Byłaby wilga bida
Ale dwór łupi-skór
Pal go kaci z naszych gór!
("Gore", R.U.T.A.)
Mniej więcej w tym samym czasie ukazały się w Polsce dwa wydawnictwa, może nierówne rangą, ale, jak się wydaje, godne równego zainteresowania. Pierwsze to Złote Żniwa Jana Tomasza Grossa i Ireny Grudzińskiej-Gross, drugie to płyta "Gore" nowo utworzonego zespołu R.U.T.A., prezentująca wykonane w nowatorski sposób chłopskie "pieśni buntu i niewoli" - świadectwo oporu chłopów przeciwko wyzyskowi ze strony szlachty.
Zestawienie to może wydawać się zaskakujące, ale nie jest przypadkowe. Zarówno książka Grossów, jak i inne opublikowane ostatnio opracowania dotyczące roli Polaków w Zagładzie, autorstwa Barbary Engelking-Boni oraz Jana Grabowskiego, koncentrują się na społeczności wiejskiej. To chłopi byli kopaczami szukającymi kosztowności na terenie byłego obozu w Treblince. To w większości w wiejskich chatach rozgrywały się potworne sceny wyłudzania od Żydów całego ich majątku w zamian za ukrywanie, nieraz ich mordowania, kiedy skończyły się środki. Chłopi są tu sprawcami przemocy, zbrodni, a przynajmniej głęboko niemoralnych zachowań. Wydaje się, że prawda ujawniona w książce na zawsze pogrąża mit "wsi spokojnej, wsi wesołej". Staje się ona naznaczona zbrodnią.
Przeciwko mitowi wsi spokojnej przemawiają również dawne pieśni odszukane i zaaranżowane na nowo przez R.U.T.Ę, pełne buntu, sprzeciwu i agresji wobec panów, okrutnych ekonomów i zarządców, a także kleru. To ważne, że płyta ukazała się właśnie teraz. W procesie słusznego niewątpliwie i potrzebnego przewartościowywania wizji polskiej niewinności w czasie Zagłady dzieje się coś niepokojącego. Coś, co pozwala pozornie przyjąć nam na siebie brzemię prawdy, ale jednak pozbyć się jej, przypisując winę pewnej określonej grupie. Tą grupą są właśnie chłopi, mieszkańcy wsi. Przedstawiani jako prymitywna, amoralna masa wiedziona chciwością, nadają się idealnie do tego, by odciąć się od nich moralnie i pozostawić w ich rękach Straszną Winę. Do takiej perspektywy zbliża się na przykład Jarosław Kurski, przy okazji recenzowania "Złotych Żniw" ("Życie w polskich rękach", 09.01.2011), który określa pracę Grossów jako książkę "o chłopskiej zawiści, zdradzie i delatorstwie". Kurski opisuje ekshumację swojego dziadka na Podolu, którą zainteresowali się okoliczni chłopi ("zbity tłum") sądzący, że szlachcic został pochowany wraz z kosztownościami. "Ich ojcowie i matki jesienią 1939 r. serdecznie żegnali moją babcię i jej córki uciekające do Lwowa, bo stosunki dworu ze wsią były jak najlepsze. Nie zmienia to faktu, że gdy tylko wozy znikły za zakrętem, dom został doszczętnie splądrowany" - dodaje. Kurski porównuje zachowanie chłopów do mordowania i grabienia panów w 1846 roku przez uczestników rabacji galicyjskiej, przywołuje także wizję Żeromskiego: "polski chłop odziera z ubrania zabitego powstańca styczniowego, a w czasie wojny morduje Żydów". Sugestia podobieństwa i ciągłości jest tutaj wypowiedziana wręcz dosłownie. "Chciwość nie jest naznaczona etnicznie, jest instynktem wszystkich moralnych nędzarzy" - ocenia dziennikarz "Gazety Wyborczej".
Tymczasem Kurski zdaje się ignorować fakt, że chłopi byli często nędzarzami nie tyle w sensie moralnym, ale dosłownym - a być może druga nędza wynikała z pierwszej, zwłaszcza w czasie kataklizmu, jakim była wojna. Pokazuje to w swojej recenzji "Złotych Żniw" Marcin Zaremba ("Biedni Polacy na żniwach", 11.01.2011). Historyk nie neguje winy zbrodniarzy, lecz przypomina o kontekście, którym był trudny do wyobrażenia poziom biedy panującej na polskiej wsi, a dodatkowo anomia panująca w czasie okupacji. Jednak świadomość kondycji wsi, nie tylko podczas wojny, ale także i wcześniej, pozostaje bardzo nikła. Dlatego właśnie wszyscy powinniśmy wsłuchać się w teksty wyśpiewywano-wykrzykiwane przez artystów z R.U.T.Y.
