Stwierdzenie "jesteśmy w opozycji" byłoby tak samo jałowe jak jałowymi przedstawiają się próby oddzielenia "kościoła od państwa", przy jednoczesnej krótkowzroczności uniemożliwiającej rejestrację podstawowego faktu – kościół i państwo w obecnej formie to bracia, przyjaciele, bądź też (z należnym szacunkiem oddając hołd granicom panującego dyskursu!) partnerzy biznesowi. Konstatacja - "jesteśmy izolowani" - jest tak samo jałowa jak próba zmiany powyższego stanu bez zauważenia, iż media (w obecnej formie) i izolacja to pojęcia tyleż bliskie, co właściwie bez siebie nieistniejące. Zniesmaczony czytelniku proszę jedynie o chwilę uwagi – czy promocja jednego punktu widzenia nie jest jednoczesną izolacją innego?
Tego typu rozważania musimy jednak przerwać, aby z odpowiednią egzaltacją oddać się w wir śledzenia codziennych informacji "z kraju" i "ze świata" – niewielu, doprawdy niewielu kompetentnych dziennikarzy serwuje potrawy z należną gracją. Niewielu, acz coraz jaśniejszym światłem wyróżnia się gwiazda, wszystkim badaczom kosmosu znana z trzech liter i dwóch cyfr – TVN 24. W imieniu swoim (i mi podobnych degeneratów) DZIĘKUJE za ukazanie kolejnej ludzkiej tragedii w sąsiedztwie wizerunku nowej bliskiej znajomej prezydenta Francji (myśli o problemach sercowych tego wybitnego męża stanu doprowadzały mnie nad przepaść w postaci bezsenności i załamania nerwowego). Podobną histerię mojego mózgu (podobnych mojej osobie degeneratów również) powoduje zatroskana twarz Donalda Tuska – to biedny, zmęczony, poczciwy człowiek, który o kraj swoich rodziców (dziadka również) troszczy się jak nikt inny – jak nikt inny w tej trosce myśli jednocześnie o ostrej rozprawie ze związkami zawodowymi. To wspaniała realizacja prostej i dobitnej zasady – "tylko psychicznie chorzy nie lubią Adama Smith’a i Miltona Friedmanna".
Od pierwszych świadomie wypowiedzianych słów z należnym szacunkiem oddaje hołd granicom panującego dyskursu. Radykalny konformizm prowadzi mnie jednak wprost w otchłań załamania nerwowego. Uważnie słucham, skrupulatnie czytam, co najważniejsze – wiem, iż mądrzejsi ode mnie, gruntownie wykształceni, powinni mieć rację. A jeśli tak jest...razem z podobnymi mojej osobie degeneratami pędzimy "pociągiem jadącym w jedną stronę". Elementarne zasady nauki zwanej logiką nie pozwalają na usprawiedliwianie zbrodni w Iraku, działań w Afganistanie, czy też syjonistycznej "obrony przed palestyńskim złem". Te same prawidła, oraz elementarne zasady nauki zwanej etyką nie pozwalają również na legitymizowanie tzw. kosztów społecznych kapitalizmu w wersji neoliberalnej (w wersji neoliberalnej - czyli prawdziwej). Uważnie słucham, skrupulatnie czytam, wydaje mi się, że znalazłem odpowiedź – kim jesteśmy, radykalni lewicowcy, dopatrujący się czynników sprzyjających zbrodniom wojennym (i nie tylko) już w strukturalnych uwarunkowaniach kapitalizmu? Kim jesteśmy, dostrzegając rażącą bliskość rasizmu i Watykanu? Kim w końcu jesteśmy twierdząc, iż z agresją "narodu wybranego" walczą organizacje narodowo-wyzwoleńcze? Pozwalając sobie na tak rażące kwestionowanie "mainstreamowego" podejścia, nie tylko stajemy z nimi w jednym rzędzie, nie tylko jesteśmy z nimi utożsamiani, a wręcz jesteśmy terrorystami! Kiedy wypowiadają się tak niekwestionowane autorytety jak np. Norman Podhoretz czy Radek Sikorski, nie możemy pozwolić sobie na kontestację. Jak bumerang wraca jednak uciążliwa myśl – dlaczego mianem terrorystów nie określa się na lekcjach historii AK, AL czy też OB PPS? Czy nie mamy do czynienia z rażącym nadużywaniem znaczenia, bądź też po prostu redefinicją powyższego pojęcia?
Czas nie stoi w miejscu, wszystko płynie, jak zauważył pewien Heraklit, najprawdopodobniej z Efezu, jak widać zmienił się też terroryzm. Jakże często powyższym mianem, za życia i po śmierci, określany był (i jest nadal) Jaser Arafat, jakże często powyższym mianem określani są przywódcy Hamasu i Hezbollahu (być może już niedługo za samo użycie tych przerażających nazw przewidziane będą sankcje) – mojej osobie i jej podobnym degeneratom z wizerunkiem terrorysty zdecydowanie bardziej licują George W. Bush, Ehud Olmert czy Władimir Putin. Skąd taka różnica? Pozwolę sobie (ten jeden, jedyny raz) na rażące zakwestionowanie granic panującego dyskursu – różnica wynika z logiki – myślenia, kwestionowania, negacji i wyciągania wniosków. Ład (?) społeczny oparty na hegemonii opiniotwórczych elit wg piewców systemu spod znaku Coca-Coli i bananów Chiquita stanowi najwyższe dobro – czym jest więc próba przełamania tego typu supremacji? Terroryzmem – podobnie jak proces krytycznego, samodzielnego myślenia, destrukcji autorytetów i budowy własnych – myślenie to terroryzm – razem z podobnymi mojej osobie degeneratami jesteśmy więc terrorystami, i jesteśmy z tego dumni.
Bartosz Łukaszewski
Tekst pochodzi ze strony Internacjonalista (www.internacjonalista.pl).