Tej samej nocy, kilka kilometrów stąd na plaży El Hierro wylądowała inna barka, na której pokładzie znajdowało się 60 mężczyzn, 17 dzieci i 7 kobiet. Wszyscy bardziej podobni do widm niż ludzi, ledwo trzymający się na nogach, bliscy agonii.
I wreszcie w tym samym czasie, lecz tym razem na Morzu Śródziemnym, rozegrał się jeszcze jeden dramat – 150 kilometrów na południe od Malty samolot obserwacyjny należący do organizacji FRONTEX namierzył łódź Zodiak, na której upchanych było 53 pasażerów – swobodnie dryfujących na wzburzonych falach, najprawdopodobniej w skutek awarii silnika. Dzięki kamerom na pokładzie można było dostrzec kobiety i małe dzieci. Pilot, wróciwszy do bazy w La Valetcie, poinformował o swoim odkryciu władze maltańskie, które odmówiły podjęcia jakichkolwiek działań pod pretekstem, że rozbitkowie dryfują w "strefie libijskiej". Wówczas interweniowała wysłanniczka Wysokiego Komisarza do Spraw Uchodźców z ONZ, Laura Bondini, żądając od Maltańczyków wysłania łodzi ratunkowej. Nic nie pomogło. Unia Europejska nie zareagowała. Wszelki ślad po rozbitkach zaginął.
Kilka tygodni wcześniej na pełnym morzu w okolicach Senegalu zatonęła barka, na której tłoczyło się około sto osób uciekających z Afryki przed głodem. Próbowali dostać się do Wysp Kanaryjskich. Dwie osoby przeżyły.
Z kolei dwa tysiące Afrykanów, w tym kobiety i dzieci, obozuje przed zamkniętymi enklawami hiszpańskimi Melilla i Ceuta, w suchym, górzystym Rifie. Na rozkaz komisarzy z Brukseli, są spychani przez marokańską policję w stronę Sahary, nie dostając nic do jedzenia ani do picia. Setki, a może tysiące z nich umiera pośród skał i piasków pustyni.
Ilu takich młodych Afrykanów ucieka ze swoich krajów i narażając życie usiłuje dotrzeć do Europy? Szacuje się, że co roku mniej więcej dwa miliony osób próbują nielegalnie dostać się na terytorium Unii Europejskiej, oraz że z tej liczby około dwa tysiące znajduje śmierć na Morzu Śródziemnym lub w wodach Atlantyku. Wyruszają zazwyczaj z Mauretanii lub z Senegalu, a ich celem są najczęściej Wyspy Kanaryjskie, niektórzy próbują przekraczać cieśninę Gibraltarską wypływając z Maroka.
Według rządu hiszpańskiego, 47 685 afrykańskich uciekinierów dotarło do wybrzeży tego kraju w 2006 r. Do tej liczby należy dodać 23 151 Afrykanów, którzy wylądowali na wyspach włoskich lub na Malcie wypływając z libijskiej Dżamahiriji lub z Tunezji. Inni próbowali dostać się do Grecji przez Turcję lub Egipt. Sekretarz Generalny Międzynarodowego Ruchu Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca, Markku Niskala, komentuje: "Ten dramat odbył się w absolutnej ciszy. Nie tylko nikt nie przyszedł z pomocą ludziom znajdującym się w rozpaczliwej sytuacji, ale nie ma nawet żadnej organizacji, która prowadziłaby statystyki zdające sprawę z tej codziennie odbywającej się tragedii".
Unia Europejska, broniąc swego terytorium przed uchodźcami, powołała na wpół tajną organizację militarną zwaną FRONTEX. Agencja ta zarządza "zewnętrznymi granicami Europy". Dysponuje szybkimi (i uzbrojonymi) statkami, przystosowanymi do żeglugi dalekomorskiej, helikopterami bojowymi, flotą samolotów zwiadowczych, zaopatrzonych w bardzo wrażliwe kamery i przystosowanych do nocnych obserwacji, wyposażonych ponadto w radary, satelity i zaawansowany technicznie sprzęt zwiadowczy do obserwacji na znaczne odległości.
FRONTEX zorganizował również na kontynencie afrykańskim specjalne obozy, w których umieszczana jest uciekająca przed głodem ludność Afryki środkowej, wschodniej lub południowej, uciekinierzy z Czadu, Demokratycznej Republiki Konga, Burundi, z Kamerunu, Erytrei, Malawi i Zimbabwe... Często przez rok lub dwa wędrują po kontynencie, żyjąc dzięki rozmaitym krętactwom, przekraczając kolejne granice i starając się dotrzeć jak najbliżej któregoś wybrzeża. Gdy im się to uda, są wyłapywani przez agentów FRONTEXU lub ich lokalnych pomocników, którzy nie pozwalają im dostać się do portów nad Morzem Śródziemnym czy nad Atlantykiem. Jeśli przyjrzeć się znacznym kwotom przekazywanym przez FRONTEX rządom państw afrykańskich, widać dlaczego większość z nich zezwoliła na zorganizowanie takich obozów. Jedynie Algieria zachowała twarz – jej prezydent Abdelaziz Bouteflika powiedział: "Nie zgadzamy się na takie obozy. Nie będziemy dozorcami naszych braci".
Wywoływanie głodu w Afryce i kryminalizacja uciekinierów
Sposobność ucieczki drogą morską powstaje wskutek pewnej szczególnej okoliczności – szybkiego upadku afrykańskich społeczności rybackich na wybrzeżach Atlantyku i Morza Śródziemnego. Oto kilka liczb.
Na całym świecie 35 milionów ludzi żyje bezpośrednio i wyłącznie z rybołówstwa, a 9 milionów z nich mieszka w Afryce. Ryby dostarczają w Azji 23,1% spożywanego białka zwierzęcego, a w Afryce – 19%. Z kolei 66% wszystkich spożywanych ryb łowi się na otwartym morzu, a 7% na wodach przybrzeżnych. Ryby pochodzące z hodowli wodnych (akwakultura) stanowią 27% światowej produkcji. Zarządzanie zasobami ryb łownych, które przemieszczają się zarówno wewnątrz stref ekonomicznych poszczególnych państw, jak poza nimi, stanowi więc dla ich społeczeństw kwestię życiowej wagi, związaną bezpośrednio z możliwością znalezienia pracy i wyżywienia.
Większość państw Czarnej Afryki jest zadłużona. Sprzedają więc swoje prawa połowu przedsiębiorstwom przemysłowym z Japonii, z Europy i z Kanady. Statki-przetwórnie wysyłane przez te firmy niszczą zasoby rybne społeczności rybackich nawet na wodach przybrzeżnych. Używają sieci o drobnych oczkach (co jest w zasadzie zakazane), działają nieraz poza okresami, w których połowy są dozwolone. Większość rządów afrykańskich, które podpisały koncesje, nie posiada floty wojennej i nie ma żadnych środków, by wyegzekwować przestrzeganie umowy. Na morzu rządzi piractwo. Wioski nadmorskie upadają. Statki-przetwórnie łowią ryby, przerabiają je na mrożonki, na mąkę i na konserwy, a następnie wysyłają je na rynek. Przykładem niech będzie Gwinea Bissau, kraj, który dysponuje wspaniałą strefą ekonomiczną do połowów, a którego mieszkańcy, stary lud rybacki, muszą kupować – za duże pieniądze – duńskie, kanadyjski czy portugalskie konserwy rybne.
Zrujnowani rybacy, żyjący w nędzy, zrozpaczeni, bezbronni wobec tej grabieży, sprzedają za bezcen swoje łodzie mafijnym paserom lub sami się nimi stają. Ich barki, zbudowane z myślą o połowach przybrzeżnych na wodach terytorialnych, nie są zazwyczaj przystosowane do nawigacji na pełnym morzu.
To jeszcze nie wszystko... W Afryce mieszka prawie miliard ludzi. W latach 1972-2002 liczba Afrykańczyków poważnie i stale niedożywionych wzrosła od 81 do 203 milionów. Powody są liczne. Główny związany jest ze Wspólną Polityką Rolną Unii Europejskiej.
Państwa uprzemysłowione Organizacji Europejskiej Współpracy Gospodarczej zapłaciły swoim hodowcom i rolnikom w 2006 r. ponad 350 miliardów dolarów tytułem subwencji na produkcję i eksport. Unia Europejska stosuje dumping rolniczy z bezgranicznym cynizmem. Skutek – systematyczne niszczenie rolnictwa spożywczego w Afryce.
Weźmy taki przykład. Sandaga, największy targ produktów bieżącej konsumpcji w Afryce Zachodniej. Miejsce gwarne, kolorowe, pełne zapachów i najróżniejszych cudów, leżące w samym sercu Dakaru. Można tam kupić, zależnie od pory roku, warzywa i owoce portugalskie, francuskie, hiszpańskie, włoskie, greckie itd. – za jedną trzecią lub za połowę ceny odpowiednich produktów lokalnych.
Kilka kilometrów dalej, w palących promieniach słońca, chłop z plemienia Wolof pracuje nawet po piętnaście godzin dziennie razem ze swoimi dziećmi i z żoną. Nie ma on najmniejszej szansy na zapewnienie sobie przyzwoitego minimum środków do przeżycia.
Na 52 kraje afrykańskie 37 jest prawie wyłącznie rolniczych.
Niewiele ludzi na świecie pracuje tak dużo i w tak trudnych warunkach jak Wolofowie z Senegalu, Bambrowie na Mali, Mossi z Burkina Faso czy Bashi z Kiwu. Europejska polityka dumpingu rolniczego zniszczyła życie im i ich dzieciom.
Wróćmy do FRONTEX. Hipokryzja brukselskich komisarzy jest skandaliczna – z jednej strony sami przyczyniają się do nasilania głodu w Afryce, z drugiej kryminalizują uciekającą przed nim ludność.
Aminata Traore podsumowała sytuację w ten sposób: "Zasoby ludzkie, finansowe, technologiczne, które europejska dwudziestka piątka uruchamia przeciwko fali imigracji afrykańskiej, to właściwie środki wojenne w pełnym tego słowa znaczeniu, wymierzone przez tę światową potęgę w bezbronnych, młodych ludzi z afrykańskich wsi i miast, których prawa dostępu do edukacji, informacji gospodarczej, pracy i możliwość zapewnienia sobie wyżywienia w ich państwach są kpiną. Padają oni ofiarami decyzji i wyborów dokonywanych na szczeblu makroekonomicznym, z którym nie mają nic wspólnego, i są ścigani, oszukiwani, upokarzani, kiedy usiłują szukać ratunku w emigracji. Ci, którzy zginęli lub zostali ranni lub okaleczeni w czasie krwawych wydarzeń w Ceucie i w Melilli w 2005 r., te tysiące wycieńczonych z głodu i osłabienia ludzi, którzy lądują miesiąc w miesiąc na plażach Mauretanii, na wyspach Kanaryjskich, na Lampedusie, czy jeszcze gdzie indziej – wszyscy oni są również ofiarami tej wymuszanej i kryminalizowanej zarazem emigracji".
Jean Ziegler
tłumaczenie: Magdalena Kowalska
Autor jest pisarzem i profesorem na uniwersytecie w Genewie. Był Sprawozdawcą Specjalnym Praw Człowieka Narodów Zjednoczonych ds. Praw do Wyżywienia. Jest autorem książki "La Faim dans le monde expliquée agrave on fils", Seuil, Paryż 2000. Tekst ukazał się w miesięczniku "Le Monde Diplomatique - edycja polska".