Sojusz Lewicy Demokratycznej nie ma ostatnio dobrej prasy. Problemy przy układaniu list wyborczych sprawiły, że ze współpracy z tą partią zrezygnowała najpierw Wanda Nowicka, następnie zaś Robert Biedroń. Czy ich przejście do drużyny Janusza Palikota to dobry ruch?
Z perspektywy osoby o progresywnych poglądach społecznych i politycznych, ostatnie posunięcia Palikota mogą wydawać się spełnieniem marzeń. Odważną decyzją jest wystawienie jako liderki listy w Krakowie Anny Grodzkiej, prezeski stowarzyszenia Trans-Fuzja. Dzięki temu media dały jej okazję do pokazania tego, o czym środowisko LGBT wiedziało od dawna: że jest ona niezwykle kompetentną, zaangażowaną społecznie osobą. Pojedynek wyrugowanego z list SLD Roberta Biedronia z Leszkiem Millerem w Gdyni z pewnością będzie jednym z ciekawszych starć rozkręcającej się kampanii wyborczej. Dodajmy do tego "dwójkę" Nowickiej i "trójkę" szefa Kampanii Przeciw Homofobii Tomasza Szypuły w Warszawie, obecność na listach przedstawicieli Wolnych Konopii, wysoki odsetek kandydujących do Sejmu kobiet... Imponujące jak na polską scenę polityczną, nieprawdaż?
Sęk w tym, że lektura przyjętego na początku br. w Katowicach, liczącego sobie nieco ponad 30 stron programu Ruchu Palikota nie pozwala wierzyć, że jest on wiarygodną alternatywą dla wyborców z sercem po lewej stronie. Choć widać ewolucję przekazu partii, i obok "wolnej przedsiębiorczości" zaczynają pojawiać się hasła wrażliwości społecznej, to w samym tekście programu polityka społeczna jest niemal nieobecna. Biorąc pod uwagę, że mowa o programie formacji, która stawiała w całym kraju billboardy "Gospodarka jest najważniejsza", zaskakuje też fakt, że kwestiom ekonomicznym poświęcone są całe 4 strony.
Z kolei biorąc pod uwagę, że na gospodarkę poświęcono tylko 4 strony, zaskakiwać musi to, ile niedobrych pomysłów udało się na tych stronach zmieścić. Wprowadzenie 18-procentowego liniowego podatku PIT, VAT i CIT spowodowałaby wzrost rozwarstwienia dochodowego, zmniejszając obciążenie osób zamożnych, a zwiększając obciążenie mało i średnio zarabiających. Ci pierwsi skorzystaliby na likwidacji 32-procentowej stawki PIT, zaś wzrost VAT na towary, obłożone dziś obniżoną stawką, takie jak żywność, nie dotknąłby ich, bo nie stanowią one istotnej części ich wydatków. Z kolei dla osób o niskich i średnich zarobkach PIT pozostałby bez zmian, natomiast likwidacja obniżonych stawek VAT dałaby im mocno po kieszeni. I tak kulawa polska redystrybucja zmieniłaby się w faktyczne uprzywilejowanie osób zarabiających ponadprzeciętne pieniądze. Na konferencjach prasowych Palikot prezentuje czasem postulaty, mające złagodzić ostrze takiej reformy fiskalnej. Pomysły takie, jak zwolnienie z PIT na 10 lat rodziców, wychowujących co najmniej trójkę dzieci, brzmią jednak raczej komicznie.
Niewykluczone, że w wyniku podwyżki VAT udałoby się doprowadzić do zmniejszenia deficytu budżetowego, chociaż koszty społeczne byłyby znaczne. Jedyne usługi społeczne, o których mowa w dokumencie "Nowoczesna Polska", to bezpłatny Internet i antykoncepcja oraz przeznaczenie 1% wydatków budżetowych na kulturę. Trochę to mało jak na partię, puszczającą podobno oko do lewicowego elektoratu. Pojawiają się też pomysły, które nie stawiają w dobrym świetle ekonomicznych kompetencji Palikota. Jak choćby priorytet dla wydłużania wieku emerytalnego w sytuacji, kiedy Polska ma nadal wiele do zrobienia, jeśli chodzi o niską jak na Europę stopę zatrudnienia (wg Eurostatu 59,3% w 2010 r. w porównaniu do unijnej średniej 64,2% i ponad 70% w Szwecji, Danii, Austrii, Niemczech czy Holandii), a w programie nie ma praktycznie żadnego (poza redukcją biurokracji) pomysłu na stymulowanie tworzenia miejsc pracy. Aby natknąć się na postulaty, mogące poprawić sytuację na rynku pracy, takie jak programy budownictwa mieszkaniowego, trzeba przekopać się przez... biuletyn prasowy ugrupowania. Kolejny dokument programowy, "Gospodarka jest najważniejsza", nie pozostawia już wątpliwości, po czyjej stronie opowiada się Ruch Palikota. Proponuje się w nim m.in. liberalizację przepisów BHP czy enigmatyczne "uproszczenie kodeksu pracy", co niemal zawsze w najnowszej historii oznaczało ograniczanie praw pracowniczych.
Osoby, dla których ważna jest ekologia, nie znajdą w programie Ruchu Palikota niczego dla siebie. No, chyba że będą obserwowały profil partii na Facebooku. Jest wówczas szansa, że dowiedzą się, że formacja byłego posła PO z Lublina jest przeciwko GMO. Nie wiadomo, o jakich jeszcze postulatach programowych dowiemy się z serwisów społecznościowych, o ile partia nie zdecyduje się przed wyborami na ich zebranie w jednym miejscu. Na razie bowiem ich analiza przypomina momentami pracę detektywistyczną. Do tej pory najbardziej przebijały się hasła antyklerykalne i liberalne światopoglądowo, skład list wyborczych RP zdaje się potwierdzać, że kierunek ten będzie kontynuowany. Nie trzeba w nieskończoność wypominać Palikotowi redagowanego przez środowisko katolickich integrystów z "Frondy" tygodnika "Ozon", którego był wydawcą. Sęk w tym, że w kwestiach takich, jak prawa kobiet nadal nie wydaje się on bardziej wiarygodny niż mające swoje przewiny SLD: w programie znalazły się raptem 4 postulaty z tej dziedziny, wliczając w to darmową antykoncepcję… To samo dotyczy osób LGBT, które poza związkami partnerskimi nie zobaczą żadnego innego adresowanego do nich postulatu.
Trudno mi zrozumieć, dlaczego tak wiele osób daje się uwieść magii Janusza Palikota i jego rzekomej lewicowej wrażliwości. Zaprezentowane przez jego środowisko dokumenty - może poza kilkoma kwestiami związanymi z uproszczeniem działalności gospodarczej, nad którymi warto podyskutować - prezentują wysoki poziom ogólnikowości. Mało w nich dowodów na to, by poprzez bardziej merytoryczną kampanię lider RP miał ochotę pozbyć się łatki happenera, przychodzącego do telewizyjnego studia z odciętą świńską głową. Jak to możliwe, że populizm Palikota wśród wielu, skądinąd dobrze wykształconych ludzi, cieszy się wzięciem analogicznym do niegdysiejszej popularności Andrzeja Leppera na obszarach wiejskich? Palikot mógł zmienić światopogląd na bardziej liberalny kulturowo, jednak w pewnych kwestiach pozostaje konsekwentny. Tak w czasach "Ozonu", jak i dziś, wspiera wizję gospodarki, w której nie ma wiele miejsca na sprawiedliwość społeczną, zaś ewentualne działania państwa w polityce społecznej, wspominane w programie mimochodem, służyłyby głównie gaszeniu pożarów. Pożarów, dodajmy, wywołanych trwałym pogorszeniem warunków życia osób o małych i średnich dochodach wskutek postulowanych przez Palikota zmian w systemie podatkowym. Nie będą to warunki ekonomiczne, które sprzyjałyby kulturowej modernizacji.
Bartłomiej Kozek
Tekst ukazał się na stronie pisma "Zielone Wiadomości" (www.zielonewiadomosci.pl).