System partnerstwa publiczno-prywatnego, zapoczątkowany w latach 80. XX wieku na Wyspach Brytyjskich, aktualnie rozszerza się na kontynent europejski. Partnerstwa te to długoterminowe umowy między jednostkami publicznymi a prywatnymi firmami, dotyczącego dostarczania usług publicznych przez prywatne firmy, które czerpią z tego korzyści finansowe w czasie trwania kontaktu (najczęściej od 5 do 30 lat). Dana usługa dostarczana jest najczęściej za darmo dla mieszkanek i mieszkańców, chociaż jest to krytykowane przez neoliberalne kierownictwo Banku Światowego – głównego promotora tego typu działań. Tego typu działania dotyczą coraz większej grupy sektorów, od służby zdrowia, aż po budownictwo komunalne.
W systemie ochrony służby zdrowia w Wielkiej Brytanii PPP jest coraz częściej stosowana zarówno w nieruchomościach, jak i dostarczanych usługach, niezależnie od jego usług. Opinia publiczna była zszokowana, że usługi publiczne przestają być świadczone przez państwo, do czego doszło za czasów Tony'ego Blaira. Motywy stojące za zmianami są polityczne, fiskalne i ekonomiczne, trzymanie biznesu po swojej stronie, ale też przekonanie, że sektor prywatny i konkurencja wpłyną pozytywnie na jakość usług. Wprowadzona za Johna Majora, odzwierciedlała konserwatywną koncepcję "małego państwa", co skończyło się nawet na prywatyzacji kolei. Dalszą erozję systemu służb państwowych zapewnił skręt Partii Pracy w kierunku "trzeciej drogi" - tutaj nastąpiła częściowa prywatyzacja metra w Londynie.
Okazuje się jednak, że prywatna inicjatywa nie jest tak wydajna, jak się ją przedstawia. Szpital w Edynburgu kosztuje publiczny system zdrowotny 50 milionów funtów rocznie – przez 30 lat, w związku z tym, że był budowany w systemie partnerstwa publiczno-prywatnego. Mówi się wręcz, że za ten jeden szpital można byłoby wybudować dwa. Według Szkockiego Audytu, koszty obsługi placówek prywatnych są od 2,5 do 4 razy większe od publicznych. Prywatyzowana jest obsługa, a siła firm prywatnych znacząco rośnie, a państwa - siłą rzeczy słabnie. Kończy się to tym, że w ramach Narodowego Systemu Zdrowia coraz większą ilość urzędników stanowią pracownicy prywatnych firm, wymuszających reformy w jego ramach, które służą ich interesom. Koszty utrzymania infrastruktury znacząco wzrosły – w niektórych wypadkach nawet trzykrotnie. Prowadzi to do wzrostu innych kosztów, zwiększając koszty parkingów i płatnych usług, a zmniejszając płace. Zmniejsza się liczbę łóżek w szpitalach, średnio aż o ponad 30%, co kończy się pogorszeniem jakości opieki szpitalnej.
Szpitale oparte na PPP bywają zadłużone bardziej niż stricte publiczne. Średnia luka między dotacjami z NSZ a kosztami opieki wynosi aż 4,4%, okazuje się zatem, że nie względy ekonomiczne, a czysto ideologiczne, a szkodliwego ich wpływu nie da się tak łatwo powstrzymać, nawet, jeśli Wielka Brytania zrezygnuje z PPP w służbie zdrowia.
Heide Ruehle przytoczyła badanie z Berlina, który pokazał, że po prywatyzacji wodociągów w Berlinie koszty wody wzrosły o 25%. PPP wymusza albo ponowną rekomunalizację usług publicznych, albo ich prywatyzację. Odpowiadając na pytanie dotyczące rynku energetycznego stwierdziła, że prywatne monopole nie są w żaden sposób lepsze niż publiczne, a zyski kierują w stronę tworzenia oligopolu. Jean Lambert dodała, że były to argumenty przeciw dyrektywie usługowej ("dyrektywie Bolkesteina"). Przypomniała, że w Anglii istnieje problem z mieszkalnictwem socjalnym i lokalni Zieloni szukają alternatyw dla PPP. Aktualna ideologia wspiera przekonanie, że jedynie państwowi usługodawcy spisują się źle, natomiast zapomina się o tym, że klęski ponoszą także przedsiębiorstwa prywatne, ale nie znajdują się one pod ostrzałem.
Gdzie zatem leżą granice prywatyzacji? Lambert uważa, że muszą być to kluczowe usługi dla tkanki społecznej – np. linie lotnicze nie muszą być publiczne, natomiast nie może być miejsca na prywatyzację służby zdrowia i edukacji. Musimy też wiedzieć, o tym, kto płaci za błędy i jakie są mechanizmy kontroli tych instytucji. Dla Ruehle problemem są szkody, jakie możemy uczynić prywatyzując wielkie monopole naturalne, takie jak woda, a także próby prywatyzacji edukacji. Hellowell przekonywał, że służba zdrowia jest swego rodzaju monopolem naturalnym, widać to zresztą po działaniu amerykańskiej służby zdrowia, w którą idzie 60% PKB tego kraju, a 40 mln ludzi nadal nie ma dostępu do ubezpieczeń.
Bartłomiej Kozek
Relacja pochodzi z bloga koła warszawskiego Zielonych 2004 - Zielona Warszawa (zielonawarszawa.blogspot.com).