Szkoła to nie tylko nauczyciele, ale także uczniowie i ich rodzice. Gdzie są rodzice? Dlaczego nie protestują przeciwko nauce dzieci w fabrykach szkolnych, kiedy w sali lekcyjnej uczy się 30 uczniów? A jeśli nawet mniej, to zawsze przecież znajdzie się kilkoro, którym trzeba poświęcić więcej uwagi. Czy nauka w gimnazjach o liczebności 500 i więcej uczniów jest efektywna, a uczenie się to proces twórczy? Reforma szkolnictwa, która bezkrytycznie wprowadziła złe wzorce anglosaskie zabiła twórczy proces nauczania. Ale nie wszystko jeszcze zostało zrobione zgodnie z planem.
Przypatrzmy się, czego chce od nauczyciela neoliberalne państwo kapitalistyczne:
1. Wydłużyć czas pracy nauczycieli – najlepiej wszystkich, a jak się nie da, to logopedom, psychologom, pedagogom i innym niepracującym przy tablicy. Skrócić urlop nauczyciela do 52 dni, a w przedszkolach do 35 dni.
2. Zmniejszyć świadczenia socjalne poprzez likwidację dodatku wiejskiego i mieszkaniowego oraz mocno ograniczyć płatny urlop dla poratowania zdrowia.
3. Ograniczyć płace nauczycieli poprzez wprowadzenie długiej i skomplikowanej ścieżki awansu zawodowego oraz zlikwidowanie zapisu o średniej pensji nauczyciela zatrudnianego przez samorządy.
4. Podporządkować edukację pieniądzom. Organizację szkolnictwa na danym terenie i wybór dyrektorów całkowicie podporządkować samorządom, aby bez przeszkód mogły łączyć, zamykać szkoły, tworzyć z nich przedsiębiorstwa, oddawać w ręce prywatne, głównie kościołom. W szkołach prowadzonych przez stowarzyszenia czy fundacje Karta Nauczyciela nie obowiązuje.
Naczelny liberał prof. Balcerowicz nawołując do prywatyzacji szkolnictwa nic nowego nie mówi, należy prywatyzować, deregulować, likwidować wszelkie pozostałości socjalizmu (ciężko wywalczone zdobycze ludzi pracy). Profesor Balcerowicz uważa, że kapitalistyczne zasady obowiązujące przy produkcji cegieł mogą być przydatne w produkcji uczniów. Nie udało się całkowicie sprywatyzować służby zdrowia, może uda się sprywatyzować oświatę?
Pytanie: co robią związki zawodowe? Odpowiedź: nic nie robią. Czy lewica broni ludzi pracy? Nie broni. Syty nie zrozumie głodnego. Centrala związkowa ma się dobrze. Lewica uwłaszczona także. Z przerażeniem czytam, że ZNP popiera zmiany w urlopach zdrowotnych, a w sprawie innych postulatów samorządowych będzie wnioskować do rządu o ich nieprzyjmowanie. ZNP apeluje do samorządów, by nie zmuszały nauczycieli do spędzania dziennie 8 godzin w szkole. "Będziemy edukować nauczycieli, informować ich jakie mają prawa, co musi zapewnić im samorząd nakazując ośmiogodzinną pracę w szkole, czego mogą się domagać i jakiego wynagrodzenia za pracę ponad 8-godzinny czas spędzony w szkole" – informuje szef związku Sławomir Broniarz. Tylko tyle.
Sytuację tę oględnie tłumaczy się tym, że neoliberalne państwo nie przekazuje wystarczających środków samorządom na finansowanie oświaty licząc na władze lokalne, które niestety wpadły w pułapkę długów związanych z inwestycjami dofinansowywanymi z Unii Europejskiej. Jedynym rozwiązaniem wydaje się polityka cięcia wydatków. Ale chodzi nie tylko o to.
Państwo neoliberalne z zasady, poprzez swój system prawny popiera działania kapitalistów, co jest zrozumiałe. Także w pewnych dziedzinach, zwanych pracą nieprodukcyjną samo państwo staje się kapitalistą lub zastępuje kapitalistę ponosząc za niego wydatki. Tak też dzieje się w szkolnictwie. Marks udowodnił w Kapitale, że praca nie jest tylko wytwarzaniem towarów, ale polega na wytwarzaniu wartości dodatkowej dla kapitalisty. Nauczyciel jest więc dla niego pracownikiem produkcyjnym, gdyż pracuje by przynieść zysk właścicielowi. Wartością użytkową jest praca nauczyciela zamknięta w wykształconym człowieku, jego wiedza i umiejętności, przydatne w dalszym procesie kapitalistycznej produkcji materialnej lub niematerialnej.
