David Cameron po południu 7 maja odbył z liderem Liberalnych Demokratów Nickiem Cleggiem dziesięciominutową rozmowę telefoniczną, którą opisał BBC jako bardzo konstruktywną. Wieczorem 7 maja spotykają się Konserwatyści: George Osborne, William Hague, Oliver Letwin i szef sztabu wyborczego Camerona Ed Lewellyn oraz Liberalni Demokraci: Chris Huhne, Danny Alexander, Andrew Stunnell i David Laws.
Wprawdzie zgodnie z niepisaną brytyjską zasadą prawo do pierwszej próby sformowania większościowego rządu w parlamencie bez większości w ręku jednej partii (hung parlament) ma dotychczasowy premier, ale Cameron powiedział, że Gordon Brown utracił swój mandat do rządzenia po tym, jak Konserwatyści zdobyli najwięcej głosów i najwięcej miejsc w Izbie Gmin. Także Clegg stwierdził, że rezultat wyborów dał torysom prawo pierwszeństwa w próbie utworzenia rządu.
Wcześniej, z propozycją utworzenia wspólnego rządu do Liberalnych Demokratów zwrócił się premier Gordon Brown, który zaoferował perspektywę zrealizowania ważnych postulatów z kampanii wyborczej Liberalnych Demokratów, w tym dokonania reformy systemu wyborczego. Brown konkretnie w tej sprawie zaproponował rozpisanie referendum. Liberalni Demokraci różnią się zarówno z Partią Pracy w niektórych sprawach, jak i z konserwatystami. Liberalni Demokraci chcą odrzucenia ważnego postulatu Partii Pracy jakim jest wprowadzenie w Wielkiej Brytanii dowodów osobistych. Nie chcą też przeznaczania tak wielkich środków finansowych na rozbudowę systemu nuklearnego armii brytyjskiej (Trident), jak tego chcą Partia Pracy i Partia Konserwatywna. W odróżnieniu od konserwatystów z kolei, Liberalni Demokraci popierają zacieśnienie integracji z Unią Europejską, w tym przychylni są idei wprowadzenia Euro na wyspach, sprzeciw wobec czego konserwatyści traktowali jako jeden z głównych punktów swojego manifestu przedwyborczego. Liberalni Demokraci zaproponowali też, by imigranci, nawet gdy mieszkają na wyspach nielegalnie, po dziesięciu latach pobytu otrzymywali obywatelstwo, o ile nie mają na koncie przestępstw, znają angielski i chcą pracować. Z tym oczywiście nie zgadza się ani Partia Pracy, ani szczególnie konserwatyści. Wielu wyborców Liberalnych Demokratów, szczególnie młodzież, traktowało swój wybór jako głos na bardziej demokratyczną i liberalną alternatywę względem polityki dwóch głównych partii. Należy się więc spodziewać niezadowolenia dużej części elektoratu Liberalnych Demokratów, gdy dojdzie do powstania wspólnego rządu z Konserwatystami.
To co łączy Liberalnych Demokratów z laburzystami i torysami, to otwarty plan obciążenia kosztami obecnego kryzysu ludzi pracy a nie bankierów i spekulantów odpowiedzialnych za kryzys. W najważniejszych więc sprawach, Liberalni Demokraci nie są żadną alternatywą. Wszystkie trzy partie zdeterminowane są do wprowadzenia środków "oszczędnościowych", polegających na cięciach wydatków na cele socjalne i ograniczenia przywilejów pracowniczych w sektorze publicznym. Ze zrozumiałych przyczyn, szczegółów unikano w kampanii wyborczej, ale np. Konserwatyści otwarcie zapowiedzieli, że chcą zniesienia tzw Tax Credits, czyli zasiłków przeznaczonych dla osób pracujących ale zarabiających mało. Te zasiłki pomagały dotychczas przetrwać najmniej zarabiającym w sytuacji, gdy nie istnieje w prawie pracy minimalne miesięczne wynagrodzenie, a minimalna ustawowa stawka godzinowa, jest bardzo niska. Ta deklaracja Konserwatystów skłoniła wiele robotniczych rodzin do głosowania na Partię Pracy, przeciwko Konserwatystom, choć sondaże przedwyborcze dawały Partii Pracy dużo gorsze wyniki, gdyż jak wiadomo, polityka Partii Pracy nie była w ostatnich latach dużo bardziej socjalna od polityki Konserwatystów i do partii zraziło się wielu ludzi pracy. Nawet Liberalni Demokraci są powszechnie postrzegani w kraju jako partia "na lewo" od Partii Pracy a Nick Clegg w jednym z wywiadów dla BBC powiedział kiedyś, że mało kto w tym kraju nie jest na lewo od tego rządu.
Jarosław Klebaniuk
Bartłomiej Zindulski