Drewnowski, Matuła: Układ sił, czyli dynamika systemu cz. I

[2008-09-05 07:45:27]

Barbarzyński sposób gospodarowania ludzi na Ziemi nie zakończył się z nastaniem nowego stulecia. Coraz radykalniejsze stosowanie zasady "zysk ponad wszystko" niszczy wszystko: przyrodę ożywioną, kulturę, etykę, stosunki międzyludzkie i rozumienie świata. Przejmowanie władzy nad całością ziemskich spraw przez wielkie podmioty gospodarcze prowadzi do wypierania społeczeństw i ich państw z suwerennej polityki, stanowiąc przełom nieznany co do swej skali w całych dziejach ludzkiego gatunku. Jest to groźne zwłaszcza przez to, że zarówno w polityce, jak i w gospodarce coraz bardziej bezkarne, choć nie zawsze widoczne, stają się sposoby działania właściwe zorganizowanej przestępczości(1). Przedsmak dalszych możliwych przemian dają nie tylko nowe wojny na granicy ludobójstwa, handel ludźmi i ludzkimi organami. Równie ważny sygnał - to nawrót pracy niewolniczej, a przede wszystkim postępujące odpodmiotowienie ekonomiczne ludności z głodem i nędzą najsłabszych(2).

Zauważa te procesy i tendencje każdy, kto obserwuje świat pod kątem zmian ważnych dla ogółu. Człowiek lewicy, jak każdy humanitarysta, wykracza poza obserwację i diagnozę, szukając środków zaradczych. W tym poszukiwaniu strzeże się idealistycznego oderwania od rzeczywistości i woli prawdę najbardziej gorzką od zwodniczej pociechy. Coraz więcej osób w ten sposób percypujących obecne przemiany potrafi się zgodzić z uogólniającą konkluzją, że układy sił decydują w ostatecznym rachunku o wszystkim: że w szczególności nie ma takiego zła, takiej krzywdy i takiej podłości, której ludzie nie uczyniliby ludziom, gdy jedni będą nieporównywalnie słabsi od drugich; i że w takiej sytuacji, statystycznie rzecz biorąc i na dalszą metę, niewiele pomogą kultura i najwznioślejsze zasady etyczne.

Gdy ogromna część ludzkości przez brak środków i rozumnej samoobronnej ideologii jest całkowicie bezbronna, a w dodatku - wedle panującego porządku ekonomicznego - bezużyteczna, pytania o środki zaradcze czynią wrażenie spóźnionych. Mimo to sumienie każe je zadawać nie szczędząc energii na teorię – podstawę wszelkiej naprawy, na budowanie modeli i na refleksję nad tym, co się stało. Również praca nad wyobraźnią mieszkańców Ziemi i upowszechnianiem etyki stosownej do dramatycznych wyzwań czasu pozostaje mimo ogromnych trudności zadaniem, z którego nie sposób rezygnować.

Sama etyczna teoria i wybór etycznych zasad stanowią w tym wszystkim problem najmniejszy. W perspektywie globalnej, i panuje co do tego zgoda, główne miejsce przypada etyce odpowiedzialności(3). Jedyne, co wymaga unaocznienia, to szczególnie ważny moralny nakaz pracy – podkreślmy ten wątek i tutaj – nad układami sił, które zapobiegają zbrodni. Po zmianach, które przyniósł rok 1989, etyka taka, jak wszelka etyka obowiązku wobec społeczności, jest przede wszystkim bolesnym problemem praktycznym, rodzącym coraz to nowe frustracje. Dzieje się tak między innymi z powodu zmiany frontu, której dokonali wówczas intelektualiści i inni opiniotwórcy, często także lewicowej formacji. W wielkiej mierze to właśnie traumatyczne doświadczenie tamtego czasu pobudza i redaktorkę niniejszego tomu, i pozostałych jego autorów do pytań o to, co było, może być lub być powinno przedmiotem refleksji człowieka o nastawieniu lewicowym lub po prostu prospołecznym. Z tych też i innych podobnie bolesnych doświadczeń ze środowiskami opiniotwórczymi wyrastają próby zakrojone jeszcze szerzej – stworzenia lewicowej samoświadomości na miarę naszego stulecia(4).

*


Nastrój ostatecznego zwycięstwa możnych nad słabymi pozwolił zdejmować maski i przechodzić na drugą stronę. Wyzwoleńczy przełom ideowy roku 1989 - to dla wielkiej części inteligencji i intelektualistów nie tylko w Polsce zmiana tego właśnie typu - odrzucenie roli bezużytecznej w nowym czasie. Na wieść, że za słabymi i wyzyskiwanymi nie stoi już żadna znacząca siła, humanistyczny etos, przysparzający do niedawna dobrego imienia i szacunku, cichcem wypiera się siebie i znaczy co najwyżej tyle, że się było zawsze przeciwnym systemowi, którego już nie ma; obrona robotników, godność człowieka, ludzkie prawa socjalne - tylko ktoś bardzo źle wychowany i zawsze wczorajszy może przypominać o czymś takim, gdy większość płynie z prądem.

Przykłady przyszły z góry. Najwyższe autorytety kościelne, czczone za to, że tak głośno wołały o powszechną solidarność z ubogimi, grzmią już tylko przeciw ulepszaniu świata(5). Podobnie świeccy luminarze nauki i kultury, nie chcą słyszeć o państwie opiekuńczym i bez najmniejszego wstydu oświadczają miłość kapitałowi. Zdradzają także znani robotniczy działacze - chwalą nowy ustrój i piętnują niezaradność bezrobotnych. W dodatku wychodzi na jaw, że również politycy uchodzący za lewicowych, gdy przychodzi co do czego, mieli co innego na myśli niż obronę ludzi przed biedą, wyzyskiem i upokorzeniem. A że wieści o podobnych zmianach przychodzą także z wielu innych krajów, zwycięski nastrój intelektualnych elit pozostaje niezmącony. Lecz czym pociągnęła ku sobie ta Wielka Zdrada, jaki był jej urok i etos? Przypominajmy tę jej etyczną estetykę przy każdej okazji.

Triumf normalności nad utopijną etyką! Koniec eksperymentów z naprawianiem świata! Koniec solidarności z murzynami, biedotą i hołotą! Wykrzykniki te i inne, głośne i przytłumione, pokazują poezję zachodzącej przemiany w samej jej istocie - piękno wolności, która totalnie wyzwala z powinności społecznych. Po raz pierwszy w dziejach ludzkości ideologia dominacji silniejszych staje się doktryną oficjalną i - prawie bez osłonek - daje sobie radę. Mimo doświadczeń z faszyzmem szerzy się na całym globie i panuje w poczuciu także estetycznej wyższości. "Podczłowieka" zastąpiła "nieudacznikiem" i czyni z tego pojęcia swój znak rozpoznawczy. Obrończyni elit przed roszczeniami nieudaczników, co znaczy - miliardów nędzarzy bez szans na skuteczny opór.

Przez telewizję i jej podobne czasopisma wchodzi do mieszkań, rozsadza głowy pazerną pogardą dla słabszych, mniej odpornych wtrąca w depresję, w rozpacz, w dewocję. Wypełnia po brzegi umysły klasy politycznej, prostytuuje sztukę, filozofię, humanistykę. Wypełnia umysły intelektualistów setkami teorii i interpretacji, które - każda na swój sposób - odbierają człowiekowi wiarę w siebie i możliwość samoobrony(6). Tryumfując święci Koniec Historii, Klęskę Utopii, niezakłócone profitowanie z Transformacji. Zwycięska panująca ideologia, przez Wielką Zdradę skutecznie niosąca milionom ludzi nędzę i nieszczęście.

Oczywiście, z tą Wielką Zdradą to lekka przesada. Bo w końcu tylko część zdradziła. Większość naukowców od dawna żyje ze zbrodniczego zniewalania ludzi, z zabijania i z wojny. Większość intelektualistów od początku świata zaopatruje panujących w panującą ideologię; wedle jej potrzeb wychowuje słabych i ubogich - do bezmyślności i posłuszeństwa możnym, do niezgody i wzajemnej nienawiści. To prawda, że bywają epoki, w których intelektualiści głoszą hasła humanitarne i próbują ulepszać świat. Lecz, co nietrudno wykazać, czynią to tylko wtedy, gdy szerokie rzesze ludzkie z takich czy innych względów budzą respekt. Tak było między innymi w latach 1945-1989 na Zachodzie i nie jest przypadkiem, że upadek Związku Radzieckiego i wielki śmiech z prostego człowieka zbiegły się w czasie.

Lecz trzeba wprowadzić dwie poprawki. Po pierwsze, na to, że opozycja środowisk intelektualnych – na przekór sugestiom oficjalnej propagandy - nie zanikła całkowicie. Po drugie, wiele przemawia za tym, że triumf z okazji ostatecznego zwycięstwa święcono przedwcześnie: wbrew twierdzeniom przeciwnym i wyciszeniom sprawy, walka trwa, a klasy gospodarczo upośledzone nie osłabły tak bardzo, jak by to wynikało z okazywanej im pogardy.

Nawet w zamożnej jeszcze Zachodniej Europie ubożejąca ludność protestuje coraz głośniej. W Ameryce Łacińskiej i w Azji wielkie zagrożone ubóstwem masy dopiero do prawdziwej walki dojrzewają. Nie trzeba być Zbigniewem Brzezińskim, by pojmować, iż nie dadzą za wygraną nigdy(7): doskonale wiedzą i o rozmiarach dokonującego się wyzysku, i o ogromie bogactw zgromadzonych w rękach najbogatszych. To prawda, że są jeszcze względnie słabe, ale dzieje się tak tylko dlatego, że swój nabrzmiewający gniew skoncentrowały na Amerykanach, czyli na przeciwniku poniekąd przypadkowym. Jeśli tylko tę potężną emocję uzupełnią precyzyjniejszym instrumentarium ideologicznym, zmienią znacznie i na długo układ sił w świecie. Że nie dokona się to tanim kosztem, to inna sprawa.

Rosnący na całym globie potencjał niezadowolenia powoduje, iż również w krajach zamożnych i bogatych odżywają nie tylko protesty, ale również idee emancypacyjne. Tendencja do zacierania różnic ideowych, jak w wypadku alterglobalizmu, ustępuje ostrzejszemu zarysowywaniu własnych programów, niekiedy dość radykalnych. Szczególnie daleko w żądaniach i w projektach zmian, na niekorzyść zglobalizowanego kapitału, idą niektórzy konserwatyści i tradycyjni liberałowie. Radykalizm wykazują także religijno-narodowe solidaryzmy, które mitologizując konflikty społeczne w duchu ksenofobii i antysemityzmu, wypełniają miejsce zwolnione przez ideologię walki klas. Na tym tle rzuca się w oczy karierowiczowska ospałość lewicy, lecz i tu także – odpowiednio do ogólnej radykalizacji nastrojów - zaznacza się pewne ożywienie. W nowszych programach i deklaracjach powracają pytania o sprawiedliwsze społeczeństwo, co więcej, wraca odwaga myślenia o przyszłości świata w kategoriach socjalizmu(8).

**


Odzyskiwanie podstawowych pojęć socjalizmu i demokracji – to pierwszy krok do odbudowy lewicowych teorii. Lecz już same w sobie oba pojęcia i odpowiadające im słowa mają wartość unikatową. Nadużywane na wszelkie możliwe sposoby, bronią - dzięki swej klarownej etymologii - całkiem skutecznie swoich treści pierwotnych, związanych nieodłącznie z ludem i społeczeństwem. Bo i też zostały poniekąd stworzone specjalnie do tego, by przy ich pomocy wyróżniać i nazywać to, co nie jest ani tyranią, ani oligarchią i co podporządkowuje częściowość i egoizm dobru wspólnemu. A dalej – klasa i konflikt klasowy, sprawiedliwość społeczna i społeczne prawa człowieka. Pojęcia niemal bez reszty wygnane z publicznego dyskursu i dopiero od niedawna gdzieniegdzie wracające. Bez ich należytego dowartościowania trudno myśleć o rozwiązywaniu narastających konfliktów w sposób pokojowy i z nadzieją na inkluzyjną i trwałą demokrację(9).

Związek zachodzący między pojęciem klasy i świadomości klasowej a demokracją realną i silną zasługuje na wyjaśniający komentarz. Lecz najpierw kilka zdań o tym, jak jest tutaj rozumiany socjalizm, i jak go może warto rozumieć.

Definicja socjalizmu ma w lewicowym instrumentarium znaczenie podstawowego wyróżnika. Jest też ona potencjalnym zaczątkiem jego nowych doktryn, ideologicznych i naukowych, czyli tego wszystkiego, co bywa nazywane "dyskursywnym programem lewicy"(10). Omówienie prób najnowszych, podejmowanych w Ameryce Łacińskiej, wymagałoby podjęcia dyskusji, która zajęłaby tutaj zbyt wiele miejsca(11). Również wyjście od dawniejszych definicji, w całym ich zróżnicowaniu, zachęcałoby do komentarzy, którymi warto zająć się oddzielnie(12).

Spróbujmy naszkicować najgrubszymi liniami definicję własną i niech to będzie definicja projektująca, zarazem niech nie projektuje niczego, co się musi szybko zepsuć, rozpaść lub zdegenerować. Zgodnie z główną intencją niniejszych rozważań będzie nawiązywała do układów sił w społeczeństwie i w świecie. Mówiąc konkretniej, powiąże socjalizm z układem sił, który chroni przed wykluczeniem z życia społecznego jego słabszych partnerów: nie tylko osoby pracujące, ale też - zgodnie z najlepszymi tradycjami - rencistów, emerytów i osoby zagrożone socjalną degradacją. Ponieważ chodzi o definicję socjalizmu odpornego na negatywne zmiany, nie można w niej pominąć jego nieustannej konserwacji, kontroli i obronnej walki. Innymi słowy, mechanizmy tego wszystkiego, to co można nazwać społeczną homeostazą systemu, są rzeczą zbyt ważną, by ich w definicji mogło zabraknąć.

Istotę socjalizmu stanowi zatem jak najszerszy udział mieszkańców kraju w sprawowaniu władzy politycznej, wywalczany i realizowany z myślą o tworzeniu i obronie sprawiedliwości społecznej, zwłaszcza w sensie powszechnych zabezpieczeń socjalnych i powszechnego udziału w kulturze, oraz wpływający odpowiednio do tego celu na gospodarkę.

Definicja taka nakłada się, jak widać, w wielkiej mierze na pojmowanie realnej i inkluzyjnej demokracji. Zwłaszcza wtedy, gdy nie zapomniano o mechanizmach, które ją zabezpieczają przed destrukcją. Z tego punktu widzenia, to znaczy trwałości systemu, zarówno socjalizm, jak i demokracja są żywotnie zainteresowane wszelkimi ruchami społecznymi, które do demokracji i socjalizmu prowadzą lub prowadzić mogą. Sprawa nie może się tu mieć inaczej niż z amerykańską pseudodemokratyczną oligarchią, która dla swego wzmocnienia tworzy podobne sobie ustroje za granicą. Stąd też socjalizm odniesiony do całego globu, a z modelu takiejże inkluzyjnej demokracji wynika to samo, oznacza dodatkowo działania znoszące wyzysk słabych społeczności. Wszystko to tworzy przy tym systemową całość, w której nic nie może zostać zmienione bez zmiany charakteru tejże całości.

Ochrona i ratowanie ekosfery pozostają z socjalizmem w bliskim związku, a są konieczne w działaniach każdego nurtu politycznego, chcącego realizować wspólne dobro. Można się mimo to zastanawiać, czy w dyskursywnym programie lewicy winny zajmować wyróżnione miejsce. Może jest raczej wskazane, by stanowiły oczywistość, która w żaden sposób nie usuwa w cień podstawowych zagadnień sprawiedliwości społecznej. Nie zaszkodzi zresztą, by realizacja takiej sprawiedliwości, dla ochrony naturalnego środowiska niekiedy także nieobojętna, pozostawała pod kontrolą ekologów jako opcji politycznej ideowo bliskiej, lecz i odrębnej.

Nieco podobnie ma się sprawa z problematyką światopoglądową i obyczajową. Wszelka dyskryminacja jakiejkolwiek mniejszości jako sprzeczna z humanitaryzmem jest też nie do pogodzenia z socjalizmem i demokracją w jej inkluzyjnej wersji. Również światopogląd religijny, przez właściwe mu tendencje dyskryminacyjne, podsycane przez kościoły, stoi na drodze sprawiedliwszemu społeczeństwu. Każda działalność polityczna skierowana na obronę praw człowieka w tym aspekcie jest wyrazem szlachetnej walki o lepszy świat. Zarazem jednak wynoszenie na lewicowe sztandary spraw obyczajowych, agnostycyzmu i ateizmu, jak też tolerancji wobec inności jako głównej wartości etycznej budzi zastrzeżenia. Przede wszystkim z tego powodu, że takie priorytety nie odpowiadają społecznym oczekiwaniom wobec socjalizmu i lewicowości, a zwłaszcza dlatego, że żyjącą w ubóstwie i nędzy większość ludności świata utwierdzają w przekonaniu, iż lewicą, lewicowością i demokracją nie warto sobie zawracać głowy.

Co natomiast w dyskursie na rzecz socjalizmu powinno się znaleźć koniecznie, to pojęcie kapitału społecznego, którego zwiększanie może wzmacniać ludzi pracy najemnej jako klasę. W tym kontekście użyteczne byłyby również pojęcia potencjału społecznego(13) i związanego z nim ściśle potencjału rewolucyjnego, choć to ostatnie wymagałoby może jakiegoś eufemizmu dla niewystraszania lewicy salonowej. Mimo że wszystkie te trzy pojęcia wymagają jeszcze wielkiej pracy z punktu widzenia nowej doktryny socjalizmu, warto je harmonizować już teraz z innymi pojęciami z pogranicza socjologii i polityki, zwłaszcza z pojęciem gniewu klasowego.

Pobudką do rozpoczęcia tego trudu może być lektura wywodów Dawida Osta w jego niezrównanej książce o "Solidarności"(14). Mowa niej o gniewie robotników, klasy wbrew wszelkim zaprzeczeniom nadal potencjalnie mocnej, a w niektórych krajach mocnej aktualnie. A można dodać: gniew emerytów, bezrobotnych, młodzieży bez perspektyw dobrej pracy ma niewiele mniejsze znaczenie. Zadanie nie polega, oczywiście, na tym – podkreśla autor - by tę potężną emocję pobudzać lub generować: stosunki kapitalistyczne gniew wyzyskiwanych i marginalizowanych produkują nieustannie; zawzięte rywalizacje partii politycznych o jego zagospodarowanie dowodzą naocznie, w jak wysokiej jest cenie.

Istota sprawy polega na tym, by został odpowiednio zagospodarowany - w sposób zgodny z dalekosiężnym interesem robotników oraz wszystkich uczestników życia społecznego zagrożonych marginalizacją: by kierował się na to, co powoduje ich złą sytuację rzeczywiście, czyli przede wszystkim na kapitalistyczny wyzysk, a nie na przyczyny fikcyjne, jak: knowania masonów, spiski Żydów i innych wrogich nacji, obyczajowe zepsucie młodzieży lub zbytnia łagodność kodeksu karnego. Innymi słowy, o konstruktywnym bądź niszczycielskim ukierunkowaniu gniewu decyduje ten a nie inny obraz wroga, a także – dodajmy – umiejętność wskazywania układów sił rodzących wyzysk i krzywdę.

Może wszystko to brzmi niezbyt wzniośle, lecz wedle dotychczasowych doświadczeń ludzkości jest to rozwiązanie optymalne. Najlepsze głównie dlatego, że gniew nakierowany przeciw wyzyskowi i jego konkretnym aspektom przybiera postać klasowej walki o podział dóbr i uczestnictwo w życiu społecznym, przez co nie prowadzi do spersonalizowanej nienawiści lub do chęci zniszczenia drugiej strony; z wyjątkiem, rzecz jasna, skutków specjalnej edukacji w tym kierunku. Dzieje się tu więc zupełnie inaczej niż w ukierunkowaniach gniewu na wrogie cywilizacje, wyznania religijne lub narodowości. Osiągane w toku walki ustępstwa kapitału i klas rządzących rozszerzają polityczną i społeczną podmiotowość mieszkańców kraju, z której - za pośrednictwem rosnącej ich zamożności i siły nabywczej - korzystają także pracodawcy, czyli kapitaliści.

Lecz nie przekonujmy kapitału, co dla niego dobre. Z punktu widzenia największych i najszybszych zysków najlepsza jest sytuacja skrajnie odmienna: taka, w której prospołeczne gospodarowanie gniewem nie jest w ogóle możliwe. Przykład Chin i kilku innych współczesnych państw kapitalistycznych rządzonych bez demokracji, choćby tylko proceduralnej i deklaratywnej, nie pozwala wykluczać, że dyskryminacyjne i oparte na ksenofobicznych fikcjach przetwarzanie gniewu klasowego może być przyszłością świata. Jak wyglądałby świat pozbawiony mechanizmów klasowo ukierunkowujących gniew i inne negatywne emocje, nietrudno sobie wyobrazić: hierarchiczny, feudalny z ogromnymi obszarami zniewolenia, znaczną część pracy lokujący za murami więzień, produkujący jedynie emocje użyteczne dla zysku i dominacji; nie tylko barbarzyński, ale i rozpędzony ku katastrofie jak samochód bez hamulców(15).

Tym ważniejsze w sytuacji takiego zagrożenia stają się wzmocnienia odporne na zużycie. Rzecz, jak się zdaje, szczególnie ważna w naszym czasie, gdy także gniew owocujący całkiem skądinąd udanymi akcjami politycznymi, jak niemieckie referenda w sprawie prywatyzacji własności komunalnej, okazuje się niewystarczający: ledwie walka ustaje, antyspołeczne zmiany są kontynuowane z poprzednim impetem(16). Wiele wskazuje na to, że jedyną prawdziwie skuteczną przeciwwagą dla sił destrukcji byłaby globalna sieć oporu ofensywnego i zarazem nieustannego. Nie przeczy to obserwacji, że również w jednym kraju długotrwałe i uparte działania wielkiej części ludności mogą być uwieńczone trwałym sukcesem. Taką sytuację - na przykład - że państwo socjalne w Niemczech nie poniosło w ostatnich kilku latach większych strat, sprawiło nie co innego, jak solidarny i prawie nieprzerwany opór różnych grup tamtejszej ludności.

W każdym razie optymalnym strategiom, adekwatnym do dokonujących się społecznych zniszczeń, odważny program lewicy nie może nie przyznawać ważności specjalnej. A marzą się dobrze opracowane strategie i lokalne, i światowe. Jedne i drugie, poddawane surowym weryfikacjom nie tylko w społecznej praktyce, lecz także w badaniach symulacyjnych. Istnieje bowiem wiele trudnych sytuacji, w których intuicja nie wystarcza lub podpowiada błędne rozwiązania, a sprawdzenie w działaniu może się okazać zbyt drogie: strategie mało skuteczne lub nie dość oszczędne nie tylko szkodzą sprawie, ale też - o czym rzadziej się myśli - przysparzają cierpień idących na marne.

W odniesieniu do konkretnych celów uprawianej polityki koncepcje strategiczne nie mogą pomijać problemów drażliwych, takich jak problemy własności. Choć trzeba tu coraz większej odwagi, sprawy podstawowe muszą być stawiane otwarcie, takie zwłaszcza jak prawdziwe oblicze tak zwanej prywatyzacji, która de facto służy głównie wielkim koncernom, ze szkodą własności rzeczywiście prywatnej. Żaden dyskursywny program lewicy nie może się też obejść bez odpowiedzi na pytanie o wartość tak zwanej własności mieszanej w państwie. Wiele bowiem wskazuje na to, iż tylko tą drogą można uniknąć patologicznie przerośniętej koncentracji władzy, w państwie i na globie. Trudno także pomijać milczeniem związek, który zachodzi między typami własności a minimalizacją wyzysku. Dochodzi do tego, rzecz jasna, ogromna problematyka własności wspólnej całego rodzaju ludzkiego, o której się tak wiele pisze i mówi w świecie także ponad politycznymi podziałami. Sposoby obrony zasobów wody i materiału genetycznego przed zawłaszczeniem wysuwają się tutaj na pierwsze miejsce.

I wreszcie - doktryny praktyki ekonomicznej w najszerszym ujęciu, te wszystkie teorie polityczne i koherentne zbiory wskazań praktycznych, które przez zmianę układu sił gospodarczych i politycznych chciały budować bardziej ludzki świat. Przede wszystkim marksizm i teorie z niego wyrosłe zasługują na pilne wydobycie tego wszystkiego, co jest w nich nadal aktualne i użyteczne. Przydałoby się także dokończenie filozofii marksistowskiej, to znaczy zbudowanie pełniejszego systemu filozoficznego, którego początkiem były poglądy Marksa na społeczeństwo i jego krytyka ekonomii politycznej(17). Ogromny postęp, osiągnięty w minionym stuleciu w teoriach systemów i w systemowych teoriach praktyki(18), ułatwiłby zadanie w znacznym stopniu. Niezależnie od tego cenną rzeczą byłoby zharmonizowanie lewicowych filozofii praktyki z prakseologią rozumianą jako teoria godziwej i skutecznej walki(19).

Na terenie ekonomii nęcą człowieka lewicy zadania nie mniej ambitne. W szczególności makroekonomiczne teorie Keynesa, choć ukierunkowane na działania odgórne i centralne, domagają się nowych lewicowych przemyśleń pod kątem przyszłości(20). Będzie jeszcze o nich mowa za chwilę. Czas już także najwyższy na refleksję nad komplementarną relacją, która łączy - mimo ogromu różnic - keynesizm z marksizmem. Zauważmy, że bez dostatecznie intensywnej walki klas uciskanych o swoje prawa w poszczególnych państwach nie istnieje możliwość, by aparaty państwowe były zdolne do wywalczania globalnych regulacji handlu i obrotu kapitałem.

Tego rodzaju scalającemu namysłowi nad doktrynami politycznej i ekonomicznej praktyki winna towarzyszyć odpowiednia ocena przeszłości. Konkretnie - sprawiedliwa ocena systemów społeczno-ekonomicznych, które powstawały w Europie i w innych częściach świata pod wpływem idei lewicowych. Wizja przeszłości – to przy takim podejściu nie tylko podstawa niezbędnej lewicowej "polityki historycznej", lecz - wraz z teoriami praktyki - również zespół narzędzi do oceny optymalnego wzorca dla działań przyszłych. Sprawiedliwość oceny realizacji socjalizmu wymaga przy tym skupienia uwagi nie tylko na osiągnięciach i porażkach, lecz także i przede wszystkim na przyczynach jednych i drugich, i to zarówno w odniesieniu do Europy Środkowo-Wschodniej, jak i Zachodniej. Nie wystarczy bowiem twierdzić, iż lepszy świat jest możliwy, na przykład na wzór tego, co osiągnięto na Zachodzie, trzeba jeszcze przynajmniej z grubsza wiedzieć, co w tym celu należy czynić i dlaczego. Z tym zastrzeżeniem można i trzeba zaczynać od marzeń.

***


Wizje lepszej przyszłości, mogą stanowić dla ich wyznawców wielkie wzmocnienie ideologiczne i - wyznawane na większą skalę - przeciwdziałać niszczącym dysproporcjom sił w świecie. Nie sprawią tego, rzecz jasna, jeśli wyrastają z nacjonalizmów lub innych partykularyzmów tego rodzaju. Niewiele także zmienią na lepsze, gdy są zespolone z infantylnym pojmowaniem społeczeństwa, na przykład z wiarą w możliwość wychowawczego oddziaływania na kapitał i jego zarządców drogą samej perswazji. Więcej szkody niż pożytku przyniosą także wtedy, gdy się opierają na przekonaniu, że podstawą sprawiedliwego ustroju politycznego jest represywne ściganie zła oraz sprawowanie władzy przez jednostki uczciwe, nastrojone patriotycznie i czyste pod względem obyczajowym. Nie wydaje się niestety przypadkiem, że upowszechnianiem takich groźnych bezsensów zajmują się nie tylko politycy, duchowni i dziennikarze, lecz także osoby uchodzące za intelektualistów.

Bezsensowne i niebezpieczne są poza tym marzenia o społeczności idealnej. Przekonanie, iż możliwy do skonstruowania lub odkrycia jest taki czy inny wzór doskonałych stosunków międzyludzkich, grozi już na początku jego realizacji wybuchami nienawiści, nietolerancji i okrucieństwa. Każdy model lepszego świata, jeśli go zbudowano w sposób odpowiedzialny, jest tylko - choć brzmi to może nieprzyjemnie - wyborem najmniejszego zła. Trzeba się poza tym pogodzić i z tym także, że im model z punktu widzenia humanitarnego lepszy, tym więcej kosztuje nieustannego społecznego wysiłku przy jego budowie i konserwacji. Każdy zresztą system ma swoją dynamikę, której nie da się zmieniać bez zmieniania jego samego.

Innymi słowy, prawdziwe wzmocnienie w zmaganiach o lepszą przyszłość mogą przynieść tylko wizje głęboko osadzone w rzeczywistości. Zarazem takie, które potrafią unaoczniać, jak trudną i mimo to piękną rzeczą jest demokratyczne stanowienie o sobie. Przez wyakcentowanie samostanowienia w jego pięknie i szczęściodajności mogą stanowić przeciwwagę dla wyobrażeń świata autorytarnie religijnych, na przykład islamskich i katolickich, w których równościowy i zeświecczony sposób życia wymaga zwalczania jako zło moralne i cywilizacja śmierci. Realną cywilizację śmierci realistyczne i demokratyczne wizje lepszego świata odniosą raczej do porządków władzy hierarchicznych i feudalnych, w których represywne traktowanie słabszych części społeczeństwa z przedwczesnej śmierci wielu osób czyni niemal regułę.

Jest rzeczą znamienną, że lepszy świat upragniony przez większą część ludzkości odpowiada w istotnej mierze wizjom lewicowym i socjalistycznym(21). Jest to świat przede wszystkim bez wojen i masowej przemocy, mimo nieustannego straszenia terroryzmem i zderzeniami cywilizacji przez militarystyczne centra. I oczywiście jest to również, mimo powściągliwości polityków i masmediów w przypominaniu tej sprawy, świat bez głodu i nędzy. A także, wbrew prawicowym staraniom o odnowienie dawnych zbrodniczych hierarchii, jest światem bez dyskryminacji kobiet, ras i grup etnicznych. Wbrew kapitalistycznym dogmatom o konieczności bezrobocia, jest też światem, w którym nie ma ani bezrobocia, ani jego upodlających skutków. Chociaż ośmieszono pojęcia i marzenia służące ekonomicznej samoobronie, nie zginie również marzenie o zniesieniu wyzysku, który przekraczając granice wyobraźni sprawia, że coraz większa liczba mieszkańców globu identyfikuje obecną rzeczywistość z niewolnictwem(22).

Dla większości naszych współczesnych jedyną godną uwagi realizację tego rodzaju wzorczych wyobrażeń - lub po prostu pragnień lepszego życia - stanowi współczesna Europa Zachodnia. I istnieje ku temu wiele ważnych powodów. Mimo negatywnych zmian ostatniego dwudziestolecia, nie żaden inny teren, lecz ten właśnie jest miejscem, gdzie została zrealizowana najbardziej ponętna utopia naszych czasów. A jest to utopia, która wykroczyła daleko poza samo niezwykle szerokie upowszechnienie dobrobytu. Jeszcze dzisiaj, nie tylko w Skandynawii, lecz nadal także w Niemczech, w Wielkiej Brytanii i we Francji, rzuca się w oczy znaczny zakres zdobyczy socjalnych: względne poszanowanie praw pracowniczych, ochrona lokatorów, funkcjonujące sprawnie - mimo obecnych pogorszeń - służba zdrowia i opieka nad ludźmi starymi. Zagwarantowana prawnie tolerancja w sprawach religii i życia osobistego dopełniła miary osiągniętego dobrostanu.

Czego nie zauważało wielu cudzoziemców, o jakości życia stanowiły nie tylko wysokie dochody mieszkańców. Po dzień obecny stanowi o niej, mimo silnego rozwoju wstecznego, cała owa sieć społecznych zaangażowań, z której wyrasta społeczeństwo zwane obywatelskim. Społeczeństwo socjalne i opiekuńcze w stosunku do potrzebujących osób, ludzkich społeczności i zwierząt. Wspierane finansowo z kas państwowych, miejskich i regionalnych, pobudzało ogromną liczbę obywateli do honorowej pracy i działalności i we własnych krajach, i za granicą. Tworzyło kulturę, która budziła nadzieję, że stanie się wzorcem i przykładem naśladowanymi na całym globie.

A przecież po dojrzałym namyśle, poszukujący sprawnych mechanizmów humanitarysta, takiż demokrata lub człowiek lewicy, tylko w pewnych aspektach jest gotów temu zachodnioeuropejskiemu lepszemu światu nadawać cechy wzorcze. I nie będzie mu chodziło o przejawy niedostatecznego egalitaryzmu, piętnowane na co dzień przez media, takie jak to, że w radach nadzorczych wielkich przedsiębiorstw jest bardzo mało kobiet, a mniejszości seksualne mają utrudniony dostęp do urzędów kościelnych; nawet owe niewidoczne mury pomiędzy różnymi częściami społeczeństwa, które w takich krajach jak Wielka Brytania, Niemcy, Włochy lub Francja sprawiają, iż przynależność do stowarzyszeń i działalność społeczna o najszerszym nawet profilu miewają charakter stanowy, można uznać za mankament mniejszej wagi. Już jednak wyzysk emigrantów zarobkowych, nieumiejętność ich integracji z resztą ludności, a także wyciąganie korzyści politycznych z ich braku doświadczeń organizacyjnych rzucają głęboki cień na demokratyzm Zachodniej Europy(23).

Podobnie wyzysk Trzeciego Świata i słuszny zarzut ksenofobii, właściwej wielu zachodnim Europejczykom, dają wiele do myślenia. Tym jednak, co uznanie zachodnioeuropejskich demokracji za wzór do naśladowania utrudnia najbardziej, jest ich – by tak rzec – przyrodzona słabość. Słabość wynikająca w znacznej mierze z kruchości tego ich tak mocnego, zdawałoby się, fundamentu, jakim miało być społeczeństwo obywatelskie.

Jak bardzo od początku było ono słabe, widać dopiero teraz, gdy wskutek nacisku wielkiego światowego kapitału przeżywa trudności z dofinansowywaniem przez państwo. To, że tego impasu nie umie przezwyciężyć, skłania ku przypuszczeniu, że nawyki egalitarnej samorządności nie były w nim zakorzenione dostatecznie głęboko. Że dotyczy to w najmniejszym stopniu państw skandynawskich, to inna sprawa, notabene bardzo ważna. Dopiero bowiem przez porównanie ze Skandynawią można się domyślać, jak się rzeczona słabość utrzymała gdzie indziej: we Francji nie bez wpływu silnych tradycji centralistycznych, w Wielkiej Brytanii – w związku z ciągle żywą jeszcze tradycją feudalnej hierarchiczności, w Niemczech - przez narodowosocjalistyczne i powojenne osłabienie nawyków walki z kapitałem, we Włoszech - przez bazujące na społecznej bierności rozpowszechnienie korupcji tak wielkie, że w ogromnej części kraju wszelka samorządność ginie w zarodku.

Bezpośrednia obserwacja sugeruje, że za wiele niedostatków odpowiada poza tym niedostateczny rozwój wiedzy o społeczeństwie. Rzecz zresztą zaskakująca wobec stosunkowo wielkich sum łożonych na oświatę polityczną w całej właściwie Europie Zachodniej. Szczególnie wysoki poziom edukacji i oświaty w krajach skandynawskich i żywotność społeczeństwa obywatelskiego na tym terenie pozostają bez wątpienia w silnym wzajemnym związku. Dobrobyt panujący do niedawna także w pozostałych krajach zachodnioeuropejskich czynił wszystkie te różnice mało widocznymi.

Odporność skandynawskiego modelu życia społecznego na obecną globalistyczną destrukcję każe pytać o przyczyny tej swoistości. Wiele wskazuje na to, że wyrasta ona w wielkiej mierze z charakteru tamtejszego protestantyzmu, który sprzyjał zarówno rzetelnej edukacji, jak i ćwiczeniu w samorządności(24). Oznacza to po dzień dzisiejszy oddolną kontrolę wszelkiej władzy, jak również ogromne wyczulenie na łamanie obowiązujących zasad jej sprawowania, a trzeba dodać do tego powszechność takiego kontrolnego nastawienia. Nie znaczy to, oczywiście, iż skandynawskie zabezpieczenia samorządności są w stosunku do jej aktualnych zagrożeń w pełni adekwatne.

Jakakolwiek będzie jednak przyszłość owych krajów, zabezpieczenia te potwierdzają pewną ważną prawidłowość. Tę mianowicie, że regulacje kapitalizmu, zbliżające ustrój danego kraju do realnej demokracji, nie mogą się obyć bez swoistych dla niej wektorów lęku: lęk przed dyktaturą winien być na tyle silny i tak ukierunkowany, by rodzący się z niego lęk kapitałowych grup nacisku przed gniewem reszty społeczeństwa czynił erozję systemu demokratycznego niemożliwą.

Idąc krok dalej: nie ma silnej i trwałej demokracji bez demokracji samoobronnej; czyli takiej, jaka w zasadzie w Europie już istnieje, choć niestety nie na miarę aktualnych zagrożeń; podstawowe zabezpieczenia instytucjonalne, takie jak urzędy, trybunały i tajne służby przeciwdziałające między innymi faszyzmowi, nie wyczerpują sprawy, nawet jeśli są w pełni sprawne; konieczne są także placówki oświatowo-propagandowe w rodzaju niemieckiej Federalnej Centrali Kształcenia Politycznego, mające za zadanie stałe kształcenie społeczeństwa do demokracji(25). Chodzi bowiem o to, by ochrona i obrona tego ustroju nie były wyłącznie sprawą państwa. W krajach o silnej pozycji kościołów, z reguły bojowo antydemokratycznych, niezbędne są dodatkowe mechanizmy obronne i dodatkowe partie polityczne typu RACJI Polskiej Lewicy. Do neutralizacji faszystoidalnych wpływów kleru niezbędne są także antyklerykalne czasopisma, których powstawanie i recepcja świadczy zresztą o swego rodzaju spontanicznej samoobronie społeczeństwa(26).

Jak bronić państwa opiekuńczego przed zakusami wielkiego kapitału, to bodaj najtrudniejszy praktyczny problem dzisiejszej demokracji. W każdym razie nie sposób mówić o jakimkolwiek ustroju zasługującym na to miano bez wypracowania skutecznych sposobów samoobrony przed barbarzyńskim niszczeniem socjalnego dorobku ludzkości. Samoorganizacja pracowników najemnych, rencistów, emerytów, bezrobotnych i innych poszkodowanych przez koncentrację kapitału i władzy nie może w modelu demokracji nie zajmować miejsca centralnego.

Modele demokracji i socjalizmu - to także działania na skalę globu, a ściślej sprecyzowana koncepcja tych działań. Wzorem mogą być tutaj Stany Zjednoczone, które z propagandą swej oligarchicznej pseudodemokracji starają się docierać do każdego zakątka Ziemi. Jedną z wielu różnic stanowiłoby to, że silne państwa demokracji realnej w wypełnianiu analogicznego zadania musiałyby dysponować o wiele lepszą znajomością lokalnych kultur i szacunkiem dla ich odrębności. Ta praktyczna wiedza byłaby także niezbędna do modernizacji partii politycznych walczących o demokrację i socjalizm na arenie międzynarodowej. Skuteczne włączenie Internetu do tworzenia światowej sieci lewicowej kooperacji jest tu sprawą nie mniej ważną, a przy tym względnie prostą. Doświadczenia alterglobalizmu na tym polu są trudne do przecenienia i zachęcają mimo jego porażek do naśladowania: stanowią wyzwanie do projektowania ruchu o nie mniej szerokim zasięgu, lecz o programie pod wieloma względami racjonalniejszym.

Nowy światowy ruch naprawy nie może rezygnować z prezentacji moralnych ideałów, nie może się też obyć bez protestowania przeciw barbarzyństwu i ludzkiej krzywdzie. Zarazem od alterglobalizmu winien go różnić nie tylko większy zakres sprecyzowanych celów, lecz również silny nacisk na sprawy strategiczne i wyraźniejsze dążenie do tego, by skupiać ludzi rzeczywiście zmierzających w tym samym kierunku. W sumie - ruch motywowany etycznie, a przy tym pragmatyczny, realizujący prakseologiczne zasady kooperacji, pozytywnej” i "negatywnej", jak je rozumie Jarosław Rudniański. Z tym uzupełnieniem, że - inaczej niż w teorii walki tego autora - tworzenie nowego lub znacznie zmienionego systemu polityczno-gospodarczego byłoby stawiane w sposób otwarty jako cel główny(27).

****


Potrzeba zmian systemowych w skali globu jest formułowana coraz częściej. Nie tylko w Ameryce Łacińskiej i nie tylko w lewicowej krytyce zderegulowanego kapitalizmu. Jak już wspomniano, jest punktem dojścia również krytyki uprawianej z pozycji konserwatywnych i tradycyjnie liberalnych. Najsilniejszy, "antyrakowy", wątek antyglobalistycznej propagandy rozwijany także w tych nurtach ideowych, jest czymś więcej niż inwektywą. Porównywanie wielkich korporacji do złośliwego nowotworu z metastazami nie tylko oddaje istotę zniszczeń powodowanych przez koncentrację kapitału w naszych czasach; charakteryzuje także, zwięźle i prawdziwie, strategie stosowane przez te niezwykle witalne organizmy w gospodarce i w polityce. Sprawa jest ważna także z tego powodu, że śledzenie owych strategii prowadzi na trop rozwiązań, które należałoby zastosować w działaniach obronnych.

W tej to możliwości tkwi też zapewne przyczyna, dla której badania naukowe nad tego rodzaju problemami stanowią podobno wielkie tabu: od dobrych kilku lat słychać wśród specjalistów skargę, iż problematyka gospodarczego pasożytnictwa, zwłaszcza z paralelami do onkologii, jest eliminowana z uniwersyteckich programów naukowo-badawczych; powtarzana jest także wiadomość, że nawet z bibliotek znikają publikacje traktujące o tych sprawach(28). Z drugiej strony zwraca uwagę fakt, iż ten "onkologiczny" sposób diagnozowania i nazywania współczesnej, coraz bardziej scentralizowanej, gospodarki przenika stopniowo do materiałów oświatowych dalekich od lewicowości(29). Wynika to zapewne stąd, że koncentracja kapitału irytuje nie tylko masy ubogiej ludności, lecz także małą i średnią burżuazję całego świata. Czy irytacja ta oznacza możliwość kolejnej rewolucji burżuazyjnej, trudno jeszcze powiedzieć.

W każdym razie, dla systemowo myślącego demokraty, a jest nim także socjalista, jest to problematyka ważna szczególnie. Tym bardziej, że nierzadko żądania ideologów owej małej i średniej burżuazji zaskakują radykalizmem, do większości lewicowych żądań nieporównywalnym. Jego wyrazem jest przede wszystkim postulat likwidacji koncernów i monopoli, i, co za tym idzie, tworzenia form własności w stosunku do monopolizacyjnego modelu alternatywnych. Mówi się między innymi, jak w okresie międzywojennym, o konieczności reformy rolnej, czyli parcelacji wielkiej własności ziemskiej.

Jerzy Drewnowski
Stanisław Matuła


Tekst ukazał się w dwumiesięczniku "Forum Klubowe".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku