Łukasz Drozda: Róża bez uproszczeń

[2012-02-22 17:49:17]

Parę lat temu, w trudnym dla naszej rodziny okresie, zostałem zaproszony wspólnie z moją Mamą do jej zamożnych przyjaciół w Lidzbarku Warmińskim. Miasto, w którym mieści się ich dom, to jeden z większych ośrodków regionu, położony na granicy z Mazurami. Pewnego razu zostałem poproszony o pomoc w przyniesieniu pewnych rzeczy z piwnicy. Zajrzeliśmy też do składu win gospodarzy, który mieścił się w jednym z dwóch klaustrofobicznych pomieszczeń o bardzo małych drzwiach. Zażartowałem, że wyglądają jak jakieś cele. Dopiero w drodze powrotnej do Warszawy, dowiedziałem się od Mamy, że w tym przepięknym budynku tuż po wojnie mieścił się lokalny Urząd Bezpieczeństwa. Jej zdaniem mieszkać dało się tu tylko dlatego, że po zakończeniu stalinowskiego terroru, przejęło go przedszkole. Emocje dzieci odegnały złe duchy.

Powojenna historia ukazanych w Róży Smarzowskiego Mazur była czasem wyjątkowo ponurym. Region ogarnęły przywiezione na radzieckich czołgach zmiany, które wbrew temu, co usiłuje wmówić nam prawica, nie były jedynie tępym okrucieństwem. Również rewolucją społeczną, która przyniosła emancypację licznym grupom, odwracaną niestety przez restaurującą dawne stosunki III RP, wraz z traktowaną z nabożnością reprywatyzacją. Rewolucja ta miała jednak okrutny przebieg i niekoniecznie równościowy charakter, zamieniając się nieraz w darwinistyczną walkę o przetrwanie w anarchicznych warunkach. Proces ten był na Mazurach radykalnie wyostrzony. Oprócz demontażu systemu społeczno-ekonomicznego, dotknęły je również problemy narodowościowe. Stalinowski plan ujednolicenia nowej Polski zdaniem niektórych, chociaż uważam to za dyskusyjne stwierdzenie, uratował nas przed bałkańskim schematem „etnicznych” wojen domowych. Ofiarą tych założeń padły jednak nie tylko wielkie narody, ale i małe mniejszości, których pochodzenie często było trudno zdefiniować. W targanej nacjonalizmem i powojennymi resentymentami atmosferze, uprzedzenia te uderzyły m.in. w niemieckojęzyczną, protestancką ludność Mazur. Ale nie niemiecką, co pokazuje Smarzowski.

Twórca Wesela i Domu Złego nakręcił znakomity film, który nie jest wbrew temu, co pisał niedawno na naszych łamach Tymoteusz Kochan, filmem ideologicznym. Mój rówieśnik wpisuje go w trend rozliczeniowego kina historycznego, które podobno przeżywa swój renesans. To ciekawe stwierdzenie, w sytuacji gdy filmy historyczne są nieodłącznym elementem naszej kinematografii od dekad. Znakomicie były wykorzystywane również w PRL. To wtedy nakręcono słynnych Krzyżaków, perfekcyjnie wpisanych w gomułkowski nacjonalizm, upraszczających średniowieczną bitwę do wyjaśnienia rzekomo odwiecznych resentymentów polsko-niemieckich. Tłumaczono też w ten sposób pośrednio polskość warmińskiego Grunwaldu, a przecież nowa władza musiała jakoś objaśnić, dlaczego „naszymi” stały się Wrocław, Olsztyn i Szczecin. Pełne uproszczeń kino przetrwało transformację, chociaż zmieniło się wtedy ustawienie ostrza propagandy. Od tej pory miała ona za zadanie demonizować idealizowaną dawniej stronę, pokazywać jej okrucieństwo. Kultura w początkach III RP udawała wolną i bezstronną, chociaż sama była ograniczona warunkami nowej, obyczajowej cenzury, ukazanej m.in. na zakończonej właśnie, znakomitej wystawie Goshki Macugi w warszawskiej Zachęcie. Źle by o polskich twórcach świadczyło, gdyby nie mieli ochoty dokonywać rozliczeń po bolesnym pod wieloma względami okresie tzw. komunizmu, szkoda tylko, że zrobili to w ten sposób. W momencie kiedy zwyczajnie odwracano role „dobrych” i „złych”, kinematografii bez wątpienia zabrakło tak inteligentnych twórców jak Smarzowski.

Kochan zredukował jego film do pozycji antykomunistycznych i antyrosyjskich, mało tego, głosu poparcia dla współczesnej prawicy. Chyba niezbyt go zrozumiał, bo jedyną ideologią ukazaną w Róży, jest pacyfizm. Na przedstawionych Mazurach widzimy upadek wszelkich norm, który towarzyszy nie tyle zmianie struktury społecznej, co powojennej anarchii. Źli są nie tylko Rosjanie, ale też pojawiający się w nielicznych kadrach Niemcy, źli są Mazurzy, wykluczający z własnej wspólnoty propolską, tytułową Różę. Niejednoznaczni są i Polacy. Komunistów nie ukazano tak prosto, jak sugeruje Kochan, a również repatrianci okazują się niełatwymi do określenia postaciami. Być może niektórym przeszkodzi, że ciemnych cech nie odnajdziemy w obrazie akowca. Problem jednak tkwi w tym, że będący nim główny bohater nie ma większego wpływu na kształt historii, której staje się ofiarą. To nie o jego własnym kontekście jest ten film, on stanowi de facto poboczny wątek. Umocowanie i bezsilność tej postaci znakomicie oddaje fenomenalna, ale niezwykle mocna pierwsza scena, która w sugestywny sposób ukazuje okrucieństwo i bezsens Powstania Warszawskiego. Smarzowski nie analizuje całości jego kontekstu i przyczyn. Pokazuje sam koniec. To właśnie on zdefiniował życiorys nie tylko głównego bohatera, podążającego po klęsce w kierunku pogrążonych w anarchii Mazur, ale też i jego pokolenia, co delikatnie wybija z drugiego planu. Geniusz Róży polega na tym, że nie jest to historia uproszczeń. Nic nie jest tu czarno-białe, a Kochan opisał ją właśnie zerojedynkowo.

Film Smarzowskiego jest przede wszystkim obrzydliwy, ale nie stanowi to jego wady. Pokazuje czas podłości, wstydliwy okres rodzimej historii, który wydobył na światło dzienne najnikczemniejsze cechy człowieka, niezależnie od tego z jakich pozycji się wywodził. Jest to bez wątpienia przepiękna historia miłości w czasie zarazy, ale przedstawiona w poruszający, a nie ckliwy sposób. Historia brutalna, pełna przemocy, którą Kochan zredukował zresztą do poziomu pornografii. To kolejna intrygująca teza, w kontekście tego, że głównym wątkiem Róży nie jest wielka historia, ale nędza jednostek rzuconych na jej pastwę. Zwłaszcza zaś kobiet, bezsilnych ofiar kataklizmu rozgrywanego przez mężczyzn, których wszystkie podłości znajdują ujście w wojennej atmosferze.

Róża jest jednym z lepszych filmów ostatnich lat i bez wątpienia nie udałaby się tak Smarzowskiemu, gdyby nie znakomita obsada. Po wyjściu z kina trudno będzie już kojarzyć Agatę Kuleszę z głupawymi programami dla celebrytów, natomiast Marcin Dorociński potwierdza swoją rolą, że jest chyba najbardziej uzdolnionym i wszechstronnym, polskim aktorem filmowym. Dzięki ich kreacjom z pełnego przemocy filmu, nie uchodzą uwagi piękne i subtelne sceny, ukazujące jednakże smutek i dramatyzm tej opowieści. Docenić warto też ponurą i głęboko zapadającą w pamięć muzykę Mikołaja Trzaski, bodaj jednego z ciekawszych współcześnie muzyków jazzowych w naszym kraju. Poprzez jej pulsujący rytm, przeszyta smutkiem wymowa Róży, towarzyszyła moim myślom kilka kolejnych dni po wyjściu z kinowej sali.

„Róża”, reżyseria: Wojciech Smarzowski, scenariusz: Michał Szczerbic. Premiera polska: 3 lutego 2012.

Łukasz Drozda


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku