Marek Czarkowski: Kto zarabia na wojnie z lekami

[2012-01-29 10:52:04]

Horror, który zafundował pacjentom i lekarzom Bartosz Arłukowicz, ogłaszając przed świętami listę leków refundowanych, skutecznie przyćmił rzeczywiste problemy związane z funkcjonowaniem służby zdrowia w naszym kraju. Polska na ochronę zdrowia wydaje 1213 dol. na głowę. Poziom współpłacenia przez pacjentów za leki w roku 2012 wzrośnie z 34% do ok. 38%. Prawdziwą bombą z opóźnionym zapłonem okaże się refundacja leków stosowanych w pediatrii. Lekarz, by uniknąć kary ze strony NFZ, powinien wypisać receptę bez refundacji.



NFZ zaoszczędzi miliard złotych, koncerny zarobią swoje, pacjenci zapłacą 300 mln zł więcej.

Horror, który zafundował pacjentom i lekarzom Bartosz Arłukowicz, ogłaszając przed świętami listę leków refundowanych, skutecznie przyćmił rzeczywiste problemy związane z funkcjonowaniem służby zdrowia w naszym kraju.

Rząd zawsze znajdzie winnych. Za chaos w gabinetach i w aptekach odpowiedzialni są wszyscy, tylko nie politycy, którzy w maju ubiegłego roku przyjęli ustawę o refundacji leków. Zaledwie jedna informacja przekazana opinii publicznej przez premiera i jego ministra zdrowia okazała się prawdziwa – celem wprowadzenia nowej listy leków refundowanych było ograniczenie o miliard złotych wydatków NFZ. Potwierdzają to ogłoszone kilka dni temu szacunki IMS Health, największej na świecie firmy zajmującej się dostarczaniem informacji dla przemysłu farmaceutycznego. Jej specjaliści obliczyli, że wprowadzona 1 stycznia lista refudacyjna w przypadku 45 schorzeń spowoduje wzrost odpłatności pacjentów o kwotę 572 mln zł. W przypadku 17 schorzeń pacjenci zapłacą 269 mln zł mniej. Najwięcej – 169,7 mln zł – NFZ zaoszczędzi na zmianie cen i limitów pasków cukrzycowych. Pacjenci zapłacą za nie o 122,4 mln zł więcej. W ten sposób Fundusz zaoszczędzi
738 mln zł, za to chorzy zapłacą dodatkowo 302 mln zł.

Sukces ten, jak dowodzą politycy Platformy Obywatelskiej, udało się osiągnąć dzięki wprowadzeniu cen urzędowych na leki oraz twardym negocjacjom z koncernami farmaceutycznymi, które zgodziły się na obniżki, średnio o 10%. Błędy, cóż… były nieuniknione. Wszak min. Arłukowicz tę trudną operację realizował w ostatnich dniach roku. Powinniśmy to zrozumieć, a nie narzekać i protestować.

W Polsce nikt nie oszczędza na zdrowiu



Z wyjątkiem premiera Donalda Tuska, min. Arłukowicza i Narodowego Funduszu Zdrowia. Nasz kraj na ochronę zdrowia wydaje według danych OECD 7% PKB, czyli 1213 dol. na głowę. Zapewnia nam to piąte od końca miejsce wśród 31 państw. Gorzej jest w Chile, Korei Południowej, Turcji i w Meksyku. Francuzi wydają na leczenie 11,2% PKB, Niemcy – 10,2%, pogrążeni w kryzysie Grecy – 9,7%, Włosi – 9,1%, a Irlandczycy – 8,7%. Wszystkim i tak daleko do Amerykanów, których ochrona zdrowia kosztuje aż 16% PKB.

Z uzasadnienia do projektu ustawy refundacyjnej wynika, że autorzy ustawy dobrze wiedzieli, iż „wydatki per capita na leki w Polsce należą do najniższych w krajach OECD”. A mimo to uznali, że wspomniane 1213 dol. na głowę to zbyt wiele. Zaproponowali więc, by dalszy wzrost nakładów publicznych na ten cel był uzależniony od wzrostu produktu krajowego brutto. W projekcie ustawy zapisano sztywną granicę wydatków NFZ na leki (tzw. całkowity budżet refundacji) na poziomie 17% budżetu Funduszu. Dlaczego akurat tyle? Nie wiadomo. Zapisy te na lata ograniczą pacjentom dostęp do nowoczesnych leków, najnowszej diagnostyki. Chyba że zapłacimy za to z własnej kieszeni.

