Chodzi także o pracę bezpieczną. Państwowa Inspekcja Pracy wciąż alarmuje, że wypadków przy pracy prowadzących do śmierci lub trwałego kalectwa jest ciągle dużo. Słowo "godność" brzmi dzisiaj jak głos nie z tej epoki. Polski kapitalizm złapał się we własne sieci. Ludzie już nie chcą pracować za marne grosze i być traktowani jak frajerzy. Każda praca, nawet najgorzej opłacana tzw. prosta, ma przecież swoją wartość przez swój mozół. Przez fakt, że jest pracą. Tymczasem w Polsce nadal nie szanuje się pracownika. Blokuje możliwości zakładania w zakładzie związków zawodowych, usiłuje zastraszać, zwalnia związkowców za to, że upominają się o swoje prawa, i potem latami muszą się w sądzie procesować. Bywają nawet do firmy przywracani, ale gorycz zostaje. Z goryczy kiełkuje poczucie krzywdy i bunt.
Co to za Polska
- Chcemy pracować, chcemy godnie zarabiać - mówią związkowcy. Takie hasło znajdziemy na ulotkach wydanych przez Komisję Krajową "Solidarności". Nie jest ono bezzasadne. 65 proc. pracowników otrzymuje wynagrodzenie nie przekraczające średniej krajowej. Choć od dawna mamy równouprawnienie, kobiety zarabiają w Polsce średnio o 23 proc. mniej niż mężczyźni, pracując na tych samych stanowiskach. 10 proc. pracowników zarabia na poziomie płacy minimalnej. 2,5 miliona Polaków żyje w sferze ubóstwa. Najtrudniej jest dzieciom. 20 proc. z nich dotkniętych jest biedą. Niełatwo bywa również młodym, nawet jeśli pracują - 93 proc. prac dostępnych dla młodych, stanowią prace nieformalne.
Polska zajmuje drugie miejsce pod względem rozpiętości płac.
- Co to za Polska? - powiedzieli do kamery pracownicy z Warmii, których właścicielka firmy oszukała i wypłaciła za 3 miesiące pracy przy wyrębie lasu po.100 zł. Dlatego "Solidarność" bije na alarm. Niskie płace to emigracja wykwalifikowanych pracowników. Zastępy popadających w patologie eurosierot. Niskie płace wpychają ludzi w bierność zawodową. Niskie wynagrodzenia to w przyszłości niskie emerytury i ustawianie się po dodatki w kolejce do pomocy społecznej.
O tym, że wdrożony w Polsce system emerytalny może prowadzić do zagrożenia ubóstwem osób o niskich zarobkach przestrzegają nawet analitycy OECD i zachęcają do gromadzenia dodatkowych oszczędności. Problem w tym, że wiele rodzin żadnych oszczędności nie ma. "60 proc. Polaków sygnalizowało, że miałoby bardzo poważne problemy z pokryciem niespodziewanych wydatków na kwotę równą miesięcznemu dochodowi stanowiącemu w naszym kraju próg zagrożenie ubóstwem; ponad 70 proc. respondentów zgłaszających ten problem stanowiły osoby o dochodach powyżej progu ubóstwa" - czytamy w raporcie o sytuacji społecznej w Unii Europejskiej w 2007 roku.
Pracujący biedni
Co czwarty Polak ma trudności z regularną spłatą zobowiązań.
"Raport UE pokazuje także, że problem wykluczenia społecznego nie ogranicza się do bezrobotnych. Świadczy o tym zjawisko występowania working poor - pracujących biednych - wśród których procent zagrożenia ubóstwem w Polsce był wyższy niż w innych krajach UE" - informuje Michał Sobczyk w artykule "Polska w europejskim zwierciadle".
A z analiz GUS dotyczących struktury wynagrodzeń wynika, że co szósty pracujący Polak otrzymuje wynagrodzenie uznawane za niskie, tj. nie przekraczające 50 proc. wynagrodzenia przeciętnego. A zatem 15 proc., czyli co szóste pracownicze gospodarstwo domowe, uzyskuje dochody na głowę, które uprawniają jej członków do otrzymywania świadczeń z pomocy społecznej! Analitycy z OECD informują, że w niektórych krajach, np. Francji, Portugalii czy Wielkiej Brytanii, w ramach reform emerytalnych są podejmowane starania o lepszą ochronę emerytalną osób mało zarabiających. Gdzie indziej zaś, np. w Polsce czy na Słowacji, rządy dążą do wzmocnienia związku między wysokością przysługujących świadczeń emerytalnych a zarobkami, co może prowadzić do zagrożenia ubóstwem osób o niskich wynagrodzeniach.
Z tego powodu w Polsce, zdaniem ekspertów OECD, przerzucanie korzyści reformy z najmniej i średnio zarabiających na najlepiej uposażonych, może w przyszłości spowodować większą presję na system pomocy społecznej. Sygnalizują konieczność gromadzenia dodatkowych oszczędności, nawet jeśli pracownik opłaca składki przez cały okres pracy zawodowej. Ale ogromna rzesza Polaków żyje na kredyt. "Solidarność", rozpoczynając batalię o godne płace i godne emerytury, ma te uwagi na względzie.
- Płace Polaków rosną w trzykrotnie szybszym tempie niż ceny - poinformowała ostatnio minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak. Komu rosną? - pytają Polacy, bo w przeciętnej rodzinie się tego nie odczuwa.
Ochraniać słabszych
Dla "Solidarności" godne zatrudnienie jest równoznaczne z pracą zapewniającą sprawiedliwy dochód, gwarantującą godne utrzymanie, dobre i bezpieczne warunki pracy. To także dostęp do wartościowej i produktywnej pracy, dającej możliwość osobistego rozwoju. Związkowcy przypominają, że mamy w Polsce, często naruszane przez pracodawców prawo do zrzeszania się, do negocjacji zbiorowych, do informacji i ochrony prawnej. Prawa te często pozostają zapisem na papierze.
Przypominają też, że ludzie mają prawo do ochrony przed stratą lub spadkiem dochodów z powodu bezrobocia, wypadku, macierzyństwa lub starości. Że zadaniem państwa jest zwalczanie marginalizacji i wykluczenia społecznego i zapewnienie bezpieczeństwa tym, którzy z różnych przyczyn pracy nie mają. Uważają, że rozwiązywaniu tych wszystkich zgłaszanych przez "S" problemów powinien służyć dialog społeczny, z udziałem reprezentatywnych organizacji pracowników i pracodawców. Dialog autentyczny, nie pozorny.
- Społeczeństwo polskie, dzięki "Solidarności", wykazało się nieprawdopodobną cierpliwością przez cały okres przechodzenia do gospodarki rynkowej - uważa socjolog prof. Andrzej Rychard. Twierdzi, że mówiąc o wykluczeniu, cały czas operujemy schematami ze starej perspektywy, przyjmując, że w wykluczeniu istnieje zasadnicza różnica między tymi, którzy pracują i tymi, którzy pozostają bezrobotni.
- Ale wśród osób pracujących jest też wielu wykluczonych. Jeżeli ktoś jest pracownikiem magazynowym w hipermarkecie to jego sytuacja społeczna wcale nie jest lepsza od sytuacji bezrobotnego pracującego na czarno. To nie jest granica między światem pracy a światem bez pracy. Granica się przesunęła. Przebiega między światem pracy godnej, a światem pracy eksploatowanej. Nie wystarczy mówić, że problemem jest bezrobocie, chociaż pozostaje nim nadal, choć malejącym. Problemem jest także pewien rodzaj wykluczenia wynikający z wyzysku, płacy źle opłacanej. Z tym mamy do czynienia również w Polsce - mówi Rychard.
Środek się nie udał
Profesor uważa, że władze myślą stereotypami. Sądzą, że jak jest cicho i nie ma protestów, to ludzie rzeczywistość akceptują, a jak robi się głośno to znaczy, że jest źle.
- Tymczasem ta cisza może być zwiastunem niezadowolenia o wiele bardziej groźnym, choć trudniej dostrzegalnym, i również może oznaczać jakąś nierównowagę - twierdzi socjolog. Jego zdaniem wrażenie, które teraz powstaje, że jesteśmy u progu jakiegoś nowego konfliktu, bierze się stąd, że zostały nadmuchane sukcesy, co spowodowało, iż poszły w górę aspiracje społeczne.
- Media cały czas nas karmią, że jesteśmy niemal tygrysem Europy, integracja europejska się udała, a jednak kiedy zajrzymy do domu Kowalskiego w małym miasteczku, który na mikroskalę jest autorem tego sukcesu, widzimy, że niekoniecznie mu się życie polepszyło. Ci ludzie mogą czuć się sfrustrowani - mówi Rychard.
Dr Andrzej Zybała z Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog" podkreśla, że Polska jest krajem o bardzo głębokich nierównościach społecznych. Potwierdza to ostatni raport unijny. Joanna Heidtman socjolog i psycholog biznesu twierdzi, że owszem, nad Wisłą przybywa milionerów, ale polskie społeczeństwo przeszło już fazę pogodzenia się z gospodarką wolnorynkową, a więc również z nierównościami majątkowymi, które są jej integralnym składnikiem.
- Nastąpiła także zmiana pokoleniowa. Młodzi ludzie, wyrośli w warunkach kapitalizmu, dużo łatwiej niż ich rodzice godzą się z faktem rozwarstwienia dochodów - twierdzi Heidtman. I uważa, że u nas solidarność społeczna nie istnieje, bo polscy milionerzy nie są tak skorzy do dzielenia się swoim bogactwem jak w innych krajach Zachodu.
- Dużą część odpowiedzialności ponosi niechętne wobec przedsiębiorczości państwo. Sądzę, że powinniśmy się zastanowić, co trzeba zrobić, aby polscy milionerzy chcieli być solidarni - mówi Heidtman.
W opinii ekonomistki, prof. Stanisławy Golinowskiej za szybko się rozwarstwiliśmy. Mamy już milionerów, których jest za mało, ale trzeba podjąć intensywne działania na rzecz tworzenia środka. Ten środek musi być bogatszy, bo grosz składany do grosza daje efekt masy. Środek nam się nie udał, ponieważ polityka ekonomiczna wspierania inicjatyw i tworzenia infrastruktury dla biznesu jest słaba. Poza tym konsumpcjonizm wielu właścicieli firm jest przerażający. Niewielu przedsiębiorców postrzega swoją działalność w dłuższej perspektywie. Często jest ważniejsze, by firma rozwijała się dzisiaj. A przecież rynek globalny jest trudny, trzeba mieć w sobie wartości purytańskie, by inwestować i się kształcić. Jeśli ktoś "objada" swoją firmę i chce się nachapać, to źle też traktuje pracownika. Tymczasem kapitał ludzki jest wartością pozadyskusyjną. Gdy powstają więzi z firmą, emocje, rodzą się wartości zupełnie innego wymiaru. Rodzi się szacunek i okazuje się, że ludzie, którzy mają do siebie zaufanie współpracując tworzą więcej.
Tak więc wyzyskiwanie pracowników na dłuższą metę się ludziom biznesu nie opłaca. Wykluczenie i jego patologiczne konsekwencje rodzą koszty społeczne. Za to trzeba płacić. Muszą płacić także pracodawcy, którzy domagają się obniżenia podatków. Koło się zamyka.
Dr Andrzej Zybała dostrzega problem w tym, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat po upadku komunizmu nie stworzyliśmy modelu polityki społecznej, który by chociaż usiłował budować równowagę i spójność społeczną.
- Nie zrozumieliśmy, że trzeba kreować politykę publiczną wyrównywania szans. W krajach starej Unii bardzo dobrze to rozumieją - dodaje.
Alicja Dołowska
Tekst ukazał się w "Tygodniku Solidarność" nr 31 (1036) z 1 sierpnia 2008 roku.