Z lewicowego punktu widzenia ogromne znaczenie ma ideologiczna tkanka książki. Znakomite literacko książki Montefiore sprzedają się w ogromnych nakładach i wychodzą w ponad 30 językach, co powoduje, że jego wizja będzie kształtować postrzeganie Stalina i rozumienie historii ZSRR na skalę masową i międzynarodową. A jest to biografia człowieka, którego nazwisko wiąże się ze straszliwą pułapką w jaką wpadł marksizm, gdy Rewolucja odniosła zwycięstwo tylko w jednym kraju, który padł następnie ofiarą izolacji ze strony świata kapitalistycznego. Trauma stalinizmu dostarczyła ideologom prawicy pretekstów do uczynienia nazwy tego okresu synonimem komunizmu i wcieleniem prawdziwych intencji Marksa, Lenina, całej lewicy w ogóle, rzekomo ujawniającym totalitarne i zbrodnicze sedno lewicowego systemu wartości i samego pojęcia "socjalizm".
Czytając książkę odnosi się z początku dość zaskakujące wrażenie. Opinię Trockiego, że Stalin był politycznym miernotą, Montefiore traktuje jako przejaw arogancji tego pierwszego. Jak miernota mogłaby wypłynąć z gór Gruzji na szczyt władzy wielkiego państwa, siać z tego szczytu postrach i uczynić to państwo jednym z najważniejszych graczy polityki światowej XX wieku? Przyznaje, że młody Soso Dżugaszwili był wybitnie zdolnym i cenionym w Gruzji poetą (kolejne części książki otwierają zresztą przywołane w całości wiersze publikowane pod pseudonimem Soselo). Wyraża się z uznaniem o niektórych pracach teoretycznych Stalina. Między bajki odsyła teorie, jakoby Stalin w okresie kaukaskim był podwójnym agentem Ochrany. Wyczuwa się pod piórem historyka ambiwalentną, od czasu do czasu przyprawianą jakąś frazą deklarowanej dezaprobaty czy moralnego oburzenia, ale jednak fascynację młodym Stalinem.
Stalinizm na najbardziej ogólnym poziomie był tragicznym zakleszczeniem się dwóch tendencji: 1) "reakcji termidoriańskiej" z jej obroną klasowego interesu biurokracji partyjno-państwowej jako nowopowstałej klasy panującej żerującej na zdobyczach Rewolucji oraz 2) pragnienia obrony chociaż tego, co dzięki Rewolucji zdobyć się udało (nawet jeśli wciąż dalekie to było od "skoku ludzkości z królestwa konieczności do królestwa wolności") przed zagrożeniami ze strony wrogów Rewolucji wewnątrz kraju i poza jego granicami, zagrożeniami, które niosły z sobą ryzyko zwycięstwa kontrrewolucji, przekreślającego szansę na stworzenie w przyszłości społeczeństwa prawdziwie wolnego (ta tendencja zrodziła tak wielu głęboko wierzących stalinistów). Te dwie przeciwstawne siły, jak się okazało, nie znosiły się nawzajem, ale utrzymywały dynamikę narastającego terroru, pierwsza posługiwała się zapałem drugiej, przy jednoczesnym przekształcaniu marksizmu w slang "materializmu dialektycznego" Stalina: krytyki ideologii w ideologię nowych stosunków władzy.
Książka opowiada o okresie do zwycięstwa Rewolucji, kończy się kawał czasu przed stalinizmem (wspomina jedynie w Epilogu późniejsze losy krewnych, przyjaciół i towarzyszy Stalina), jednak jednym z jej celów jest wskazanie w tym, co wcześniejsze, zawiązków tego, co się rozpętało potem. Jednak opowieść Montefiore wydaje się służyć oddaleniu od powyższej, opartej na teorii walki klas, interpretacji procesu, kamufluje ścieżki prowadzące do analizy stalinizmu jako procesu społecznego wynikającego z przesłanek materialnych i uwarunkowań obiektywnych. Montefiore zupełnie nie widzi rzeczywistości i historii w ten sposób, bo gdy opisuje Baku na przełomie XIX i XX wieku, z jego skupiskiem naftowych fortun i rzeszami harujących na te fortuny nędzarzy, żyjących w warunkach obraźliwych nawet dla zwierząt, to widzi w tym jedynie "podatny grunt" dla agitacji rewolucyjnej, a nie jej powód i rację.
Przedstawia co prawda szczególnie ciekawy trop: psychoza wewnątrzpartyjnych polowań na czarownice i poszukiwań urojonych szpiegów i zdrajców we własnych szeregach w latach 30. i 40. to spadek po głębokim stopniu infiltracji organizacji rewolucyjnych przez agentów Ochrany w latach przed Rewolucją. Trop ten Montefiore wpisuje jednak w ramy ideologii liberalnej wyznaczającej horyzont książki, w której rzeczywistość tłumaczona jest "osobowościami" jednostek w niej uczestniczących z jednej strony i strukturą czy nawet "istotą" rosyjskiej kultury z drugiej. Stalinizm miałby więc być po prostu nowym przejawem tej samej oligarchicznej struktury tamtejszej kultury, którą był wcześniej carat a potem nowy porządek społeczny Rosji ukształtowany za Jelcyna. Słowo "kultura" to dla ideologii (neo)liberalnej zaklęcie pozwalające wytłumaczyć wszystkie problemy społeczne, polityczne i ekonomiczne, od głodu w Zairze po terroryzm i Al-Kaidę, dlaczego więc i stalinizm nie miałby się także brać po prostu z "kultury"? Problem mamy wówczas z głowy i jest fajnie.
O ile Montefiore nie skąpi pochwał wybitnym przedstawicielom marksizmu i ruchu rewolucyjnego, to z czasem okazuje się, że to wybitność w ramach ich "dziedziny": tak jak można być wybitnym piłkarzem, aktorem, pisarzem, strategiem, manipulatorem, włamywaczem czy gwiazdą porno. Wybitność rozumiana w zupełnym oderwaniu od oceny samej "dziedziny", w której jest osiągnięta. Bo im dalej w książkę, tym bardziej wyczuwalna jest zgroza, z jaką Montefiore pisze słowa "marksizm", "rewolucja", "socjalizm" i wszystkie ich derywaty. Słowa te pełnią w jego opowieści funkcję mrożącą krew w żyłach, podobnie jak liczne zapowiedzi tego, co z tego powstanie w przyszłości, że oto oni, niespodziewanie dla świata, przejmą wkrótce władzę, uformują pierwszy w dziejach marksistowski rząd, zapowiedź tego, który będzie odpowiedzialny za śmierć 20-25 milionów ludzi, kiedy carem zostanie Stalin, bo stalinizm, jak przekonany jest autor, wcale nie był aberracją czy zerwaniem z leninizmem, a jego logicznym rozwinięciem. I tak dalej.
Montefiore otrzymał za tę książkę m.in. nagrodę Bruno Kreisky’ego dla literatury politycznej, tymczasem jego Stalin zupełnie nie jest polityczny, jest całkowicie postpolityczny. Nie ścierają się tu interesy różnych grup, uciskanych i uciskających, postępowych i reakcyjnych, usiłujących zrealizować przeciwstawne wizje społecznej przyszłości (podporządkowane interesom partykularnym lub interesowi uniwersalnemu). Tu się ścierają osobowości, tytani, na wzór starć wizerunków we współczesnym medialnym widowisku podającym się za politykę. Książka dokonuje więc rozciągnięcia na przeszłość współczesnej, przecież stosunkowo młodej, właściwej późnemu kapitalizmowi, formy funkcjonowania polityki, dokonuje jej naturalizacji. Buduje taką jej wizję, w której polityka najwyraźniej zawsze była jedynie starciem osobowości, może tylko kiedyś, zwłaszcza gdzieś na Dzikim Wschodzie, więcej krwi się przy tym lało.
Stalin starcie ostatecznie wygrał, skoro zgarnął władzę i nigdy jej nie puścił, musiał więc mieć podstawy w swojej silnej osobowości, inteligencji, temperamencie, woli, braku skrupułów, cynizmie, odwadze i wytrzymałości. Mimo całej zgrozy, z jaką Montefiore postrzega przedsięwzięcie, w które Stalin się zaangażował, ton podziwu i heroizacji przenika całą książkę. Te wszystkie udane napady na banki, pościgi, ucieczki z zesłania, swego rodzaju niezniszczalność, do tego świetna poezja i niebywałe powodzenie u kobiet (i uwodzenie nieletnich) mimo ewidentnych defektów fizycznych, to wszystko tworzy Stalina jako herosa mitycznej natury. Mitologizacja ma go uczynić "tekstem" w rodzaju bogów greckich, których monumentalizmowi nie tylko nie szkodzi to, że popełniali kazirodztwa, dzieciobójstwa i inne straszne rzeczy, ich monumentalizm nawet na tym korzysta - dlatego, że funkcjonują w absolutnej przeszłości mitu, przeszłości sprzed tego świata, w którym żyjemy. I to jest właśnie sedno pracy ideologicznej tej książki. Montefiore odprawia tu neoliberalny obrzęd odsyłający wszelką prawdziwą walkę polityczną do "przeszłości absolutnej" mitu: "tego świata już nie ma, w tym o nic racjonalnego nie chodziło, jedynie o starcia mitycznych herosów; nasz ‘zdrowy’, ‘normalny’, ‘racjonalny’ świat neoliberalnego kapitalizmu, dzieli od tych czasów chaosu głęboka noc; tych konfliktów, tych walk już nie ma". Im bardziej świat przeczy samozadowoleniu neoliberalnego kapitalizmu, tym bardziej neoliberalny kapitalizm takich obrzędów potrzebuje.
Simon Sebag Montefiore, "Stalin, młode lata despoty, zanim powstał dwór czerwonego cara", przeł. Maciej Antosiewicz, Świat Książki, Warszawa 2008, s. 472
Jarosław Pietrzak
Recenzja ukazała się w "Trybunie Robotniczej".