Na początku tego tysiąclecia bezpieczeństwo żywieniowe znów staje się problemem, także w krajach uprzemysłowionych. Obserwatorzy tacy jak Jean Ziegler, do niedawna specjalny wysłannik Komisji Praw Człowieka ONZ do spraw wyżywienia na świecie, mówią wprost o groźbie głodu w zachodniej części czarnego kontynentu. Nawet w Wielkiej Brytanii, gdzie rolnictwo złożono w ofierze na ołtarzu rewolucji przemysłowej, departament odpowiadający za sprawy wsi, żywienie i ochronę środowiska w studium wydanym w grudniu 2006 r. rozwodzi się nad zagrożeniami dla bezpieczeństwa żywieniowego Wysp.
Zaledwie rok później ludzie wyszli na ulicę, by protestować przeciwko drożyźnie, nie w Londynie, lecz w miastach Południa, których wyżywienie także zależy od importu, ale gdzie dochody nie dają się w ogóle porównać z dochodami Brytyjczyków. W międzyczasie ceny mleka, oleju, ryżu i pszenicy eksplodowały. Najbardziej spektakularne podwyżki zanotowano właśnie na rynku handlu zbożem.
Latem 2007 r., w czasie żniw na półkuli północnej, doszło do załamania kursów: w Izbie Handlowej Chicago, której wyniki uważa się za wyznacznik stanu światowego handlu zbożem, między majem a wrześniem kurs pszenicy wzrósł z 200 do 400 dolarów (czyli ze 126 do 252 euro). Ten sam scenariusz powtórzył się w Paryżu, gdzie pszenica spożywcza osiągnęła na początku września rekordową cenę 300 euro za tonę. W połowie marca, gdy Stany Zjednoczone właściwie wyczerpały swoje możliwości eksportu, ceny nadal rosły. Cena za korzec (27 kilogramów) przekroczyła symboliczną granicę 13 dolarów. Historyczny rekord. W ciągu jednego roku cena pszenicy na amerykańskiej giełdzie wzrosła o 130%.
Zaskoczeni tą sytuacją właściciele młynów i producenci pasz przeznaczonych dla zwierząt hodowlanych w krajach rozwiniętych żywo protestują. Od kilku lat obserwuje się rosnący rozziew między podażą a popytem. Rezerwy docelowe - to, co w krajach produkujących zboże zostaje w silosach tuż przed rozpoczęciem kolejnych żniw - topnieją, podczas gdy popyt wzrasta; rynek reguluje się już nie przez zwiększanie podaży, lecz dzięki sięganiu do rezerw, jakie zdołali zgromadzić najwięksi eksporterzy zboża.
W 2007 r. ta chwiejna równowaga załamała się na skutek dwóch wydarzeń: z jednej strony wzrósł popyt, generowany przez oszałamiającą karierę biopaliw, z drugiej strony zaburzenia klimatyczne sprawiły, że zbiory były bardzo słabe. Te dwa fenomeny doprowadziły do paroksyzmu napięcie, jakie powodował rosnący popyt w krajach szybko rozwijających się, takich jak Chiny. Pierwszy z nich już teraz pochłania 10% światowej produkcji kukurydzy, ale jest tylko w części odpowiedzialny za dramatyczny wzrost cen zboża, bowiem Stany Zjednoczone, najważniejszy producent tego rodzaju biopaliwa, dopłaciły do produkcji kukurydzy, by uwzględnić to nowe źródło popytu. Mimo to, według Międzynarodowego Instytutu Badawczego Żywności, Rolnictwa i Ochrony Środowiska (IFPRI) w Waszyngtonie, przemysł etanolowy do 2020 r. może zwiększyć cenę kukurydzy co najmniej o jedną czwartą, a według najbardziej alarmujących prognoz nawet o 72%.
Drugi z wymienionych czynników odegrał decydującą rolę w 2007 r. Susza w Australii, brak słońca i zbyt wiele opadów w Europie, i wreszcie mrozy w Argentynie, ogromnie osłabiły produkcję. Nie jest to jeszcze katastrofa, ale na giełdzie, gdzie rozmiary zgromadzonych rezerw są najważniejszą wskazówką przy podejmowaniu decyzji o kupnie lub sprzedaży, ich znaczne zmniejszenie sprzyjało wzrostowi kursu przez cały czas trwania roku produkcyjnego.
Pszenicę spożywa się niemal wszędzie. Jej własności fizyczne czynią z niej jedyne zboże, które może być podstawą wypieku chleba, nie sposób jej niczym zastąpić przy produkcji chleba, ciast czy kuskusu. Żadnym innym zbożem tak często się nie handluje - jedna piąta światowej produkcji wędruje między kontynentami - ale jej produkcją na rynek światowy zajmuje się garstka państw: Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Australia, Kanada i Argentyna są jej największymi eksporterami.
Wzrost gospodarczy krajów szybko rozwijających się, któremu towarzyszy ich urbanizacja, głęboko zmodyfikował zwyczaje żywieniowe ludzkości: jemy więcej, a przede wszystkim jemy więcej mięsa. Np. Chińczycy w 2005 r. skonsumowali go pięć razy więcej niż w roku 1980. Tymczasem potrzeba trzy kilogramy zboża, by wyprodukować kilogram mięsa drobiowego, i ponad dwa razy tyle, by uzyskać kilogram wołowiny. Zboża pastewne i rośliny oleiste stanowią część codziennego menu zwierząt hodowlanych.
Wraz ze wzrostem światowej populacji i podniesieniem się poziomu życia w krajach szybko rozwijających się ogromnie wzrasta popyt na zboża. Między rokiem 1960 a początkiem pierwszej dekady trzeciego tysiąclecia światowy eksport pszenicy wzrósł trzykrotnie. Egipt, niegdyś spichlerz Cesarstwa Rzymskiego, jest teraz największym importerem pszenicy. Zarówno w basenie Morza Śródziemnego, jak i w Afryce subsaharyjskiej, upowszechnienie się w czasie tłustych dziesięcioleci taniego importu doprowadziło do zaniku lokalnego rolnictwa. Obecnie koszty wyżywienia tych krajów wzrosły przerażająco. W opublikowanym w czerwcu 2007 r. raporcie Organizacji do Spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) ekonomista Adam Prakash szacuje, że w przypadku krajów najmniej rozwiniętych koszyk importowanych artykułów żywnościowych będzie kosztował średnio o 90% więcej niż w 2000 r. Kilka miesięcy później, 9 listopada 2007 r., eksperci z agencji Narodów Zjednoczonych ujawnili kolejne liczby: w czasie konferencji prasowej w Dakarze Henri Josserand, szef światowych służb informacjno-alarmowych FAO, ocenił, że między 2006 a 2007 rokiem koszty wyżywienia krajów afrykańskich wzrosły o jedną trzecią, a w przypadku krajów najbardziej uzależnionych od pomocy z zewnątrz - nawet o 50%.
Korzystają na tym najwięksi eksporterzy. Pierwszy spośród nich, Stany Zjednoczone, w 2007 r. zanotował rekordowe wpływy z produkcji rolnej na eksport: 85 miliardów dolarów (53 miliardy euro). Według szacowań amerykańskiego Departamentu Rolnictwa, rok 2008 zapowiada się jeszcze bardziej obiecująco. We Francji producenci zboża podwoili swoje dochody. Mniej rzucające się w oczy, wielkie spółki handlowe odnotowują astronomiczne zyski.
Na drugim końcu tego łańcucha, w importujących żywność krajach rozwijających się, gniew narasta z każdym dniem. Trwają niepokoje społeczne w Meksyku, Senegalu, Maroku czy Mauretanii. W tych krajach lokalne rolnictwo nie jest w stanie zaspokoić potrzeb ludności. Tymczasem, jeśli wzrost kosztów utrzymania gospodarstwa domowego jest do zniesienia w krajach rozwiniętych, gdzie wyżywienie stanowi zaledwie 14% wydatków, staje się on przeszkodą nie do pokonania w krajach Afryki subsaharyjskiej, gdzie na jedzenie wydaje się 60% dochodów.
Wobec wzrostu cen żywności kraje szybko rozwijające się, tradycyjni eksporterzy, ustanowiły bariery, by utrzymać lokalne ceny na znośnym poziomie. Argentyna i Rosja silnie opodatkowały eksport i ograniczyły jego rozmiary. Poskutkowało to wzrostem napięcia, gdy tylko zastosowanie tych środków odbiło się na światowym rynku.
Najbardziej narażone kraje, uzależnione od importu, dopłacają do żywności, o ile pozwalają na to ich finanse. We wrześniu zeszłego roku w Maroku decyzja związku piekarzy o podniesieniu ceny chleba wywołała gwałtowne manifestacje w szeregu miast. Obawiając się, by wzburzenie ludności nie przerodziło się w zamieszki, rząd wolał odwołać podwyżkę i zawiesić niektóre podatki od importu, by nieco odciążyć właścicieli młynów. Rząd Tunezji poprosił wręcz piekarzy o zmniejszenie wagi produkowanego chleba, by uniknąć podnoszenia jego ceny. Zdaniem agronoma Marca Dufumiera nawet niewielkie zaburzenia klimatyczne mogą skończyć się głodem, nad którym tym trudniej będzie zapanować, że światowe zapasy, które można by przeznaczyć na pomoc żywnościową, niebezpiecznie topnieją.
"Gdy cena pszenicy rośnie, pomoc żywnościowa ustaje", zauważa Dufumier, ekspert w dziedzinie rolnictwa porównawczego. "Kraje Północy dają upust swojej hojności, gdy mają nadwyżkę w produkcji; pomoc zmniejsza rozmiary zgromadzonych zapasów i pomaga utrzymać lokalne ceny na niezmienionym poziomie. Lecz gdy tylko ceny zaczynają gwałtownie rosnąć, dawni filantropi sprzedają temu, kto jest w stanie zapłacić". Potwierdzają to obliczenia Międzynarodowej Rady Zbóż: w roku obrachunkowym 2005-2006 tytułem pomocy żywnościowej wysłano do krajów rozwijających się 8,3 miliona ton zboża, w roku obrachunkowym 2006-2007 już tylko 7,4 miliona. W obecnym roku obrachunkowym będzie to zapewne nie więcej niż 6 milionów ton.
Protesty głodnej ludności nie ustają; jak długo popyt nie zostanie zaspokojony, ceny będą rosły. By odwrócić tę tendencję, rządy mogłyby odwołać się do "imperatywu konsumpcji obywatelskiej", jak podpowiada komentator tunezyjskiej gazety, i poprosić ludność, by jadła mniej kuskusu, mniej chleba, a przede wszystkim mniej mięsa. Trudno jednak oczekiwać przychylnej reakcji na tego rodzaju apel w krajach, w których codzienne menu dopiero niedawno zaczęło się poprawiać. By już nie wspominać o tych, którzy do tej pory nie mają dostępu tych dobrodziejstw.
Np. w Chinach Ministerstwo Zdrowia zachęca kobiety do spożywania produktów mlecznych jako bogatych w wapń. Jeśli jednak ma być mleko, to musi też być bydło oraz kontenerowce paszy i zboża, by je wyżywić. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach popyt na zboże nadal będzie rosnąć.
Trzeba się też liczyć ze zjawiskiem spekulacji. "Korzystaj na wahaniach rynków rolnych. Przestań się biernie przyglądać. Bądź na bieżąco", zachęcała jesienią 2007 r. Financeagri, francuska spółka specjalizująca się w informacji na temat surowców rolnych, w okólniku adresowanym do wszystkich swoich współpracowników. Ta reklama obrazuje rewolucję, jaką przechodzą giełdy rolne: stworzone, by amortyzować wahania cen, stały się ulubionym terenem polowań spekulantów, zarówno regularnych, jakimi są inwestorzy i handlowcy, jak i przygodnych, jakimi bywają rolnicy. Działalność tych pierwszych wstrząsnęła notowaniami, jeszcze bardziej rozregulowując kursy.
Fundusze inwestycyjne zaczęły się bardzo interesować wskaźnikami rolnymi, które stanowią odbicie ewolucji kursów. Między końcem pierwszego trymestru a końcem czwartego trymestru 2007 r., czyli w okresie gwałtownego wzrostu cen na rynku zbóż, ilość kapitału pozostającego w rękach funduszy inwestycyjnych, a zainwestowanych na giełdzie w europejskie produkty rolne, wzrosła pięciokrotnie. Według Barcap (filii brytyjskiego banku inwestycyjnego Barclays), wzrosła ona ze 156 do 911 milionów dolarów (odpowiednio 99 i 583 miliony euro). To samo źródło mówi o jeszcze większym, siedmiokrotnym wzroście udziału funduszy w inwestycjach na amerykańskim rynku rolnym w ostatnim trymestrze 2007 r.
Rosnąca liczba coraz bardziej wybrednej i mięsożernej ludności, oraz niedowartościowanie produktów rolnych w stosunku do innych surowców może utrwalić drożyznę produktów rolnych. Dla metali czy energii trwa ona już od kilku lat, w rolnictwie to dopiero początek.
Inwestorów uwiódł jeszcze jeden czynnik, a mianowicie zależność między ceną energii a cenami zbóż przeznaczonych do produkcji biopaliw. W atmosferze powszechnej euforii producenci także starają się maksymalizować swoje zyski. "Wysokie ceny wzmocniły indywidualizm poszczególnych przedsiębiorców", twierdzi analityk jednej z wielkich spółek handlowych. We Francji nie dotrzymano wielu umów, zwłaszcza na zaopatrzenie w pszenicę spożywczą i jęczmień do produkcji piwa. Producenci woleli spłacić spółki, z którymi zawarli kontrakty, niż się z tych kontraktów wywiązać, ponieważ doszli do wniosku, że skorzystają więcej, sprzedając ziarno bezpośrednio przemysłowcom.
To zrozumiała reakcja, uważa Philippe Mangin, przewodniczący Coop de France: "Rolnicy nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z tak szybkim rozwojem kursu ich produktów; w ciągu 15 miesięcy wzrósł on trzykrotnie. Może się od tego zakręcić w głowie, zwłaszcza po ostatnich trzech chudych latach". Ubolewa jednak nad tym stanem rzeczy. Wobec koncentracji popytu w przemyśle i nieangażowania się władz publicznych bardzo przydałaby się solidarność producentów, gwarantowana przez ruch kooperacyjny.
Według Międzynarodowej Rady Zbóż rolnicy zaczynają reagować na zwiększony popyt: w 2008 r. obszar przeznaczony pod uprawę pszenicy powinien się zwiększyć o 4%, czyli mniej więcej o tyle, o ile wzrósł w czasie ostatnich dużych podwyżek cen surowca, w latach 1995-1996. Jeśli jednak wziąć pod uwagę wszystkie zboża, niewiele krajów dysponuje środkami technicznymi, a przede wszystkim ziemią, którą mogłyby przeznaczyć na ten cel. "Ziemia jest lokatą przyszłości", zapewnia brytyjski inwestor Jim Slater, który, zbiwszy majątek na handlu metalami, przerzucił się na rolnictwo, inwestując szczególnie w programy nawadniania.
Z pewnością możliwości rozwoju rolnictwa ma Rosja z rozległymi stepami Południowej Syberii i Ukraina ze swym słynnym czarnoziemem. Panujący tam jednak klimat kontynentalny zagraża bezpieczeństwu przedsięwzięcia; mroźna zima może zupełnie zniszczyć nadzieję na dobre zbiory. Za to Argentyna i Brazylia mogą zamienić swoje lasy i pampę w tereny uprawne. "W rolnictwie są możliwości zysku, jakich ludzie nawet nie podejrzewają", twierdzi Dufumier.
Bardziej nawet niż w Europie, gdzie wydajność z hektara ziemi uprawnej jest najwyższa na świecie, przyszłość rolnictwa na eksport należy bez wątpienia do tych krajów, gdzie koszty produkcji są najniższe, a zyski jeszcze niewielkie. Przyszłość, która będzie się wiązała z upowszechnieniem się roślin genetycznie modyfikowanych (GMO), już teraz uprawianych w Argentynie na wielką skalę, i szeregiem szkodliwych dla środowiska konsekwencji, takich jak np. deforestacja (zanik lasów) Brazylii.
Jeśli chodzi o kraje, które w największym stopniu ucierpiały wskutek rewolucji na rynku handlu zbożem, jedynym ratunkiem jest dla nich wskrzeszenie własnego rolnictwa. Mali, któremu udało się wzmocnić swoje rolnictwo, w porównaniu z innymi wyszło z tych wstrząsów obronną ręką, dzięki zainwestowaniu w uprawę ryżu nad brzegami Nigru i dzięki zdrowemu rozsądkowi hodowców bawełny. Rozczarowani spadkiem ceny oferowanej przez przemysł bawełniany za kilogram surowca, przerzucili się na uprawę sorgo i kukurydzy. W sąsiednim Burkina Faso uprawy bawełny zastąpiły pola soi. Wobec widocznego w trudnej sytuacji skąpstwa krajów, od których zależy, Światowy Program Żywieniowy stara się wspierać produkcję w krajach, którym ma pomagać, zapewniając rynek zbytu dla lokalnych produktów. W latach 2005-2007 w Afryce Zachodniej ich udział w programie wzrósł z 13 do 30%.
Lawinowy wzrost cen zboża skłania do postawienia na nowo pytania o znaczenie rolnictwa dla światowego rozwoju. Powinno się ono znaleźć w centrum planów reformy Wspólnej Polityki Rolnej w Europie i zaważyć na rozstrzygnięciach tzw. rundy z Doha negocjacji WTO. Ironia historii - w swoim raporcie z 2008 r. Bank Światowy, który przyczynił się do osłabienia produkcji rolnej na rynek wewnętrzny w wielu krajach, podejmując decyzję o dalszym liberalizowaniu gospodarki, właśnie ten jest sektor wymienia jako najważniejszy dla walki z ubóstwem na świecie.
Dominique Baillard
tłumaczenie: Agata Łukomska
Autor jest dziennikarzem Radio France Internationale. Tekst ukazał się w miesięczniku "Le Monde Diplomatique - edycja polska".