Przy tej konstrukcji prawnej muszą wzrosnąć prywatne wydatki pacjentów. I na nic się nie zdadzą zapewnienia premiera oraz ministra zdrowia, że będzie odwrotnie. Łatwo przewidzieć, co usłyszymy z ust Bartosza Arłukowicza, gdy się okaże, że wbrew zapowiedziom na listę leków refundowanych nie trafiają nowoczesne medykamenty, a części pacjentów nie stać na realizację recept. Winne będą koncerny farmaceutyczne oraz powiązani z nimi lekarze.

Mało kto zwraca uwagę, że nowa ustawa refundacyjna to właściwie niepodlegający dyskusji zbiór zakazów i kar. Premier Donald Tusk dwukrotnie groził protestującym lekarzom konsekwencjami. Gdy po kilku dniach okazało się, że wywołany pieczątkami chaos się pogłębia, minister zdrowia i prezes NFZ zapewnieniami i komunikatami bagatelizowali przyjęte przez Sejm kontrowersyjne zapisy art. 48 ust. 8 ustawy, mówiące o karaniu lekarzy i farmaceutów. Jeśli ktoś potrzebował dowodu, że to państwo (czyli rząd) winne jest całej awanturze, to go ma. Państwo przyznało, że nie zapewniło niezbędnych warunków ani instrumentów, by nowe prawo było wykonywane. A premier zapewniał nas, że ustawa jest doskonała i on się nie ugnie. Ugiął się, i to bez oporów. A to nie koniec, lecz początek kłopotów!

Bomba w pediatrii



Prawdziwą bombą z opóźnionym zapłonem okaże się refundacja leków stosowanych w pediatrii. Odwołam się do komunikatu dyrekcji Instytutu „Pomnik – Centrum Zdrowia Dziecka” z 4 stycznia br., w którym zaproponowano dyrekcji – „przedstawienie Ministerstwu Zdrowia rozwiązań pozwalających skutecznie przepisywać recepty na leki z listy refundacyjnej dzieciom. Dotyczy to zwłaszcza leków, których pomimo wielu lat praktyki klinicznej i wypracowanych standardów klinicznych nie zarejestrowano stosownie do wieku lub wskazań”.

Nowa ustawa nakazuje lekarzom przepisywanie refundowanych leków tylko wtedy, gdy mają one odpowiednie wskazania zapisane przy rejestracji produktu. Jeśli nie dopełnią tego obowiązku, grozi im kara finansowa. Rzecz w tym, że badania kliniczne leków prowadzone są głównie na osobach dorosłych. Badania na dzieciach są rzadkie i niezwykle kosztowne. Firmy farmaceutyczne wprowadzając nowy preparat, rejestrowały go zazwyczaj z tylko jednym wskazaniem. Z czasem, w wyniku badań oraz praktyki medycznej, okazywało się, że lek był skuteczny w leczeniu wielu chorób i można go podawać dzieciom. Dotychczas nie było z tym problemów, pediatrzy przepisywali małym pacjentom refundowane leki, o których wiedzieli, że są bezpieczne. Zgodnie z obowiązującym dziś prawem nie powinni tego robić. Szacuje się, że od 50% do 80% stosowanych w pediatrii leków nie ma w dokumentach rejestracyjnych zapisów, że można je stosować u dzieci! Lekarz, by uniknąć kary ze strony NFZ, powinien wypisać receptę bez refundacji.

W podobnej sytuacji znajdą się lekarze, którzy zdecydują się przepisać osobom dorosłym lek refundowany niezgodnie ze wskazaniami zapisanymi przy jego rejestracji. Nie wiem, ile leków z nowej listy ma w dokumentach rejestracyjnych zapisane tylko jedno wskazanie, podczas gdy stosowane są w leczeniu kilku lub kilkunastu schorzeń. Lekarz, by mieć pewność, że postępuje właściwie, wypisując receptę, winien mieć dostęp do komputerowej bazy danych Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych z informacjami o wskazaniach rejestracyjnych wszystkich leków dopuszczonych w Polsce do obrotu. Rzecz w tym, że urząd taką bazą nie dysponuje.

Z tej sytuacji jest tylko jedno dobre wyjście – rząd powinien w trybie ekspresowym znowelizować „doskonałą” ustawę, o co składa wniosek m.in. klub SLD. Zapowiadane kolejne komunikaty ministra zdrowia i prezesa NFZ niczego nie zmienią, a już z pewnością nie zawieszą działania obowiązującego prawa. Lecz nawet gdyby lekarze mieli dostęp, zarówno do bazy danych ubezpieczonych, jak i do bazy danych Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, sytuacja, w której musieliby weryfikować dane w obu tych bazach, spotęgowałaby chaos w służbie zdrowia.

Powie ktoś, że na etapie prac legislacyjnych nikt nie ostrzegał przed tym, co się stało. To nieprawda. Znam dziesiątki opinii, stanowisk i ekspertyz, które przekazano zarówno rządowi, jak i posłom. Ich autorzy ostrzegali przed zagrożeniami, jakie niesie nowe prawo. Tylko nikt nie chciał ich słuchać.

Wróg publiczny numer jeden



Branża farmaceutyczna to niezwykle dochodowy, a więc i twardy biznes. Komisja Ekonomiczna Ministerstwa Zdrowia, która od listopada 2011 r. prowadziła negocjacje z koncernami, okazała się wymagającym partnerem. Jej profesjonalizm podkreślali wszyscy moi rozmówcy, którzy brali w nich udział jako reprezentanci koncernów.

I faktycznie przedstawicielom resortu zdrowia najczęściej udawało się zbić cenę leków. Wprowadzenie przez nową ustawę mechanizmu negocjacyjnego bez wątpienia okazało się sukcesem. Lecz owo wzmocnienie pozycji oznacza, że Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia ponoszą pełną odpowiedzialność za to, co się dzieje z lekami refundowanymi. To nie jest wolny rynek, więc jeśli jakiegoś leku zabraknie lub okaże się on zbyt drogi dla pacjentów, łatwo będzie wskazać winnych.

Nowa lista refundacyjna przeorała część rynku farmaceutycznego. Największe zmiany dotyczą pasków tes-
towych do oznaczania poziomu glukozy we krwi. Wszyscy wiedzą, jak ten system działał. Glukometr można było otrzymać za grosz lub za darmo. Firmy zarabiały na otrzymywanej z NFZ refundacji za sprzedawane pacjentom paski. Firma IMS Health szacowała, że w 2009 r. wartość tego segmentu wyniosła 438 mln zł, przy rocznym wzroście na poziomie 18%. Jakież było zaskoczenie, gdy z pierwotnej, ogłoszonej tuż przed Bożym Narodzeniem listy wypadły paski trzech koncernów – Roche (42% udziału w rynku), Abbott (14%) i Johnson & Johnson (10%).

W drugim podejściu, tuż przed sylwestrem, na listę wróciły paski firmy Johnson & Johnson, Roche i Abbott zaś musiały skorzystać z dostępnej im drogi prawnej, czyli zapoznać się w ministerstwie z dokumentacją negocjacyjną i złożyć poprawione oferty.

W tle tego zamieszania na łamach „Pulsu Biznesu” pojawiła się informacja o nabyciu przez Ryszarda Krauzego, tuż przed ogłoszeniem nowej listy refundacyjnej, pokaźnego pakietu akcji firmy Bioton, która – jak wynika z komunikatu giełdowego 16 grudnia 2011 r. – podpisała z Color Trading sp. z o.o., należącą do japońskiej grupy Arkray, „list intencyjny dotyczący przyszłej współpracy w celu uzyskania przez Spółkę praw do wyłącznej dystrybucji i sprzedaży na terenie Polski najnowszego glukometru oraz pasków do pomiaru stężenia glukozy we krwi wytwarzanych przez Arkray”. Japońskie paski znalazły się na liście refundacyjnej, akcje spółki Bioton zaś w ciągu tygodnia zyskały 14,29%.

Jeśli koncernom Roche i Abbott nie uda się wrócić ze swoimi produktami na listę refundacyjną, ok. 600 tys. chorych na cukrzycę będzie musiało zdecydować, czy są gotowi ponosić pełną odpłatność, czy też wymienić glukometr na nowy. I czy firmy, których produkty są refundowane, będą w stanie w krótkim czasie zapewnić dostępność urządzeń?

Wiele kontrowersji wywołała też wypowiedź wicemin. Andrzeja Włodarczyka na temat jednej z długo działających insulin analogowych, który stwierdził, że nie trafiła ona na listę, ponieważ Europejska Agencja Leków (EMA) w pierwszym kwartale 2012 r. ma opublikować wyniki badań dotyczących długo działających analogów insulin. „Wtedy minister zdrowia rozważy ich refundację”, zapowiedział Włodarczyk. Zaznaczył, że obecnie pojawia się wiele opinii, iż analogi „nie są do końca bezpieczne dla osób, które je zażywają”. Prawda jest taka, że w marcu 2010 r. Rada Konsultacyjna Agencji Oceny Technologii Medycznych w wydanej opinii stwierdziła jednoznacznie: „W związku z sugestiami, iż insulina glargine może zwiększać ryzyko zachorowań na nowotwory, stwierdzamy, że nie przedstawiono jednoznacznych danych na ten temat”.

Prawdziwy powód wstrzemięźliwości resortu zdrowia i NFZ jest ekonomiczny. Wprowadzenie tego leku na listę refundacyjną oznacza, że duża grupa osób chorych na cukrzycę natychmiast zrezygnuje ze stosowania specyfików starszej generacji.

Równie pasjonujące zdarzenia miały miejsce wokół leku o nazwie Pradaxa. 12 listopada 2011 r. TVN24 informował: „Lek Pradaxa zabija. Przynajmniej 256 ofiar”, a niemiecki koncern Boehringer-Ingelheim wycofuje go z rynku. Co ciekawe, lek ten znalazł się na liście refundacyjnej! Czyżby minister Arłukowicz wspólnie z wicemin. Włodarczykiem gotowi byli ryzykować już nie zdrowiem, ale życiem Polaków? Nic podobnego. Lek ten uznawany jest za nowoczesny i skuteczny. Owszem, były przypadki zgonów, ale Niemcy nie mają planów wycofania go z rynku. Jedyne, czego wymagała od nich Europejska Agencja Leków, to doprecyzowanie wskazań z wyraźnym zastrzeżeniem, w jakich przypadkach nie powinien być stosowany. Wolno jedynie się domyślać, jakie były kulisy medialnego zamieszania wokół tego specyfiku.

Podobnych przykładów wojen lekowych jest znacznie więcej. Dlatego tym bardziej zdumiał mnie brak ostrej reakcji na ustawę i nową listę refundacyjną ze strony koncernów farmaceutycznych. Ich przedstawiciele wypowiadają się bardzo ostrożnie albo nie mówią nic. Paweł Sztwiertnia, dyrektor generalny Związku Pracodawców Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych INFARMA, podkreśla, że choć miał wiele krytycznych uwag, uważa za sukces wprowadzenie do polskiego prawa europejskiej dyrektywy przejrzystości. – Chodziło o to, żeby kwalifikacja leków do refundacji odbywała się wreszcie na jasnych, przejrzystych zasadach. INFARMA zabiegała o to od 2004 r. – zaznaczył.

Jego wątpliwości budził tryb negocjacji cenowych w listopadzie i w grudniu. – Toczyły się one pod presją czasu, w dni wolne od pracy i w nocy, często w okrojonym składzie zespołu czy reprezentacji firmy wzywanej niemal z godziny na godzinę. Strony podpisywały krótki protokół, w którym nie było w zasadzie miejsca na przedstawienie pełnego stanowiska stron.

Pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłości takie sytuacje się nie powtórzą. Moim zdaniem, dziś największym zagrożeniem dla ustawy, lekarzy, aptekarzy i pacjentów nie jest lobbing koncernów farmaceutycznych, lecz urzędnicy NFZ, Ministerstwa Zdrowia i politycy. To ich decyzje wywołały chaos. By poważnie dyskutować na temat oszczędności, polityki lekowej i refundacji, należy mieć dokładne i wiarygodne dane na ten temat. W latach 2005-2006 NFZ publikował obszerne, liczące ponad 100 stron analizy dotyczące refundacji leków. Od kilku lat informacja na ten temat zawarta w „Sprawozdaniu z Działalności NFZ” liczy skromne… siedem-osiem stron. Przestrzegałbym min. Boniego przed planami szybkiej cyfryzacji polskiej służby zdrowia. Bałaganu nie da się skomputeryzować.

Marek Czarkowski



Artykuł pochodzi z tygodnika "Przegląd".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



76 LAT KATASTROFY - ZATRZYMAĆ LUDOBÓJSTWO W STREFIE GAZY!
Warszawa, plac Zamkowy
12 maja (niedziela), godz. 13.00
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Przyjdź na Weekend Antykapitalizmu 2024 – 24-26 maja w Warszawie
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
24-26 maja
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


18 maja:

1872 - Urodził się Bertrand Russel, angielski filozof i działacz społeczny.

1895 - Urodził się Augusto Sandino, nikaraguański przywódca partyzancki.

1931 - Jednodniowy strajk 35 tysięcy górników z Zagłębia Dąbrowskiego zwiazany z zapowiedzią obniżki płac o 15 proc., w wyniku strajku obniżkę cofnięto.

1974 - Ukończono budowę najwyższego w świecie masztu radiowego w Gąbinie.

1980 - W południowokoreańskim Kwangju doszło do masakry studentów protestujących przeciwko dyktaturze generała Chun Doo-hwana.

1995 - W Nikaragui powstała lewicowa partia polityczna Movimiento Renovador Sandinista (MRS).

2006 - Parlament Nepalu proklamował laickość kraju.


?
Lewica.pl na Facebooku