Książka ta nie budzi obaw o swoją wiarygodność, ponieważ napisana jest przez historyka, którego dotychczasowy dorobek, jeszcze w czasach PRL, poświęcony był głównie nie tyle może rehabilitacji, ile jednak wprowadzeniu zdrowego sensu do wizji Polski przedwojennej, rysowanej przez ówczesną politykę, zwłaszcza w okresie gomułkowskim; dotyczy to także postaci Józefa Piłsudskiego.
Niestety jednak wszelka w miarę obiektywna ocena okresu międzywojennego zdominowana została po roku 1989 przez obraz bałwochwalczy, któremu ze względów oportunistycznych przytakiwała także parlamentarna lewica, co nie pozostawało zresztą bez konsekwencji praktycznych. Jest bowiem istotnie paradoksem, że dopiero niedawno, w maju tego roku, prof. Łagowski, a więc autor uchodzący raczej za liberała, odważył się przypomnieć, w dodatku w "Gazecie Wyborczej", że mimo wszystko majątki obszarnicze w Polsce, których właściciele domagają się obecnie rekompensat lub zwrotu, były jednak owocem wyzysku mas chłopskich, a powojenna reforma rolna aktem sprawiedliwości dziejowej.
Na kulcie II Rzeczypospolitej wsparła się "polityka historyczna" braci Kaczyńskich, przedstawiając okres międzywojenny jako czas praworządności i demokracji służącej rozwojowi kraju, zaś Piłsudskiego uznając nie tylko już nawet za polityka, lecz za idola. W rozpisanej niedawno przez jeden z dzienników ankiecie, większość obecnych polityków, w tym także polityków lewicy parlamentarnej, wymieniało Piłsudskiego jako swój niedościgły wzór zarówno patriotyzmu jak i dalekowzroczności, zaś bracia Kaczyńscy chętnie pozują na jego następców, mimo całego komizmu tego zestawienia. Jedynym ewentualnym zarzutem pod adresem II RP jest jej zakończnie, a więc klęska wrześniowa, jest to jednak motyw raczej omijany. Klęskę tę w dodatku skwapliwie oddziela się od postaci Piłsudskiego, który zmarł w roku 1935. Podobnie zresztą jako niezwiązane już z Piłsudskim przedstawia się chętnie i inne wydarzenia lat trzydziestych, kiedy proces faszyzacji systemu politycznego w Polsce nabrał dość znacznego przyspieszenia.
Otóż "Piękne lata trzydzieste" dezawuują ten obraz. Pokazują w jak wielkim stopniu sam Józef Piłsudski po zamachu majowym 1926 r. przez następnych niespełna 10 lat konstruował konsekwentnie Polskę lat trzydziestych, z jej wyraźnymi cechami faszyzacji. Był on nie tylko, co oczywiste, autorem Procesu Brzeskiego, ale udzielił także błogosławieństwa obozowi koncentracyjnemu w Berezie Kartuskiej, mówiąc lekkim tonem swoim podwładnym, aby "zrobili tę swoją czerezwyczajkę". Piłsudski też skonstruował, a w każdym razie tolerował ekipę polityczną "grupy pułkowników", trzeciorzędną w istocie i złożoną z postaci nieporadnych w sprawowaniu rządów czy kierowaniu wojskiem. Legenda historyczna, której ulega także część historyków lewicowych głosi, że owa ekipa na dobre zagarnęła władzę dopiero po śmierci Marszałka lub w ostatnich, naznaczonych chorobą, miesiącach jego życia. Tymczasem z książki Garlickiego wynika jasno, że Piłsudskiemu nie przeszkadzała bynajmniej drugorzędność tych ludzi, ich łapczywość na pieniądze i rozkosze życia, zaś ich intencje polityczne nie były mu obce. Charakterystyczną u Garlickiego jest na przykład rewizja dotycząca postaci Walerego Sławka, którego legenda wykreowała na jedynego wiernego ucznia Piłsudskiego, który swoim samobójstwem pragnął zamanisfestować dokonującą się zdradę ideałów wodza, podczas gdy w opinii współczesnych, które przytacza Garlicki, rysuje się on jako wierny Komendantowi tępak o słabej wyobraźni i jeszcze słabszej wiedzy politycznej. Podobnie krytyczne, umotywowane ówczesnymi opiniami oceny odnoszą się też do Józefa Becka, idealizowanego obecnie jako wyniosły i kierujący się honorem mąż stanu, czy do Wieniawy-Długoszowskiego, adorowanego jako przyjaciel artystycznej bohemy, który osobiście koordynował przecież słynny zamach na parlament z najściem uzbrojonych oficerów na gmach przy ulicy Wiejskiej.
Aktualność i znaczenie tych dokonywanych przez Garlickiego rewizji względem "pięknych lat trzydziestych" polega na dwóch kwestiach.
Pierwszą z nich jest zachwianie podstawami lansowanej obecnie przez prawicę "polityki historycznej", drugą zaś wskazanie na pewne "wiecznie polskie" elementy gry politycznej, zjawiające się dzisiaj jako wierna kopia sytuacji przedwojennych, z okresu schyłku II RP.
Konstrukcja osławionej "polityki historycznej", lansowanej przez PiS, która nieobca jest przecież także Platformie Obywatelskiej, wspiera się na prostym, trójczłonowym schemacie. Punktem wyjścia jest tu idealizacja Polski przedwojennej jako państwa praworządnego i demokratycznego, czego zdradziecką antytezą był człon drugi, czyli Polska Ludowa, nad którą obecnie przerzucony został most, łączący w jedną ciągłość Polskę do 1939 r. z członem trzecim, czyli Polską po roku 1989. Legitymizacja III i IV RP bierze się z tej właśnie rzekomej ciagłości, eliminującej po prostu półwiecze XX-wiecznej historii.
Pomińmy materialną niedorzeczność tego pomysłu, a więc to, że obie te Polski, przed rokiem 1939 i po roku 1989, są całkowicie niemal innymi państwami, w innych granicach, o innej strukturze społecznej, a nawet narodowościowej, mieszczącymi się w innym świecie zewnętrznym. Dla "polityki historycznej" jednak nie ma to znaczenia, ponieważ jej istotą i celem jest egzemplifikacja zdrady, której dopuściła się w czasach PRL zarówno znaczna część społeczeństwa polskiego jak przede wszystkim jego elity kulturalne i intelektualne, podejmując współpracę z Polską Ludową. Na tym założeniu opierają się przecież wszelkie działania lustracyjne a także ostracyzmy, stosowane chętnie przez obecne rządy.
Tymczasem "Piękne lata trzydzieste" Garlickiego rysując wyrazisty obraz postępującej faszyzacji kraju, a także przywołując szereg wymownych szczegółów ówczesnych rządów, od pacyfikacji demonstracji robotniczych i ruchów narodowościowych na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej aż po indywidualne akty pobicia przez "nieznanych sprawców" – lecz zawsze w mundurach oficerskich – tłuką ten obrazek. Książka ta uświadamia nam także motywację, dla której po wojnie tak wielu Polaków, w tym znaczna część polskiej inteligencji, zaakceptowała Polskę Ludową jako drogę wyjścia nie tylko ze społecznych, ale i politycznych stosunków przedwojennych. Nie stało się to przypadkiem i zapracowały na to właśnie lata trzydzieste, zwieńczone klęską wrześniową.
Fascynującą jest także druga kwestia, która nasuwa się przy lekturze "Pięknych lat trzydziestych". Otóż owe lata trzydzieste były w praktyce okresem rywalizacji dwóch prawicowych formacji politycznych, sanacyjnej i endeckiej, przy stopniowej marginalizacji lewicy, zarówno PPS-owskiej jak i ludowej. Garlicki dość wyraźnie pokazuje, jak cele tych formacji, a także metody, upodabniały się do siebie, czego zaskakującym przykładem jest m.in. mało znany epizod z próbą pozyskania przez obóz sanacyjny wywodzącego się ze struktur endeckich faszystowskiego ONR-u. Różnica pomiędzy tymi formacjami była w dużej mierze różnicą stylu, przy czym akcenty rozłożone były dość dziwacznie. Sanacja w swojej retoryce była mniej nacjonalistyczna i mniej antysemicka niż obóz Dmowskiego, z kolei jednak jej praktyczne działanie wspierało się na tradycji wojskowej i kombatanckiej, co we Włoszech i w Niemczech było charakterystyczne dla partii faszystowskich. Ciekawe, że ów zbiór podobieństw obu obozów, mnożących się z biegem czasu, nie powodował bynajmniej złagodzenia walki politycznej pomiędzy nimi, lecz przeciwnie, zaostrzał ją do tego stopnia, że obóz w Berezie Kartuskiej był pierwotnie pomyślany jako omijający procedury prawne obóz dla endeków i nacjonalistów, nie zaś – czym stał się później – dla komunistów i mniejszości narodowych.
Dalszą analogią z układem obecnym była kwestia prawa do rządzenia, a więc kwestia tradycji. Piłsudczycy otwarcie deklarowali, że ich prawem do rządzenia krajem w większym stopniu niż wola wyborców – ograniczona zresztą w ostatnich wyborach przedwojennych – jest tradycja legionowa, czym endecy nie mogli się poszczycić. Rzuca to pewne światło na budowaną także i obecnie, i wyrywaną sobie z rąk przez konkurencyjne ugrupowania polityczne legendę kombatancką i niepodległościową, związaną z "Solidarnością". Owe kombatanctwo, podobnie jak kombatanctwo legionowe w latach trzydziestych, stanowić ma niekwestionowany tytuł do władzy a także instrument moralnego szantażu, zaś jego znaczenie przedstawiane jest jako ważniejsze nawet niż program na przyszłość.
Oczywiście wszelkie takie analogie są zawodne. Gra przedwojenna toczyła się wokół ogólnoeuropejskiego wówczas trendu nacjonalistycznego, gra obecna toczy się wokół stopnia akceptacji dla ogólnoeuropejskiego obecnie trendu neoliberalnego w gospodarce, dla którego nacjonalizm jest równie fatalną przeciwwagą jak sam neoliberalny kapitalizm. Lata trzydzieste są okresem wyraziście zamkniętym przez wybuch wojny, gra obecna jest grą otwartą, o niewiadomym zakończeniu. W "Pięknych latach trzydziestych" znajdujemy jednak zbiór sytuacji, gestów, poglądów, których mimo wszelkich różnic nie sposób nie uznać za "wiecznie polskie", charakterystyczne dla naszych sposobów uprawiania polityki.
Andrzej Garlicki, "Piękne lata trzydzieste", wyd. Prószyński i Ska, 2008, str. 285.
Krzysztof Teodor Toeplitz
Recenzja ukazała się w miesięczniku "Le Monde Diplomatique - edycja polska".