Harribey: Sfera pozarynkowa: obciążenie gospodarki czy źródło bogactwa?

[2009-01-04 23:56:17]

Choć mamy do czynienia z wyjątkowo poważnym kryzysem finansowym, ofensywa przeciwko usługom publicznym, osłonom społecznym i prawu pracy toczy się w najlepsze, bijąc we wszystkie obszary, które do tej pory wyłączone były spod władzy zasady rentowności i obsesji zysków. Celem ataków stają się też wszelkie regulacje mające wytwarzać więzi społeczne i kolektywną solidarność. Na swoje nieszczęście więzi społeczne i solidarność kosztują. Co należałoby przedsięwziąć przeciwko ideologii, osnutej wokół leitmotivu, że składki obowiązkowe są zbyt wysokie (chyba, że chodzi o wyciąganie banków z tarapatów), a działalność publiczna z zasady jest pasożytnictwem (o ile nie polega na ratowaniu finansów)?

Podwójne i bezapelacyjne skreślenie sfery pozarynkowej - obszaru usług nie sprzedawanych na rynku, ale opłacanych kolektywnie z podatków i składek socjalnych - oznacza skazanie jej na całkowity zanik lub powolne skarlenie pod ciosami prywatyzacji, przy zmniejszaniu się liczby odpowiedzialnych urzędników i zmniejszaniu podatków dla najbogatszych.

Wygodne będzie zwłaszcza to ostatnie: przyczyni się do zwiększania deficytów budżetowych, których bezzasadne trwonienie będzie tym łatwiej wykazać. Do tego ogródka każdy chce wrzucić swój kamyczek: sferę pozarynkową maluje się jako nieznośny ciężar, a robią to piewcy globalnych instrumentów finansowych, które są nie tylko bezproduktywne, ale wręcz kontrproduktywne! Przemawiający w ich imieniu liberalni ekonomiści do znudzenia powtarzają, że średnie obciążenia podatkowe w Unii Europejskiej równe 40,9% to za dużo, a francuskie 44% to już gruba przesada.

Ważne jest więc, by rozprawić się z absurdalnym, a przecież obecnym niemal na całym świecie pomysłem, że działania pozarynkowe finansuje się, nakładając podatki na działalność rynkową prowadzoną przez jednostki prywatne, którą się ponoć ogranicza poprzez tzw. wypieranie (inwestycje publiczne eliminują prywatne) i przez podwyższanie stóp procentowych. Normatywną konsekwencją takiego ujęcia sprawy jest zablokowanie polityki monetarnej, w szczególności zaś zakaz zwiększania deficytów budżetowych tzn. odwoływania się do produkowania pieniędzy. Wymusza to na państwach zapożyczanie się na rynkach finansowych. Tak przynajmniej stanowią normy wprowadzane w łonie Unii Europejskiej od Traktatu z Maastricht po Traktat Lizboński. Środki zaradcze, jakie podejmowano ostatnio w obliczu kryzysu finansowego, nie spowodowały rewizji takiej polityki.

Przed dziesięcioma laty naczelnym hasłem ruchu alterglobalistycznego było "świat nie jest towarem" (w domyśle: nie powinien nim być). Chodziło o to, że usługi pozarynkowe - zwłaszcza publiczny system edukacji i powszechny dostęp do opieki zdrowotnej - znalazły się w zagrożeniu, odkąd kapitalizm postanowił ograniczać ich zasięg, by wygospodarować jeszcze szersze pole dla prywatnej akumulacji. Niestety, w chwili obecnej nie istnieje teoria, która pozwoliłaby zerwać ideologiczną zasłonę liberalnego dyskursu ekonomicznego.

W poszukiwaniu właściwej teorii

Nawet tradycyjna teoria marksistowska a priori wolna od zarzutu uległości względem liberałów ponosi porażkę, gdyż zazwyczaj pozostaje uczepiona dogmatu o finansowaniu usług pozarynkowych z podatków od wartości dodanej wyprodukowanej w sektorze kapitalistycznym. W konsekwencji pracowników służb pozarynkowych postrzega się jako nieproduktywnych. W takiej sytuacji odrynkowienie wydaje się niemożliwe, jako że to, co poza rynkiem postrzega się jako zależne od rynku towarowego. Oczywiście solidaryzowanie się pracowników opozycyjnych sektorów jest wysoce nieprawdopodobne.

Stawką w grze jest więc opracowanie alternatywnych narzędzi pojęciowych - w tym celu należy przeprowadzić systematyczną dekonstrukcję zwyczajowego ujmowania tej kwestii tyleż przez liberałów, co przez spore skrzydło myślicieli odwołujących się do Marksa. Choć analiza towaru zapoczątkowana przez Marksa na pierwszych stronach "Kapitału" daje narzędzia krytyki utowarowienia świata, tradycyjny marksizm pozostawił odłogiem to, co mógł równie dobrze wykorzystać jako doskonałe oszańcowanie. Chodzi więc o wypracowanie takiej krytycznej ekonomii politycznej, której celem byłaby teoria sfery pozarynkowej mającej się rozszerzać, w miarę jak stosunki sił odwracałyby się od kapitału na korzyść pracowników.

Pierwszy etap zasadzałby się na wykazaniu, że produkcja pozarynkowa daleka jest od osłabiania gospodarki, gdyż dodaje się ona do produkcji rynkowej. W nurcie keynesowskim pokazano już wcześniej, że w sytuacji niskiego zatrudnienia, wyłącznie dzięki temu, że skłonność do konsumpcji nieznacznie tylko jest niższa od 100%, interwencja państwa wywołuje efekt wzrostu tym silniejszy, im niższe są dochody. Im są one niższe, tym ważniejsza okazuje się część przeznaczana na konsumpcję, co stymuluje aktywność. Trygve Haavelmo dodał również, że interwencja taka jest dobroczynna nawet, gdy dodatkowe wydatki publiczne pokrywane są z wyliczonego budżetu. A przecież jak dotąd nikt nie podważył koncepcji, zgodnie z którą finansowanie działalności pozarynkowej opiera się na opodatkowaniu owoców aktywnych podmiotów rynkowych.

W tym celu powinniśmy wyjść od hipotezy, która na dzień dzisiejszy wydaje się nierealistyczna, ale ma pewną wartość ze względu na logikę rozumowania - pociągniętego do ostateczności, osadzonego w dynamicznej perspektywie. Załóżmy więc, że sfera pozarynkowa stopniowo powiększa się, a opłaty za dobra i usługi, które się w niej wytwarza, zostały uspołecznione w postaci podatku. Gdyby więc okazało się, że całościowa produkcja w tym obszarze zaczyna dążyć do maksimum, tzn. do 100%, uznanie, że sfera ta finansowana jest z obciążeń nałożonych na zanikającą sferę rynkową ujawniłoby całą swą absurdalność.

Teza, zgodnie z którą jakaś ekspandująca działalność finansowana jest przez inną, malejącą względem tej pierwszej, zostaje w ten sposób odrzucona na gruncie logiki. Należy więc uogólnić wynik rozumowania i uznać, że wszelkie twierdzenia, zgodnie z którymi produkcja rynkowa jest w danej chwili, jak i w dłuższym czasie, źródłem dla produkcji pozarynkowej, są puste. W ten sam sposób oceniamy słabość powszechnej w Związku Radzieckim koncepcji, zgodnie z którą aktywność produkcyjna zasadzała się wyłącznie na produkcji materialnej, a usługi nie stanowiły przedmiotu produkcji.

Praca i wartość w sferze pozarynkowej

W gruncie rzeczy nie istnieje coś takiego jak produkcyjny charakter pracy jako takiej. Definiuje się on jedynie względem istniejących stosunków społecznych. Należy więc nawiązać do klasycznych, choć cięgle obecnych koncepcji, które zasadzały się na podwójnym rozróżnieniu. Po pierwsze, rozróżnienie ustanowione przez Arystotelesa pomiędzy wartością użytkową (zdolnością zaspokojenia potrzeby) a wartością wymienną (właściwością umożliwiającą akumulację): ta pierwsza oznaczałaby bogactwo niesprowadzalne do tej drugiej. Następnie rozróżnienie dokonane przez Marksa pomiędzy procesem pracy jako takiej i procesem pracy w kapitalizmie, tj. pomiędzy pracą wytwarzającą wartości użytkowe, a pracą produkującą wartość rynkową i wartość dodaną dokładającą się do kapitału.

