Anna Brzeska: 500+ HIT czy KIT?
[2021-06-27 17:32:51]
500 zł na każde dziecko – Beata Szydło, ówczesna kandydatka PiS na premierkę, w 2015 r. powtarzała tę frazę w bodaj każdej przedwyborczej obietnicy. Gdy po wygranych wyborach rząd ogłosił, że program ruszy w kwietniu 2016 r., ale świadczenie w wypadku rodzin przekraczających niski próg dochodowy (800 zł netto na członka rodziny, 1,2 tys. zł w przypadku dziecka z niepełnosprawnością) będzie się należało dopiero od drugiego dziecka, przez kraj, prócz dominujących okrzyków radości, przetoczyła się zauważalna fala krytyki. Zależność „im więcej dzieci, tym więcej pieniędzy” w połączeniu z faktem, że rodzice jedynaków najczęściej nie dostali nic, bardzo szybko zbudowała krzywdzący stereotyp: polskie rodziny sprzedały swoje głosy za socjal, a wielodzietność to świadectwo bycia łasym na państwową forsę. Mit 1 – wzrośnie patologia „Niestety, jak patrzę na patologię, co będzie dostawać po 3-4 tys. plus zasiłki i inne zapomogi, to ch… mnie strzela. Z etatem męża i działalnością gospodarczą, za którą odpowiada się całym swoim majątkiem, zamiast zbliżyć się do klasy średniej, zbliżamy się do patologii, która za nicnierobienie niedługo będzie miała tak samo jak my za 10 godzin pracy codziennie. No i kwestia dzieci – ponieważ posiadam jedno – czuję się, jakby ktoś mi w pysk strzelił. Widać, jest gorsze”, napisała pewna mama na popularnym forum tuż po ogłoszeniu programu. „Rozmnoży się roszczeniowe bydło na wiecznym socjalu uzależnione od państwowego cyca”, wtórowała jej inna. „Nie znam ani jednej rodziny wielodzietnej, gdzie ojciec i matka albo by nie pili (nawet okazjonalnie) alkoholu, albo nie palili papierosów. Te pieniądze pójdą w części na finansowanie używek. Co za patologia. Kupowanie głosów za wódkę i fajki – po prostu”, stwierdziła następna osoba. W kolejnych komentarzach „patologia”, „nieroby”, „wóda” odmieniane były przez przypadki, a świadczenie doczekało się nawet złośliwego wierszyka: „Czy się pije, czy pracuje – 500 zł przysługuje”. W krytycznych głosach do dziś wyraźnie dominuje podejście, w którym jako niezasłużonych beneficjentów programu widzi się przede wszystkim niepracujących czy niezaradnych rodziców. Ukształtowane przez lata dzikiego kapitalizmu poczucie neoliberalnej sprawiedliwości podpowiada ludziom, że jeśli ktoś nie pracuje, nie zasłużył na wsparcie. O dzieciach, które przecież nie są odpowiedzialne za winy rodziców, a które są głównymi adresatami programu, mało kto w tej narracji pamięta. Czy – jak prognozowali neoliberalni hejterzy – rzeczywiście nastąpił „wzrost patologii na zasiłkach”? Jak mielibyśmy to mierzyć? Wzrostem konsumpcji alkoholu? Akurat w ostatniej dekadzie tempo jej wzrostu zmalało. W latach 2000-2010 spożycie wzrosło o prawie 2 litry czystego alkoholu na głowę rocznie, a w latach 2010-2019 o ok. 0,8 litra, więc wiązanie tego z 500+ byłoby absurdem, szczególnie że – jak informują raporty – wśród pijących coraz więcej jest osób dobrze sytuowanych, próbujących alkoholem leczyć skutki stresu. Może zatem trzeba by zmierzyć „patologię” wskaźnikiem korzystania ze środowiskowej pomocy społecznej? Ten również maleje: 2015 r. – 710 osób na 10 tys. ludności, 2019 r. – już tylko 463. Co więcej, program 500+ nigdy nie był skierowany do jakiejś wąskiej grupy, lecz od początku miał charakter powszechny. Pieniądze – do tej pory łącznie 144 mld zł – dostały rodziny o różnym statusie ekonomicznym. W pierwszych trzech latach (od kwietnia 2016 r. do lipca 2019 r.) świadczenie 500+ pobierało 2,78 mln rodzin – czyli ponad 3,8 mln dzieci, co stanowiło 55% ogólnej liczby osób poniżej 18. roku życia w Polsce. Wówczas przyznawane było na drugie i każde kolejne dziecko. Aby otrzymać 500 zł również na pierwsze lub jedyne dziecko, trzeba było mieć dochód niższy niż 800 zł netto na członka rodziny (1,2 tys. zł w przypadku wychowywania dziecka z niepełnosprawnością). Wydatki na politykę rodzinną w stosunku do PKB wzrosły z 1,78% w 2015 r. do 4% w roku 2019. W lipcu 2019 r., w dużej mierze pod wpływem głosów krytycznych o niesprawiedliwym traktowaniu polskich dzieci, zniesiono próg dochodowy. Obecnie 500+ na każde dziecko może pobierać każda polska rodzina, bez ograniczeń dochodowych. Mit 2 – program kosztem przedsiębiorców Wydawałoby się, że po zniesieniu kryterium dochodowego nienawistne głosy powinny ucichnąć, ale tak się nie stało. Mimo że wciąż ogromna większość Polaków popiera program, z kolejnych raportów CBOS dowiadujemy się, że to poparcie spada. Najniższe (choć i tak 70-procentowe) poparcie dla świadczenia wykazują osoby niemające pod opieką dzieci. Najwyższe (92%) deklarują rodzice z trojgiem lub więcej dzieci. Osób z dwójką dzieci popierających świadczenie jest 80%, a mających jedno dziecko – 74%. Dlaczego sympatia dla największego socjalnego programu w III RP spada nawet wśród tych, którzy z niego korzystają? Przyczyn jest wiele. Zacznijmy od tych brzmiących rozsądnie: – Siedem lat temu, gdy już miałam dwójkę dzieci, nie było 500+, a utrzymywaliśmy się tylko z wypłaty męża i jeszcze odkładałam. Teraz nie ma takiej możliwości, mimo 500+ – mówi jedna z kobiet zapytanych o opinię o programie. – Gdy nie było 500+, nasze tygodniowe zakupy mieściły się w kwocie 300 zł – stwierdza druga. – Za 450 zł brałam z półek wszystko, jak leciało. Teraz podstawowe zakupy kosztują 550 zł. – Tak, na początku może nas to ratowało, bo świeżo po studiach zarabialiśmy grosze, ale patrząc z perspektywy czasu, ile wszystko teraz kosztuje, ten program nic nie jest wart – dodaje trzecia. I rzeczywiście, inflacja w ostatnim czasie mocno rośnie. Wskaźnik cen towarów i usług (CPI) osiągnął w kwietniu br. 4,3% – a w lutym ub.r. poszybował aż do 4,7% – ostatnio tak źle było 10 lat temu. Nie jest za to odpowiedzialne wyłącznie 500+, choć eksperci uznają transfery socjalne za dość istotny czynnik inflacji. Pamiętajmy jednak, że w ogromnym stopniu wpływają na nią także ceny paliw i globalne trendy. Warto też zauważyć, że od czasu wprowadzenia programu aż do 2019 r. inflacja nie przekraczała 2-2,5%. Kiepsko zrobiło się dopiero w ostatnich dwóch latach, ale w dużej mierze winna temu jest pandemia – wzrosły np. ceny usług medycznych czy usług w sektorach dotkniętych obostrzeniami. Podsumowując, spadek poparcia dla programu może się wiązać z brakiem jego waloryzacji. Ta zdecydowanie jest potrzebna. Źle o 500+ wypowiadają się także niektórzy przedsiębiorcy, przekonani, że to ich kosztem państwo wypłaca świadczenie, bo np. składki ZUS wzrosły przez ostatnią dekadę z 839 do 1457 zł. Tyle że rosły one również przed pojawieniem się programu, mniej więcej w takim samym tempie. Tezie o pogorszeniu się losu przedsiębiorców na skutek wprowadzenia 500+ przeczy zresztą wielu ekspertów, którzy raczej zgodnie potwierdzają, że socjalny transfer jest siłą napędową gospodarki, a firm też ciągle więcej przybywa, niż ubywa – i to od wielu lat. Subiektywne opinie są jednak ważniejsze w sondażach – trudno więc się dziwić, że gorzej prosperujący przedsiębiorcy szukają winnych tego stanu rzeczy. Mit 3 – przez 500+ kobiety masowo zrezygnowały z pracy Popularna jest również typowa dla liberałów narracja, według której kobiety rzucają pracę, bo dostały socjal. Podtrzymuje