Takie podejście wyjaśnia, dlaczego dla Balcerowicza nie ma żadnej różnicy między inwestowaniem w szkołę – fabrykę i w fabrykę – cegielnię. Teraz też widać, że nauczyciel może być wyzyskiwany, ponieważ jego praca podnosi wartość użytkową i wymienną towaru jakim się stał wyedukowany człowiek. "W nowoczesnym kapitalizmie przedsiębiorstwa wymagają siły roboczej z umiejętnościami czytania, pisania i liczenia przynajmniej na elementarnym poziomie. Nauczyciele, którzy w tym kształcą muszą zostać uznani za część robotnika zbiorowego, pracującego w ostatecznej instancji dla kompleksu narodowych kapitałów obsługiwanego przez państwo. Apologeci kapitalizmu mimowolnie to przyznają stwierdzając, że oświata „powiększa kapitał społeczny”, i domagając się w szkołach <
Kapitalista (państwo) będzie w takiej sytuacji zawsze poszukiwał metod zwiększenia wydajności (jakości) pracy. W oświacie stosuje głównie prastarą i prymitywną metodę wydłużania czasu pracy oraz metodę wywierania wzmożonego nacisku, aby nauczyciele ciężej pracowali. Nacisk ten będzie głównie wywierany przez ścieżkę awansu nauczyciela i dodatki uznaniowe. Jak pisze Dominika Wielowieyska - pedagodzy powinni na swoje pensje dopiero zasłużyć długą i dobrą pracą, a podwyżki nie należą się sprawiedliwie wszystkim, a jedynie najlepszym.
Zauważmy, że kapitalista-państwo zatrudniając siłę roboczą do szkolenia siły roboczej, czyli nauczyciela do kształcenia przyszłych „robotników”, robi to o tyle, o ile jest to konieczne lub użyteczne; a głównie wtedy, gdy istnieje na nich popyt. Czy popyt na nowych pracowników istnieje? A jeśli tak, to na jakich? Śmiem twierdzić, że zapotrzebowanie jest głównie na robotników do wykonywania najprostszych czynności wynikających z mechanizacji i podziału pracy. Do podjęcia pracy wystarcza umiejętność czytania, pisania, liczenia, znajomość obsługi komputera, umiejętność wysławiania się (telemarketer) i to właściwie wszystko. Do bardziej specjalistycznych prac potrzebne jest przyuczenie lub niektóre kursy. Nierzadko bowiem absolwenci wyższych uczelni lądują w kasach supermarketów. Sytuacja taka wynika z importu ideologii neoliberalnej, a wraz z nią transferu kapitalistycznych fabryk i usług. Polski kapitalizm nie potrzebuje wybitnych inżynierów, bo go po prostu nie ma. Obcy kapitał potrzebuje głównie taniej, prostej siły roboczej. Skoro z powodu niżu demograficznego i niechęci państwa do zwiększenia liczby klas w szkołach nie istnieje duże zapotrzebowanie na pracę nauczyciela, skoro nie istnieje też duże zapotrzebowanie na wysoko kwalifikowanego pracownika, to należy bezwzględnie coś z tym zrobić. Kapitalista wie co zrobić. Zwolnić nauczycieli! No tak, ale Karta...
Obecna sytuacja wielu państw doświadcza skutków malejącej stopy zysku kapitalistów czyli kryzysu. Nie zarabiają tak jak dawniej. Źle zainwestowali kapitał. Jak pisze Harman: "W takich momentach państwa podlegają takim samym naciskom jak wielkie kapitały w obliczu nagłej konkurencji – wymaga się od nich, by dokonały restrukturyzacji i reorganizacji swoich działań zgodnie z prawem wartości".[2] W takim wypadku państwo przystępuje do działania wobec sektorów: socjalnego, służby zdrowia, oświaty. Narzuca się nowe wymiary czasu pracy, plany wynagrodzeń - najlepiej zbliżone do umów śmieciowych, likwiduje się świadczenia socjalne, zwalnia się pracowników. Jeżeli poprzednio nauczyciel mógł już myśleć, że niedługo stanie się członkiem klasy średniej z wynagrodzeniem porównywalnym z lekarzem, prawnikiem, księgowym, oficerem policji, to teraz pozna na własnej skórze proces staczania się do prekariatu, bycie bezrobotnym itd. W państwie kapitalistycznym to rzecz normalna. Oczywiście państwu kapitalistycznemu zawsze będą potrzebni dziennikarze, filozofowie, pisarze, apologeci neoliberalizmu, kapitalizmu, wolnego rynku. Tylko że takich kształci się w prywatnych, renomowanych szkołach, często za granicą, a ich liczba jest ograniczona małą ilością miejsc pracy, a zatem dużą konkurencją. Zwykły nauczyciel niewiele ma z nimi wspólnego. Jeśli spojrzymy z perspektywy marksowskiej na ich krzyk medialny, zrozumiemy, że jesteśmy w środku walki klasowej na dużą skalę. Walki, którą 650 tysięcy ludzi pracy prawdopodobnie przegra z powodu braku silnych związków zawodowych, braku zjednoczonej lewicy w tym kraju i z paru jeszcze pomniejszych względów.
Przypisy:
[1] Chris Harman, Kapitalizm zombi. Globalny kryzys i aktualność myśli Marksa, Warszawa 2011, s.197;
[2] Tamże, s.200.
Waldemar Pietrzak