Na poziomie lokalnym możemy obserwować te same procesy i problemy, z którymi współczesny świat boryka się na co dzień w skali globalnej - podziały na gorsze i lepsze obszary miast czy regionów, zanik sfery publicznej, komercjalizację i prywatyzację podstawowych usług publicznych (dostęp do kultury, ośrodków ochrony zdrowia), niepewność i rywalizację w miejscu pracy, likwidację bezpieczeństwa socjalnego.
Z jakimi hasłami lewica w Polsce powinna stoczyć 21 listopada walkę wyborczą? Wydaje się, że obecnie warunkiem funkcjonowania demokracji lokalnej w życiu realnym, a nie tylko na papierze i w sloganach wyborczych, jest istnienie wspólnoty obywatelskiej, niewykluczającej nikogo ze swego grona. Dziś polskie miasta i regiony coraz częściej zamieniają się w spółki z o.o., które nie są otwarte dla każdego. Nie ma oficjalnych granic ani szlabanów, ale są niewidzialne bariery finansowe, które skutecznie strzegą zamkniętych enklaw tylko dla wybranych. Dobra, szeroko dostępne w warunkach demokracji obywatelskiej, w mieście, które zaczyna funkcjonować jak spółka handlowa kierująca się prostą zasadą maksymalizacji zysku, stają się towarami na sprzedaż. Konsekwencją takich reguł organizujących życie zbiorowe są powiększające się nierówności społeczne wśród mieszkańców miast. Czysto komercyjne zasady ograniczają bowiem dostęp do szerokiej puli dóbr osobom z klas niższych - w polskich warunkach, gdzie blisko 70% pracowników nie osiąga dochodów nawet na poziomie średniej krajowej, bariery finansowe oznaczają w rzeczywistości brak pełnego uczestnictwa w społeczeństwie. Już dziś chodzenie do teatru, filharmonii czy regularne czytanie opiniotwórczej prasy jest zarezerwowane dla nielicznych. Podobnie jak leczenie zębów, których stan jest uwarunkowany pochodzeniem klasowym. Jeśli spełnią się plany minister Kopacz i zadłużone szpitale podległe samorządom zostaną sprywatyzowane, to wiele usług medycznych będzie zupełnie niedostępnych dla zwykłych ludzi. Ekonomizacja wszystkich sfer życia i pozostawienie przestrzeni publicznej tylko siłom rynku zamienia społeczeństwo obywatelskie w rywalizujący między sobą samotny tłum coraz bardziej zagubionych jednostek. W takich warunkach sfera publiczna zamiera i jak twierdzi Zygmunt Bauman, "poszerza się przepaść między tym, co "publiczne", a tym, co "prywatne", i stopniowo, acz nieubłaganie, ginie sztuka obustronnej komunikacji między problemami prywatnymi a kwestiami publicznymi, owej siły napędowej każdej polityki". Ważnym elementem żywej debaty łączącej poziom prywatnych trosk i społecznych wizji naprawy zbiorowego ładu są silne i niezależne media lokalne. Bez nich jakakolwiek wymiana opinii oraz poszukiwanie nowych wizji i rozwiązań problemów społecznych są bardzo utrudnione. W polskich warunkach media lokalne w większości miast zostały przejęte przez wielkie koncerny. Duża część została zlikwidowana, a znaczenie dla jakości demokracji tych, które przetrwały, zostało mocno ograniczone - wiele z nich unika zaangażowania w lokalne spory polityczne i coraz częściej zamienia się w gazety quasi-reklamowe.
Również planowanie przestrzenne obecnie zbyt często bardziej bierze pod uwagę zyski miasta spółki niż jakość życia jego mieszkańców. Prywatyzacja przestrzeni miejskiej dokonuje się w Polsce bez jakiegokolwiek nadzoru. Jak podkreśla prof. Bohdan Jałowiecki, sytuacja ta "jest wyjątkowa w skali europejskiej, bo nawet w krajach ekonomicznego liberalizmu rynek nie decyduje swobodnie o zagospodarowaniu przestrzeni".
Aby miasto mogło być wspólnotą obywateli, którzy w demokratyczny sposób wpływają na politykę lokalną, konieczne jest zapanowanie sił społecznych nad siłami ekonomii. W innym przypadku społeczność lokalna zdana jest na łaskę i niełaskę anonimowych sił rynku, a politykę lokalną prowadzi się pod dyktando globalnych koncernów, nie zaś w zgodzie z postulatami mieszkańców. Nie można jednak uznać mechanizmów i procesów społecznych świadomie konstruowanych przez konkretne decyzje polityczne za zjawiska "naturalne" i "nieodzowne". Ostatecznie bowiem kształt ładu społecznego i kierunek polityki lokalnej zależy od postawy mieszkańców. Bez głosu ludu nie da się nic zrobić!
Dla sił społecznych lewicy władza w samorządzie lokalnym, poza wpływaniem na jakość i model życia zbiorowego, powinna być ważna również z powodów praktycznych. Udział w samorządzie pozwala kształcić własne kadry - jest to najlepsza szkoła zarządzania i działania politycznego w praktyce. Region i miasto dają zaplecze organizacyjne dla ożywiania działań w sferze publicznej. Bez zaplecza i umocowania w społeczności lokalnej nie da się dziś skutecznie uprawiać polityki ani budować ruchu na długie lata. Myśląc o zamianie Polski w bardziej przyjazne miejsce do życia, zacznijmy od naszych lokalnych podwórek. Tutaj najłatwiej pokazać ludziom, czym się różni lewica od prawicy nie tylko w hasłach, ale i w działaniu.
Piotr Żuk
Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd".