Piotr Szumlewicz: Czy poliamoria nas wyzwoli?

[2012-09-01 10:27:26]

Na polskim rynku wydawniczym pojawił się manifest zwolenników związków otwartych i poliamorycznych (kilkuosobowych). Puszczalscy z zasadami to pochwała przejrzystej wspólnoty seksualno-emocjonalnej, w której grono równych, uczciwych ludzi wchodzi w dojrzałe, odpowiedzialne relacje pozbawione przemocy i oparte na jawności i komunikacji. Wszyscy wyrażają wprost swoje potrzeby i dążą do ich zaspokojenia. Zdaniem dwóch amerykańskich autorek, Dossie Easton i Janet W. Hardy, w wyniku wspólnych negocjacji osoby zaangażowane w relację mogą osiągnąć konsensus, który pozwoli im na pełne, szczęśliwe życie. W książce pojawia się wiele cennych spostrzeżeń, które w stabuizowanym, katolickim społeczeństwie, takim jak polskie, są niewątpliwie ważne i godne nagłośnienia. Publikacja obala wiele mitów na temat osób, które żyją w związkach kilkuosobowych i na których ciąży piętno „ludzi bezwartościowych, upadłych, rozwiązłych i steranych życiem, wyzutych z moralności awanturników – destrukcyjnych, niepanujących nad sobą i przejawiających jakąś formę psychopatologii, która nie pozwala im stworzyć zdrowego, monogamicznego związku” (s. 14–15). Autorki pokazują, że poliamoria wcale nie wyklucza zasad i często opiera się na regułach lepszych, pełniejszych i uczciwszych, niż te, które panują w związkach monogamicznych. Zarazem odsłaniają one kilka prawd o życiu seksualnym i emocjonalnym, o których wiele osób wie, ale z racji dominujących wyobrażeń ukrywa je, często unieszczęśliwiając siebie i swoich bliskich.

Przede wszystkim autorki odrzucają wizję zamkniętej miłości romantycznej, w której nie istnieją dylematy związane z wiernością, nie ma konfliktów, nie zmieniają się pragnienia, nie istnieją inni bliscy ludzie poza partnerami. To nie tylko model często represyjny, tłumiący potrzeby jednego, a niekiedy obydwojga partnerów, ale też nieprawdziwy, bo nawet najbliższe sobie pary mają odrębnych przyjaciół, własne fantazje, kompleksy, obawy. W miłości romantycznej, której zwieńczeniem jest najczęściej małżeństwo, bywa, że o wielu sprawach się nie mówi, wiele kwestii związanych z seksem, emocjami, oczekiwaniami życiowymi jest wypartych poza nawias związku. Formułowanie swoich potrzeb seksualnych, towarzyskich czy zawodowych (szczególnie przez kobiety), w tradycyjnym modelu małżeństwa uchodzi za atak na rodzinę, stąd tabuizacja tych obszarów jest traktowana jako element troski o jej stabilność. Nie ulega więc wątpliwości, że apel autorek książki, by komunikować swoje pragnienia, oczekiwania życiowe, negocjować z partnerką/partnerem większość aspektów życia prywatnego i zawodowego, stanowi olbrzymi krok naprzód w porównaniu z obowiązującą w Polsce etyką życia w bliskich relacjach. Autorki odrzucają również rozpowszechnione, destrukcyjne przekonanie, że związek opiera się na posiadaniu drugiej osoby. Miłość rozumieją jako troskę o to, by bliska nam osoba czuła się doceniana w jej indywidualnych potrzebach i zainteresowaniach, nie była zaś jedynie uzupełnieniem naszego projektu życiowego.

Drugim ważnym elementem książki jest spostrzeżenie, że istnieją związki nieromantyczne, tak dwu-, jak i wieloosobowe, że ludzie wchodzą w bardzo różne relacje zarówno o podłożu seksualnym, jak i nieseksualnym. Ta z pozoru banalna konstatacja ma bardzo istotne konsekwencje. Autorki odsłaniają i dowartościowują wielość relacji kilkuosobowych, stawiając zarazem trudne pytania o to, jak poradzić sobie w takich układach, jak być w nich szczęśliwym/ą i usatysfakcjonowanym/ą.

Autorki wiele piszą o swoim szczęściu i spełnieniu seksualnym w relacjach poliamorycznych, niemniej jednak przy próbie przeniesienia ich propozycji na całe społeczeństwo coś zaczyna szwankować. Ich wizja wydaje się zbyt landrynkowa, bezproblemowa, bezkonfliktowa. Przede wszystkim samo pojmowanie poliamorii jest w książce niezwykle wyidealizowane. Oto bowiem związki poliamoryczne mają być z definicji oparte na komunikacji, przejrzystości, szczerości, poszanowaniu potrzeb i dążeń partnera. Nie ma być w nich przemocy ani manipulacji. Każdy ma dążyć nie tylko do własnego szczęścia, ale też satysfakcji wszystkich swoich partnerów. Czy takie związki istnieją? Momentami książka brzmi jak katechizm nowej religii. Autorki przypominają niektórych entuzjastów tradycyjnych więzi, którzy twierdzą, że rodzina na mocy definicji jest czymś dobrym dla obydwojga partnerów. Na mocy definicji być może tak. Kłopot w tym, że definicje nie zawsze pasują do rzeczywistości. Podobny zarzut można wysunąć wobec rzeczniczek poliamorii. Niewiele mówią one o praktyce związków kilkuosobowych, a raczej wymieniają szereg zalet płynących z faktu bycia „puszczalskim/ą z zasadami”. Narzuca się pytanie, kto, kiedy i do jakiego stopnia przestrzega tych zasad?

Wyidealizowany obraz osób żyjących w relacjach poliamorycznych prowadzi do zlekceważenia wielu form władzy, które są wpisane w relacje emocjonalne. Osoby poliamoryczne, podobnie jak i te żyjące w tradycyjnych związkach, zajmują określone pozycje w hierarchii społecznej i ekonomicznej. W zależności od stanu posiadania, płci, wieku, prestiżu różnią się od siebie i często ich pozycja uprzywilejowuje ich w relacjach emocjonalnych. Nie jest też przypadkiem, że jawność w relacjach poliamorycznych dotyczy głównie osób dobrze sytuowanych, z dużych miast. Komunikacja i szczerość są łatwiejsze, gdy ma się pieniądze i prestiż. W społeczeństwie tak biednym, jak polskie argumenty odwołujące się do statusu materialnego partnerów odgrywają w związkach istotną rolę i pojawiają się w mniej lub bardziej jawny sposób. Z pewnością dotyczy to także związków poliamorycznych. Trudno byłoby prowadzić równolegle życie z kilkoma partnerami osobie, która nie posiada własnego mieszkania. Ci, którzy je posiadają, są w uprzywilejowanej sytuacji i łatwiej im realizować swoje potrzeby. Autorki pomijają ten problem, a z książki wynika, że ani one, ani ich poliamoryczni znajomi nie mają kłopotów materialnych.

Innymi słowy, postulaty wyzwolenia obyczajowego bez zmian w strukturze społecznej mogą przyczynić się do umocnienia istniejących relacji władzy. Ta obojętność na stosunki dominacji jest widoczna w podejściu autorek do prostytucji. Nie tylko nie widzą one ekonomicznego aspektu zjawiska, ale nawet nie wspominają o przemocy i upokorzeniu, które często się z nim wiąże. Wręcz przeciwnie, dla autorek prostytucja stanowi przykład relacji wzbogacającej związki: „Wiele relacji między klientem a prostytutką doprowadziło do długotrwałego połączenia, obu stronom dało dużo ciepła i czułości”. (s. 61) W praktyce wydaje się, że są to bardzo rzadkie sytuacje.

Autorki nie dostrzegają też, że coraz częściej dochodzi do seksualizacji relacji społecznych i kompulsywnej pogoni za zwycięstwem w konkurencji o posiadanie jak największej liczby partnerów. Seksizm, urodyzm czy utowarowienie seksu stają się immanentnym elementem części związków. Dotyczy to również środowisk, o których piszą autorki. Posiadanie wielu partnerów bywa częścią walki o prestiż i pozycję w grupie i ma niewiele wspólnego z wolną wspólnotą szczęśliwych poliamorystów. Życie seksualne stanowi część stosunków społecznych i nie jest zależne jedynie od indywidualnych predyspozycji osób, które je praktykują. Tymczasem Easton i Hardy sugerują, że wystarczy powziąć decyzję o wejściu w dojrzałe, poliamoryczne relacje i od tego momentu zacznie się przemiana. W ogóle nie uwzględniają kontekstu społecznego czy ekonomicznego. Richard Wilkinson i Kate Pickett, autorzy niedawno wydanej po polsku książki Duch równości, zwracają uwagę, że w społeczeństwach bardziej nierównych, o większym poziomie rozwarstwienia, ludzie w większym stopniu są zależni od reklamy i bardziej rywalizują o wyższy status społeczny niż we wspólnotach egalitarnych. Wydaje się, że dotyczy to również życia seksualnego. Kolejne podboje seksualne i emocjonalne często są częścią walki o pozycję, a nie bliskich relacji, które obejmują coraz większą liczbę osób. Z jednej strony więc w każdym społeczeństwie związki są zależne od statusu materialnego osób, które w nie wchodzą, a z drugiej w najbardziej nierównych społeczeństwach seks staje się przestrzenią walki o wysoką pozycję społeczną i obszarem, gdzie ta pozycja może być potwierdzona.

W książce trudno również odnaleźć wątki związane z psychologicznymi czynnikami dominacji w związkach. Osoby poliamoryczne jawią się jako nadludzie bez kompleksów i słabości. Wprost mówią partnerom o wszystkich swoich problemach, nie mając oporów ani nie obawiając się, że ta wiedza zostanie wykorzystana przeciwko nim. To podejście godne pochwały, ale ludzie miewają kompleksy i słabości, które również wiążą się z wieloma czynnikami, takimi jak płeć, wychowanie czy status materialny.

W książce często mówi się o szczerości, otwartości i komunikacji, ale właściwie nie ma tam miejsca na negocjacje czy kompromisy. Autorki twierdzą, że związki nie powinny ograniczać potrzeb żadnego z partnerów, dlatego też powiedzenie bliskiej osobie o chęci wejścia w relację z kimś trzecim oznacza po prostu zakomunikowanie swojej decyzji. Zgoda na wielość partnerów w takiej sytuacji często nie wiąże się z radosnym uznaniem rozbudowanych pragnień drugiej strony, a z bilansem cierpienia: być może mniej będę cierpieć, gdy on(a) znajdzie sobie kogoś poza mną, niż gdybym miał(a) ją/jego stracić. Alternatywą dla takich sytuacji jest narzucenie partnerowi monogamii, co bywa dla niego/niej krzywdzące; jednak włączenie innych osób do związku też zazwyczaj wiąże się z dużymi kosztami emocjonalnymi. Zgoda wcale nie musi oznaczać pełnej akceptacji. Rezygnacja z dodatkowych partnerów jest pewną formą poświęcenia dla bliskiej osoby. Dotyczy to też jednak przyzwolenia na to, aby mój partner/moja partnerka miał(a) kogoś poza mną. Warto rozważyć, która forma poświęcenia jest bardziej bolesna, tym bardziej, że autorki uparcie przekonują, że poliamoria powinna być jak najbardziej jawna i obejmować też kontakty między wszystkimi kochankami danej osoby: „Twoi kochankowie mają ze sobą wiele wspólnego – na przykład ciebie – i jest wielce prawdopodobne, że przypadną sobie do gustu”. (s. 77) Nie dość zatem, że powinienem zaakceptować fakt wielości partnerów osoby, z którą żyję, to obowiązkowo powinienem ich wszystkich polubić. Tymczasem sporo osób wolałoby nie widzieć i nie znać kochanków partnera, nawet gdyby wiedzieli o ich istnieniu. Wymaganie autorek, aby mieli z nimi częste i dobre stosunki, dla wielu ludzi mogłoby być przejawem niezrozumiałego sadyzmu. Autorki chyba są świadome tych problemów i dlatego przyznają, że pełna akceptacja dla dojrzałej poliamorii wymaga olbrzymiego wysiłku: „Musicie ciężko pracować, żeby uwolnić się od zasad, na których opierało się całe wasze dotychczasowe życie”. (s. 224) Ale czy faktycznie zmianę będącą wynikiem tak dużego wysiłku można uznać za coś, co prowadzi do większej swobody, spontaniczności i satysfakcji?

Można mieć też wątpliwości, czy życie w poliamorycznym układzie nie oznacza żadnych strat dla drugiej osoby. W rozdziale o mitach dotyczących poliamorii autorki wskazują, że jednym z nich jest przekonanie, iż „związki z innymi partnerami osłabiają główny związek” (s. 32). Twierdzą, że nowi partnerzy wzbogacają życie emocjonalne i często przyczyniają się do rozwinięcia uczuć u osób, które wcześniej żyły w klasycznym związku. Być może obcowanie z kilkoma osobami pozwala uwrażliwić się na wiele wymiarów życia emocjonalnego i seksualnego, które trudno byłoby odkryć w związku monogamicznym. Nie ulega jednak wątpliwości, że rozwinięcie interakcji z innymi osobami zazwyczaj wiąże się z ograniczeniem czasu poświęcanego partnerowi/partnerce. Czas stanowi ograniczone dobro, a jego podział między wiele osób mógłby doprowadzić do rozmycia i osłabienia relacji z osobą, z którą dotychczas się żyło w monogamicznej relacji. Autorki sugerują, że „pomóc może staranne planowanie”, a „jeżeli nie prowadzisz szczegółowego terminarza ani nie korzystasz z elektronicznego notesu, najwyższy czas zacząć”. (s. 89) Ale kalendarz nie zmieni faktu, że wejście kolejnych osób do związku ograniczy czas i troskę przeznaczaną dla dotychczasowych partnerów. Pod tym względem znacznie mniej destrukcyjny dla związku niż długotrwałe relacje równoległe byłby romans na wyjazdach służbowych, kiedy i tak dana osoba nie poświęca partnerowi czasu.

Czy więc poliamorię należy odrzucić? Oczywiście nie. Domagajmy się pełnego prawa do wielości form życia emocjonalnego i seksualnego. Relacje poliamoryczne istnieją, a ludzie spełniają się w nich tak samo, jak w związkach i innych układach monogamicznych albo jako single. Ich idealizacja może być jednak równie szkodliwa, jak wychwalanie tradycyjnego modelu rodziny. Poliamorię, również tę z zasadami, przenika wielość różnych form władzy, manipulacji i krzywdy. Nie wyeliminujemy ich, dekretując, że wielość partnerów stanowi najwyższą formę spełnienia w życiu emocjonalnym. W związkach między ludźmi warto dbać o to, aby było możliwie mało cierpienia, przemocy i dominacji, a możliwie dużo równości, szacunku i wzajemnej troski. Dotyczy to w takim samym stopniu związków monogamicznych, poliamorycznych, jak i całych społeczeństw.

Dossie Easton, Janet W. Hardy: „Puszczalscy z zasadami. Praktyczny przewodnik dla miłośników poliamorii, otwartych związków i innych przygód”, przeł. Radosław Madejski, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2012, stron 378.

Piotr Szumlewicz


Recenzja ukazała się w kwartalniku "Bez Dogmatu".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



1 Maja - demonstracja z okazji Święta Ludzi Pracy!
Warszawa, rondo de Gaulle'a
1 maja (środa), godz. 11.00
Przyjdź na Weekend Antykapitalizmu 2024 – 24-26 maja w Warszawie
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
24-26 maja
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1

Więcej ogłoszeń...


27 kwietnia:

1848 - Francja zniosła niewolnictwo.

1937 - W Rzymie zmarł Antonio Gramsci, włoski działacz robotniczy, teoretyk marksizmu, filozof.

1956 - Sejm PRL przyjął ustawę o warunkach przerywania ciąży, liberalizującą przepisy aborcyjne.

1959 - Liu Szao-tsi zastąpił Mao Tse-tunga na stanowisku Przewodniczącego ChRL.

1968 - Na mocy przyjętego w październiku Abortion Act w Wielkiej Brytanii przerywanie ciąży stało się legalne.

1972 - W Bukareszcie zmarł Kwame Nkrumah, postępowy polityk afrykański, premier i prezydent Ghany, działacz ruchu panafrykańskiego, 1963 jeden z inicjatorów OJA, obalony przez wojsko.

1994 - Zakończyły się pierwsze wielorasowe wybory parlamentarne w RPA, w których zwyciężył Afrykański Kongres Narodowy Nelsona Mandeli, uzyskując 62,65% głosów


?
Lewica.pl na Facebooku