Republikanie odnieśli poważne zwycięstwo we wczorajszych wyborach do Kongresu USA, utrzymując nie tylko większość w Izbie Reprezentantów, ale przejmując także Senat. W ten sposób urzędujący prezydent po raz pierwszy od 70 lat będzie miał za sobą większość nie tylko w Izbie Reprezentantów ale także w Senacie.

Amerykanie wybierali całą Izbę Reprezentantów - 435 jej członków, 34 spośród 100 senatorów oraz 36 spośród 50 gubernatorów. Dokładne wyniki wyborów nie są jeszcze znane, jednak jest już niemal pewne, że Republikanie zwiększą swą przewagę, przełamując demokratyczną większość w Senacie (Demokraci dotychczas mieli 51 senatorów na 100).

W wyborach na gubernatorów stanów konserwatyści też osiągnęli kilka spektakularnych zwycięstw. Republikanin został pierwszym od prawie czterdziestu lat gubernatorem stanu Maryland, pokonując po zaciekłej kampanii wyborczej Kathleen Kennedy Townsend, córkę Roberta Kennedy’ego. Na stanowisku - jako pierwszy Republikanin w historii - pozostał również dotychczasowy gubernator Florydy i brat prezydenta Jeb Bush. Georgia z kolei ma pierwszego Republikanina na stanowisku gubernatora od czasów wojny secesyjnej.

Wśród obserwatorów amerykańskiej sceny politycznej pojawia się pytanie, dlaczego Demokraci przegrali. Pojawiają się opinie, że jest to wynik tego, że Amerykanie potrzebują silnego prezydenta, który musi skoncentrować się przede wszystkim na wojnie z terroryzmem oraz musi mieć za sobą Kongres, by przeprowadzić niezbędne przesunięcia w budżecie i reformy gospodarcze. Dlatego też wyborcy nie poparli Demokratów, bo ci np. sprzeciwiali się powołaniu Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nazywanego "super-departamentem", ze względu na to, że miałby on powstać na bazie ponad 100 samodzielnych komórek rządowych, m.in. tajnych służb (Secret Service), straży granicznej i przybrzeżnej, agencji ds. nagłych wypadków (FEMA) i służb imigracyjnych, a głównym celem jego funkcjonowania miałaby być koordynacja działań antyterrorystycznych i ochrona kraju przed terrorystami.

Porażka we wczorajszych wyborach pogłębiła kryzys i chaos wśród Demokratów, którzy nie mają zdecydowanego lidera, potrafiącego zjednoczyć wokół siebie osoby o poglądach centrowych, centrolewicowych i lewicowych.