Szygiel: Żydowska narzeczona a wolność prasy

[2008-10-01 11:01:33]

Dziennikarze w Polsce na ogół wiedzą kim jest Nicolas Sarkozy (choć francuska korespondentka w Warszawie mówiła mi, że dostała czkawki ze śmiechu widząc w kiosku Przekrój porównujący - na okładce - "Sarko" do de Gaulle’a...), ale kto wie kim jest Jean Sarkozy? Jean jest 21-letnim synem prezydenta, który robi błyskotliwą karierę w partii swego ojca i właśnie chce się żenić z dziedziczką jednej z największych francuskich fortun. To właśnie Jean i jego narzeczona stali się mimowolnymi bohaterami nieprawdopodobnej afery komiczno-dramatycznej, która od kilku tygodni rozdziera Francję: poszło o parę zdań w tygodniku satyrycznym...

Jak nadciągała burza

"Charlie Hebdo" to historyczny kontynuator słynnego "Hara-Kiri", "gazety głupiej i złośliwej", zakazanej zaraz po śmierci de Gaulle’a w Colombey-les-Deux-Eglises. Na pierwszej stronie ukazał się wtedy wielki tytuł "Tragiczny bal w Colombey: jedna osoba nie żyje!" (nieco wcześniej doszło do tragedii w jednej z francuskich dyskotek, zginęło prawie 150 osób). "Charlie" zaczął wychodzić na początku lat dziewięćdziesiątych, częściowo ze starą ekipą rysowników i felietonistów. Jest to pismo wolterowskie, antyrasistowskie, wyśmiewające religię i przede wszystkim polityków. Nie da się go porównać do niczego, co wychodzi w Polsce: tygodnik "Nie" to w porównaniu do "Charlie" pobożna książeczka dla dzieci.

Pismo, mimo powszechnej krytyki, przedrukowało wszystkie duńskie, antymuzułmańskie karykatury, które swego czasu narobiły tyle hałasu. To był sukces czytelniczy, finansowy (redakcja nie publikuje reklam) i sądowy. Sąd przyznał, że rysunki bezczelnie utożsamiały islam z terroryzmem, co jest głęboko niesprawiedliwe i "może mieć rasistowskie podłoże", ale w imię wolności prasy i ze względu na charakter gazety oddalił oskarżenie.

Część lewicy, która, jak wszyscy, poparła ten wyrok, zaczęła jednak zwracać uwagę, że "Charlie" ostatnimi laty coraz zajadlej krytykuje islam, z wydźwiękiem cokolwiek rasistowskim, a redaktor naczelny Philippe Val za bardzo zaprzyjaźnia się z redaktorami naczelnymi gazet, których właściciele są osobistymi przyjaciółmi Nicolasa Sarkozy’ego. Przebąkiwano, że coś za często występuje w telewizji i radiu, że jednak za bardzo miesza się z tym media-establishmentem, który niegdyś tak krytykował...

Zdanie, które poruszyło rząd

Napisał je na początku lipca Sine (Maurice Sinet) w swoim cotygodniowym felietonie słowno-rysunkowym, który bywa rodzajem pobieżnego przeglądu prasy. Sine ma 80 lat, należy do starej gwardii satyryków-anarchistów; został nieco zmurszałym symbolem publicystycznej niezależności i laickiego antyrasizmu. Swój felieton przysłał faksem z sanatorium: "(...) Jean Sarkozy, syn swego ojca, (...) powiedział, że chce przejść na judaizm zanim poślubi swoją narzeczoną, Żydówkę, spadkobierczynię założycieli [nazwa znanej marki]. Poradzi sobie chłopak w życiu.", poczym przeszedł do innego tematu.

Przez pierwsze sześć dni nic się nie działo. Aż Claude Askolovitch, dziennikarz "Nouvel Observateur", przed mikrofonami stacji RTL, oskarżył Sine o kłamstwo i karygodny antysemityzm, który ujawnia się w tym zdaniu poprzez utożsamienie judaizmu z pieniędzmi i władzą. "To się ukazało w piśmie, które nie jest antysemickie" – podkreślał Askolovitch.

Dziennikarz wyrzucony z pracy

Wypadki nabierają tempa. Do Philippe’a Vala dzwoni adwokat matki Jeana Sarkozy’ego (nie chodzi o Carlę Bruni). Redaktor naczelny "Charlie Hebdo" zwalnia z pracy rysownika. Ze skutkiem natychmiastowym, po kłótni na temat przeprosin. Sine odmówił: "Do cholery, przecież tu chodziło o oportunizm faceta, jaki rasizm czy antysemityzm?". Oświadcza, że oskarżenie o antysemityzm to pretekst, bo go po prostu Val od dawna nie znosił. Następny "Charlie Hebdo" wychodzi bez felietonu Sine, pierwszy raz w swojej historii.

Val mówił później: "Nie czytałem tego, oprócz jakiegoś pierwszego, gównianego akapitu, no i poszło", choć właściwie w "Charlie" tekstów nie jest za dużo. Największy to cotygodniowy, sążnisty artykuł redakcyjny samego Vala. Posypały się na niego nie tylko internetowe gromy. "Gdzie się podziała wolność prasy?".

W "Le Monde" ukazał się list otwarty w obronie Vala podpisany przez 20 osobistości. Tekst oskarża Sine o prymitywny antysemityzm. Wśród sygnatariuszy wielkie nazwiska: Claude Lanzmann, Elie Wiesel, Bernard-Henri Levy... "Sine przekroczył granicę między humorem a obelgą, między karykaturą a nienawiścią". Val wyjaśnia gdzie indziej, że zdanie Sine "może być interpretowane jako utożsamianie przejścia na judaizm z awansem społecznym, a tego się nie da obronić przed żadnym sądem".

Na łamach "Le Figaro" znany komentator Alexandre Adler, komunista, który przeszedł na pozycje proamerykańskiego neokonserwatyzmu, zarzucił Sine homofobię i propalestyński stalinizm. Ktoś zwraca uwagę, że na witrynie internetowej "Le Figaro", pod artykułem Adlera, tkwi absurdalna reklama szwajcarskiego przedsiębiorstwa medycznego "Czy jesteś Żydem? Sprawdzamy DNA". Reklama Google się zmienia.

W końcu lipca minister kultury Francji Christine Albanel mówi dziennikarzom: "Rysunki i teksty Sine odwołują się do stereotypów i karykatur z innej epoki. Chcielibyśmy, by to na zawsze zniknęło."

LICRA, znana organizacja anty-antysemicka, zapowiada doniesienie na Sine.

"Żyd to rasowy człowiek?"

Policja zaoferowała ochronę przed domem Sine, ze względu na pogróżki jakiegoś człowieka udzielającego się na witrynie internetowej Betaru (syjonistyczna organizacja paramilitarna) jako "Mordechai Anielewicz", Sine odmawia. Zapowiada proces przeciwko Askolovitchowi, nie zgadza się też ze zwolnieniem. Jego nowy felieton drukuje "Nouvel Observateur".

Laurent Joffrin, redaktor naczelny "Liberation" (lewicowy dziennik założony przez Sartre’a, kupiony kilka lat temu przez Eduarda de Rothschilda, przyjaciela aktualnego prezydenta), wyjaśniał problem fatalnego zdania we własnej gazecie. Podkreślał antysemityzm Sine, jego zdanie uważał za atak na "rasę żydowską", poprzez wywoływanie widma "rządu Żydów". Tak poszło w wydaniu papierowym, tekst zmienił w Internecie, dodając PS: "Wielu czytelników zszokowały słowa o "rasie", źle je dobrałem, "społeczność", albo "naród" byłyby bardziej trafne."

Tymczasem "Canard Enchaine" wygrzebał fragment artykułu o wizycie prezydenta w Izraelu, który ukazał się w "Liberation" jeszcze w czerwcu, na tydzień przed publikacją "zdania Sine": "Patrick Gaubert, przewodniczący LICRA i przyjaciel Nicolasa Sarkozy’ego, zapewnia, że nigdy nie rozmawiał z nim o religii. Zauważa, że Jean, syn Nicolasa Sarkozy’ego, zaręczył się właśnie z Żydówką, spadkobierczynią założycieli [nazwa znanej marki] i zamierza przejść na judaizm, by się z nią ożenić. - W tej rodzinie pamięta się o swoich korzeniach – śmieje się Gaubert." Więc to o tym mówił Sine.

Prasa łapie się za głowę

"Zdaje pan sobie sprawę, że nie popiera mnie żaden nieżydowski dziennikarz?" – żalił się Val dziennikarzowi Liberation, który pisał o Sine. Za to znana żydowska adwokat "Charlie Hebdo", feministka Gisele Halimi, demonstracyjnie zerwała z redakcją. Halimi uważa, że żaden francuski sąd nie zakwalifikowałby wypowiedzi Sine jako antysemickiej. "Sine to niestety macho, ale nie antysemita, akcja przeciw Sine ma na celu podtrzymywanie psychozy prześladowanego Żyda." Wiele innych żydowskich osobistości poparło Sine.

W Internecie krążą złośliwe kpiny z Philippe’a Vala, wybuchła dyskusja "czy oskarżenie o antysemityzm może być instrumentem dyskwalifikacji i wykluczenia", jedni mówią o "niebezpieczeństwie utożsamiania krytyki Izraela z antysemityzmem" a drudzy o "lewicowym antysemityzmie".

"Jakie to wszystko paryskie" – pisze prasa na prowincji. Czy "afera Sine" to znak nowej epoki czy letnia burza w szklance wody, o której po wakacjach wszyscy zapomną? Powstaje jednak coraz więcej artykułów o przebiegu skandalu i debaty, może z powodu sezonu ogórkowego. Ciągle jest coś nowego: CRIF, naczelna rada organizacji żydowskich we Francji, wydała specjalne oświadczenie z wyrazami solidarności z Philippem Valem, który słusznie "ukarał Sine za jego występek".

Położę cię na łopatki

Wczoraj Sine ogłosił list otwarty do swego byłego redaktora naczelnego:

"Philippe,

musisz być – jak każdy właściciel, który się szanuje - dumny, że mnie tak łatwo dopadłeś i wywaliłeś (bez odszkodowania). Tak długo o tym marzyłeś.

Ale jest problem, możesz się skaleczyć. "Stary" podaje ci do rozplątania drut, który może być kolczasty. Twoja postawa mnie nie dziwi, ale oburza mnie kurewsko poddana ci postawa ekipy. Tylko nieliczni oparli się twemu naciskowi i zgodzili się podpisać popierającą mnie petycję, która, w momencie gdy to piszę, została podpisana przez ponad 10 tysięcy osób!

W czasie tej dawno sprzedanej walki stoisz w prawym rogu ringu, podczas gdy twoi panowie wciskają ci ołów do rękawic: Claude Askolovitch, Alexandre Adler, mecenas Goldnadel, Elie Wiesel (...) i tak dalej.

W moim, lewym narożniku są Rony Brauman, Jean-Luc Godard, Edgar Morin, Marina Vlady, Michel Warschawski (...) i jeszcze…

Przegrywasz walkę na punkty czytając te nazwiska. Nie pozostaje mi już nic innego, jak cię znokautować. Możesz na mnie liczyć, będziesz leżał przed 15 rundą. Bukmacherzy nie bardzo chcą na ciebie stawiać!

Sine

P.S. Cztery lata temu korsykańscy nacjonaliści wysadzili w powietrze mój dom, a dzisiaj żydowscy ekstremiści grożą mi śmiercią (...)."

A więc to dopiero początek, Sine idzie na wojnę. Organizacja obrony wolności prasy na razie na to wszystko nie reaguje. Nie ona jedna nie wie co właściwie myśleć o historii żydowskiej narzeczonej.

Żydowska narzeczona a wolność prasy II

Po 6 dniach od publikacji pojawiło się pierwsze publiczne oskarżenie Sine o antysemityzm. Później był list potępiający w "Le Monde", podpisany przez 20 znanych osobistości, gromy ze strony czołowej prasy i rządu, a w końcu prokuratorskie oskarżenie o "nawoływanie do nienawiści rasowej". Philippe Val, redaktor naczelny "Charlie Hebdo", oświadczył, że nie czytał felietonu Sine przed publikacją. Fala antysinetyzmu podziałała uspokajająco, wszyscy rozjechali się na wakacje. Ale kiedy wrócili nadszedł dzień 10 września. Kluczowy dla tej historii.

Co się stało 10 września?

Po pierwsze, tego dnia żydowska narzeczona młodego syna prezydenta Francji przestała być narzeczoną. Młodzi wzięli ślub cywilny w dzień powszedni, jakby chcieli zignorować prasowe plotki, jakoby Jean, w perspektywie tego małżeństwa, chciał przejść na judaizm. Nie ma żadnych wiadomości o ew. ceremonii religijnej. O narzeczonej można zapomnieć.

Po drugie, tego dnia była środa, a środa to dzień, w którym w kioskach ukazuje się najświeższy numer "Charlie Hebdo", już oczyszczony z Sine. Na okładce, klasyka stylu tygodnika, przywitanie Benedykta XVI (z oficjalną wizytą we Francji): pod wielkim tytułem "Bóg nie istnieje", karykatura papieża, który odpowiada "To gnój! Domyślałem się". Z pewnością nie chodzi tu o żadną aluzję do sprawy żydowskiej narzeczonej. W numerze w ogóle nie było nic, co odnosiłoby się do afery Sine, który, jak się wydawało, dożywał swych dni na marginesie wydarzeń. O "Charlie Hebdo" można zapomnieć.

Po trzecie, tego dnia w kioskach ukazał się pierwszy numer nowego, francuskiego tygodnika satyrycznego. Na okładce figuruje wielka autokarykatura Sine, który pokazuje tzw. faka, do tego napis: "To znowu ja!". Tygodnik nazywa się "Sine Hebdo" i na pierwszy rzut oka wygląda tak samo, jak coś, o czym mogliśmy zapomnieć.

Jak to było możliwe?

Okazało się otóż, że nie wszyscy porozjeżdżali się na sierpniowe wakacje. Mieszkanie starego anarchisty Sine zamieniło się w punkt kontaktowy, jego żydowska żona-emerytka zajęła się organizacją, w ciągu dwóch tygodni powstała 40-osobowa ekipa dziennikarska, jest sporo znanych nazwisk. Są też Żydzi, jak zdeklarowany syjonista, filozof Michel Onfray czy znany, izraelski publicysta Michel Warschawski. Później mówili, że wzięli się do pracy z powodu ich szacunku dla wolności prasy. To miała być manifestacja.

Pogłoski o powstającej gazecie krążyły od początku września. Traktowano te zapowiedzi z pewnym rozczuleniem, jako bezczelny pokaz fajerwerków przed ostateczną śmiercią Sine, jako, ostatecznie, sympatyczną manifestację właśnie, ostatni korek od szampana, by przejść do innych spraw. Mało kto się jednak spodziewał, że to wcale nie to, było prawdziwą bombą. Sine obiecał, że nasra w begonie i tak się stało.

Bomba 11 września

Wybuchła późnym wieczorem, w mieszkaniu Sine. Była to wiadomość z dystrybucji, że po dwóch dniach nie ma w sprzedaży ani jednego egzemplarza "Sine Hebdo". 135 tysięcy egzemplarzy rozeszło się po 2 euro sztuka. Rzucono na rynek ostatnie 5 tysięcy, przeznaczone wcześniej do rozdania za darmo, i zlecono gorączkowy dodruk. Wszyscy nagle zrozumieli, że nikt już nie będzie myślał o tym, o czym słusznie można było zapomnieć. To było niebywałe zwycięstwo.

Liczba tych, którzy myśleli, że to jednorazowy występ radykalnie się zmniejszyła. Manifestacji dziennikarzy odpowiedziała manifestacja czytelników. Nawet jeśli w końcu zejdzie z tego powietrze, historia żydowskiej narzeczonej pozostanie ciekawym przykładem żywej, społecznej reakcji na kwestię wolności wypowiedzi.

Prawnicy zgodnie uważają, że żaden sąd nie skaże Sine za antysemityzm. Ukarano antysinetyzm, żeby było śmiesznie.

Jerzy Szygiel


Artykuł pochodzi z blogu autora na stronie www.wirtualnemedia.pl.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



MARSZ DLA PALESTYNY
Warszawa, Pomnik Mikołaja Kopernika
📅 Sobota, 30 listopada 2024 r., godz. 15.00
Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek

Więcej ogłoszeń...


29 listopada:

1910 - Lewicowi studenci Uniwersytetu Jagiellońskiego nie dopuścili do wykładu ks. Kazimierza Zimmermanna, w odpowiedzi na co relegowano 3 z nich, 16 ukarano naganą, co doprowadziło do wybuchu strajku studentów, po którym uczelnia została czasowo zamknięta

1938 - W Mińsku zmarł Bronisław Taraszkiewicz, białoruski działacz polityczny, filolog; 1922–27 poseł na Sejm RP, 1925–27 przewodn. Hromady, od 1925 w KP Zachodniej Białorusi, więziony; od 1933 w ZSRR, 1937 aresztowany; rozstrzelany.

1944 - Tomasz Arciszewski (PPS) został premierem RP na uchodźstwie.

1947 - Uchwała ONZ o podziale terytorium Palestyny i utworzeniu dwóch państw: arabskiego i żydowskiego

1987 - Odbyło się referendum nt. dalszych reform gospodarczych i demokratyzacji życia.

2004 - W Chile opublikowano Raport Valecha dotyczący zbrodni popełnianych przez reżim gen. Augusto Pinocheta.

2012 - Palestyna uzyskała status nieczłonkowskiego państwa obserwatora ONZ.


?
Lewica.pl na Facebooku