Tysiące Ekwadorczyków zmobilizowało się przeciwko próbie zamachu stanu z 30 września przeciw Prezydentowi Rafaelowi Correrze.
Nietrudno dostrzec, że wydarzenia, które miały miejsce w Ekwadorze 30 września, były w rzeczywistości próbą prawicowego zamachu stanu.
Masowa mobilizacja na ulicach stolicy, Quito i w innych miastach - wraz z działaniami części sił zbrojnych lojalnej rządowi - powstrzymały przewrót jeszcze tego samego dnia.
Ale te kilka godzin znowu ukazało głębokie niebezpieczeństwa czyhające na tych, którzy walczą o progresywne przemiany w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach.
O dziwo, pierwszym zadaniem jest utwierdzenie się w przekonaniu, że była to próba zamachu stanu. W ślad za jej niepowodzeniem, wielu komentatorów próbowało minimalizować to, co się wydarzyło.
Peruwiański "libertarianin" Alvaro Vargas Llosa - ulubieniec Światowego Forum Ekonomicznego i otwarty krytyk boliwijskiego i wenezuelskiego rządu - utrzymywał, w artykule z "The Australian" z 7 października, że nie był to zamach stanu, a jedynie "źle zaaranżowany, agresywny protest policji przeciwko ustawie obniżającej jej świadczenia".
Przyjrzyjmy się faktom. Rafael Correa jest demokratycznie wybranym prezydentem kraju, który został wybrany na drugą kadencję w 2009 roku przewagą 51,99 procent głosów, przy frekwencji wyborczej prawie 75 procent.
Jego najbliższy rywal - były prezydent i przyjaciel korporacji naftowych, Lucio Gutiérrez - otrzymał tylko 28,24 procent głosów.
30 września, tysiące policjantów rozpoczęło bunt, przejęło kontrolę w kilku miastach, zamknęło drogi i lotniska. W stolicy, Quito zajęli oni swoje koszary.
Gdy Correa udał się do głównych koszarów aby spotkać się z policjantami, został zaatakowany gazem łzawiącym i poszkodowany. Następnie zaopiekował się nim policyjny szpital, ale był on tam przetrzymywany w zamknięciu przez 12 godzin, do czasu uwolnienia przez lojalnych mu żołnierzy.
Część sił zbrojnych również się zbuntowała. Członkowie Sił Powietrznych zamknęli międzynarodowe lotnisko w Quito, a przeciwnicy polityczni Correi próbowali wedrzeć się do budynków Państwowej Telewizji Ekwadoru.
Wszystko to składa się na usiłowanie zamachu stanu.
Powodem udawania, że tak nie było, jest nadzieja, że ludzie nie będą dociekać, kto za tym stał i kto miał na tym skorzystać.
Szybkie przypomnienie działań Correi rzuca wyraźne światło na tę kwestię:
- w 2006 roku, współpracując z prezydentem Wenezueli Hugo Chávezem, Correa zwiększył kontrolę państwa nad krajową produkcją ropy naftowej;
- w 2008 roku, Correa ogłosił, że Ekwador nie będzie spłacał kilku miliardów jego zagranicznego zadłużenia o łącznej wartości przekraczającej 10 miliardów dolarów, nazywając je "nielegalnym";
- w 2009 roku odmówił przedłużenia dzierżawy amerykańskiej lotniczej bazy wojskowej w Manta, mówiąc, że "Stany Zjednoczone mogłyby utrzymywać bazę wojskową w Ekwadorze, jedynie wtedy, gdy Ekwador mógłby mieć własną na Florydzie";
- w 2009 roku przyłączył Ekwador do Boliwariańskiego Sojuszu dla Ameryk (ALBA), antyimperialistycznego bloku przewodzonego przez Wenezuelę, Kubę i Boliwię.
Staje się oczywiste, że siły które skorzystałyby na zamachu stanu to: a) korporacyjne grupy interesów w Ekwadorze, b) międzynarodowe instytucje finansowe; i wreszcie c) USA i ich sojusznicy.
Innym powodem minimalizowania tego, co się wydarzyło jest zawstydzająco długa lista niedawnych prób przewrotu w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach - cztery z nich przeciwko członkom ALBA.
W 2002 miał miejsce nieudany zamach stanu przeciw Chávezowi w Wenezueli, powstrzymany przez masowe protesty i lojalnych żołnierzy. W 2004, prezydent Haiti Jean-Bertrand Aristide został obalony w przewrocie popartym przez siły militarne Kanady, USA i Francji.
W 2008 roku prawicowe siły w Boliwii użyły faszystowskich bojówek przeciwko rządowi prezydenta Evo Moralesa - zostały one powstrzymane przez masową mobilizację i lojalną część wojska.
I wreszcie w 2009 roku, prezydent Hondurasu Manuel Zelaya został obalony przez wojsko.
Wszystkie te kraje oprócz Haiti były członkami ALBA - i jednym z głównych działań reżimu po-przewrotowego w Hondurasie było wycofanie się z ALBA.
Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że próba przewrotu w Ekwadorze była najnowszą w serii brutalnych usiłowań powstrzymania antyneoliberalnego ruchu, którego główny kształt instytucjonalny jest reprezentowany przez kraje ALBA.
Zagrożenia stojące przed ruchem antyneoliberalnym zostały również podkreślone w czasie wenezuelskich wyborów do Zgromadzenia Narodowego 26 września.
Z jednej strony wyniki były niebywałym osiągnięciem - przewodzona przez Cháveza Zjednoczona Socjalistyczna Partia Wenezueli (PSUV) zdobyła 98 ze 165 mandatów.
Ale były też niepokojące oznaki.
Po pierwsze PSUV zdobyła ponad 5 milionów głosów w kraju, ale prawicowy Okrągły Stół Demokratycznego Zjednoczenia (MUD) również zebrał 5 milionów głosów, pozostając w tyle za PSUV o jedynie 200 tysięcy głosów.
Po drugie, kluczowe regiony wzdłuż granicy z Kolumbią (główną bazą amerykańskiej wojskowości w regionie) uległy przewadze MUD.
Wreszcie PSUV nie udało się zdobyć większości dwóch trzecich niezbędnej do przeprowadzenia kluczowych zmian konstytucyjnych. Ważne posunięcia - takie jak tworzenie podłoża ustawowego dla pracowniczej kontroli przemysłu - będą o wiele trudniejsze.
Rozczarowanie wkrada się w szeregi partii PSUV. Globalny kryzys gospodarczy dotkliwie uderzył w Wenezuelę. Dawna biurokracja państwowa pozostaje wciąż przeważnie nienaruszona (i niechętna popieraniu reform Cháveza), jak również znaczna część mediów pozostaje w rękach prawicy.
Partia PSUV stała się niezwykłą szkołą polityki dla milionów ludzi, ale także źródłem kariery dla kilku tysięcy.
Nepotyzm i tendencje biurokratyczne stały się hamulcem dla prosocjalnych reform rządu.
W każdym z krajów ALBA trudności wewnętrzne są ogromne. W każdym z nich miało miejsce wiele posunięć trudnych do całkowitego zrozumienia dla obserwatorów z globalnej Północy.
Na przykład w Ekwadorze, nie tylko prawica próbowała zaprzeczać, że był to zamach stanu. Niestety, ważna koalicja ruchów społecznych, Federacja Rdzennych Narodowości Ekwadoru (CONAIE), zajęła podobne stanowisko.
W oświadczeniu z 6 października, CONAIE złożyła winę za to, co się wydarzyło na "niepewną politykę rządu, która powoduje ogólne niezadowolenie poprzez ciągłą agresję, dyskryminację i naruszenia praw człowieka".
Znaczenie CONAIE dla ruchu socjalnego w Ekwadorze nie ulega wątpliwości. Dokonana przez tę organizację mobilizacja rdzennej społeczności była kluczowa dla socjalnego postępu, jaki dokonał się w Ekwadorze w czasie obecnego stulecia.
Correa nie zawsze dawał powody, aby go bronić. W czerwcu, w odpowiedzi na protesty CONAIE, według regionalnej sieci telewizyjnej Telsu, miał wtedy powiedzieć: "Ci ludzie to gringo przychodzący tu z organizacjami pozarządowymi. Idźcie z tym gdzie indziej. Ci ludzie mają wystarczająco pełne brzuchy".
Ale nawet pomimo uzasadnionych żalów, wyraźnym błędem CONAIE jest minimalizowanie niebezpieczeństw, które ukazały wydarzenia z 30 września.
Solidaryzujący się aktywiści z globalnej Północy muszą mieć świadomość wewnętrznych konfliktów w krajach ALBA, traktować je poważnie, i próbować określić nasze stanowisko w stosunku do nich. Ale nie jest to łatwe do zrobienia z dystansu.
W ogólnym rozumieniu, możemy powiedzieć, że drogą naprzód dla wszystkich krajów ALBA, będzie powszechna mobilizacja wokół podstaw. Tendencje polityczne oparte na rozwoju organów ludowej kontroli w lokalnych społecznościach i miejscach pracy, stanowią jedyną długoterminową alternatywę.
Jest również całkowicie jasne, że zerwanie z imperializmem nie będzie możliwe bez głębokiego oparcia w niezależnych rządach rdzennej ludności.
Ale musimy postawić sprawę jasno: dla globalnej Północy nie są to kluczowe zagadnienia.
Zadanie rozwiązania tych kwestii spoczywa w rękach pracowników i społeczności wiejskiej wewnątrz państw ALBA.
Naszym zadaniem jest rozpoznawanie ważności ruchu przeciwko imperializmowi reprezentowanego przez kraje ALBA oraz zauważenie powagi imperialistycznej determinacji w celu odwrócenia tych procesów.
Naszym zadaniem jest budowanie solidarności z państwami ALBA przeciw atakom ze strony USA i innych rządów krajów rozwiniętych. W zakresie, w jakim jesteśmy w stanie to zrobić, możemy skromnie poszerzyć obszar tej walki.
Zadanie to nie jest łatwe. W świecie rozwiniętym, istnieje wirtualna zmowa milczenia wokół ogromnych wysiłków przeciw imperializmowi w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach.
Potrzebujemy edukacji aby ukazać wagę tych zmagań. Musimy rozwijać programy wymiany pracowników i studentów, abyśmy mogli zobaczyć na własne oczy wyzwania i możliwości istniejące w Ameryce Łacińskiej i na Karaibach.
To pomoże położyć podstawy dla szerszego ruchu solidarności w przypadku wystąpienia kolejnych prób przewrotu w nadchodzącym czasie.
Nie chodzi tu o działalność charytatywną. To biedni mieszkańcy Cochabamby w Boliwii 10 lat temu zwycięsko powstali przeciwko prywatyzacji wody w swoim regionie - pierwsze wielkie zwycięstwo nad prywatyzacją w obu Amerykach.
To masy ludności Ameryki Łacińskiej odrzuciły forsowany przez USA Obszar Wolnego Handlu dla obu Ameryk w 2005 roku
To rząd Boliwii zwołał alternatywną konferencję klimatyczną, właśnie w Cochabambie - po druzgocącej porażce krajów globalnej Północy w Kopenhadze.
W każdym znaczeniu, ich walka jest naszą walką.
Paul Kellog
tłumaczenie: Andrzej Głośniak
Paul Kellog jest socjalistą mieszkającym w Kanadzie.
Tekst ukazał się na stronie PolEcon.net (http://www.polecon.net).