Początkowo wszystko mnie w tym filmie razi: nadmiernie estetyczne zdjęcia, maniakalnie wesoła muzyka, głos lektora przywodzący na myśl Amelię lub programy w Animal Planet, tanie filmowe chwyty, nieprzystawalność do wypracowanych przez ostatnie dekady konwencji opowiadania o Holokauście (Po-lin opowiada wprawdzie o życiu polsko-żydowskich miasteczek w przedwojennej Polsce, ale nie zmienia to faktu, że świadomość tego, co wydarzyło się potem, nawiedza każde filmowe ujęcie). Może najbardziej razi właśnie ta nieprzystawalność - oczekiwałbym, że film walnie po oczach pustką, nieobecnością, brakiem, a on tymczasem bucha pełnią, barwami, dźwiękiem… I wszystko tu takie wesołe. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że obcuję ze zjawiskiem groteskowym.
A potem myślę sobie, że to jest ciekawa opowieść. Bodaj pierwsze dzieło na ten temat, które naprawdę pozwala odczuć nieobecność Żydów w Polsce jako stratę. Bez spieszenia się z zarzutami. Tylko u jednego z Polaków delikatna antysemicka nuta, w wypowiedzi jednej z Polek - sygnał, że niektórzy Polacy współuczestniczyli w eliminacji żydowskich współobywateli; jest też opowieść o dewastowaniu żydowskich straganów przez bojówki polskich nacjonalistów. Ale my to wszystko w pewnym sensie wiemy - znamy te oskarżenia, tak jak wiemy, co się stało z żydowskimi miasteczkami podczas wojny. Tylko czy potrafimy to zrozumieć?
Być może najpierw trzeba zrozumieć, czym jest strata, przeżyć ją, żeby usłyszeć oskarżenie i odpowiedzieć na nie w sprawiedliwy sposób. Po-lin, właśnie dlatego, że odchodzi od „wysokiej” konwencji przedstawiania Holokaustu, przeciera w polsko-żydowskiej rozmowie całkiem nowe ścieżki. Dzięki filmowi poznajemy kulturalne bogactwo i różnorodność polsko-żydowskiego życia małych przedwojennych miasteczek. Dowiadujemy się czegoś o pobożnych studentach Talmudu i o równie żarliwych adeptach "Kapitału". Słyszymy kilka chasydzkich opowieści i dowiadujemy się, jakie znaczenie mają w kulturze żydowskiej cmentarze. Widzimy codzienną biedę i różne sposoby borykania się z nią. Dotykamy codziennej bliskości polskich i żydowskich sąsiadów. A wszystko ze świadomością, że tego świata już tu nie ma, zaś świadków, którzy go pamiętają, jest wśród nas coraz mniej.
Ten film nie jest żydowskim głosem skierowanym do Polaków - ten brzmiałby zupełnie inaczej, bardziej stanowczo i gorzko. Nie jest też polską wypowiedzią adresowaną do Żydów. To rozmowa Polaków z Polakami o czymś, co jest dla nas bardzo ważne i co koniecznie musimy ze sobą przegadać. Dlatego pod sam koniec, w ostatnich kilku minutach, zmienia się muzyka. Klezmerskie tony ustępują miejsca wysokiej chrześcijańskiej muzyce żałobnej. I okazuje się ona, paradoksalnie, bardzo odpowiednia. Nieobecność Żydów w Polsce to nie jest bowiem "ich" sprawa. To bolesna wyrwa w samym sercu polskiego życia.
"Po-lin" (dokument), scenariusz i reżyseria: Jolanta Dylewska, zdjęcia: Jolanta Dylewska, Józef Romasz, muzyka Michał Lorenz, Fundacja Film Polski 2008.
Adam Ostolski
Recenzja ukazała się na blogu filmowym Krytyki Politycznej (www.krytykapolityczna.pl).