Świat bez węgla?
„No to coal” - krzyczeli uczestnicy wielkiej międzynarodowej demonstracji w obronie klimatu na ulicach Katowic podczas szczytu COP24 w grudniu 2018 r. w Katowicach, stolicy regionu tradycyjnie związanego z wydobyciem węgla kamiennego.
Świat w ostatnich latach odchodzi od paliw kopalnych, w tym węgla, na którym wciąż oparta jest polska energetyka. Temat zmian klimatycznych i konieczności dokonania transformacji energetycznej pojawił się stosunkowo niedawno w polskiej debacie publicznej. Nie oznacza to, że mamy w tym temacie do czynienia z konsensusem – wręcz przeciwnie, słyszymy wiele sprzecznych opinii. Z jednej strony, wszelkie ruchy proekologiczne apelują o jak najszybsze odejście od węgla, widząc w jego spalaniu zagrożenie dla klimatu. Węgiel jako paliwo w indywidualnych gospodarstwach zdecydowanie nie ma ostatnio dobrej prasy, jest wręcz na cenzurowanym. „Dekarbonizacja” to słowo, które nagle zyskało olbrzymią popularność w ustach polityków wszelkiego szczebla. Nie wolno palić już węglem w piecach w Krakowie, w innych miastach aktywiści postulują wprowadzenie analogicznego zakazu. Uchwała Sejmiku Województwa Śląskiego nakłada na użytkowników pieców węglowych obowiązek ich szybkiej wymiany na nowocześniejsze. W wielu regionach można otrzymać pomoc finansową w przejściu z ogrzewania węglowego na gazowe, elektryczne czy oparte na ogniwach fotowoltaicznych.
Z drugiej strony słyszeliśmy prezydenta Andrzeja Dudę, podczas wspomnianego COP24, i wielu górniczych związkowców mówiących, że: węgiel to nasze „czarne złoto” i strategiczny surowiec, na którym powinniśmy oprzeć naszą politykę energetyczną i nie ulegać naciskom UE. Zmiany klimatu, a zwłaszcza wpływ człowieka na ich występowanie, bywają kwestionowane przez czołowych polityków świata, a w działaniach młodej szwedzkiej aktywistki Grety Thunberg niektórzy dopatrują się spisku antywęglowego lobby wymierzonego w polską energetykę. Węglowe fakty i mity Jesteśmy bombardowani informacjami na temat zmian klimatycznych i ich genezy. Słyszymy, że Japonia po katastrofie w Fukushimie otwiera ponownie elektrownie węglowe. Czytamy też o akcjach obywatelskiego nieposłuszeństwa w Niemczech, polegających na blokowaniu infrastruktury węglowej (w tym zwłaszcza węgla brunatnego, pozyskiwanego z kopalni odkrywkowych). Słyszymy też często, że nie da się oprzeć polskiej energetyki wyłącznie na odnawialnych źródłach energii.
Z drugiej strony energię atomową przedstawia się jako bardzo niebezpieczną. Większość z nas nie zna się na energetyce, więc tym trudniej rozróżnić prawdy od półprawd, fake newsów i zwykłych kłamstw.
Przyjrzyjmy się zatem podstawowym faktom na temat górnictwa i węgla w Polsce. W sektorze górniczym zatrudnionych jest obecnie około 80 tysięcy osób, w całym kraju działa zaledwie 30 kopalni węgla kamiennego, z czego zdecydowana większość na Górnym Śląsku. Udział węgla w polskim miksie energetycznym wciąż jest bardzo wysoki, co oznacza, że gdybyśmy z dnia na dzień zrezygnowali z węgla – czy to wydobywanego w kraju, czy importowanego – w kraju zapanowałaby ciemność, a w większości domów byłoby zimno, bo nawet, jeśli mieszkańcy nie korzystają z ogrzewania węglem, to bazują na wytworzonej dzięki niemu energii. Nie tędy więc droga. Przyczyny zmian klimatycznych są wielorakie i oczywiście węgiel, jako jedno z paliw kopalnych, jest zaliczany do jednej z głównych. Tu trzeba się zatrzymać i zauważyć, że kopalnia sama w sobie nie powoduje emisji CO2 ani smogu. Kopalnia jedynie wydobywa węgiel, który wykorzystywany jest w energetyce oraz trafia do indywidualnych odbiorców – mniej lub bardziej umiejętnie czerpiących z niego korzyści. Jak mówią związkowcy, kopalnia to nie piekarnia, nie da się jej zamknąć w 2 dni. Kopalnia to nie tylko zakład zatrudniający kilka tysięcy osób, to również cała infrastruktura techniczna, której z dnia na dzień nie można wyłączyć i pozostawić własnemu losowi. Nawet zamknięta kopalnia potrzebuje pracowników, m.in. do odwadniania. W cieniu szybu Jednym z kluczowych argumentów przeciwko rezygnacji z górnictwa węglowego są kwestie społeczne. Trudno dziwić się dziesiątkom tysięcy górników, którzy obawiają się utraty pracy, tym bardziej, że restrukturyzacja górnictwa, jaka nastąpiła po transformacji w latach 90. na Śląsku wspominana jest fatalnie. Nie ma co się dziwić obawom o powtórkę. Kopalnie to niewątpliwie miejsca pracy wielu osób i źródła utrzymania całych rodzin. Wiele osiedli na Śląsku i w Zagłębiu powstawało jako osady przy kopalniach, praktycznie całe społeczności żyły w cieniu kopalni – matki, która dawała chleb. Górnicze rodziny w okresie realnego socjalizmu należały do elity robotniczego świata. Górnictwo jako zawód bardzo niebezpieczny, wykształciło ciekawą kulturę i obyczajowość, wystarczy wspomnieć o kulcie świętej Barbary, orkiestrach górniczych czy karczmach piwnych. Najważniejszą kwestią jest też silne poczucie solidarności pracy i uzwiązkowienie, niespotykane na taką skalę w innych branżach. Zamknięcie kopalni to wielka, dramatyczna zmiana dla miejsc tradycyjnie górniczych – konieczność przekwalifikowania dla wielu dotychczasowych górników, ale i pracowników obsługi naziemnej, o których często się zapomina i nie obejmuje programami osłonowymi. Cóż, pracownice przeróbki i administracji – bo z reguły to kobiety – raczej nie pojadą palić opon w Warszawie. O tym też musimy pamiętać, szacując koszty transformacji.
Ile kosztuje nas węgiel?
Mówiąc o kosztach społecznych rezygnacji z górnictwa, łatwo popaść w skrajności. Trzeba pamiętać, że społeczny bilans górnictwa to nie tylko blaski, ale i cienie. Owszem, kopalnia żywi wiele rodzin, ale potrafi też krzywdzić. Każdego roku na Śląsku dochodzi do katastrof górniczych, które niosą ze sobą ofiary śmiertelne. Ryzyko śmierci jest wciąż wpisane w zawód górnika. Jak zaznaczono wcześniej, wiele osiedli powstało jako patronackie osady przykopalniane – gdyby nie kopalnia, nie byłoby chociażby katowickiego Nikiszowca. Ale kopalnia potrafi nie tylko budować, lecz i niszczyć: walące się budynki w wielu śląskich regionach, regularne tąpnięcia, zapadliska w centrach miast to efekty szkód górniczych. Wielu z nich można by uniknąć, gdyby węgiel w Polsce nie był wydobywany najtańszą, ale i najbardziej destrukcyjną dla powierzchni metodą „na zawał”, czyli z pozostawianiem pustych przestrzeni po wybranym węglu. Owszem, górnicze spółki wypłacają sowite odszkodowania, ale jak wycenić wartość XIX-wiecznego neogotyckiego kościoła ewangelickiego w Miechowicach, zamkniętego od 2012 roku właśnie z powodu szkód górniczych? Odmienne priorytety znalazły swoje ujście niedawno podczas protestów w Imielinie na Górnym Śląsku. Naprzeciwko siebie stanęli tam mieszkańcy miasta, bojący się fedrowania pod własnymi domami, i górniczy związkowcy, obawiający się utraty pracy w przypadku rezygnacji z wydobycia pod Imielinem. Trudno pogodzić tak rozbieżne interesy.
Co po węglu?
Transformacja energetyczna prędzej czy później i tak nastąpi, bo węgiel, podobnie jak inne paliwa kopalne, nie jest surowcem nieograniczonym. Pozostaje wierzyć w mądrość naszych rządzących, którzy nie dopuszczą, by wcześniej unicestwiły nas zmiany klimatu. Dzięki odważnym, ale rozsądnym wyborom politycznym możemy wpłynąć na termin i formułę zastąpienia węgla innymi surowcami, z uwzględnieniem interesów wszystkich zaangażowanych w ten proces grup społecznych. Mówiąc o górnictwie na Śląsku, łatwo popaść w tani sentymentalizm. Kolorowe górnicze pióropusze, orkiestry, karczmy piwne czy przykopalniane kluby sportowe to obrazy świata niewątpliwie przemijającego. Piękne, wręcz malownicze, lecz nieodwołalnie odchodzące w przeszłość, wraz z zawodem górnika, który nie zaniknie w Polsce jednak jutro, ani nawet za 5 lat. Pokolenie wnuków osób czytających raczej nie pójdzie fedrować w kopalnianym szybie, prędzej zwiedzi go jako muzeum, wypije piwo na poziomie -320 metrów w pubie na miejscu hali pomp w Zabrzu czy zrobi zakupy w galerii handlowej na terenie byłej kopalni. Życzymy im, by umieli tak walczyć o swoje prawa, jak robili to przez lata górnicy. u
Tekst pochodzi z nr 1/2020 pt. "Ekologia" kwartalnika "Równość".
fot. Wikimedia Commons