We wszystkich współczesnych społeczeństwach kapitalistycznych spotykają się trzy formy uskuteczniania zdolności produkcyjnych. Pierwsza, nadrzędna, dotyczy pracy najemnej, dążącej do wytworzenia wartości rynkowej, która ma powiększyć kapitał. Druga zasadza się na pracy najemnej w administracji, która wytwarza zarówno pieniężną wartość użytkową, jak i dobra nietowarowe (publiczną edukację, opiekę zdrowotną). Istnieje wreszcie trzeci filar ludzkiej działalności - w sferze prywatnej, domowej lub w obszarze stowarzyszeń, którego produktów nie przelicza się na pieniądze. W tekście niniejszym chcemy pokazać, że dwie ostatnie formy nie pojawiają się w wyniku odejmowania od produktu brutto tej pierwszej.

Wracamy do Marksa - powie ktoś. Ale też do Keynesa, uogólniając tylko jego koncepcję antycypacji. Przedsiębiorstwa prywatne decydują się na produkcję, kiedy antycypują rynki zbytu odpowiadające na potrzeby, które mogą zostać zaspokojone przez ich towary. W ten sposób dokonują inwestycji i puszczają w obieg płace. Sprzedaż rynkowa potwierdza antycypację, zła sprzedaż - podważa ją. Tak samo administracja publiczna, antycypując zaistnienie potrzeb kolektywnych, dokonuje publicznych inwestycji i zatrudnia pracowników. Potwierdzenie w tym przypadku dokonuje się ex ante poprzez kolektywną decyzję i uzgadnia się z treścią antycypacji.

W każdym przypadku zastrzyk pieniężny pod postacią wypłat i inwestycji - czy to prywatnych, czy to publicznych - wprawia w ruch gospodarczą machinę i stymuluje produkcję prywatnych dóbr rynkowych i publicznych dóbr pozarynkowych. Tak jak wypłacone pensje natychmiast zostaną wydane na zakup towarów, płacenie podatków - po tym, jak wyprodukuje się usługi dla ludności - wyrażać będzie zgodę populacji na permanentne zabezpieczenie edukacji, bezpieczeństwa, sprawiedliwości i zadań administracji publicznej. Antycypacja usług pozarynkowych i ich produkowanie przez pracowników administracji publicznej odbywa się zatem logicznie wcześniej, aniżeli kolektywne opłacenie ich - przez użytkowników.

Wyrażenie podatki finansują wydatki publiczne jest mylące. Dwuznaczność bierze się z różnicy pomiędzy finansowaniem a opłacaniem. Kapitalistyczna produkcja finansowana jest poprzez postępy kapitału w obszarze inwestycji i płac. Na planie makroekonomicznym postępy te warunkowane są przez wytworzenie pieniędzy. Tymczasem konsumenci płacą. Jaką rolę odgrywa podatek względem produkcji pozarynkowej? Jest to uspołeczniona opłata. Podatnik nie finansuje szkoły czy szpitala w większym stopniu, aniżeli ktoś, kto kupuje samochód, finansuje taśmę produkcyjną w fabryce pojazdów. Finansowanie następuje przed produkcją, czy to przeznaczoną na rynek, czy też nie. Opłaty prywatne i społeczne uiszcza się natomiast po niej. Dodatkowa działalność produkcyjna przynosi dodatkowy dochód, a zatem dodatkowe oszczędności, które zostaną przeznaczone na dodatkowe, stymulujące inwestycje - prywatne i publiczne.

Należałoby więc udzielić logicznej odpowiedzi na problem również z porządku logicznego: jeśli gospodarka kapitalistyczna jest gospodarką pieniężną, to czy można by ściągać podatki, powołując się na niewyprodukowaną jeszcze bazę, która, co gorsza, powinna pojawić się dopiero po zainkasowaniu tychże podatków? Jest to logicznie niemożliwe, narzuca się więc odwrotna konstrukcja: produkcja pozarynkowa i odpowiadające jej dochody pieniężne poprzedzają podatki. Jest to kluczowy powód, dla którego należałoby odesłać do muzeum ideologie dyskursu liberalnego: prawda jest bowiem taka, że to pracownicy sektora usług pozarynkowych produkują dochód, który ich opłaca.

