Leszek Kołakowski zmarł 17 lipca w wieku 81 lat. "Umarł polski antymarksistowski myśliciel" podała BBC, a neokonserwatywne czasopismo "Weekly Standard" w USA zatytułował nekrolog: "Główny krytyk marksizmu". Ciało Kołakowskiego zostało przywrócone do Polski z Anglii, a raporty w prasie czy w TV były pełne superlatywów o światowej sławy polskim filozofie.
Kołakowski jest czczony w mediach zarówno krajowych, jak i zagranicznych, ponieważ potrafił rozbudować banalną (i nieprawdziwą) tezę, że marksizm doprowadził do zbrodni państw stalinowskich, tym samym nadając tej tezie naukowo-filozoficzną otoczkę.
Tym co odróżnia jego najsłynniejszą pracę - trzytomowe dzieło "Główne nurty marksizmu" (GNM) - od wielu innych antymarksistowskich książek jest fakt, że nie jest ona tylko zbiorem ignoranckich stwierdzeń opartych na bardzo wybiórczych cytatach. Szczególnie w przypadku samego Marksa wyraźnie widać, że Kołakowski czytał i zrozumiał wiele z prac najsławniejszego antykapitalisty - czego nie można powiedzieć o bardziej powierzchownych antymarksistach.
Kołakowski nieźle wprowadza czytelnika w sposób jaki Marks rozumie historię, z dobrze wybranymi cytatami jak np. ten z "Osiemnastego Brumaire'a": "Ludzie sami tworzą swoją historię, ale nie tworzą jej dowolnie, nie w wybranych przez siebie okolicznościach, lecz w takich, w jakich się bezpośrednio znaleźli, jakie zostały im dane i przekazane".
Bardziej prymitywni antymarksiści twierdzą, że Marks chciał żebyśmy wszyscy byli jednakowi - co na to Kołakowski?
"Powrót człowieka do pełni człowieczeństwa, która znosi napięcie między aspiracjami osobniczymi i interesem zbiorowym, nie jest wcale dla Marksa wyrzeczeniem się życia indywidualnego ani wolności jednostkowej. Kwestia wolności i indywidualności ludzkiej jest interpretacyjnie ważna, między innymi w obliczu pospolitego złudzenia, iżby Marks traktował osobniki ludzkie tylko jako egzemplarze klas społecznych i by "powrót do istoty gatunkowej" był w jego oczach unicestwieniem życia osobowego, redukcją osobowości do "wspólnej natury" społecznej". (GNM s.134-135)
Dalej Kołakowski obala mit o "totalitarnym" Marksie: "Na podstawie tych rozważań łatwo wykryć mylność tych, rzadkich dzisiaj (ongi pospolitych) totalitarnych interpretacji, które przypisują Marksowi taki oto ideał komunistyczny: społeczeństwo, gdzie dochodzi do identyfikacji osobnika z gatunkiem przez zanik wszystkich jakości, które mogą jednostki od siebie odróżniać, lub przez zanik inicjatywy twórczej, której poszczególne jednostki byłyby ośrodkami". (GNM s.143)
I tu Kołakowski stawia swoje najważniejsze pytanie: "Ale jeśli powiadamy, że totalitarna interpretacja Marksa kłóci się z jego intencjami, to nie przesądzamy tym samym, że interpretacja ta była zwyczajną pomyłką. Pozostaje nadal pytanie, które przyjdzie później rozważyć: czy niezależnie od intencji, wizja jedności społecznej, przez Marksa zarysowana, nie zawiera przesłanek, które z tą intencją się kłócą i czy na totalitarną formę marksizmu nie jest on sam do pewnego stopnia "odpowiedzialny", to jest, czy można sobie wyobrazić realizację takiej jedności w innej postaci niż totalitarna właśnie, czy wynik nie musi zaprzeczać intencji?" (GNM s.143)
Książka stanowi odpowiedź Kołakowskiego, że w istocie Marks jest w pewnym stopniu odpowiedzialny za "totalitarną formę" marksizmu, że totalitarny "wynik musi zaprzeczać intencji". Potocznie ten argument jest wyrażony w ten sposób: "Marks był dobry w teorii, ale w praktyce marksizm musiał doprowadzić do totalitaryzmu".
