Agata Nosal: Szkoda Białorusi

[2011-07-20 08:04:58]

Telewizja kłamie. I gazety też. Zarówno wschodnie, jak i zachodnie. W zachodniej demokracji prawo obywateli do informacji zostało zastąpione prawami informacyjnej wojny. Nic już nie krępuje najemników zatrudnionych w mediach. Nie istnieje żaden etyczny kodeks dziennikarza. Na całym świecie dziennikarze i media zajmują się manipulowaniem społeczeństwami, zgodnie z interesem władzy i finansowych elit. Tymczasem na Białorusi zostało po staremu. Media jak w ZSRR przekazują propagandę Łukaszenki, który chce być prezydentem jak król - do końca swoich dni. Dlatego ani na Białorusi, ani w Polsce ludzie nie wiedzą, z jakiego powodu rozpętano pierwszą w historii naszych narodów polsko-białoruską wojnę.

Mińsk jest szary - piszą polskie gazety, bo chcą aby Białoruś kojarzyła się z PRL-owską szarzyzną. W rzeczywistości jednak Mińsk jest piękny, zielony i właściwie w całości odnowiony. Wielu warszawiaków chciałoby, żeby tak wyglądało ich miasto: piękna architektura w centrum, nawet bloki gustowne i oryginalne, nowe budownictwo tylko na obrzeżach, wewnątrz przestrzeń i zieleń. Na ulicy nie widać biedy, którą notabene łatwo zobaczyć w Warszawie. Ludzie są bardzo dobrze ubrani. Nie brakuje im nie tylko telefonów komórkowych i zachodnich aparatów fotograficznych, ale także nowych zachodnich samochodów. Usługi zostały sprywatyzowane. Przemysł jeszcze się trzyma. Po mińszczanach nie widać na razie żadnych oznak kryzysu, który na serio pojawił się tutaj kilka miesięcy temu. W Mińsku nie można spotkać bezdomnego. W supermarkecie pracuje się za marną pensję 12 godzin, ale do pracy przychodzi się co drugi dzień. Ceny żywności od kilku miesięcy są zawrotne, ale jeszcze można kupować produkty dotowane. Czynsz i opłaty za media dotuje państwo w 70%.

Polskie i europejskie telewizje i gazety obrzydzają ludziom Białoruś i większość Białorusinów, którzy mimo wszystko głosują na Łukaszenkę. Gloryfikują natomiast niewielką opozycję, przy czym skrzętnie ukrywają fakt, że owa opozycja domaga się białoruskiego Balcerowicza. I choć takie hasła nie znalazłyby już dzisiaj w Polsce wielu zwolenników, telewidzowie są przekonani, że opozycja jest słuszna, a Łukaszenka to wcielenie zła. Do świadomości obywateli nie dociera informacja, że rosyjscy oligarchowie i europejskie elity finansowe w istocie domagają się nie tyle obywatelskich swobód, co prywatyzacji białoruskiego przemysłu, który dzisiaj jeszcze jest państwowy i, co więcej - przynosi dochód. Tymczasem o to toczy się właśnie wojna. Przejęcie przedsiębiorstw na Białorusi to interes na dużą skalę i perspektywa ogromnych zysków. W tej sytuacji najbardziej "niedemokratycznym" posunięciem białoruskich władz było postawienie potencjalnym kupcom warunków, które miałyby zabezpieczyć socjalną ochronę pracowników, wpływ podatków do budżetu państwa, ochronę przed likwidacją zakupionych zakładów i masowym bezrobociem obywateli. To te żądania białoruskich władz, a nie proces Poczobuta, stanowią realny problem i to one są prawdziwym powodem wojny informacyjnej wymierzonej przeciwko Białorusi. Od czasu, kiedy na Zachodzie zwyciężył neoliberalizm demokracja nie pozwala społeczeństwom na podejmowanie niezależnych decyzji w odniesieniu do gospodarki. Demokracja, o którą tutaj idzie, jest w porządku, nawet jeśli - tak jak w Polsce - powoduje istotne pogorszenie warunków życia, masowe - jak w początkach transformacji - bezrobocie, niedożywienie dzieci, eksmisje i bezdomność obywateli, wcześniej normalnie funkcjonujących. Nikt nie zauważa, że rozlegającej się raz po raz w europejskich mediach wrzawie, wymierzonej przeciwko łamaniu praw człowieka w pewnych wybranych krajach, towarzyszy milczenie w sprawie cichej, systematycznej dewaluacji ludzkich praw socjalnych w społeczeństwach europejskich.

