ułaskawienia Jesse Tafero, dowody niewinności którego zostały przedstawione w czasie, gdy oczekiwał na spotkanie z old sparky. Nie podał co prawda w wątpliwość niewinności, ale, jak komentowano, nie chciał przegapić okazji do podpisania kolejnego nakazu, licząc, że kontrowersyjność sprawy zniknie pod nawałem innych.

Paradoksalnie sprawa Tafera dała kolejny argument zwolennikom twardej polityki przejawiającej się w stosowaniu krzesła. Pierwsza seria voltów nie zabiła więźnia. Zanim naładował się generator, Tafero, poparzony ale w pełni świadomy, czekał na drugą serię przywiązany do krzesła, jęcząc głośno. W wyniku drugiej zapaliła mu się głowa. Tym razem się udało.

Makabryczna historia spalonego żywcem więźnia, niezależnie od jego niewinności, posłużyła Martinezowi i jego poplecznikom do zaakcentowania szczególnych walorów odstraszających kary śmierci na Florydzie. "Kto chciałby tak skończyć?" – pytali retorycznie.

Jak na ironię, płonące głowy skazańców nie wpłynęły na spadek odsetku morderstw na Florydzie (znacznie wyższego niż w stanach które karę śmierci zniosły).

Pomimo energicznego wprawiania w ruch pióra Martinez (podpisał ponad 90 nakazów, ale wykonano na skutek apelacji tylko 9) został pokonany w walce o drugą kadencję przez byłego senatora, demokratą Lawtona Chilesa. Na porażkę urzędującego gubernatora złożyły się inne czynniki, gdyż poglądy jego i Chilesa w kwestii samej kary śmierci jak i zachowania krzesła na honorowym miejscu nie różniły się wcale.

W 1994 roku Jeb Bush bez powodzenia próbował przelicytować Chilesa na poparcie dla kary śmierci. W jednej z jego reklamówek wystąpiła matka ofiary morderstwa, zarzucająca Chilesowi "liberalizm w sprawie morderstw", ponieważ nie podpisał nakazu egzekucji sprawcy tragedii. "Nie możemy dostać tego od Lawtona Chilesa, więc dostaniemy od Busha", oświadczyła, a stojący obok niej kandydat, wzorem dawnego szefa (był sekretarzem handlu w gabinecie Martineza) obiecywał solennie zawiedzionym przez wrednego Chilesa wyborcom, iż wprawi prąd w ruch.

Atak strasznie odbił się na jego autorze. W czasie debaty Chiles przypomniał, iż to nie on odłożył egzekucję, tylko sąd, dodając: "przez całe życie popierałem karę śmierci. Jako gubernator straciłem ośmiu ludzi. Siedziałem przy telefonie, kiedy prowadzono ich do celi śmierci, osobiście dawałem komendę po puszczenia prądu".
Dzięki temu wystąpieniu, Chiles uzyskał reelekcję, mimo dużych, początkowo szans Busha.

Po latach ciszy debata o stosowności zachowania krzesła powróciła na skutek wystąpienia kolejnych efektów specjalnych. Tym razem w płomieniach stanął Pedro Medina, emigrant z Kuby, skazany za zabicie nauczycielki.

I tym razem wokół jego winy nagromadziły się kontrowersje. Obrońcy argumentowali brakiem przekonywujących dowodów. Także córka ofiary wystąpiła przeciwko wyrokowi, oświadczając, iż nie wierzy w winę Mediny.

Ostatni akt łaski wobec skazanego na śmierć miał miejsce w 1983 roku.

Po szoku wywołanym egzekucją Mediny nastąpiła rzecz bez precedensu. Gubernator Chiles na zwołanej pośpiesznie konferencji prasowej wystąpił najpierw z obowiązkową formułką poparcia dla kary śmierci, po czym ogłosił powołanie zespołu ekspertów dla zbadania okoliczności "spartaczenia egzekucji". Największą bombą była końcowa zapowiedź, iż zwróci się do legislatury o rozpatrzenie możliwości przejścia na zastrzyk trucizny.

Chilesa poparł wicegubernator Buddy MacKay, stwierdzająć, iż używanie krzesła może tylko budzić współczucie wobec "tych zbrodniarzy". MacKay oczywiście dodał, iż ci muszę umrzeć, ale nie tą drogą.

