Martin: Gra warta ropy

[2002-03-30 19:02:20]

O szykowanym na 11 września ataku na Nowy Jork Pentagon wiedział wcześniej, ale dopuścił do tego, by mieć pretekst do zniszczenia talibów - pisze działacz IV Międzynarodówki. Sensowne wyjaśnienie zachowań administracji USA czy teoria spiskowa? - decyzję pozostawiamy czytelnikom lewica.pl      



Szybkie zwycięstwo popieranych przez USA sił w Afganistanie świadczy o starannym planowaniu i przygotowaniu armii amerykańskiej do tej kampanii. Zastępca sekretarza obrony Paul Wolfowitz stwierdził, że zaplanowanie interwencji zbrojnej zajęło tylko 3 tygodnie. To jedno z niezliczonych kłamstw Pentagonu i Białego Domu na temat wojny w Afganistanie. Prawda jest taka, że amerykańska interwencja została szczegółowo przemyślana i starannie przygotowana na długo, zanim ataki terrorystyczne dostarczyły pretekstu do jej przeprowadzenia. Gdyby nie było wydarzeń 11 września, to i tak USA wdałyby się w wojnę z Afganistanem i przebiegałaby ona najpewniej tak samo. Amerykańska elita władzy rozważała możliwość wojny w Azji Środkowej od co najmniej 10 lat. Już w 1991 roku, po pokonaniu Iraku, „Newsweek” opublikował artykuł zatytułowany „Operacja Stepowa Tarcza”. Donosił on, że armia USA przygotowuje operację w Kazachstanie, wzorowaną na przeprowadzonej w Arabii Saudyjskiej, Kuwejcie i Iraku operacji Pustynna Tarcza.

Amerykańskie kompanie naftowe nabyły prawa do aż 75 proc. wydobycia z tamtejszych nowych pól naftowych, a amerykański rząd bardzo się zainteresował rejonem Morza Kaspijskiego i Azji Środkowej jako źródłem ropy alternatywnym wobec regionu Zatoki Perskiej. Siły specjalne USA rozpoczęły wspólne operacje z oddziałami kazachskimi już w 1997 roku, a z uzbeckimi – rok później. Ćwiczenia były przygotowaniem do interwencji, w górzystym, południowym rejonie obejmującym Kirgistan, Tadżykistan i północny Afganistan.

Głównym problemem przy eksploatacji zasobów energetycznych Azji Środkowej jest dostarczenie ropy i gazu z terenów położonych w głębi kontynentu na światowy rynek. Plan rurociągu przecinającego Afganistan był forsowany przez amerykańską kompanię naftową Unocal, która podjęła intensywne negocjacje z reżimem talibów. Rozmowy te jednak zostały zerwane w 1998 roku, kiedy stosunki USA z Afganistanem gwałtownie się zaostrzyły po zamachach bombowych na amerykańskie ambasady w Kenii i Tanzanii, za które odpowiedzialnością obarczono Osamę ben Ladena. W sierpniu 1998 roku administracja Clintona przeprowadziła ataki rakietowe na rzekome obozy szkoleniowe ben Ladena we wschodnim Afganistanie. Władze amerykańskie zażądały od talibów wydania terrorysty i nałożyły sankcje ekonomiczne. Rozmowy o rurociągu wstrzymano.

Obalić talibów

W ciągu 1999 roku nacisk Ameryki na Afganistan narastał. 3 lutego doradca sekretarza stanu, Karl E. Inderfurth, i dyrektor ds. walki z terroryzmem w Departamencie Stanu, Michael Sheehan, pojechali do pakistańskiego Islamabadu na spotkanie z zastępcą ministra spraw zagranicznych talibów, Abdulem Jalilem. Ostrzegli go, że USA uznają, iż Afganistan ponosi odpowiedzialność za wszelkie następne zamachy terrorystyczne ben Ladena.

Według doniesień „Washington Post” administracja Clintona i Nawaz Sharif, ówczesny premier Pakistanu, uzgodnili w 1999 roku wspólną tajną operację, mającą na celu likwidację Osamy ben Ladena. USA miały zająć się wywiadem satelitarnym, wsparciem lotniczym i finansowaniem, a Pakistan dostarczyłby znających pasztuński „wykonawców”. Jak podaje „Washington Post”, pakistańskie komando zostało przeszkolone i było gotowe do akcji w październiku 1999 roku. Z ataku zrezygnowano 12 października, kiedy Sharif został obalony przez wojskowy zamach stanu generała Perveza Musharrafa.

McFarlane i Abdul Haq

Według relacji Roberta McFarlane’a, b. doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Reagana, Ameryka dążyła do obalenia talibów również w 2000 roku. W „Wall Street Journal” McFarlane ujawnia, że dwóch biznesmenów, Joseph i James Ritchie, wynajęło go, żeby pomógł im w rekrutacji i szkoleniu antytalibskiej partyzantki, złożonej z afgańskich uchodźców w Pakistanie. Ich głównym afgańskim łącznikiem był Abdul Haq, dawny dowódca mudżahedinów, który został niedawno stracony przez talibów po nieudanej próbie wzniecenia powstania w rodzinnej prowincji.

McFarlane spotykał się jesienią i zimą 2000 roku z Abdul Haqiem i innymi byłymi mudżahedinami. Kiedy władzę przejęła administracja Busha, McFarlane wykorzystał swoje kontakty wśród republikanów i odbył szereg spotkań z urzędnikami Departamentu Stanu, Pentagonu, a nawet Białego Domu. Wszyscy poparli przygotowania do antytalibskiej kampanii zbrojnej.

Latem, na długo przed amerykańskimi atakami lotniczymi na talibów, James Ritchie pojechał do Tadżykistanu, razem z Abdul Haqiem i Peterem Tomsenem, który w czasach rządów Busha seniora był specjalnym wysłannikiem USA do kontaktów z afgańską opozycją. Spotkali się tam z Ahmadem Szahem Massudem, przywódcą Sojuszu Północnego. Chodziło o skoordynowanie ataków z działaniami jedynej siły militarnej, stawiającej jeszcze opór talibom. W końcu, według McFarlane’a, Abdul Haq postanowił w połowie sierpnia rozpocząć operację w Afganistanie. Tak więc wojna przeciwko talibom trwała już długo przed 11 września.

Tajna wojna CIA

Według artykułu Boba Woodwarda w „Washington Post” z 18 listopada, CIA organizowała w południowym Afganistanie działania paramilitarne od 1997 roku. Szczegółowo opisuje on rolę CIA w tym konflikcie zbrojnym. Polega ona na użyciu tajnej jednostki – Oddziału do Działań Specjalnych (Special Activities Division – SAS), która weszła do walki już 27 września, przeprowadzając akcje naziemne i korzystając z bezzałogowych samolotów Predator, wyposażonych w rakiety. SAS „składa się z sześcioosobowych, nieumundurowanych zespołów. Oddział liczy ok. 150 żołnierzy, pilotów i specjalistów. W większości to zahartowani w bojach weterani. Przez ostatnich 18 miesięcy CIA współpracowała z plemionami i watażkami w południowym Afganistanie. SAS przyczynił się do stworzenia sieci oporu w regionie, gdzie talibowie byli najsilniejsi”.

Oznacza to, że amerykańska agencja wywiadowcza była zaangażowana w ataki na afgański reżim – i to w sposób, który w innych okolicznościach władze USA nazwałyby terroryzmem – już od wiosny 2000 roku. Czyli – ponad rok przed samobójczymi atakami na WTC i Pentagon.

Konkretne plany wojenne

Brytyjski magazyn „Jane’s International Security” donosił 15 marca 2001 roku, że nowa administracja amerykańska współpracuje z Indiami, Iranem i Rosją „nad utworzeniem wspólnego frontu przeciwko reżimowi talibów w Afganistanie”. Magazyn podał, że „te działania są wynikiem kilku spotkań indyjsko–amerykańskich i indyjsko–rosyjskich grup roboczych ds. terroryzmu”. 23 maja Biały Dom poinformował o nominacji Zalmaya Khalilzada na stanowisko specjalnego doradcy prezydenta w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i głównego dyrektora ds. Zatoki, Azji Południowo–Zachodniej i okolic. Khalilzad był urzędnikiem w administracji Reagana i Busha–seniora. Po odejściu z rządu pracował dla Unocal.

26 czerwca tego roku magazyn „India Reacts” przyniósł więcej szczegółów na temat współpracy USA, Indii, Rosji i Iranu. USA i Rosja miały udzielać wsparcia wojskowego Sojuszowi Północnemu, działając poprzez Uzbekistan i Tadżykistan. Niewymienione z nazwy trzecie państwo dostarczało Sojuszowi Północnemu rakiet przeciwczołgowych, które zostały użyte przeciw talibom już na początku czerwca. W magazynie napisano także: „Dyplomaci mówią, że kampania przeciwko talibom nastąpiła po spotkaniach, jakie sekretarz stanu Colin Powell odbył w Waszyngtonie z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Igorem Iwanowem i z indyjskim ministrem spraw zagranicznych, Jaswantem Singhiem”.

USA grożą akcją wojskową

Pierwotny plan przewidywał użycie sił wojskowych Uzbekistanu, Tadżykistanu i samej Rosji. Na początku czerwca prezydent Rosji Władimir Putin powiedział na spotkaniu Wspólnoty Niepodległych Państw, że należy wkrótce oczekiwać akcji militarnej przeciwko talibom. Bezpośrednio przed atakiem terrorystycznym na World Trade Center i Pentagon w brytyjskich mediach ukazały się dwie relacje dowodzące, że rząd USA groził Afganistanowi akcją wojskową na kilka miesięcy przed 11 września.

18 września w BBC George Arney donosił, że w połowie lipca Amerykanie poinformowali byłego pakistańskiego sekretarza ds. zagranicznych Niaza Naika o planach akcji wojskowej skierowanej przeciwko reżimowi talibów. „Naik powiedział BBC, że podczas berlińskiego spotkania międzynarodowej grupy kontaktowej ONZ ds. Afganistanu przedstawiciele USA poinformowali go, że jeżeli ben Laden nie zostanie natychmiast wydany, Ameryka podejmie akcję wojskową mającą na celu zabicie lub pojmanie zarówno ben Ladena i przywódcy talibów, mułły Omara. Szerszym celem miało być obalenie rządów talibów i ustanowienie władz tymczasowych, być może pod przywództwem byłego króla Zahira Szaha. Waszyngton przeprowadziłby te operacje z baz w Tadżykistanie; w operacji wziąłby także udział Uzbekistan, a w pogotowiu było 17 000 żołnierzy rosyjskich. Jeżeli miałoby dojść do akcji wojskowej, odbędzie się ona, zanim w Afganistanie zacznie padać śnieg, czyli najpóźniej w połowie października”.

Ostrzeżenia pod adresem Afganistanu wystosowano na 4-dniowym spotkaniu przedstawicieli USA, Rosji, Iranu i Pakistanu, którzy w połowie lipca zebrali się w pewnym hotelu w Berlinie. Wśród uczestników byli: Naik z trzema generałami pakistańskimi; b. ambasador Iranu przy ONZ Saeed Rajai Khorassani; Abdullah Abdullah, minister spraw zagranicznych Sojuszu Północnego; Nikołaj Kozyriew, b. specjalny rosyjski wysłannik w Afganistanie oraz trzech Amerykanów: Tom Simons, b. ambasador USA w Pakistanie; Karl Inderfurth, b. doradca sekretarza stanuds. Azji Południowej, Lee Coldren, który do 1997 roku kierował w Departamencie Stanu biurem ds. Pakistanu, Afganistanu i Bangladeszu. Spotkanie zwołał Francesco Vendrell, zastępca głównego przedstawiciela ONZ w Afganistanie.

Coldren przyznał w rozmowie z „Guardianem”, że dyskutowano trochę o tym, iż USA tak już mają dość talibów, że mogłyby rozważyć jakąś akcję militarną. Naik przytoczył słowa jednego z Amerykanów, stwierdzającego, że akcja przeciw ben Ladenowi nastąpi wkrótce. To byłaby akcja z powietrza, może z użyciem helikopterów.

„Guardian” podsumował: „Groźby, że jeżeli talibowie nie wydadzą ben Ladena, dojdzie do wojny, zostały przekazane władzom Afganistanu przez rząd pakistański. Talibowie nie ustąpili. To, co usłyszeli brzmiało jednak na tyle poważnie, że pojawia się możliwość, iż atak na WTC i Pentagon przeprowadzony przez ben Ladena nie wziął się znikąd, a był atakiem wyprzedzającym, odpowiedzią na groźby USA”.

Bush, ropa i talibowie

Więcej światła na tajne kontakty administracji Busha z reżimem talibów rzuca opublikowana we Francji książka Jean-Charlesa Brisarda i Guillaume’a Dasquie, zatytułowana Ben Laden, zakazana prawda. Brisard to były agent francuskich tajnych służb, a Dasquie zajmuje się dziennikarstwem śledczym. Piszą oni, że administracja Busha była skłonna uznać reżim talibów pomimo oskarżeń o wspieranie terroryzmu, jeżeli współpracowałby on przy wykorzystaniu zasobów ropy Azji Środkowej. Utrzymują, że do sierpnia 2001 roku rząd USA uważał talibów za „źródło stabilizacji w Azji Środkowej, które umożliwiłoby zbudowanie rurociągu biegnącego przez ten obszar”. Dopiero kiedy talibowie nie zgodzili się na amerykańskie warunki „opcję opartą na bezpieczeństwie energetycznym zastąpiła opcja wojskowa”.

Potwierdzeniem tego może być fakt, że ani administracja Clintona, ani Busha nie umieściły Afganistanu na liście państw oskarżanych o popieranie terroryzmu, chociaż wiedziano, że ben Laden jest gościem talibów. Umożliwiało to amerykańskim firmom zawarcie kontraktu na rurociąg prowadzący do złóż ropy i gazu w Azji Środkowej.

Wysłannik talibów przybył do Waszyngtonu w marcu 2001 roku, przywożąc dla nowego prezydenta afgański dywan. Same rozmowy jednak nie były serdeczne. Brisard pisze: „Przedstawiciele USA powiedzieli talibom: »Albo przyjmiecie naszą ofertę i obsypiemy was złotem, albo zasypiemy was gradem bomb«”.

Póki istniała szansa na interes z rurociągiem, Biały Dom stopował dochodzenie w sprawie ben Ladena. W proteście przeciw temu John O’Neill, zastępca dyrektora FBI, podał się w lipcu 2001 roku do dymisji. Po odejściu z FBI przyjął posadę szefa ds. bezpieczeństwa WTC i zginął 11 września. Przebiegające w coraz gorszej atmosferze rozmowy USA z talibami zerwano 2 sierpnia, po końcowym spotkaniu między wysłannikiem USA Christiną Rocca a przedstawicielem talibów w Islamabadzie.

Polityka prowokacji

Atak terrorystyczny na WTC i Pentagon ułatwił napaść na Afganistan od strony politycznej, bo ogłupił opinię publiczną i dostarczył Waszyngtonowi narzędzia nacisku na wahających się sojuszników zagranicznych. Administracja Busha uderzyła na Kabul bez przedstawiania jakichkolwiek dowodów, że ben Laden albo reżim talibów byli odpowiedzialni za wydarzenia w WTC.

Nie ma powodów sądzić, że 11 września wydarzył się przypadkiem. Każdy inny szczegół wojny w Afganistanie został starannie przygotowany. Mało prawdopodobne, żeby amerykański rząd zdał się na los w kwestii znalezienia odpowiedniego pretekstu dla akcji militarnej. Bezpośrednio przed 11 września pojawiły się doniesienia w prasie, znowu głównie zagranicznej, o tym że amerykańskie służby wywiadowcze uzyskały ostrzeżenia o atakach terrorystycznych z użyciem porwanych samolotów. Jest prawdopodobne, że na najwyższych szczeblach władzy podjęto decyzję o pozwoleniu na taki atak, być może nie przewidując skali zniszczeń, po to, by mieć konieczną iskrę zapalną wojny w Afganistanie.

Nie znaczy to, że rząd amerykański zaplanował ataki terrorystyczne albo przewidywał, że zginie blisko 5000 osób. Oficjalne wyjaśnienie zdarzeń 11 września jest jednak zupełnie nieprawdopodobne: kilkunastu fundamentalistów islamskich było w stanie zawiązać spisek na trzech kontynentach, mający na celu zniszczenie najważniejszych symboli potęgi Ameryki, a amerykańskie służby wywiadowcze nie miały o tym bladego pojęcia.

Patrick Martin


Tekst pochodzi z tygodnika „Forum” (25. marca – 1. kwietnia 2002) i jest polskim tłumaczeniem artykułu z World Socialist Web Site (www.wsws.org); strony internetowej IV Międzynarodówki.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



1 Maja - demonstracja z okazji Święta Ludzi Pracy!
Warszawa, rondo de Gaulle'a
1 maja (środa), godz. 11.00
Przyjdź na Weekend Antykapitalizmu 2024 – 24-26 maja w Warszawie
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
24-26 maja
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1

Więcej ogłoszeń...


3 maja:

1849 - W Dreźnie wybuchło powstanie pod wodzą Michaiła Bakunina.

1891 - W Krakowie urodził się związany z lewicą awangardowy poeta Tadeusz Peiper.

1921 - Urodził się Vasco dos Santos Gonçalves, premier Portugalii w latach 1974-1975 (po rewolucji goździków); przeprowadził upaństwowienie banków i towarzystw ubezpieczeniowych.

1936 - Front Ludowy wygrał wybory parlamentarne we Francji.

1969 - USA: Policja zatrzymała 12 tys. uczestników demonstracji przeciwko wojnie w Wietnamie.

1974 - Powstała centrolewicowa Portugalska Demokratyczna Partia Pracy (PTDP); pierwsza partią polityczną ustworzoną po Rewolucji Goździków.

2002 - Zmarła Barbara Castle, brytyjska polityczka Partii Pracy.


?
Lewica.pl na Facebooku