ją choćby „Newsweek”, w niedawno opublikowanym tekście „Chybiona hojność” przytaczając historię matki trojga dzieci z małej miejscowości pod Częstochową. Kobieta po otrzymaniu świadczenia 500+ zrezygnowała z pracy za 1,5 tys. zł netto, wykonywanej w ramach umowy-zlecenia, do której dojeżdżała leciwym oplem, zostawiając po drodze dzieci w żłobku i przedszkolu. Autor tekstu wprawdzie przyznaje, że w jej wypadku była to racjonalna decyzja, lecz samo zjawisko ocenia negatywnie. Czy więc rzeczywiście 500+ masowo skłoniło kobiety do zawodowej bierności? Okazuje się, że to tylko część prawdy, nieco wyrwana z kontekstu. Faktem jest, że według GUS współczynnik aktywności zawodowej kobiet w wieku 25-34 lata spadł w okolicach wprowadzenia 500+ – w czwartym kwartale 2015 r. wynosił 77,7%, a w 2017 r. 75,1%. I potem dalej spadał. Spójrzmy jednak na wskaźnik zatrudnienia (a więc chodzi o umowy o pracę) kobiet. W czwartym kwartale 2015 r., kilka miesięcy przed wprowadzeniem programu, wynosił on 45,2%. Rok później był trochę wyższy – 45,5%. Na koniec 2019 r., mimo że był to rok, w którym zniesiono próg dochodowy na przyznanie świadczenia na pierwsze dziecko, wskaźnik zatrudnienia kobiet podskoczył do 46,1%. Koniec 2020 r. to aż 46,8%, mimo pandemii. Dodatkowo należy pamiętać, że w październiku 2017 r. został przywrócony niższy wiek emerytalny kobiet (60 lat), co teoretycznie powinno spowodować zmniejszenie się wskaźnika zatrudnienia. Jednak nic takiego nie nastąpiło – młodsze grupy wiekowe nadrobiły ewentualny spadek zatrudnienia w grupie pań 60+. Rozmijanie się wskaźnika zatrudnienia (wzrost) ze współczynnikiem aktywności (spadek) z dużym prawdopodobieństwem oznacza, że z pracą rozstawały się głównie kobiety zatrudnione na śmieciówkach. Co więcej, nawet współczynnik aktywności zawodowej w 2020 r. niespodziewanie zaczął rosnąć (z rekordowo niskiego – 73,8% – na początku roku do 75,2% na koniec). Danych za obecny rok jeszcze nie mamy i dlatego na rzetelną ocenę położenia młodych matek trzeba jeszcze poczekać. Może bowiem się okazać, że sytuacja dużej grupy kobiet, które w ostatnich latach straciły niestabilną pracę na śmieciówce – po zajściu w ciążę czy urodzeniu dziecka – jest tylko przejściowa. Zwłaszcza że teraz właśnie dzieci urodzone w okolicach małego baby boomu w roku 2017 mają już około czterech lat, a więc są gotowe do edukacji przedszkolnej, dzięki czemu ich mamy mogą wrócić do pracy. Obecnie, po znacznych podwyżkach wynagrodzenia minimalnego, może ona być dla nich bardziej opłacalna w stosunku do niezwaloryzowanego 500+. Podsumowując: za zmniejszenie się aktywności zawodowej kobiet winę ponosi nie 500+, lecz brak skutecznych rozwiązań chroniących kobiety przed śmieciówkami. __________________________________________________________ Jak jest w Europie? Stałe świadczenia na dzieci są w Europie Zachodniej standardem. Garść przykładów: niemiecki odpowiednik 500+ (Kindergeld) jest regularnie waloryzowany i obecnie wynosi 219 euro. We Francji, poza becikowym i zasiłkiem na wychowanie dziecka do trzech lat, rodziny z co najmniej dwojgiem dzieci otrzymują zasiłek rodzinny (Allocations familiales – AF), uzależniony od liczby dzieci. Przy dwójce rodziny otrzymują 132 euro, przy trójce – 301 euro, czwórce – 470,5 euro. W Szwecji zasiłek na dziecko (Barnbidraget) wynosi ok. 1250 koron (ponad 120 euro), we Włoszech (bonus bebe) – od 80 do 160 euro, w zależności od dochodów, a w Wielkiej Brytanii (Child Benefit) 21,5 funta tygodniowo (miesięcznie ponad 80-100 funtów) na pierwsze dziecko, 14 funtów na kolejne (miesięcznie zatem ok. 56-70 funtów). To