Dalsze głosy w debacie okazała się krańcowo różne. Prokurator generalny Bob Butterworth rozwinął doktrynę rzekomego odstraszania, twierdząc: "ludzie, którzy chcą popełnić morderstwo niech lepiej tego nie robią u nas na Florydzie, bo możemy mieć problemy z naszym krzesłem elektrycznym".

Lider większości republikańskiej w stanowej Izbie Reprezentantów Jim King poszedł jeszcze dalej, głosząc, iż "bezbolesna śmierć nie jest karą".

Szczytem była jednak wycieczka liderów republikańskich, do których należeli obecny gubernator Charlie Crist, spiker Izby Daniel Webster oraz spiker-elekt John Thrasher, do więzienia Starke, gdzie w komorze śmierci publicznie zadeklarowali poparcie dla zachowania krzesła. Można by rzec, że sfotografowali się z popularnym zwolennikiem. A to, że zwolennikiem okazało się drewniany instrument śmierci jakoś nikogo nie zaszokowało.

Od tej pory udział stanowych ustawodawców w charakterze świadków egzekucji stał się normalną praktyką.

Stanowy Sąd Najwyższy uznał konstytucyjność stosowania krzesła, poddając jednak pod rozwagę wizytujących krzesło legislatorów, aby zechcieli z łaski swojej rozpatrzyć wniosek o wprowadzenie zastrzyku, zwracając uwagę, iż federalny Sąd Najwyższy może stracić w końcu cierpliwość i uznać krzesło za niekonstytucyjne.

Mam gdzieś stanowisko sądu – grzmiał z mównicy legislatury jeden z republikanów. – Nawet jeżeli zdelegalizują krzesło i tak będziemy go używać!
Było to jawne nawoływanie do zlekceważenia prawa, za których obrońców chcieli uchodzić.

Pewien profesor Uniwersytetu Florydy Południowej i uznany ekspert do spraw kary śmierci, zapytany o swoje zdanie, powiedział: Nie chcemy wyjść na brutalnych redneków, torturujących więźniów. Rząd federalny może w końcu wkroczyć. Jest co prawda zdominowany przez zwolenników kary śmierci, ale ci obawiają się o zepsucie opinii naszą metodą.
Dlaczego więc legislatura i niektórzy członkowie władzy wykonawczej tak się przy tym upierają? – pytano.

Nie chodzi tu może o same przywiązanie do krzesła, ale o demonstrowanie wielkiej stanowczości i nieustępliwości przed wyborami – wyjaśniał profesor. – Ustawodawcy krzyczą, że jeżeli nastąpi zmiana metody, to egzekucje się odwleką, a zaś jeżeli sąd uzna za niekonstytucyjne krzesło, to wyroki skazańców zostaną zmienione. To oczywiście nieprawda, ale doskonale wypada. Wyborcom podoba się też opór wobec interwencji sądu federalnego. To pokłosie wojny domowej i tradycji południa. A zresztą wielu z nich nie ma nic przeciwko krzesłu. Jego spektakularność to z kolei spuścizna publicznych egzekucji.

W rezultacie Izba Reprezentantów przyjęła ustawę o zachowaniu krzesła w użyciu przy sprzeciwie zaledwie 6 głosów, a Senat jednogłośnie. Chiles podpisał podsunięty projekt bez ociągania, mimo wcześniejszych obiekcji.

W czasie kampanii wyborczej w 1998 roku obaj kandydaci – republikanin Bush i demokrata MacKay, w czasie debaty licytowali się wolą podpisywania wyroków oraz zachowania krzesła. MacKay jednak nadmienił możliwość zmiany metody, podczas gdy Bush nieustępliwie obstawał przy swoim.

To nie tyle sprawa kary śmierci rozstrzygnęła o wyniku wyborów, ile rozłam wśród demokratów. Jednak zwycięzcą był polityk zdeterminowany by zachować old sparky.

Jednak krzesło elektryczne nie miało przed sobą długiego okresu pracy wraz z inauguracją Busha.
Kolejna egzekucja ostatecznie przepełniła czarę. Skazaniec, Allen Lee Davis, co prawda nie zapalił się, jak Tafero czy Medina, ale wykonanie wyroku miało przebieg nie mniej dramatyczny. Davis, mimo tłumiącego paska skóry, przez większość czasu krzyczał i jęczał. Doznał też obfitego krwotoku i popękała mu skóra na głowie. Według świadków, same oparzenia nie były zbyt szokujące w porównaniu z innymi efektami.

Nazajutrz gubernator Bush, oświadczył ustami swej rzeczniczki, że "mały krwotok" nie jest sprawą, którą winien się zajmować. Stanowa senator Ginny Brown-Waite, która oglądała egzekucję, stwierdziła zaś, że krwotok był "znakiem od Boga, błogosławiącym egzekucję i wybaczającą zbrodniarzowi".

Sąd Najwyższy Florydy i tym razem uznał konstytucyjność stosowania krzesła, ale wymusił na legislaturze wprowadzenie klauzuli zobowiązującej do wprowadzenia zastrzyku, gdyby krzesło zostało kiedyś zdelegalizowane.

Jeden z sędziów, Leander Shaw, którzy zgłosili odrębne zdanie wobec stanowiącego logiczny dziwoląg stwierdzenia, iż Davis "umarł bezboleśnie, nie czując więcej niż niezbędny ból" (sic!), dołączył do swej opinii kolorowe zdjęcia wykonane po egzekucji. Przedstawiające przywiązane do krzesła zbroczone krwią martwe ciało fotografie trafiły od razu do internetu.

Popierająca dotąd bez zastrzeżeń krzesło elektryczne ludność Florydy nareszcie zobaczyła, jak sprawy wyglądają. Dotychczas żadne zdjęcia z egzekucji nie ujrzały światła dziennego. Nastroje zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni. Tym razem grupka zapaleńców noszących koszulki z naddrukiem: "tylko maminsynki stosują zastrzyk trucizny", czy demonstranci krzyczący "Burn, Bundy, Burn" przed więzieniem nie powstrzymali sądu najwyższego od uznania krzesła nielegalnym.

Przykład dziejów krzesła elektrycznego stanu Floryda jest bardzo smutnym (tym smutniejszym, że prawdziwym) przykładem wykorzystywania kary śmierci i najniższych instynktów publicznych do celów politycznych.

Kto wie, czy większym smutkiem nie napada postawa tych, którzy z moralnych wyżyn atakowali kolegów z Florydy za przywiązanie do barbarzyńskiego w rzeczy samej instrumentu śmierci, ale poza tym nie za bardzo się od nich różnicy w kwestii zasadniczej. Jako szermierze tej samej sprawy uważali się za bardziej cywilizowanych dzięki popieraniu innej metody.

Kara śmierci przez samą swoją istotę zawsze pozostanie niehumanitarna i wadliwa.

Z ostatniej chwili:
Po serii nieudanych egzekucji przez wstrzyknięcie trucizny, które trwały nawet po 90 minut, Sąd Najwyższy zawiesił wszystkie egzekucje do czasu rozpatrzenia konstytucyjności tej metody.

Krzysztof Pacyński


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
76 LAT KATASTROFY - ZATRZYMAĆ LUDOBÓJSTWO W STREFIE GAZY!
Warszawa, plac Zamkowy
12 maja (niedziela), godz. 13.00
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 września:

1900 - Rozpoczął obrady V Kongres II Międzynarodówki, który powołał Międzynarodowe Biuro Socjalistyczne. W jego skład jako polscy delegaci weszli: B. A. Jędrzejowski z PPS, H. Diamand z PPSD, C. Wojnarowska z SDKPiL

1923 - W Bułgarii wybuchło powstanie wrześniowe, zainicjowane przez Bułgarską Partię Komunistyczną w odpowiedzi na prawicowo-wojskowy zamach stanu.

1939 - Ukazał się ostatni numer "Robotnika".

1973 - Zmarł Pablo Neruda, poeta chilijski, laureat nagrody Nobla.

1976 - Komitet Obrony Robotników (KOR) ogłosił swoje powstanie. Za cel postawił sobie udzielanie pomocy prawnej, lekarskiej i finansowej represjonowanym. Wśród jego założycieli byli m.in. J.Kuroń i J.J.Lipski.

1977 - Zmarła Edwarda Orłowska, właśc. Estera Mirer, działaczka komunistyczna.

1993 - Górnicy likwidowanej kopalni "Żory" rozpoczęli okupację budynku Państwowej Agencji Węgla Kamiennego w Katowicach.

2010 - Francja: Przeciwko planowanej przez rząd N. Sarkozy’ego tzw. reformie emerytur protestowało ok. 1 mln osób.


?
Lewica.pl na Facebooku