Historia, której uczymy się w szkołach, zapisana w podręcznikach, ale także ta, którą przedstawiają nam media, to historia pisana ze szlacheckiego punktu widzenia, z punktu widzenia około 10% ludności naszego kraju. Sama pamiętam swoje mieszane uczucia towarzyszące szkolnym lekcjom o rabacji galicyjskiej, przedstawionej w podręczniku do historii jako eskalacja zwierzęcego okrucieństwa inspirowanego na dodatek przez zaborcę. Powstania, zrywy, ruchy społeczne analizowane były (i są zapewne) pod kątem ich pro- bądź antypolskości, klasyfikowane jako niepodległościowe bądź sprzyjające walce o wolną Polskę.
Tymczasem płyta "Gore" przywraca nam tę zapomnianą, milczącą dotąd perspektywę. Przypomina nie tylko o bezwzględności władzy szlachty nad chłopami i sposobom jej uzasadniania, ale przede wszystkim fakt, że chłopi zdolni byli do aktywnego oporu przeciwko narzuconemu porządkowi - o czym pisze Ewa Chomicka w eseju zamieszczonym w obszernej książeczce dołączonej do płyty. Znajdujemy tam też liczne cytaty ze staropolskiego piśmiennictwa uzasadniające wyzysk i kary cielesne wobec chłopów, uznawanych za krnąbrnych, leniwych, skorych do kradzieży i ciemnych. Teksty zebranych pieczołowicie pieśni pokazują jednak, że było zupełnie inaczej: chłopi potrafili buntować się przeciw uciskowi, i, co więcej, zdawali się rozumieć jego źródła - wyobrażali sobie inny świat bez "pana, króla i hetmana". Wielu z nas, przyzwyczajonym do patrzenia na wieś jako odwieczną ostoję konserwatywnego katolicyzmu, zaskakują radykalnie antyklerykalne fragmenty niektórych pieśni, jak chociażby tej: "Ksyindza, ksyindza z kazalnicy zrzucić/, ano dać mu cyiżkie cepy/do stodoły młócić".
W większości pieśni widać wściekłość, agresję, wolę zemsty. Jednak narracja płyty prowadzi nas w taki sposób, że rozumiemy te uczucia i jesteśmy w stanie się z nimi utożsamić. A przynajmniej rabacja galicyjska nie jawi już nam się jako bezmyślny przejaw okrucieństwa inspirowany przez wrogów polskiej niepodległości, ale gotowi jesteśmy dostrzec w niej próbę odpowiedzi na krzyczącą społeczną niesprawiedliwość. Nie usprawiedliwiając przemocy, rozumiemy jej źródła, rozumiemy frustrację wynikającą z życia w wieloletnim poniżeniu ludzi sprowadzonych do roli nieludzkiej.
Prawicowe środowiska skupione wokół Salonu 24 okrzyknęły rewizję polsko-żydowskich relacji w czasie wojny mianem "grossowania historii". Wydaje się, że owo grossowanie jest nam bardzo potrzebne. Ważne jest to, by było ono dokonane uczciwie, a nie przez zrzucenie winy i ponowną stygmatyzację jednej grupy społecznej, z której wywodzi się większość dzisiejszych Polaków. Zjawiska grabieży Żydów w czasie okupacji, o czym przejmująco pisze Calek Perechodnik, były codziennym doświadczeniem również w większych i mniejszych miastach. Oba oblicza wiejskiej agresji - tej sprawiedliwej, walczącej o godność i równe prawa, jak również tej chciwej, umożliwiającej szybkie wzbogacenie się kosztem ofiar Holokaustu - odsłaniają nam zapomniany dotąd głos historii (by posłużyć się określeniem Carol Gilligan). "R.U.T.owanie historii" - przypominanie o dążeniu warstwy chłopskiej do wyzwolenia, ponowne upodmiotowienie tych, których uznawaliśmy za biernych i bezwolnych – może nam pomóc zrozumieć naszą prawdziwą historię.
Aleksandra Bilewicz
Tekst ukazał się w piśmie "Res Publica Nowa".