W książce "Parias urbains. Ghetto, banlieues, État" ("Miejscy wyrzutkowie. Getto, przedmieście, państwo") metodycznie porównuje pan ewolucję czarnego getta w Stanach Zjednoczonych oraz francuskiego robotniczego przedmieścia, banlieue, w ciągu ostatnich trzech dekad. Skąd takie porównanie? Co mówi o zmieniającym się obliczu miejskiego ubóstwa?
Narodziny tej książki wiążą się z podwójnym szokiem, który przeżyłem – szokiem osobistym i politycznym. Tym osobistym było dla mnie odkrycie i poznanie getta czarnych w Stanach Zjednoczonych
– czy też tego, co z niego zostało – kiedy przeprowadziłem się do Chicago i przez 6 lat mieszkałem na South Side. Gdy wróciłem, we francuskich miastach zatrwożyła mnie skala spustoszenia, wykluczenia społecznego i ulicznej przemocy, skoncentrowanych w owej terra non grata, budzącej powszechny strach, omijanej z daleka i demonizowanej, także przez wielu przedstawicieli świata nauki. Szok polityczny dotyczył szerzącej się we Francji i wielu rejonach Europy Zachodniej paniki moralnej z powodu "gettyzacji". W latach 90. media, politycy, a nawet niektórzy badacze nabrali przekonania, że robotnicze dzielnice na peryferiach miast europejskich przeobrażają się w getta na wzór amerykańskich. Tym samym, w debacie publicznej i polityce państwowej zapanowała walka z tym, co nazywano gettem. Punktem wyjścia było założenie, że miejska bieda ulega "amerykanizacji", czyli w coraz większym stopniu naznaczona jest głębokimi podziałami etnicznymi, nasilającą się segregacją i szalejącą przestępczością. Te dwa przeżyte przeze mnie wstrząsy złożyły się na pytanie, które ożywiało całe 10 lat moich badań: czy typowe dla Stanów Zjednoczonych getto i europejskie dzielnice zamieszkałe przez klasę niższą faktycznie się do siebie upodabniają? A jeśli nie, to jaki właściwie proces tam zachodzi?
Co jest motorem przemian? Szukając odpowiedzi na te pytania, zestawiłem dane statystyczne z terenowymi obserwacjami podupadającej części "czarnego pasa" w Chicago oraz zdezindustrializowanego przedmieścia Paryża, zwanego "czerwonym pasem".
Zrekonstruowałem także historyczną trajektorię tych dzielnic – nie można bowiem zrozumieć ich degradacji w latach 90., nie biorąc pod uwagę wszystkiego, co działo się w XX w., naznaczonym rozwojem i późniejszym zanikiem industrializacji pod znakiem fordyzmu oraz Keynesowskiego państwa dobrobytu.
Co zatem dzieje się z "czarnym pasem" w Ameryce i "czerwonym pasem" we Francji? Czy rozwijają się w tym samym kierunku?
Jeśli chodzi o Amerykę, wykazuję, że po okresie rozruchów w latach 60. czarne getto uległo implozji, czyli zapadło się w siebie, wskutek równoczesnego kurczenia się gospodarki rynkowej i wycofywania państwa socjalnego. W rezultacie powstała nowa forma miasta, określana przeze mnie mianem "hipergetta", dla której charakterystyczny jest proces podwójnego wykluczenia, opartego na podziałach rasowych i klasowych oraz potęgowanego przez politykę demontażu państwa opiekuńczego i zaniechania troski o miasta. Tak więc, gdy mówimy o getcie w USA, musimy umieścić je we właściwym kontekście historycznym i nie mylić "getta komunalnego" z lat 50., z jego kontynuacją z końca wieku. Getto komunalne było światem równoległym, "miastem czarnych wewnątrz miasta białych", jak określili je socjologowie afroamerykańscy St. Clair Drake i Orase Cayton w pracy Black Metropolis.
Pełniło funkcję rezerw niewykwalifikowanej siły roboczej dla fabryk i posiadało gęstą sieć organizacji dających ochronę przed dominacją białych. Wraz z dezindustrializacją i przemianami w kierunku kapitalizmu finansowego, hipergetto zatraciło swą funkcję ekonomiczną i zostało ogołocone z lokalnych instytucji społecznych, zastąpionych przez państwowe instytucje społecznej kontroli. Obecnie jest instrumentem nagiego wykluczenia, niczym więcej jak pojemnikiem, w którym tkwią stygmatyzowane i najbardziej widoczne odłamy czarnego proletariatu: bezrobotni, odbiorcy opieki społecznej, przestępcy i uczestnicy rozległej gospodarki nieformalnej. We Francji natomiast obraz dominujący w mediach i polityce obarczony jest fatalnym błędem: gminy zamieszkałe przez klasę niższą mają za sobą proces pauperyzacji i stopniowego rozpadu, który je wręcz oddalił od wzorca getta. Getto jest etnicznie jednorodną enklawą, obejmującą wszystkich członków danej podporządkowanej kategorii wraz z ich instytucjami, ograniczającą kontakty z resztą miasta. Podupadające banlieues są natomiast bardzo heterogeniczne, a przez ostatnie trzy dekady nabierały coraz większego zróżnicowania etnicznego; z reguły większość mieszkańców stanowią obywatele francuscy, obok których żyją imigranci, przedstawiciele aż 20-30 różnych narodowości. Rosnąca obecność tych postkolonialnych migrantów jest wynikiem zmniejszania się izolacji przestrzennej: dawniej, gdy byli oni pozbawieni dostępu do mieszkań socjalnych, segregacja była wyraźniejsza. Mieszkańcy, którzy wspinają się na wyższe szczeble struktury klasowej za pośrednictwem szkoły, rynku pracy bądź przedsiębiorczości, pospiesznie opuszczają te zdegradowane rejony. Banlieues "czerwonego pasa" utraciły także większość instytucji lokalnych związanych z Partią Komunistyczną (której zawdzięczają swą nazwę), dawniej organizującej życie wokół fabryk, cechów i dzielnicy, dającej tym samym ludziom zbiorowe poczucie dumy z przynależności klasowej i swojego miasta. Niejednorodność etniczna, płynne granice, malejące zagęszczenie instytucjonalne i niemożność wytworzenia spójnej tożsamości kulturowej sprawiają, że okolice te stały się przeciwieństwem gett: są wręcz antygettami.
Przeczy to obrazowi malowanemu przez francuskie media i polityków, prawicowych i lewicowych, a także temu, jak sprawę dzielnic postrzegają aktywiści mobilizowani wokół tematów imigracji, rasizmu i praw obywatelskich.
To dobry przykład. Ilustruje istotny wkład socjologii w debatę społeczną: dzięki precyzyjnej definicji pojęć oraz systematycznej obserwacji, potrafi ona rozpoznać wielki rozziew – a w tym wypadku niemal zupełną sprzeczność – między rzeczywistością społeczną a jej postrzeganiem przez opinię publiczną. Imigranci i ich dzieci są dziś wtopieni we francuskie miasto, a nie od niego odseparowani; swoim przekrojem społecznym i szansami życiowymi nie różnią się już tak bardzo od rodowitych Francuzów, upodobnili się do nich. Przestrzennie ulegli rozproszeniu, a nie koncentracji. I właśnie dlatego, że są teraz bardziej "zintegrowani" z głównym nurtem życia kraju i współzawodniczą w staraniach o te same zbiorowe dobra, postrzega się ich jako zagrożenie, a wśród rodzimych sektorów klasy robotniczej zagrożonych słabnącą mobilnością społeczną pojawia się ksenofobia.
Peryferie miast zachodnioeuropejskich nie są miejscami "gettyzacji", lecz rozpadu tradycyjnej klasy robotniczej w rezultacie spowszednienia masowego bezrobocia oraz ekspansji niestabilnych form zatrudnienia w niepełnym wymiarze czasowym, jak również zohydzenia debaty publicznej. Dyskurs o "gettyzacji" stanowi w istocie element symbolicznego demonizowania dzielnic klasy niższej, prowadzącej do ich społecznego osłabienia i politycznej marginalizacji. Książka "Parias urbains" dowodzi, że teza, jakoby Europa zmierzała w kierunku amerykańskiego modelu czarnego getta jest empirycznie nieprawidłowa i politycznie mylna. Odsłania "wyłanianie się" nowego typu miejskiej biedy po obu stronach Atlantyku, odmiennego od tej z ubiegłego stulecia, którą stabilizowało trwałe zatrudnienie w przemyśle i sieć bezpieczeństwa państwa Keynesowskiego. Nowoczesny margines społeczny żywi się rozdrobnieniem świata pracy najemnej; reorientacją polityki państwa, które odwracając się od osłon socjalnych, popiera rynkowy przymus; żywi się ogólnym odrodzeniem nierówności – krótko mówiąc, jest efektem rewolucji neoliberalnej. Oznacza to, że ten rodzaj marginesu nie jest czymś, co zostawiamy za sobą, ale czymś, co będzie coraz bardziej obecne, trwając i rozrastając się tak długo, jak długo rządy realizować będą politykę gospodarczej deregulacji i "utowarowienia" dóbr publicznych.
Ale tą nową rzeczywistość społeczną, mającą źródło w deficycie i niestabilności pracy oraz w zmieniającej się roli państwa, przesłania "zetnicyzowany" język, operujący pojęciami imigracji, dyskryminacji i "różnorodności". Choć to z pewnością zagadnienia realne, nie one są siłą sprawczą marginalizacji peryferii miast europejskich. Co gorsza, język taki służy zamaskowaniu nowej kwestii społecznej, jaką stanowi niepewność zatrudnienia i jej konsekwencje w postaci kształtowania się nowego proletariatu miejskiego XXI w.
Zwraca pan w swojej książce uwagę na zbiorowe oburzenie, odczuwane przez ludzi unieruchomionych w hipergetcie i w zdezindustrializowanym banlieue. Mieszkańcy "czarnego pasa" zagubili gdzieś dumę rasową, a ich odpowiednicy z "czerwonego pasa" utracili dumę z przynależności klasowej. Utrzymuje pan, że "stygmatyzacja terytorialna" to nowy wymiar marginesu miejskiego zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak w Europie u zarania nowego stulecia.
W istocie jedną z charakterystycznych cech wyróżniających ów nowoczesny margines jest rozpowszechnianie się stygmatyzacji przestrzennej, dyskredytującej ludzi uwięzionych w "zakazanych" okolicach.
W każdym społeczeństwie rozwiniętym pewna liczba dzielnic czy osiedli miejskich zmienia się w ogólnonarodowe symbole wszelkiego zła kojarzonego z miastem. Narastająca niesława najpodlejszych dzielnic metropolii jest jedną z bezpośrednich konsekwencji osłabienia pozycji Afroamerykanów w systemie politycznym Stanów Zjednoczonych i klasy robotniczej na europejskiej scenie politycznej. Kiedy jakaś dzielnica postrzegana jest jako "wylęgarnia przestępców", gdzie wytrzymać mogą tylko wyrzutki społeczne, kiedy sama jej nazwa w prasie i w polityce staje się synonimem występku i przemocy, miejsce to jest już "zainfekowane" i naznaczone stygmatem biedy i "etniczności" (co w USA kojarzy się z rasą, a w Europie – z pochodzeniem z dawnych kolonii). Odwołuję się tutaj do teorii Irvinga Goffmana oraz mojego mistrza, Pierre’a Bourdieu, by pokazać, jak dotykająca te obszary niełaska opinii publicznej wywołuje dewaluację poczucia własnego "ja" u tamtejszych mieszkańców i korozję więzi społecznych. W odpowiedzi na zniesławienie ich okolicy, mieszkańcy uciekają się do strategii wzajemnego dystansu i oczerniania; wycofują się w sferę rodzinnej prywatności albo wyprowadzają z danej dzielnicy, jeśli mają taką możliwość. Te praktyki symbolicznej samoobrony uruchamiają samospełniającą się przepowiednię: przedstawianie danego miejsca w negatywnym świetle prowadzi w końcu do anomii kulturowej i atomizacji społecznej, jakich istnienie wcześniej sugerowano. Stygmatyzacja terytorialna nie tylko podkopuje zdolność autoidentyfikacji i akcji kolektywnej w rodzinach klasy niższej; wywołuje również uprzedzenia i dyskryminację ze strony przedstawicieli świata zewnętrznego – pracowników sfery publicznej i biurokracji.
Młodzi ludzie z La Courneuve, stygmatyzowanego "czerwonego pasa" pod Paryżem, nad którym prowadziłem badania, stale się skarżą, że gdy starają się o zatrudnienie, poznają dziewczyny czy uczęszczają na uniwersytet, muszą ukrywać swój adres. W przeciwnym razie spotykają ich reakcje strachu lub odrzucenia. Szczególnie policja, dowiadując się o pochodzeniu z rejonów "zainfekowanych", skłonna jest traktować mieszkańców tych miejsc z większą niż normalnie surowością. Stygmat terytorialny to dodatkowa przeszkoda na drodze do integracji socjoekonomicznej i uczestnictwa w życiu obywatelskim. Warto zauważyć, że to samo zjawisko obserwuje się w Ameryce Łacińskiej w stosunku do mieszkańców cieszących się złą sławą brazylijskich favelas, chilijskich poblaciones i argentyńskich villas miseria. Przypuszczam, że mieszkańcy miejsc takich jak Bajo Flores, La Cava czy Retiro w Buenos Aires wiedzą aż nazbyt dobrze, czym jest "dyskryminacja z powodu miejsca zamieszkania". Powód, dla którego poślednie dzielnice tego argentyńskiego miasta naznaczane są stygmatem terytorialnym jest taki sam jak ten, dla którego przylega on do amerykańskiego hipergetta i europejskiego antygetta: duże zagęszczenie bezrobotnych, bezdomnych, imigrantów bez dokumentów oraz najniższych warstw nowego proletariatu miejskiego zatrudnionego w zderegulowanej gospodarce usługowej. Kolejnym powodem stygmatyzacji jest tendencja elit państwowych do wykorzystywania kwestii przestrzennych jako parawanu maskującego problemy, których prawdziwe źródło tkwi w przeobrażeniach rynku pracy.
Czy ów stygmat terytorialny nie ułatwia zwrotu ku państwu represyjnemu i realizacji polityki "zera tolerancji", której światową ekspansję zanalizował pan w poprzedniej książce "Prisons de la Misère" ("Więzienia nędzy")?
"Skażenie przestrzenne" oferuje państwu szersze pole manewru, umożliwiając rozwinięcie agresywnej polityki kontroli nad nowym marginesem, przybierającej formę rozpraszania bądź powstrzymywania, albo, jeszcze lepiej, kombinacji tych dwóch podejść. Rozpraszanie polega na przestrzennym rozpraszaniu biedoty i odzyskiwaniu terenów tradycyjnie przez nią zajmowanych, co uzasadnia się tym, jakoby osiedla te były strefami opanowanymi przez siły zła, do których "nie można dotrzeć" i którym po prostu nic już nie pomoże. Obecnie politykę taką realizuje się poprzez masowe wyburzanie mieszkań socjalnych w gettach amerykańskich metropolii oraz na zubożałych peryferiach wielu miast europejskich. Tysiące domów mieszkalnych są niszczone pod osłoną nocy, a ich mieszkańców rozsiewa się po strefach przyległych albo oddalonych ubogich dzielnicach, stwarzając pozory, że "problem został rozwiązany". Ale rozproszenie biedy sprawia jedynie, że jest ona mniej widoczna i mniej kłopotliwa politycznie; nie daje ono pracy ani znośnego statusu społecznego. Drugi sposób walki z ekspansją marginesu, metoda powstrzymywania, opiera się na podejściu przeciwnym: stara się skoncentrować i ograniczyć terytorialnie zakłócenia porządku wywołane rozdrobnieniem świata pracy. Polega na opleceniu zakazanych dzielnic siecią policyjną i rozbudowie systemu aresztów i więzień, do których trafiać mają najbardziej buntownicze elementy. Strategii powstrzymywania środkami penitencjarnymi towarzyszą zwykle, na froncie socjalnym, działania zmierzające do ograniczenia swobody odbiorców pomocy publicznej w zderegulowanej gospodarce usługowej, co odbywa się pod hasłem workfare (w następnej książce, "Punish the poor" ("Karać za biedę") opisuję pomysłowość stosowanej w Stanach Zjednoczonych nowej polityki wobec ubóstwa, będącej kombinacją restrykcyjnego systemu workfare z ekspansywnym prisonfare). Ale polityka "twardej ręki" czy też "zera tolerancji" także prowadzi donikąd. Osadzanie bezrobotnych, pracowników gospodarki nieformalnej i drobnych przestępców w więzieniach zmniejsza ich szanse na zatrudnienie w przyszłości i jeszcze bardziej destabilizuje społeczności i rodziny klasy niższej. Odwoływanie się do policji, sądów i więziennictwa, aby położyć kres istnieniu marginesu jest nie tylko ogromnie kosztowne i
nieefektywne, ale wręcz zaostrza przypadłość, którą miało leczyć. W ten sposób ponownie wkraczamy w błędne koło, które dawno temu opisał Michel Foucault: fiasko systemu penitencjarnego w rozwiązywaniu problemu marginesu społecznego wykorzystuje się jako uzasadnienie dalszej ekspansji tego systemu. Ponadto, w Argentynie i krajach ościennych, które w XX w. przeżyły dziesięciolecia rządów autorytarnych, sama policja jest szerzycielem przemocy, zaś aparat sądowniczy działa bardzo wybiórczo. W takiej sytuacji zwracanie się państwa represyjnego ku dnom hierarchii klas jest dla zepchniętych na margines warstw klasy robotniczej równoznaczne z przywróceniem dyktatury. Taka praktyka stanowi pogwałcenie ideału demokracji obywatelskiej, którym w teorii kierują się władze. Zamiast zwalczać objaw, jakim jest "zagrożenie przestępczością", państwo musi zająć się przyczyną miejskiego nieporządku: "brakiem bezpieczeństwa socjalnego", który to samo państwo wygenerowało, odkąd stało się oddanym sługą despotyzmu rynku.
tłumaczenie: Paweł Listwan
Urodzony na południu Francji w 1960 r. Loïc Wacquant jest profesorem Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i pracownikiem naukowym Centrum Socjologii Europejskiej w Paryżu. Autor tłumaczonych na kilkanaście języków prac na temat nierówności wśród ludności miast, dominacji etniczno-rasowej, państwa represyjnego, ciał społecznych oraz teorii społeczeństwa, m.in. "Les Prisons de la misegravere" (Raisons d`Agir, Paryż 1999), "Pierre Bourdieu and Democratic Politics: The Mystery of Ministry" (Polity Press, Cambridge 2005), "Rethinking the United States: For a Sociology of Hyperpower" (Repensar los Estados Unidos. Para una sociología del hiperpoder, Anthropos, Barcelona 2005) oraz "Body and Soul: Notebooks of an Apprentice Boxer" (Oxford University Press, 2004). Po polsku ukazało się "Zaproszenie do socjologii refleksyjnej" (z Pierre`em Bourdieu, Oficyna naukowa, 2001). Wkrótce w serii Biblioteka "Le Monde Diplomatique - edycja polska" ukaże się jego głośna książka "Więzienia nędzy".
Wywiad ukazał się w argentyńskim piśmie "Debate". Tłumaczenie pochodzi z miesięcznika "Le Monde Diplomatique - edycja polska".