Na Zachodzie więc, dla sprawnej realizacji wytyczonych gospodarczych celów, demonstruje się skądinąd słuszne oburzenie procesem Poczobuta. Jednocześnie te same interesy każą wyciszać problem tajnych więzień CIA w Polsce i kwestii torturowania w nich na ogół Bogu ducha winnych ludzi. Nikt też nie przejmuje się problemem praw człowieka w Chinach. Można tam robić interesy, a to naszym demokratom już wystarczy. Podobnie przez dziesięciolecia nikomu nie przeszkadzał problem dyktatury Mubaraka. Do dzisiaj media tolerują pochwały Pinocheta. Nikt nie krzyczy o zbrodniach przeciwko ludzkości w Palestynie. Dla demokratycznych mediów takie problemy nie istnieją. Wraz z ekonomicznym i politycznym interesem znikają wszelkie zagadnienia natury moralnej. Dlatego należy się spodziewać, że gdy białoruskie władze zdecydują się na prywatyzację i zrezygnują z ochrony praw socjalnych swoich obywateli, problem więźniów politycznych natychmiast przycichnie. Żadnego zainteresowania nie będzie budził problem bezrobotnych pracowników i byłych kołchoźników. Będą mogli nawet umrzeć z głodu, a my i tak się o tym nie dowiemy.

Dla obserwatora zmasowanej politycznej i medialnej anty białoruskiej batalii najbardziej zadziwiające jest jednak to, że w przypadku Białorusi europejska polityka nie służy już nawet, jako prosty instrument, którego używa się w celu ubicia interesu. I tak wiadomo przecież, że kiedy już europejscy liberałowie wespół z rosyjskimi oligarchami wywalczą wolność gospodarczą, to na Białoruś przyjdą Rosjanie i sami wszystko tam wykupią. Nie będą się z nikim dzielić. Nie po to przecież Rosja podniosła ceny energii, i nie po to rosyjskie banki wywołały potężny kryzys walutowy, żeby teraz wpuścić na Białoruś europejskich przedsiębiorców.

Wzrost cen energii spowodował, że białoruskie zakłady ze sprzedaży uzyskały mniejszy zysk, zatem nie wystarczyło im waluty na zakup surowców. W tym momencie banki przestały wypłacać środki płatnicze z kont bankowych w walutach. Ludzie zaczęli wykupywać zachodnie towary, dostępne w sklepach za ruble i wywozić za granicę, żeby je tam sprzedać. Chcieli mieć walutę, bo rubel się dewaluował. Fabryki ogłosiły przestój i część pracowników poszła na bezpłatne urlopy. I tak zaczęło się błędne koło kryzysu gospodarczego na Białorusi. Czy w tej sytuacji, niezależnie od tego, jak bardzo nie akceptujemy białoruskiego systemu politycznego, nie powinniśmy się solidaryzować z białoruskim społeczeństwem i bronić ich systemu gospodarczego przed upadkiem? Dlaczego mielibyśmy wspierać gospodarczą napaść na kraj, dzięki której urlopowany pracownik fabryki wraz ze swoimi dziećmi nie będą mieli co jeść? Bo Rosjanie chcą zrekompensować sobie zysk utracony wskutek światowego kryzysu?

Co wobec tego kieruje Radosławem Sikorskim i zwolennikami wolności gospodarczej dla - na przykład rosyjskich oligarchów - kosztem wolności podejmowania decyzji w sprawach gospodarczych przez poszczególne narody? Otóż, dobrze jest sobie uświadomić, że chodzi tu o wojnę ideologiczną, w której gra idzie o stabilizację neoliberalnego sytemu politycznego i gospodarczego w Europie. Ani przez chwilę nie należy się natomiast łudzić, że Radosław Sikorski zwalcza Łukaszenkę, bo się troszczy o to, żeby Białorusini mieli demokrację. Wyobraźmy sobie bowiem, że Łukaszenka ustępuje. Ludzie wybierają, tym razem demokratyczną, ale populistyczną partię, która nadal nie prywatyzuje. Więźniowie polityczni wychodzą z więzienia, czego notabene wszyscy byśmy sobie życzyli. Opozycji wolno krzyczeć, że chce wolności gospodarczej. I natychmiast cały świat, wszystkie media podnoszą zgiełk, wraz z opozycją, choćby była marginalna, że system jest niedemokratyczny, bowiem przedsiębiorcom brakuje wolności gospodarczej, a w kraju nie można rozwijać biznesu, bo wszystko, jak w ZSRR, trzyma w swoich rękach państwo. Wydano by niewyobrażalnie potężne pieniądze na kampanie wyborcze opozycji i niezliczone programy w mediach i polityczne prowokacje, łącznie ze sponsorowaniem politycznego przewrotu. Aż do skutku, dopóki przemysł nie został by sprywatyzowany. Dlaczego nie? W wojnie o wolność gospodarczą wszystko jest moralnie uzasadnione. Czy ktoś jest w stanie uwierzyć, że byłoby inaczej? Jeśli tak, to warto sobie przypomnieć, w jaki sposób zwalczano Allende i Cháveza.

Dopóki istnieje kraj, w którym kontrolę nad gospodarką sprawuje państwo, neoliberalni najemnicy nie ustają w swoich wysiłkach. A co by było, gdyby Niemcy, którym wciąż po trochu odbiera się osłony socjalne, przypomnieli sobie, że istnieje jakaś tam Białoruś, w której nie ma bezrobocia i nawet nie było potrzeby wprowadzenia zasiłków socjalnych? To się nie mieści w głowie Polakowi, ale Niemcy już zrekomunalizowali sieć wodociągową w Kolonii, a obecnie Die Linke chce w Berlinie rekomunalizacji sprywatyzowanych mieszkań komunalnych. Brzmi groźnie. Z antysocjalną polityką w Europie nie można w tej sytuacji przesadzać. Taki przykład zawsze stanowi niebezpieczeństwo i hamuje neoliberalne, antyspołeczne reformy.

Na Białorusi władza jest kompletnie odizolowana od społeczeństwa. Posłem do parlamentu można zostać po ukończeniu 55 roku życia i to jeśli się ma wyższe wykształcenie. Komuniści chwalą się, że ich system polityczny jest elitarny. Na pytanie dziennikarza o gigantyczną inflację, którą przyniosły ze sobą ostatnie miesiące, parlamentarzysta odpowiada, że inflacja jest obecnie zjawiskiem ogólnoświatowym. Może i tak, jednak dlaczego Białorusini otrzymują dzisiaj swoje wynagrodzenia w milionach rubli? Z drugiej strony ten sam polityk mówi, że skoro białoruskie przedsiębiorstwa przynoszą zyski, zatrudniają ludzi dając im pensje i osłony socjalne, to nie ma powodu, aby je prywatyzować. Tego jednak ludzie nie doceniają, a szczególnie młodzi, którzy nie mogą brać udziału w życiu politycznym, nawet tych oficjalnie działających partii. I nie wierzą komuś, kto próbuje ich przekonać, że inflacja w kraju nie jest jakaś nadzwyczajna.

Dzięki archaicznej, post radzieckiej polityce informacyjnej prowadzonej przez kontrolowane przez rząd media, białoruskie społeczeństwo nie będzie potrafiło bronić swojego kraju przed wyprzedażą. Nie zrobi tego też Łukaszenka, ani politycy partii zasiadających w parlamencie. W izolacji i osamotnieniu, w sytuacji wymuszonego z zewnątrz kryzysu gospodarczego, nie będą mogli dłużej stawiać oporu. Białorusinom nie pomoże także opozycja, która zajmuje się upowszechnianiem propagandy zachodniej.

Przeciętny obywatel na Białorusi nie wie o tym, że w Polsce są pracujący biedni, że co czwarte dziecko żyje w ubóstwie, a większość bezrobotnych nie otrzymuje zasiłków, że w praktyce nie istnieje pomoc społeczna, bo przeciętny wypłacany zasiłek wynosi około 70 złotych na osobę miesięcznie. Nie wierzy także w istnienie eksmisji i bezdomność. Nie wie ile kosztuje czynsz i opłaty za energię, bo u siebie otrzymuje dotację od państwa, więc sam płaci najwyżej 30 procent kosztów. Białorusini nie wierzą w istnienie zjawiska ubóstwa na Zachodzie, bo u nich takie zjawisko nie istnieje, a Unię Europejską i USA postrzegają jako raj na ziemi. Skoro sami nie doświadczyli prawdziwej biedy nie wierzą, że może ona istnieć w krajach, w których ich zdaniem żyje się lepiej. Paradoksalnie dzisiaj Łukaszenka, który blokuje przepływ informacji i zamyka opozycję, zamiast wygrywać z nią debaty w studiu telewizyjnym, przyczynia się do demontażu białoruskiej gospodarki. Demontażu, który niestety niebawem nastąpi i będzie miał charakter, nawet już nie polskiej, ale ukraińskiej transformacji, dzięki której dzisiaj Ukraińcy emigrują do pracy na Białoruś.

Mimo to można sobie wyobrazić scenariusz, w którym Białorusini, jako pierwsi z bloku postradzieckiego, mogliby się obronić przed rozgrabieniem ich narodowego majątku. Że mogli by odrzucić zarówno model ukraiński, jak i chiński. Oczywiście do tego byłaby potrzebna i demokracja, i aktywność świadomych obywateli. Najważniejszą sprawą byłoby uczynienie dostępną prawdziwej informacji. Inaczej ludzie pójdą za kasą, którą w ich system polityczny wpompuje ktoś z zewnątrz, najpewniej Rosjanie. Gdyby jednak chcieć napisać inny scenariusz, nowy scenariusz transformacji dla Białorusi, po uspołecznieniu mediów, ludzie powinni sami zacząć decydować o ważnych dla siebie sprawach w systemie referendalnym, a nie poprzez wybór sponsorowanej przez oligarchów opozycyjnej partii. Najpierw w sprawach mniejszych potem ważniejszych. Łukaszenka stopniowo powinien oddawać władzę społeczeństwu. Ludzie też nie powinni dać się przekonać, że system, w którym w wyborach zwycięża ten, kto ma najwięcej kasy na PR, jest demokratyczny. Potrzeba więc, żeby mogli tworzyć niezależne związki zawodowe, komitety zakładowe, osiedlowe i wreszcie partie, które powinny być finansowane w całości przez budżet państwa. Oczywiście istotą tego wszystkiego jest powstanie alternatywnego wobec neoliberalnych zaleceń programu gospodarczego. Ludzie jednak musieliby wiedzieć, na co głosują i z czym walczą.

Dzisiaj wydaje się, że taki scenariusz to nieosiągalne marzenie. Na drodze stoi nie tylko kryzys gospodarczy, zachodnie media i zachodnia propaganda, ale także sam Łukaszenko.

Agata Nosal



Autorka jest przewodniczącą Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku