Po pierwsze, Polska Ludowa była pierwszą formą państwowości, która przeprowadziła faktyczne równouprawnienie Żydów i Polaków pochodzenia żydowskiego – czego świadectwem był udział setek Polaków pochodzenia żydowskiego we władzach państwowych. Tym setkom działaczy PPR/PZPR, których niezbyt szczęśliwie uosobieniem stali się Jakub Berman, Hilary Minc i Roman Zambrowski, przeciwstawmy realia II RP gdzie np. dyplomatów wyznania mojżeszowego można było policzyć na palcach jednej ręki. Nie zmienia to zresztą faktu (ignorowanego przez prawicowych wyznawców mitu "żydokomuny"), że jedynie mniejszość polskich Żydów po Zagładzie włączyła się do ruchu komunistycznego, większość popierała ruch syjonistyczny
Po drugie, Polska Ludowa przyznała polskim Żydom rodzaj autonomii narodowej (w postaci Centralnego Komitetu Żydów w Polsce wraz z podległymi mu instytucjami). Składały się na nią: wolność zrzeszania, w tym działania partii politycznych; odrębne szkolnictwo, bogaty ruch wydawniczy, odrębna służba zdrowia, pomoc materialna organizacji zachodnich, własna centrala spółdzielcza, możliwości emigracji, a nawet własna zbrojna samoobrona w postaci "Komisji Specjalnej CKŻP" (ponad 2 tys. uzbrojonych osób strzegących żydowskich instytucji). Status polskich Żydów wśród mniejszości narodowych w pierwszych latach Polski Ludowej miał w dużym stopniu charakter wyjątkowy. Przypomnijmy, że zdecydowana większość innych mniejszości narodowych zyskała możliwość zrzeszania się dopiero w 1956 r.
Po trzecie, PPR podjęła olbrzymi wysiłek walki politycznej i policyjnej z aktami antysemityzmu. Doceniali to działacze żydowscy nawet najdalsi od komunizmu. Przykładowo mieszczański liberalny polityk Emil Sommerstein, po wyjeździe z Polski w 1946 r. do USA, tak informował amerykańską prasę Wypadki mordów na Żydach, które mają dziś miejsce w Polsce, są organizowane i kierowane przez terrorystyczne grupy takie jak NSZ, które zwalczają obecny demokratyczny polski rząd i pozostają w ścisłym kontakcie z zagranicznymi ośrodkami decyzyjnymi, w szczególności ze sztabem generała Andersa.
Bohater powstania w getcie warszawskim, lewicowy syjonista Icchak Cukierman tak pisał (w Izraelu w 1974 r.) o swoim stosunku do komunistów i udziale Żydów w referendum 1946 r.:
[Komuniści polscy i ich współpracownicy] byli jedynymi, którzy występowali odważnie, w artykułach, poleceniach, rozkazach dla milicji przeciw napastowaniu Żydów; byli jedynymi, którzy szczerze pragnęli bronić Żydów, ale nie byli w stanie zapewnić im bezpieczeństwa. I powiedziałbym o nich to samo, nawet gdybym był zaprzysiężonym przeciwnikiem nowej władzy. (...)
Żydzi byli po stronie komunistów albo stali między komunistami i reakcją i musieli dokonać wyboru. I było też pamiętne referendum [30 czerwca 1946], które było wielkim oszustwem. Zrozumiałe, że w innych warunkach większość narodu odpowiedziałaby "nie" na zadane mu w ramach plebiscytu pytania. Ale jestem przekonany, że Żydzi odpowiedzieli szczerze "tak"; władze polskie zwróciły się bezpośrednio do ruchów chalucowych [młodzieży syjonistycznej] i my wzięliśmy aktywnie udział w tym wielkim oszustwie.
Po czwarte, jak choćby pisze jeden z najwybitniejszych historyków polskich Żydów po Zagładzie – doc. Grzegorz Berendt (Uniwersytet Gdański) w pierwszym piętnastoleciu Polski Ludowej rządzili nią ludzie zwalczający nastroje antysemickie.
Wróćmy teraz do stwierdzenia Jana T. Grossa otwierającego ten artykuł i odnieśmy je do przytoczonych powyżej faktów z zakresu postawy PPR wobec polskich Żydów. Czy radykalni antysemici z Obozu Narodowo-Radykalnego dążyli do równouprawnienia polskich Żydów, przyznania im autonomii narodowo-kulturalnej, walki z antysemityzmem? Oczywiście nie.
Jak to się więc stało, że książka Jana T. Grossa została przyjęta w sposób tak pozytywny przez większość lewicowych mediów w Polsce? Przede wszystkim stało się tak, dlatego, że o PPR można pisać wszystko, pod warunkiem jednak, że źle. Polska lewica mimo upływy blisko 20 lat od upadku PRL nie wypracowała żadnej intelektualnie poważnej wizji swego stosunku do PPR i PZPR. Po drugie – przy okazji debat takich jak ta wokół "Strachu" błyskawicznie dochodzi do polaryzacji – media prawicowe kontra media liberalne i lewicowe, przy czym te ostatnie zwykle po prostu powielają treści zaczerpnięte z prasy liberalnej. W takiej sytuacji jakakolwiek krytyka autora "Strachu" wydaje się niestosowna. A przecież Jan T. Gross – jak sam przyznaje – nie prowadził samodzielnych badań nad okresem powojennym ale skorzystał głównie z ustaleń innych badaczy. Niestety jednak równocześnie publicystycznie przejaskrawił trudne aspekty w stosunkach polsko-żydowskich.
Przykładowo według najpewniejszych danych na temat przemocy antysemickiej w powojennej Polsce (głównie ze strony antykomunistycznego podziemia i elementów kryminalnych) pociągnęła za sobą ona 330-600 ofiar śmiertelnych. To ustalenia przede wszystkim żydowskiego historyka Davida Engla. Ta liczba ofiar jest sama w sobie olbrzymia, przerażająca i nie ma najmniejszego sensu jej pomnażać ani imputować za te zbrodnie winy całemu polskiemu społeczeństwu. Tymczasem Jan T. Gross nadal podaje dawne i nie poparte żadnymi badaniami liczby ofiar (2000-2500), a na dodatek sugeruje w swych wystąpieniach winę całego polskiego społeczeństwa za zajścia sprzed 60 lat.
Przykładowo w amerykańskim wydaniu książki "Strach" ("Fear") Jan T. Gross tak podsumowuje rozmowę morderców żydowskiej matki i dziecka o ich zbrodniczym zamiarze słowami: To była najzwyklejsza [dosł. całkowicie zrozumiała] rozmowa między obcymi sobie ludźmi w Polsce Anno Domini 1946. Nie trzeba specjalnej wyobraźni aby dostrzec absurdalność tej tezy, konfrontując liczbę ponad 20 mln Polaków (w powojennej Polsce) z kilkuset zabitymi Żydami. Gross dokonuje manipulacji proporcjami przedstawianego zjawiska. Deformacja ta wydaje się karykaturalna, czy wręcz bardzo niemądrym i ponurym żartem. Zabijanie Żydów w powojennej Polsce było udziałem wąskiego marginesu kryminalnego i antykomunistycznego podziemia, nie zaś jak można byłoby wnioskować po lekturze "Fear" przedmiotem towarzyskich rozmów i wspólnych planów Polaków na spacerach.
Zastanówmy się jaki licznego marginesu? Zakładając, że za śmiercią jednej żydowskiej ofiary stało nawet dziesięciu sprawców, współsprawców i pomocników zbrodni otrzymamy liczbę kilku tysięcy antysemickich zbrodniarzy w powojennej Polsce. Jakkolwiek niezwykle haniebna i bolesna to liczba to wobec populacji ponad 20 mln Polaków stanowi ona ułamek promila ogółu polskiego społeczeństwa. To pokazuje, że antysemityzm szeroko obecny w polskim społeczeństwie wyrażał się głównie w świadomości społecznej oraz procesie komunikacji natomiast szczęśliwie statystycznie rzadko prowadził do przemocy i zbrodnii.
Smutnym epizodem w historii Polski po 1989 r. jest fakt, że kilku z antykomunistycznych bojowników a zarazem sprawców zbrodni na mniejszościach narodowych doczekało się rehabilitacji. Oddział Narodowego Związku Wojskowego dowodzony przez Romualda Rajsa, pseud. "Bury" w ciągu kilku dni na przełomie stycznia i lutego 1946 r. żołnierze "Burego" dokonali pacyfikacji 6 wsi białoruskich w Białostockim. W okrutny sposób zamordowano 87 przypadkowych osób, kilkadziesiąt dotkliwie okaleczono. Mieszkańców wsi Zaleszany spalono żywcem w zamkniętym budynku. W 1995 r. sąd unieważnił wyrok śmierci wydany na Rajsa (i wykonany w 1950 r.), uzasadniając, że Rajs "walczył o niepodległy byt państwa polskiego".
Z kolei banda kierowana przez Józefa Kurasia pseud. "Ogień" zabiła między 21 kwietnia a 3 maja 1946 r. 25 Żydów, w tym 8 dzieci w wieku szkolnym W proteście przeciwko próbom rehabilitacji "Ognia" Stowarzyszenie Żydów Kombatantów i Poszkodowanych w Drugiej Wojnie Światowej wydało w czerwcu 1996 r. oświadczenie pod dramatycznym tytułem "Ilu Żydów trzeba zamordować, by zostać bohaterem narodowym?". Apel ten zignorowała większość mediów, zaś na odsłonięciu pomnika "Ognia" w 2006 r. pojawił się sam prezydent RP Lech Kaczyński.
Antysemityzm był bardzo poważnym problemem polskiego społeczeństwa i nadal należy aktywnie zwalczać jego resztki. Nie wymaga to jednak przejaskrawień, emocjonalnej publicystyki, ani poprawiania faktów i danych historycznych. Już to co realnie się wydarzyło w latach 1944-1947 powinno być przedmiotem rachunku sumienia dla części polskiego społeczeństwa – przede wszystkich dla części polskiej prawicy i Kościoła katolickiego. (Wątek dużej odpowiedzialności Kościoła katolickiego za powojenny antysemityzm Gross zresztą słusznie podniósł).
Co więcej, wspomniane przejaskrawienia w argumentacji autora "Strachu" są wodą na młyn wszelkiej maści neoendeckich publicystów i historyków najnowszych dziejów Polski. Autorzy ci wykorzystują słabości wywodów Grossa w celu całkowitego zamazania problemu polskiego antysemityzmu, w ogromnej mierze ukształtowanego przez propagandę polityczną polskiej prawicy nacjonalistycznej, do której tradycji sami pozytywnie nawiązują. Odtwarzają zresztą w tym kontekście najbardziej skompromitowane wyobrażenia tzw. żydokomuny (będące kluczowym elementem ideologii większości ruchów faszystowskich) w zawoalowanym języku akademickiej analizy.
Przykładowo Jan Żaryn, pełniący funkcję szefa Biura Edukacji Publicznej IPN, pisze na łamach "Rzeczpospolitej" (19-20 stycznia 2008), że Żydzi wpisując się w cele komunistyczne, czerpali z tego powodu wymierne korzyści. Cieszyli się sporą autonomią, mieli prawo do stowarzyszania się, reaktywowania partii politycznych, odbudowywania swych warsztatów pracy. Tego wszystkiego byli pozbawieni Polacy.
Innymi słowy, według Żaryna, żydowscy działacze polityczni powinni byli odrzucić możliwości częściowej odbudowy życia politycznego, kulturalnego i społecznego po największej katastrofie jaka kiedykolwiek spotkała jakąkolwiek grupę etniczną w Europie, i przyłączyć się do bliskich jego sercu ugrupowań antykomunistycznego podziemia. Podziemia, z którego szeregów napotykali już w okresie okupacji liczne akty antysemityzmu (w tym setek mordów, które zostały udokumentowane przez izraelskich historyków – prof. Y. Gutmana i S. Krakowskiego) i którego przedstawiciele nie rozważali możliwości przyznania im statusu pełnoprawnych obywateli. Już sama absurdalność tego typu konstrukcji myślowych, jakie przedstawia Żaryn i jemu podobni, pokazuje, że mamy tu do czynienia z bardzo niebezpiecznym mechanizmem ideologii antysemickiej: Żydzi, ofiary niebywałej zbrodni w dziejach ludzkości, sytuowani są w roli winnych, gdyż w samobójczym akcie nie przyłączyli się do walki antykomunistycznej prawicy z nowym reżimem.
W tym kontekście warto również aby lewicowe media zastanowiły się nad własną polityką historyczną. Jakkolwiek bowiem historia jest tylko jedna, to można na nią patrzeć z różnych perspektyw, w tym również z perspektywy organizacji poczuwających się do haseł sprawiedliwości społecznej i braterstwa ludzi pracy różnych narodowości. Oczywiście taka polityka historyczna wymagałaby również – blisko 20 lat po upadku PRL – poważnego intelektualnie zdefiniowania przez polską lewicę swojego stosunku m.in. do PPR/PZPR.
Jan Tomasz Gross, "Strach", Wydawnictwo Znak, 2008 r., 360 s.
August Grabski
Recenzja ukazała się w "Przeglądzie" nr 6/2008.
Cytaty w niej pochodzą z: August Grabski, "Działalność komunistów wśród Żydów w Polsce (1944-1949)", Warszawa 2004, oraz Grzegorz Berendt, "Polacy–Żydzi 1918–1945–1989", [w:] "U progu niepodległości", pod red. Romana Wapińskiego, Gdańsk 1999.