Z pewnością płacenie podatków umożliwia podobnie jak prywatne zakupy konsumentów - odtwarzanie się cyklu produkcyjnego z jednego okresu rozliczeniowego na drugi. Ale w ideologii liberalnej kryją się dwa nieprzemyślane punkty. Po pierwsze, to pracownicy sektora kapitalistycznego - a nie konsumenci - wytwarzają wartość pieniężną, której część zagarną kapitaliści, a pracownicy sektora pozarynkowego nie zaś podatnicy - wytwarzają pieniężną wartość usług pozarynkowych. Po drugie, finansowanie we właściwym znaczeniu oznacza pieniężny impuls konieczny i w produkcji kapitalistycznej, i w produkcji pozarynkowej. Tenże impuls pieniężny należy odróżnić od opłaty.

Bogactwo dodatkowe

Wbrew więc dominującej opinii usług publicznych nie świadczy się w zamian za podatki wpłacone na coś, co jeszcze nie istnieje. Ich wartość pieniężna - choć pozarynkowa - nie jest wyznaczona w zaokrągleniu, ale wyprodukowana. Wobec tego powiedzenie, że inwestycje publiczne wysadzają z siodła inwestycje prywatne, ma mniej więcej tyle sensu, co stwierdzić, że inwestycje Renaulta rugują Peogeot SA lub Veolię. Przekonanie, że pensje urzędników płaci się dzięki drenowaniu zysków ciągniętych wyłącznie z działalności prywatnej jest mniej więcej równie ugruntowane, co teza, że pracownicy najemni w sektorze prywatnym otrzymują pensje dzięki drenowaniu konsumentów. Oznaczałoby to zamknięcie oczu na fakt, że gospodarka kapitalistyczna stanowi pewnego rodzaju obieg, którego dwa fundamenty to prywatna decyzja o inwestycjach w produkcję dóbr i usług rynkowych oraz publiczna decyzja o inwestowaniu w produkcję usług pozarynkowych. Innymi słowy, obowiązkowe składki odprowadzane są wówczas, gdy PKB już wzrósł dzięki owocom działalności pozarynkowej.

Ponieważ podatek nie jest drenażem istniejącego już bogactwa, ale uspołecznioną ceną bogactwa dodatkowego, nie można już zadowalać się trywialną konstatacją o opodatkowaniu produktu rynkowego (w języku liberałów) lub o kapitalistycznej wartości dodanej (w języku marksistowskim). Oczywiście jest tak, że praca i zasoby wykorzystane przez działalność jednego typu nie są już w dyspozycji działalności drugiego rodzaju. Ale nie ma żadnego powodu, by zakładać, że jedna z nich żywi drugą. Ludzkie potrzeby zaspokajane są dzięki materialnej lub niematerialnej wartości użytkowej produkowanej pod egidą kapitału lub społeczności. Fakt, że niektórych wartości użytkowych nie da się uzyskać inaczej, niż za pośrednictwem kapitału, który w ten sposób sam nabiera wartości, nie oznacza jeszcze, że to z łona kupca rodzi się ktoś, kto nie handluje - ani że pozarynkowa wartość pieniężna jest w sposób policzalny zawarta w rynkowej wartości pieniężnej (taki obraz obowiązywał przy tradycyjnym oglądzie).

Fakt, że państwowa księgowość rejestruje wydatki publiczne w kategoriach konsumpcji, nie powinien nas łudzić. Z jednej strony, analizujemy tu wydatki publiczne netto na infrastrukturę, wyposażenie i konsumpcję pośrednią, mierzone wysokością wypłacanych wynagrodzeń, przez co stanowią one przeciwwagę dla nowej produkcji wartości użytkowej. Z drugiej strony, nie ma powodu, by patrzeć inaczej na wzrost wynagrodzeń w przedsiębiorstwach prywatnych i w administracji publicznej - w obu przypadkach chodzi przecież o wydatek zatrudniającego. Każda produkcja pociąga za sobą wydatki - to zwykły banał a argumentacja, która o tym zapomina, jawi się jako niekonsekwentna. Ważne jest, by odróżnić wydatki na pracę produkującą wartość dodaną na rzecz kapitału, która znajduje potwierdzenie rynkowe, i wydatki na pracę produkującą wartość użytkową, których uzasadnienie uzależnione jest od decyzji demokratycznego kolektywu.