oczywiście podstawowe kwoty. W wielu przypadkach rodzice mogą liczyć na dodatki za wielodzietność czy domową edukację. __________________________________________________________ Mit 4 – na socjalu jak król Przeciwnicy programu 500+ lubią udowadniać powyższe przekonanie, wyliczając rozmaite świadczenia, zasiłki, zapomogi i darmowe bonusy – a następnie sumować pozycje z tej listy, podając wielotysięczny dochód jako rzekomo łatwy do osiągnięcia dla każdego, kto miga się od pracy. Problem w tym, że najczęściej te wyliczenia są nierealne. Na przykład zasiłek dla bezrobotnych wlicza się do dochodu, co w praktyce wyklucza uzyskanie innych świadczeń dla najbiedniejszych. Na pierwszy rzut oka wydaje się łakomym kąskiem – jego wysokość to ok. 1 tys. zł netto. Potem mamy jednak kubeł zimnej wody – po trzech miesiącach wypłacania średni zasiłek zmniejsza się do ok. 800 zł netto, w dodatku łącznie nie możemy go pobierać dłużej niż przez rok. Co więcej, warunkiem jego otrzymania jest wcześniejsza uczciwa harówka przez co najmniej rok i odprowadzanie składek w odpowiedniej wysokości. „Kuroniówki” nie dostaną też ci, którzy sami z pracy się zwolnili lub odmawiają przyjęcia oferty wskazywanej przez urząd pracy. Nie ma zatem możliwości, aby zasiłek dla bezrobotnych na stałe uczynić sposobem na życie. Z kolei osobom niemającym żadnych dochodów (nie licząc 500+), niepobierającym też zasiłku dla bezrobotnych, przysługuje obecnie maksymalnie 528 zł tzw. zasiłku okresowego przyznawanego przez ośrodki pomocy społecznej. Jest to jednak wsparcie tymczasowe, ustalane indywidualnie przez gminę, z założenia dla osób niemogących podjąć pracy w danym momencie, np. na skutek przewlekłej choroby. Na liście zapomóg pojawiają się także świadczenia jednorazowe lub okazjonalne (np. zasiłek celowy), które nie dość, że nie są wysokie, to jeszcze ich otrzymanie uzależnione jest od niskich dochodów oraz zasobności samorządów. Dotyczą one podstawowych, dobrze udokumentowanych potrzeb bytowych: kupna leków, odzieży, opału, dokonania drobnych napraw w mieszkaniu. W praktyce jedynym ekonomicznie istotnym, stałym i gwarantowanym świadczeniem dla rodzin, w których nie ma osób z niepełnosprawnościami, jest 500+. Standardowa rodzina 2+2 może zatem otrzymać 1 tys. zł plus tzw. rodzinne, dziś wynoszące ok. 90-125 zł w zależności od wieku dziecka, czyli dodatkowo najwyżej 250 zł na dwójkę dzieci. 1250 zł. Nawet próg skrajnego ubóstwa jest wyższy – wynosi ponad 1,6 tys. zł dochodu na rodzinę. Szału więc nie ma, wbrew temu, co sądzą niektórzy, nawet jeśli gmina w całości opłaci mieszkanie, dorzuci obiady dla dzieci i odzież z paczek charytatywnych. Czy naprawdę ktoś marzy o takiej egzystencji? Mit 5 – ubóstwo można było zlikwidować znacznie taniej Tabela poniżej pokazuje, jak od 2015 r. spadają wskaźniki ubóstwa. Na czerwono krótkotrwały i jednorazowy wzrost, który, na szczęście, nie stał się trendem. W ocenie efektów 500+ w likwidowaniu ubóstwa w rodzinach z dziećmi warto wziąć pod uwagę dane opracowane przez dr. hab. Ryszarda Szarfenberga, pokazujące, o ile w latach 2015-2016 zmniejszyło się ubóstwo relatywne i skrajne w rodzinach z dziećmi. W liczbach bezwzględnych oznacza to spadek (zaledwie w ciągu roku) liczby dzieci żyjących w skrajnym ubóstwie z 623 tys. do 400 tys. To jednak tylko liczby. Mogą nie robić wrażenia – a wręcz wywołać przekonanie, że aby osiągnąć podobne wyniki, wystarczyłoby przetransferować ubogim osobom znacznie mniejszą sumę niż pieniądze dotychczas wypłacone w ramach programu. Posłuchajmy więc polskich mam. 500+ ratuje ich godność, daje poczucie bezpieczeństwa, a nierzadko dach nad głową. Wiele matek, wbrew stereotypom, może dzięki dodatkowym pieniądzom zwiększyć kompetencje zawodowe lub mieć zabezpieczenie na czas poszukiwania pracy. Magda z Poznania: – Mam długi po rodzicach, nie jestem w stanie zarobić więcej niż minimalną, sama wychowuję dwoje dzieci. Mam niskie alimenty. 500+ uratowało dzieciństwo moich dzieci, dzięki niemu żyliśmy skromnie, ale nie na granicy ubóstwa, jak wcześniej. Kasia, inna samodzielna mama: – Gdyby nie 500+, miałabym dwie stówy na życie na miesiąc. Tyle zostaje mi z pensji po wszelkich opłatach, kredytach itd. Alimentów brak – tatuś zniknął i nie można go namierzyć. Pieniądze z Funduszu Alimentacyjnego nie należą mi się, bo „za dużo” zarabiam. Agnieszka z małego miasta w Kujawsko-Pomorskiem: – Dzięki 500+ wyszliśmy z długów i mogliśmy wynająć mieszkanie, wcześniej mieszkaliśmy z teściami. Mając takie zabezpieczenie, mąż mógł bez obaw zmienić pracę na lepszą. Iwona z miasta na Śląsku: – Pomaga wyjść z długów. Bardzo. Mnie ratuje bezpośrednio przed totalnym ubóstwem. Ewa ze Szczecina: – Mnie 500+ wręcz pomogło wrócić na rynek pracy. Dodatkowe pieniądze starczyły akurat na opłacenie prywatnego żłobka i szukanie zatrudnienia. Z jednej pensji męża utrzymanie czteroosobowej rodziny i wydawanie jeszcze tysiaka na żłobek byłoby nierealne. Musiałabym czekać, aż córka skończy trzy latka i pójdzie do przedszkola. Elżbieta ze Śląska: – 500+ pozwoliło mi zrezygnować z pracy i poświęcić cały wolny czas wychowaniu dziecka i jego terapii. Dzięki temu mój syn spokojnie poradziłby sobie od września w szkole państwowej, idąc tam jako sześciolatek, choć jeszcze dwa lata temu wróżono nam szkołę specjalną lub posłanie go do pierwszej klasy w wieku ośmiu lat. W czasach gdy byłam ofiarą przemocy ekonomicznej ze strony męża, 500+ sprawiało, że bez proszenia się jak dziecko o kieszonkowe mogłam iść na zakupy i nikt mnie z tego nie rozliczał. Renata ze wsi w Małopolskiem: – Dzięki 500+ dołożyliśmy do lepszego auta, bo stare ząb czasu gryzł mocno. Teraz 500+ dołoży się do zmiany ogrzewania z węglowego na gaz. A w zeszłym roku pozwoliło nam wyjechać na wczasy. Paulina z Krakowa: – Mnie jako samotnej mamie pozwala na podreperowanie budżetu. Gdyby nie to, musiałabym się martwić, czy uda mi się przetrwać do końca miesiąca. A tak mogę jeszcze czasem odłożyć kilka złotych na czarną godzinę. Marta z Warszawy: – Dzięki 500+ nie dygoczę z trwogi pod koniec miesiąca i jestem w stanie opłacić klub piłkarski syna oraz troszkę odkładać na wakacje. Według danych GUS w latach 2015-2019 przychody rodzin wielodzietnych wzrosły o ponad połowę, o 66% wzrosły zaś ich wydatki na edukację. W 2019 r. prawie wszystkie rodziny wielodzietne (98,9%) posiadały już urządzenia z dostępem do internetu – w 2015 r. odsetek ten wynosił 93,6%. Cień 1 – Zapłacili starsi Nie jest jednak tylko różowo. Jak pokazuje raport GUS dotyczący jakości życia ludzi starszych w Polsce, „dobra zmiana” dla rodzin z dziećmi odbyła się poniekąd kosztem innych potrzebujących. Udział osób w wieku 65+ w grupie doświadczającej relatywnego ubóstwa wzrósł z 11,2% (2015 r.) do 17% (2018 r.). Transfery socjalu nie sprzyjają też w Polsce poprawie jakości usług publicznych. „W opiece zdrowotnej rząd obiecał, że w perspektywie kilku lat będzie zwiększał systematycznie wydatki do 6% PKB – mówił w 2019 r. dr hab. Ryszard Szarfenberg w wywiadzie dla „Głosu Nauczycielskiego”. – W przypadku edukacji obiecano niewielkie podwyżki płac, ale samorządy narzekają, że muszą same ponosić dodatkowe koszty wynikające z ostatniej reformy”. Co mówią dane? W 2015 r. bieżące wydatki publiczne poniesione na ochronę zdrowia wynosiły 79,9 mld zł i stanowiły 4,44% PKB. W 2018 r. były niewiele wyższe – 4,53% PKB. W 2021 r. miało to być już 5,3% PKB. Wciąż zatem nie mamy obiecywanych 6%. W ogóle nie rośnie natomiast udział edukacji w wydatkach budżetowych. W 2018 r. w Polsce wyniosły one 5% PKB, czyli o 0,3 pkt proc. mniej niż w roku 2015. Cień 2 – Dzieci nie przybyło Jeśli chodzi o demograficzne założenia rządu w momencie wprowadzania 500+, mimo chwilowego wzrostu dzietności można dziś mówić o porażce. Dzieci rodzi się obecnie nawet mniej niż w 2015 r. 500+ okazało się nieskutecznym lekiem na demograficzną katastrofę. Jako udany, z pewnością przełomowy dla III RP, program socjalny może być tylko preludium do dalszych zmian w kierunku poprawy dzietności. Doświadczenie z ostatnich lat pokazuje jednak, że bez inwestowania w tanie mieszkalnictwo, stabilność zatrudnienia (aby praktyką nie było kończenie współpracy z osobami w ciąży), jakościową opiekę okołoporodową oraz wreszcie ochronę praw reprodukcyjnych i godności kobiet na skok dzietności raczej nie ma co liczyć. __________________________________________________________ Sukces ma wielu ojców, czyli krótka historia 500+ Za ojca stałego świadczenia dla rodzin z dziećmi w Polsce uważa się m.in. prof. Juliana Auleytnera, ekonomistę, który w 2017 r. (w wywiadzie dla Business Insider) tak opowiadał o powstaniu pomysłu: „W 2011 r. z Pawłem Kowalem, który wtedy odszedł już z PiS i zakładał Polska Jest Najważniejsza, sporo dyskutowaliśmy nad programem socjalnym tej partii. (…) Kowal chciał, żeby transfery społeczne i polityka w tym zakresie nie były tylko domeną lewicy, ale i konserwatystów. Spotkaliśmy się w jednej z restauracji i zaczęliśmy rozmawiać na temat programu. Powiedziałem mu, że obligatoryjnie trzeba coś przekazać rodzinie, ponieważ u nas w kraju nigdy nie wprowadzono programu wsparcia dla gospodarstw domowych z prawdziwego zdarzenia”. Pomysł świadczenia na dziecko jako sposób na poprawę demografii wypłynął znów dwa lata później, w wypowiedziach ówczesnego kandydata PiS na premiera – prof. Piotra Glińskiego. Na konferencji prasowej, podczas której politycy partii przedstawiali swoją koncepcję tzw. rządu technicznego, pojawiła się zapowiedź wypłacania aż 1 tys. zł miesięcznie na każde dziecko. Ekspertem wskazywanym wtedy jako autor pomysłu był prof. Krzysztof Rybiński. Donald Tusk nazwał wówczas ten plan finansową katastrofą. W końcu, w 2014 r., o 500 zł na każde dziecko zaczął mówić również Jarosław Kaczyński, wskazywany przez zwolenników PiS jako rzeczywisty pomysłodawca programu. Jego obietnice prezentowała potem w 2015 r. Beata Szydło. Tekst pochodzi z Tygodnika Przegląd |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
22 listopada:
1819 - W Nuneaton urodziła się George Eliot, właśc. Mary Ann Evans, angielska pisarka należąca do czołowych twórczyń epoki wiktoriańskiej.
1869 - W Paryżu urodził się André Gide, pisarz francuski. Autor m.in. "Lochów Watykanu". Laureat Nagrody Nobla w 1947 r.
1908 - W Łodzi urodził się Szymon Charnam pseud. Szajek, czołowy działacz Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Zastrzelony podczas przemówienia do robotników fabryki Bidermana.
1942 - W Radomiu grupa wypadowa GL dokonała akcji odwetowej na niemieckie kino Apollo.
1944 - Grupa bojowa Armii Ludowej okręgu Bielsko wykoleiła pociąg towarowy na stacji w Gliwicach.
1967 - Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję wzywającą Izrael do wycofania się z okupowanych ziem palestyńskich.
2006 - W Warszawie zmarł Lucjan Motyka, działacz OMTUR i PPS.
?