Można by nawet powiedzieć, że właśnie ta idea jest kluczem do politycznej filozofii byłych marksistów, jak Adam Michnik, którzy twierdzą, że próba pójścia dalej niż parlamentarna demokracja, próba obalenia dyktatu kapitału, musi się skończyć gułagiem.
Kołakowski szuka korzeni stalinizmu w Marksie. Nie jest jednak przekonujący, gdy stara się udowodnić, że próba doprowadzenia do "jedności społecznej" jest źródłem stalinowskiego niewolnictwa, stalinowskiej represji i stalinowskiego nacjonalizmu.
Lepiej szukać korzeni stalinizmu w prawdziwym rozwoju wydarzeń.
Rewolucja Październikowa wprowadziła hasło "cała władza w ręce rad!" do ludzkiej pamięci - i rzeczywiście rewolucja była oparta na oddolnej demokracji w zakładach pracy i między tymi zakładami. Była ona częścią międzynarodowej fali pracowniczych i antykolonialnych buntów, która rozpowszechniła się od końca pierwszej wojny światowej - i wzmocniła te bunty. Niestety, rewolucje oparte na pracowniczej demokracji nie udały się w innych krajach. Zatem rewolucja została izolowana w zacofanej i zniszczonej Rosji, co musiało się skończyć wewnętrzną kontrrewolucją lub klęską wojenną w walce z zagraniczną interwencją.
Stalin stał na czele biurokracji państwowej, która po rewolucji stopniowo niszczyła wszelką demokrację. Żeby dojść do pełni władzy w ZSRR od końca lat 20-tych XX wieku Stalin musiał zabić wielu uczestników Rewolucji Październikowej, by nie zarażali nowego pokolenia dążeniem do demokracji pracowniczej, musiał wprowadzić ostre represje w zakładach pracy i stoczyć wojnę domową na wsi (tzw. "kolektywizacja"), podczas której tylko jedna strona była uzbrojona.
Kołakowski zgadzał się z twierdzeniem, że ZSRR to społeczeństwo wyzysku, ale dla niego i wielu innych ludzi był to dowód, że socjalizm jest gorszy od kapitalizmu.
Jednak jak pokazywał sam Kołakowski, i to bardzo klarownie, socjalizm dla Marksa jest ustrojem, w którym to pracownicy decydują o produkcji i dystrybucji - co oczywiście nie miało miejsca w państwach stalinowskich.
Trafniej byłoby rozumieć ZSRR i późniejsze demoludy jako kraje o charakterze kapitalizmu państwowego. ZSRR i kapitalizm zachodni miały wspólne cechy, polegające na tym, że pracownicy najemni, ani tu ani tam, nie mieli i nie mają nic do powiedzenia. Wewnątrz wielkich korporacji też nie ma żadnej demokracji dla pracowników i rządzą monstrualne biurokracje.
W dzisiejszym kapitalizmie zarówno szefowie państw jak i wielkich korporacji są kapitalistami - zatrudniają pracowników najemnych, organizują wyzysk i akumulację kapitału – co również wskazuje na państwowo-kapitalistyczny charakter ZSRR.
Kołakowski nigdy nie potrafił udowodnić, że demokracja pracownicza jest niemożliwa - po prostu utożsamiał stalinizm z socjalizmem.
Inni marksiści
Kołakowski w GNM traktuje Marksa z pewnym szacunkiem. Niestety, nie można powiedzieć tego samego o niektórych innych marksistach.
Szczególnie w przypadku Lwa Trockiego widać, że Kołakowski nie mógł czytać wielu z jego prac.
Kołakowski wyśmiewa Trockiego ponieważ niektóre jego prognozy nie sprawdziły się. Zapomina lub nie wie o wnikliwych pismach Trockiego na temat faszyzmu, które stanowiły analizę, ostrzeżenie i program działania przeciw nazistom w Niemczech i w innych krajach. Te pisma znajdują się wśród najlepszych marksistowskich tekstów kiedykolwiek napisanych. Trocki przewidział morderczą brutalność nazizmu, kiedy inni lekceważyli Hitlera, przewidział holokaust Żydów i przyszłą potęgę USA. Pisał subtelnie o literaturze i opresji kobiet oraz dokonał przełomowej analizy związków zawodowych. Wszystko to omija Kołakowskiego, który porównuje nawet Trockiego do Stalina - co jest żałosne. W czasach Stalina Trocki był najbardziej konsekwentnym antystalinistą, internacjonalistą oraz najważniejszym kontynuatorem istoty marksizmu polegającej na tym, że wyzwolenie pracowników jest dziełem ich samych.
Jest wiele innych poważnych luk w GNM. Kołakowski poświęca mniej niż trzy strony na pierwsze cztery(autentycznie rewolucyjne) kongresy Trzeciej Międzynarodówki (lata 1919-1922). A właśnie te kongresy są źródłem wiele ciekawych rozważań ze strony członków nowopowstałych masowych partii socjalizmu oddolnego, kiedy nie były one jeszcze podporządkowane Stalinowi. Szczególnie Lenin i Trocki wyróżniali się na tych kongresach przemówieniami i pismami, z których do dziś można się wiele nauczyć (np. o potrzebie jedności w działaniu różnych organizacji, o niemechanicznym rozumieniu kryzysów kapitalizmu, o walce z imperializmem).
Życie
Kołakowski był młodym zwolennikiem PZPR po drugiej wojnie światowej. Trudno się dziwić - ojciec został zabity przez Gestapo, a Kołakowski był przeciwnikiem polskiej prawicy. Wierzył w to, że staliniści tworzą alternatywę wobec kapitalizmu. Był bystrym filozofem który słynął z krytycznych prac wobec Kościoła katolickiego.
Jednak najwybitniejsi marksiści w historii - Marks, Engels, Luksemburg, Lenin, Trocki i Gramsci - byli ściśle związani z ruchami pracowniczymi w swoim czasie. Marksizm Kołakowskiego natomiast nigdy nie był połączony z prawdziwym buntem pracowniczym. Jako młodzieniec w organizacji partyjnej chodził po ulicach z pistoletem pod pachą – ale nie jako członek oddolnej milicji pracowniczej, tylko odgórnie zorganizowanej jednostki państwowej.
Jego brak zrozumienia walki pracowniczej rzutuje na jego pracach i wypowiedziach o marksizmie.
Niemniej jednak Kołakowski grał ważną rolę podczas odwilży przed i po masowym buncie robotniczym Poznańskiego Czerwca w 1956 roku inspirując ludzi swoją odwagą wobec władzy.
Kołakowski opuścił Polskę w 1968 r. po Wydarzeniach Marcowych. Został publicznie atakowany w prasie, podczas represji państwowych, które miały zdławić ruch opozycyjny. Miał dodatkowy powód, by zdecydować się na emigrację. Rząd wszczął histeryczną kampanię antysemicką, a żona Kołakowskiego była Żydówką.
W latach 70-tych odszedł od marksizmu i został ulubieńcem zachodnich elit uniwersyteckich i mediów. W 1976 r. aktywnie poparł Komitet Obrony Robotników, a w 1980 r. "Solidarność" - ale już jako antymarksista.
W swoim czasie był znanym przeciwnikiem władzy w Polsce – niestety, stał się myślicielem, który nie miał nic do powiedzenia ruchom na Zachodzie, gdy rosła w siłę lewica antystalinowska.
Kołakowski pozostał intelektualną ofiarą stalinizmu, dał się mu pokonać. Bo jak inaczej nazwać utożsamianie marksizmu ze stalinizmem?
W rzeczywistości potrzebujemy powrotu do Marksa. Szczególnie dziś, kiedy marksizm dostarcza nam najlepszych narzędzi w walce z systemem generującym niszczące kryzysy, nienawistną dyskryminację, kolejne mordercze wojny i zmiany klimatyczne zagrażające życiu na tej planecie.
W 1974 r. Kołakowski ogłosił śmierć marksizmu: "Ta czaszka nigdy się już nie uśmiechnie", pisał.
Jednak dziś ponowne zainteresowanie marksizmem w różnych krajach oznacza, że - jak zauważył pewien dziennikarz "Financial Times" komentujący te słowa w 2006 r. - wargi Marksa chyba drgnęły.
("Główne nurty marksizmu", Aneks, Londyn 1988 r.)
Andrzej Żebrowski
Tekst ukazał się w miesięczniku "Pracownicza Demokracja".