Sfera pozarynkowa i kapitalizm

Na tym etapie analiza ekonomiczna może się utrzymać tylko, o ile umieści się ją w kontekście stosunków społecznych - jakże istotnych dla zrozumienia kapitalizmu. Bogaci chcieliby być mniej obciążeni, ponieważ nie chcą płacić za biednych. Polityka monetarna jest zablokowana przez Europejski Bank Centralny i kolejne traktaty europejskie, które zabraniają państwom pożyczania od banku centralnego środków na sfinansowanie wydatków publicznych, tj. zaliczkowanie ich. Drzwi do pożyczkodawcy - ostatniej instancji - zostały zatrzaśnięte, a kupujący ostatniej instancji (nabywający wyposażenie i siłę roboczą), czyli państwo, ma związane ręce. Ideologia liberalna piętnuje produkowanie pieniędzy na sfinansowanie produkcji nie przynoszącej zysku - o ile państwo nie pożycza pieniędzy na pokrycie deficytu od posiadaczy kapitału, którzy dodatkowo korzystają na dogodnej instytucji kredytu bankowego.

To dlatego równowartość niemal 80% przychodów z podatku dochodowego we Francji idzie na spłatę odsetek należnych wierzycielom. Łatwo zrozumieć, dlaczego polityka pieniężna umieszczona poza polityczną kontrolą polega dziś już tylko na kontrolowaniu poziomu inflacji: kluczowe jest tu nie tylko utrzymanie finansowej rentowności papierów dłużnych z punktu widzenia ich posiadaczy - chodzi też o to, by nie faworyzować pozarynkowej produkcji wartości użytkowych, do których kapitał nie miałby dostępu.

Bogactwo pozarynkowe nie stanowi więc rezultatu drenażu aktywności rynkowej, jest to dodatek, który wziął się z publicznej decyzji o wykorzystaniu dostępnej siły roboczej i wyposażenia, lub wręcz wycofania ich z obszaru nastawionego na zysk. Bogactwo to jest podwójnie uspołecznione: poprzez decyzję o kolektywnym wykorzystaniu zdolności produkcyjnych i przez postanowienie o społecznym rozłożeniu ciężaru opłat. Jest to niewyobrażalne z punktu widzenia burżuazji, w szczególności zaś dla neoliberalnej doksologii.

Naświetlenie enigmatycznej kwestii produkcji pozarynkowej stanowi część zadania redefiniowania bogactwa i wartości, bez którego nie da się zahamować procesu urynkowienia i utowarowienia społeczeństwa. Teoria liberalna myli pojęcie bogactwa z pojęciem wartości. Teorie niechętne kapitalizmowi nie powinny pozostawać obojętne w obliczu faktu, że system ten stara się sprowadzić każdą wartość do postaci możliwej do wykorzystania przez kapitał. Jeśli chcemy zaproponować w związku z tym ekonomię polityczną odrynkowienia, musimy poddać krytycznemu osądowi tradycyjne kategorie ekonomii politycznej i marksizmu. Chodzi o to, by pozbyć się ekonomicznego liberalizmu i pewnych nurtów marksistowskich i wrócić do Marksa, który definiował wartość jako społeczny charakter pracy, o tyle, o ile praca istnieje jako wydatek społecznej siły roboczej. Uznanie dla pracy wykonanej dla zaspokojenia potrzeb społecznych poza polem utowarowienia stanowi część opanowania przez nasze społeczeństwo zagadnienia dobrobytu, prawdziwego bogactwa. Z tej perspektywy bogactwo uspołecznione stanowi bogactwo w nie mniejszym stopniu, niż bogactwo prywatne, a może nawet większym...

Jean-Marie Harribey
tłumaczenie: Agata Czarnacka


Autor jest wykładowcą ekonomii na Uniwersytecie Montesquieu-Bordeaux 4, opublikował m.in. "Le Développement en question(s)" (wraz z Erikiem Berrem), Presses universitaires de Bordeaux, Pessac 2006. Tekst ukazał się w miesięczniku "Le Monde Diplomatique - edycja polska".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku