Filip Ilkowski: Marksizm i wyzwolenie

[2010-02-14 00:02:33]

Marks pisał o niej od czasu swych młodzieńczych pism dotyczących wyobcowania człowieka w kapitalistycznym społeczeństwie wynikającego z wyobcowania pracownika od własnej pracy, poprzez Manifest komunistyczny wzywający "proletariuszy wszystkich krajów" do obalenia burżuazji, która właśnie w klasie pracowniczej znaleźć ma "własnych grabarzy", po Kapitał wyjaśniający zjawisko wyzysku sprzedającego swą siłę roboczą pracownika.

Podstawowym konfliktem, który określał kapitalizm i dzięki któremu system ten mógł funkcjonować, był dla niego konflikt klasowy dotyczący stosunków w miejscach pracy. Marks przewidywał, że wraz z rozwojem kapitalizmu zwiększać się będzie liczba pracowników najemnych. Im kapitalizm będzie skuteczniejszy, im bardziej będzie powiększał kapitał, tym bardziej będzie zwiększał klasę mogącą zadać mu ostateczny cios likwidując tym samym samo społeczeństwo klasowe. Drugą stroną medalu kapitału, jest bowiem zawsze praca najemna. Późniejsi marksiści rozwijali tę teorię. Węgierski rewolucjonista G. Lucacs w "Historii i świadomości klasowej" zastanawiał się np. w jaki sposób klasa pracownicza może zrzucić narzucaną jej przez codzienność kapitalistyczną ideologię i dojść do własnej świadomości rewolucyjnej. Jak z narzędzia w rękach klasy kapitalistycznej, przedmiotu procesu historyczno-dziejowego, może stać się jego zbiorowym podmiotem.

Odwrót od pracowników


Od lat 50-tych wśród radykalnych myślicieli pojawiła się jednak tendencja podważania roli klasy pracowniczej jako potencjalnego rewolucyjnego podmiotu. Miało to związek z rzeczywistością wielkiego powojennego boomu gospodarczego. Pracownicy, przynajmniej w krajach uprzemysłowionych, żyli znacznie lepiej niż ich rodzice pamiętający wielki kryzys i II wojnę światową. Problem bezrobocia praktycznie przestał istnieć – nie tylko w Bloku Wschodnim, ale i na Zachodzie. Lodówki, pralki, telewizory, a czasem nawet domki z ogrodem były nie tylko luksusem elit. Wybitny krytyk "społeczeństwa dobrobytu", H. Marcuse, w "Człowieku jednowymiarowym" był więc głęboko pesymistyczny, co do możliwości zmiany społecznej. Klasa pracownicza, twierdził, została w pełni wchłonięta przez system i przestała być siłą rewolucyjną. Resztki nadziei lokował on w grupach, które nie załapały się na powojenny dobrobyt – mniejszościach rasowych i narodowych, a przede wszystkim ludach Trzeciego Świata. Podobne poglądy nie były odosobnione. W momencie, gdy strajków było niewiele, liderzy związkowi w ramach "konsensusu społecznego" współpracowali z władzą, a jednocześnie przez świat przetaczała się fala dekolonizacji, Che Guevara z pewnością był lepszym symbolem rewolucyjnego heroizmu niż szwedzki związkowy biurokrata.

Podobne poglądy straciły nieco na znaczeniu na przełomie lat 60-tych i 70 -tych, gdy w różnych krajach, jak Francja, Włochy, Brytania, Polska, Hiszpania, Portugalia czy Argentyna doszło do potężnych wystąpień pracowniczych. Francuski maj 1968 r. przyniósł największy do tamtej pory strajk generalny w historii. Jednak wraz z załamaniem się i jego fragmentaryzacją ruchu antysystemowego, którego symbolem był 1968 r., teorie podważające podmiotową rolę klasy pracowniczej powróciły z całą mocą. Tym razem jednak niezmierną popularność zdobyły teorie o jej zanikaniu. Wraz z rozwojem sektora usług i zmianą charakteru pracy tradycyjny proletariat miał stopniowo przechodzić do historii. Jednocześnie myśliciele, którzy wciąż utożsamiali się z krytyką społeczną, w połączeniu z akceptacją tezy o zmieniającej się roli klasy pracowniczej dochodzili do wniosku, że relacje w miejscu pracy są tylko jednym z wymiarów "dominacji". Mamy przecież do czynienia z dyskryminacją kobiet, mniejszości narodowych czy seksualnych. Dlaczego akurat nasza "tożsamość" jako pracownika ma być najważniejszym rodzajem ucisku?

Poststrukturalizm, szczególnie M. Foucault, nadał tej wielości form opresji teoretyczny wymiar opisując współczesne "społeczeństwo dyscyplinarne", w którym władza jest reprodukowana wraz z odpowiednią "produkcją" wiedzy na każdym poziomie społeczeństwa. Nośnikami "aparatu władzy-wiedzy" są więc rodzice wobec dzieci, mężowie wobec żon, nauczyciele wobec uczniów itp., jak i sami podlegli dyscyplinując samych siebie. Podobne poglądy wciąż są wpływowe wśród współczesnych krytyków kapitalizmu. Np. M. Hardt i T. Negri w swoim "Imperium" opierając się na podobnej siatce pojęciowej doszli do wniosku, że władza jest dziś "wszędzie i nigdzie" nie opierając się już na państwie narodowym, a potencjał walki z tym zdeterytorializowanym "imperium" ma "rzesza" zbuntowanych, od chłopów państw Południa po ruchy obywatelskie w krajach rozwiniętych. Także S. Žižek, znakomicie obnażający liberalny kapitalizm, możliwość realizacji współczesnego komunizmu widzi w organizacji i buncie różnych "wspólnot", przede wszystkim mieszkańców slumsów krajów Południa.

Współczesny globalny proletariat


Podobne poglądy dotyczące roli klasy pracowniczej we współczesnym społeczeństwie kapitalistycznym są jednak bardziej produktem rozczarowania i porażek, które poniósł świat pracy w ostatnich 30 latach niż wyjaśnieniem rzeczywistych zmian. Fakty przeczą bowiem tezie o zanikaniu pracy najemnej. W praktyce jest ona powszechna bardziej niż kiedykolwiek w historii. Ch. Harman w książce "Zombie Capitalism" powołując się na dane D. Filmera z 1995 r. stwierdził, że na świecie pozadomowa siła robocza liczy 2 474 mln ludzi, z tego 889 mln pracuje za płace poza rolnictwem, 1000 mln na roli (głównie na własny rachunek), 480 mln na własny rachunek w przemyśle i usługach. Oznacza to, że klasa pracownicza, włączając dzieci i emerytów liczy globalnie przynajmniej 1,5-2 mld ludzi. Nowsze dane ONZ i CIA są nawet wyższe. Proletariat wraz z wiejskim półproletariatem stanowi więc po raz pierwszy w historii większość ludzkości.

Nawet dane o liczbie tradycyjnych robotników w krajach uprzemysłowionych są inne, niż mogłoby się wydawać. W USA liczba pracowników fabrycznych w 1998 r. była o ok. 20% wyższa niż w 1971 r. i o 50% wyższa niż w 1950 r.. W Japonii przemysłowa siła robocza podwoiła się w latach 1950 – 71 i wzrosłą o kolejne 13% do 1998 r. Oczywiście, nie we wszystkich krajach mieliśmy do czynienia ze wzrostem. Francja, Brytania czy Włochy są odwrotnym przykładem. Ogólnie w tzw. starych krajach uprzemysłowionych mieliśmy w 1998 r. 112 mln robotników przemysłowych (mniej o 7, 5 mln od 1971 r., ale więcej o 25 mln od 1950 r.). Ten niewielki spadek wynikał głównie z powodu rozwoju sektora "usług", które są jednak bardzo szeroką kategorią zawierającą zarówno pracowników sieci telefonicznych czy hipermarketów, jak i doradców finansowych. Warto podkreślić, że w 2007 r. 20% światowej produkcji przemysłowej wciąż odbywało się w USA, a 25% w starej unijnej "piętnastce".

W skali globalnej 40% pracowników przemysłowych znajduje się obecnie w krajach OECD, 25% w Chinach, 7% w Indiach, 7% w Ameryce Łacińskiej. Pokazuje to, że wzrost klasy pracowniczej w krajach Południa jest nierównomierny. W Afryce w latach 80-tych jej liczba w istocie spadła (połowa nierolniczej siły roboczej w Afryce nie ma formalnego zatrudnienia), co miało związek z załamaniem wzrostu gospodarczego. W Chinach liczba pracowników rośnie, ale wolniej niż gospodarka. Powszechna urbanizacja, jakkolwiek odrywa ludzi od tradycyjnej pracy na roli, nie tworzy więc automatycznie pracowników najemnych. Rozwój "sektora nieformalnego" ma miejsce także w Ameryce Łacińskiej – choć np. w Brazylii szacuje się, ze połowa "nieformalnych prac" to praca najemna. Jednak "sektor nieformalny" to nic nowego w historii kapitalizmu i niesie on szereg sprzeczności tak dla kapitału, jak i dla pracy. W dłuższej perspektywie, szczególnie przy wymagających większych umiejętności rodzajach pracy, formalna praca staje się dla kapitału bardziej opłacalna. Ponadto wielu "nieformalnych" jest, przynajmniej okresowo, pracownikami, którzy mają możliwości oporu, szczególnie jeśli na nich się opiera w większym stopniu produkcja zysków. W praktyce metropolie (i gospodarstwa domowe) Południa są zwykle mieszanką pracowników mających formalne zatrudnienie, rzeszy uczestników sektora nieformalnego i bezrobotnych, których losy są mocno ze sobą sprzężone.

Konflikt klasowy i walka z dyskryminacją


Klasa pracownicza ma więc bardziej niż kiedykolwiek potencjał stania się podmiotem rewolucyjnej zmiany w skali globalnej. Wciąż pozostaje jednak pytanie, o relacje wyzysku wobec rozmaitych przejawów dyskryminacji. Pytanie aktualne także dlatego, że zarówno w historii, jak i dziś, wielu samozwańczych marksistów, ignoruje kwestie dyskryminacji rasowej, płciowej czy seksualnej uznając, że to kwestie "drobnomieszczańskie", czy "nie dotyczące robotników", co zwykle jest przykrywką dla ich własnych drobnomieszczańskich uprzedzeń. Relacje w miejscach pracy są kluczowe nie dlatego, że pracownikom należy się największe współczucie czy największy podziw. W praktyce sytuacja niepracującej poza domem kobiety, drobnego rolnika czy bezrobotnego mieszkańca slumsów może być dużo trudniejsza niż osoby pracującej najemnie. Jednak kapitalizm, tak jak za czasów Marksa, polega na nieustannym pomnażaniu kapitału, które może mieć miejsce tylko dzięki wyzyskowi w miejscach pracy. Tym samym wszelki bunt pracowników jest w pewnym sensie automatycznie antykapitalistyczny, gdyż uderza w istotę działania systemu. Gdy pracownicy okupują swe zakłady podważają jednocześnie klasowe panowanie "pracodawców" nad produktami własnej pracy, pokazując jednocześnie błysk możliwego społeczeństwa socjalistycznego opartego na wspólnej własności i demokratycznej kontroli w gospodarce. Bunt jakiekolwiek innej grupy społecznej nie ma tego charakteru. To nie znaczy, że marksiści powinni ignorować walkę z różnymi rodzajami dyskryminacji. Każdy poważniejszy kryzys społeczny cechuje się tym, że grupy dyskryminowane podnoszą głowę domagając się sprawiedliwości. Ostatecznie wszelkie rodzaje ucisku społecznego są dziś reprodukowane z powodu potrzeb kapitalizmu. Np. istniejący "jedyny słuszny" model rodziny – z podległą rolą kobiet i piętnowaniem homoseksualizmu - nie jest przypadkiem, ale formą najlepiej odpowiadającą potrzebom pomnażania kapitału. Dlatego chcąc skończyć w wszelkimi formami dyskryminacji, trzeba uporać się z istnieniem społeczeństwa klasowego, a to oznacza konieczność powiązania z walką pracowniczą. Z drugiej strony klasa pracownicza chcąc być podmiotem będącym magnesem dla wszelkich ruchów społecznych musi stać się – słowami Lenina – trybunem wszystkich uciskanych. Konkretny wyraz musi to znaleźć w pracowniczych organizacjach politycznych dążących do niezależnej polityki tej klasy na drodze do własnego wyzwolenia w powiązaniu z wyzwoleniem wszystkich dyskryminowanych.

Filip Ilkowski


Artykuł ukazał się w lutowym numerze miesięcznika "Pracownicza Demokracja" pod tytułem "Dlaczego klasa pracownicza ma klucz do wyzwolenia?".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


28 listopada:

1820 - W Wuppertalu urodził się Fryderyk Engels.

1893 - Nowozelandki jako drugie w świecie - po mieszkankach stanu Wyoming (USA) - mogły zagłosować w wyborach.

1905 - W Irlandii powstała partia Sinn Féin.

1918 - Strajk 12 tys. robotników miejskich w Warszawie; żądania podwyżki płac oraz zwiększenia przydziałów żywności.

1918 - Dekretem Tymczasowego Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego kobiety w Polsce uzyskały prawa wyborcze.

1942 - Oddział Gwardii Ludowej rozbił obóz pracy przymusowej w Zakrzówku koło Iłży i uwolnił ponad 100 więźniów.

1942 - W Warszawie został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach I sekretarz KC PPR Marceli Nowotko.

2009 - Urzędujący prezydent Namibii Hifikepunye Pohamba (SWAPO) został wybrany na II kadencję, zdobywając ponad 75% poparcia.

2016 - Duško Marković z socjaldemokratycznej DPS został premierem Czarnogóry.


?
Lewica.pl na Facebooku