Czesi głosowali przeciw prawicy, a nie za lewicą.
W dwudniowych czeskich wyborach do Senatu i władz wojewódzkich zwyciężyła opozycyjna Czeska Partia Socjaldemokratyczna. Niespodzianką jest bardzo dobry wynik Komunistycznej Partii Czech i Moraw, będącej spadkobierczynią partii sprzed aksamitnej rewolucji. Czesi – przy niskiej frekwencji wyborczej, która nie przekroczyła 37% – pokazali żółtą kartkę reformom premiera Petra Nečasa i całej rządzącej klasie politycznej.
Do przewidzenia
W piątek i sobotę, 12 i 13 października, odbyły się wybory do władz wojewódzkich i pierwsza tura wyborów do Senatu. Czesi wybierają 81 senatorów na sześć lat, a co dwa lata wymieniają jedną trzecią składu tej izby.
W wyborach samorządowych czeska socjaldemokracja (Czeska Partia Socjaldemokratyczna) zdobyła 23,58% głosów, komuniści (Komunistyczna Partia Czech i Moraw) 20,44%, a konserwatyści z ODS premiera Nečasa (Obywatelska Partia Demokratyczna) jedynie 12,29% głosów. Ogromnym zaskoczeniem jest sukces wyborczy komunistów, dotychczas ignorowanych na scenie politycznej. Socjaldemokracja zapowiada współpracę z nimi przeciw reformom rządu Nečasa.
Do drugiej tury wyborów uzupełniających do Senatu, które odbyły się 19 i 20 października, przeszło 23 kandydatów CSSD, 12 z partii komunistycznej i tylko 10 z rządzącej prawicy. Ta tura wyłania 27 senatorów. W ręce lewicy przeszła nawet Praga, ostatni bastion czeskiej prawicy. Tylko w jednym na cztery praskie okręgi wygrał kandydat prawicy. Jest nim historyk i etnolog, absolwent Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Karola w Pradze, dr Tomáš Grulich z ODS.
– Wyniki wyborów tym razem były do przewidzenia – uważa socjolog Jan Keller z uniwersytetu w Ostrawie. – Władza premiera Nečasa starała się wprowadzić tzw. reformy, które w rzeczywistości były zaledwie skreśleniami po stronie wydatków socjalnych. Stopień skorumpowania w kraju jest przy tym tak wysoki, że jakiekolwiek oszczędności gubią się w kieszeniach złodziejów. Taką politykę przestała popierać znaczna część prawicowych wyborców – uważa prof. Keller.
– Nie wiem, czy obecna władza jest najbardziej złodziejska, ale towarzyszą jej ciągłe afery, często bardzo żenujące, arogancja, wulgarność, prymitywny język – mówi dziennikarz Václav Burian z ołomunieckiego magazynu „Listy”.
To nie czas Nečasa
Wyborcy postanowili zdecydowanie utrzeć nosa premierowi Nečasowi. Szczególnie mocno widać to było w województwie pilzneńskim – jedynym, w którym zwyciężyła ODS. Liderem partii w tym okręgu jest Jirí Pospíšil, niedawno zdymisjonowany przez Nečasa minister sprawiedliwości. – To polityk, który ma opinię, oby częściowo uzasadnioną, człowieka porządnego, który jako do niedawna urzędujący minister sprawiedliwości wzmocnił niezawisłość sądów od polityków. Województwo pilzneńskie ma także problemy ekonomiczne, ale tamtejsze pierwsze miejsce ODS pokazuje, że ostatnie wybory były wyrazem niechęci do arogancji władzy – uważa Václav Burian.
Czy Czechy skręcają w lewo? To pytanie najczęściej zadawane po wyborach przez czeskich dziennikarzy i komentatorów.
Václav Burian zwraca uwagą na niską frekwencję wyborczą, która przyczyniła się do wysokiego wyniku komunistów. Według czeskiego politologa, wynik świadczy o niechęci Czechów do reform premiera Petra Nečasa, a nie o wzroście poparcia dla idei komunistycznych. – Głosujący na Komunistyczną Partię Czech i Moraw to nie żadni bojownicy marksizmu-leninizmu, ale konserwatyści, przepełnieni nostalgią za dawnymi czasami – twierdzi Burian. – Czescy komuniści nie są lewicowi, ale konserwatywni. Partię próbowano przedstawiać np. jako obrońcę praw mniejszości seksualnych. Bezskutecznie. To partia technokratyczna, nie pasuje do niej chociażby tematyka ekologiczna. Dla radykalnej młodzieży, anarchistów i zielonych jest nieatrakcyjna – dodaje. Václav Burian przekonuje, że zemściła się izolacja, w której, zwłaszcza od roku 1992, utrzymywana była Komunistyczna Partia Czech i Moraw. – Myślę, że w innym przypadku już dawno rozwarstwiłaby się na reformistów i jakąś ortodoksyjną, mało znaną sektę – uważa dziennikarz z Ołomuńca.
– Obawy przed objęciem władzy przez Komunistyczną Partię Czech i Moraw są nieuzasadnione – uspokaja prof. Jan Keller. – Komunistami straszą ci, którzy chcą w spokoju prowadzić własne korupcyjne działania. Komunistyczna Partia Czech i Moraw osiągnęła w tych wyborach niższe zyski niż to, co straciła socjaldemokracja. To znaczy, że lewica w porównaniu do ostatnich wyborów ma mniej. Jedynie dzięki temu, że prawica straciła jeszcze więcej, wyniki komunistów wyglądają na wysokie. W rzeczywistości zyskali mniej głosów niż w wyborach parlamentarnych w roku 2000. Wynik lewicy nie był imponujący. Wyborcy prawicowi jednak odrzucili wsparcie dla tej władzy. I to zadecydowało.
– Jeśli komuniści mają być „partią protestu”, nie jest to najgorszą alternatywą – przekonuje Václav Burian. – „Starzy komuniści” mogą sobie czasem pozwolić na „antyniemiecką” retorykę, ale na rasistowską niekoniecznie. W przypadku Czech najniebezpieczniejsza byłaby retoryka antyromska. A tego wszak deklarowana lewicowość zabrania.
Reformy i tak będą
Premier Petr Nečas przyznał, że wynik wyborów jest porażką prawicy, jednocześnie zdecydowanie oświadczył, że nie zaprzestanie realizowania reform: – W tym teście nie wypadliśmy dobrze. To cena, jaką płacimy za forsowanie bolesnych zmian.
– To historyczne zwycięstwo. Teraz nie można już nas ignorować – powiedział lider Komunistycznej Partii Czech i Moraw Vojtěch Filip. Dotąd jego partia była izolowana na czeskiej scenie politycznej. Lewica zapowiada jednak odnowienie współpracy z komunistami na poziomie regionalnym, co dodatkowo pogłębia klęskę czeskiej prawicy. Według Bohuslava Sobotki, szefa czeskiej socjaldemokracji, wyniki wyborów pokazują, że obywatele nie popierają rządu Nečasa. – Ewidentnie ludzie już nie wierzą swojemu rządowi – powiedział Michal Hašek, wojewoda południowomorawski wybrany z list socjaldemokratów.
Prezydent Václav Klaus „nie dostrzega powodu, dla którego miałby jakkolwiek komentować wyniki wyborów”. Są one – w jego przekonaniu – „oczywiste i zrozumiałe i każdy powinien sam wyciągnąć z nich wnioski”.
Prawdopodobnie wynik październikowych wyborów nie przedefiniuje czeskiej sceny politycznej. Już za kilka miesięcy Czechów czekają wybory prezydenckie, a te rządzą się innymi prawami i będą raczej sondażem popularności startujących kandydatów. Po raz pierwszy Czesi wybiorą głowę państwa w głosowaniu powszechnym. Czeska polityka zaczyna przypominać słowacką: prawica jest rozdrobniona, a wyborcy obarczają ją winą za wzrost korupcji. W tym czeska lewica widzi zapewne polityczną szansę. Warto jednak ostudzić jej entuzjazm. Czesi głosowali przede wszystkim przeciw prawicy, a nie za lewicą. W wielu województwach (krajach) duże poparcie zdobyły lokalne ugrupowania, które nie liczą się w ogólnokrajowej polityce.
Łukasz Grzesiczak
Artykuł pochodzi z tygodnika "Przegląd".