Prawicowi publicyści przekonują, że Józef Cyrankiewicz był w Auschwitz konfidentem gestapo, a rtm. Pilecki musiał zginąć, bo to odkrył. Nie ma na to żadnych dowodów
Tygodnik „wSieci” dobrze wie, kto przyczynił się do śmierci rtm. Witolda Pileckiego. W artykule „Kto zabił rotmistrza” (nr 39/2013) Tadeusz M. Płużański pisze, że kluczem do rozszyfrowania tragedii Pileckiego może być Józef Cyrankiewicz, bo „rotmistrz prawdopodobnie wiedział, że współpracował on w Auschwitz z gestapo”. Autor tego tekstu, syn zmarłego prof. Tadeusza Płużańskiego, skazanego w procesie grupy Pileckiego na karę śmierci, zamienioną potem na dożywocie, ma powody, aby nie darzyć sympatią byłego premiera, ale to nie upoważnia go do fałszowania historii, przedstawiania nieprawdziwych dowodów, posądzania o zabójstwo. Zresztą nie on jeden jest przekonany o winie byłego premiera. Podobne zdanie na temat Cyrankiewicza ma prof. Wiesław Jan Wysocki z Instytutu Nauk Historycznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, autor książki „Rotmistrz Witold Pilecki 1901-1948”. W wywiadzie dla tygodnika „Nasza Polska” (nr 21/2013 r.) Wysocki stwierdza, że Pilecki musiał zginąć, bo był osobą niezwykle groźną dla Józefa Cyrankiewicza: „Wszystko wskazuje na to, że Cyrankiewicz był w obozie konfidentem gestapo. Wyjechał z Auschwitz w obawie przed zamachem, przygotowywanym na niego przez podziemie obozowe”.
O tym, że Cyrankiewicz został wykreowany przez PRL-owską propagandę na twórcę oświęcimskiego ruchu oporu, gdy tymczasem w obozie zajmował się handlem złotem oraz kolaboracją z gestapo, napisała Dorota Kania w tygodniku „Wprost”, a zatytułowała swój tekst „Fałszywy bohater” (nr 1/2008). Ona również podparła się wypowiedzią prof. Wysockiego, który po rozmowach z byłymi więźniami Oświęcimia wywodził: „Słyszałem od nich podejrzenia, że Cyrankiewicz był na usługach gestapo. Wynikało to z jego zachowania, zarówno w obozie, jak i po wojnie”.
To samo twierdzi bratanek rtm. Pileckiego, Krzysztof Pilecki, który w jednym z wywiadów mówi: „Józef Cyrankiewicz w obozie popełnił mnóstwo nikczemnych czynów. Był esesmańskim donosicielem. Przez niego zginęło wiele osób. Stryj ułożył w całość fragmenty dramatycznych zbiegów okoliczności. Doszedł do tego, że po kolei ginęli bez śladu ci członkowie organizacji konspiracyjnej, którzy mieli bliższy kontakt z Cyrankiewiczem”.
O tym, że Cyrankiewicz był konfidentem gestapo, w licznych artykułach na łamach prawicowych gazet i portali internetowych przekonuje też historyk i dziennikarz dr Rafał Brzeski. Wyrok na byłego premiera Polski już zapadł – hitlerowski kapuś, winny śmierci nie tylko Pileckiego, lecz także wielu ludzi z jego otoczenia. Czy ma więc jakikolwiek sens stawanie w obronie takiej skompromitowanej postaci? Osobiście Cyrankiewicza nie znałem, niczego mu nie zawdzięczam, nie należałem do PZPR. Czy przekonam osoby, dla których ocena z punktu widzenia ideologicznego jest ważniejsza niż siła faktów?
Nigdy się nie spotkali
Pierwszy w KL Auschwitz znalazł się Witold Pilecki, podporucznik rezerwy kawalerii WP, uczestnik kampanii wrześniowej, na początku okupacji współzałożyciel Tajnej Armii Polskiej, który dał się ująć w obławie urządzonej przez hitlerowców w Warszawie 19 września 1940 r. Kierując się rozkazem zwierzchników, przybył z transportem w nocy z 21 na 22 września 1940 r. jako Tomasz Serafiński i otrzymał numer 4859. Pracując w różnych komandach, przez trzy lata tworzył struktury obozowej konspiracji wojskowej oraz informował swoich dowódców na wolności o popełnianych tu zbrodniach. Powołana przez niego organizacja, opierająca się na modelu utajnionych piątek, które ze względów bezpieczeństwa miały ze sobą ograniczony kontakt, przyjęła nazwę Związek Organizacji Wojskowej. Z czasem udało się ulokować piątki ZOW w wielu komandach i wciągnąć do niej różne znane osoby, takie jak płk Jan Karcz, dowódca Mazowieckiej Brygady Kawalerii z 1939 r., czy ppłk Kazimierz Stamirowski, adiutant Piłsudskiego. Takich organizacji ruchu oporu było już wtedy w KL Auschwitz więcej. Tym samym transportem co Pilecki trafił do obozu Stanisław Dubois, wybitny działacz socjalistyczny, były poseł na Sejm, który pod nazwiskiem Stanisław Dębski, numer obozowy 3904, stworzył grupę konspiracyjną złożoną z dawnych działaczy PPS. W nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Pileckiemu udało się uciec z obozu wraz z dwoma innymi więźniami. 11 listopada 1943 r. został mianowany rotmistrzem.
Józef Cyrankiewicz, podporucznik rezerwy artylerii WP, został przywieziony do KL Auschwitz dwa lata później niż Pilecki, 4 września 1942 r., wraz z 34 innymi więźniami z krakowskiego więzienia przy ul. Montelupich, i w obozie dostał numer 62933. Aresztowano go 19 kwietnia 1941 r., w kotle urządzonym w mieszkaniu szefa sztabu obszaru krakowsko-śląskiego ZWZ, ppłk. Jana Cichockiego. Przez prawie rok Cyrankiewicz był w więzieniu śledczym gestapo. Dużo wcześniej, 12 sierpnia 1941 r., trafił do Auschwitz student medycyny Stanisław Kłodziński, który otrzymał numer 20019. Obydwaj poznali się w obozie i razem działali aż do jego wyzwolenia.
Z chwilą wybuchu wojny Cyrankiewicz dowodził baterią artylerii konnej i 15 września w okolicach Tomaszowa Lubelskiego dostał się do niewoli. W tym samym bydlęcym wagonie, którym transportowano jeńców do Rzeszy, był też Zdzisław Jeziorański, później znany jako Jan Nowak-Jeziorański, kurier Komendy AK i rządu w Londynie, dyrektor Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. W tym właśnie wagonie się poznali i razem myśleli o ucieczce. Cyrankiewicz przekonał towarzyszy, że należy zaczekać, aż będą się zbliżali do Krakowa, bo ma tam ludzi, którzy zaopatrzą ich w cywilne ubrania. W okolicach krakowskich Łagiewnik przyszły premier wyskoczył z pociągu z dwoma innymi żołnierzami. W książce „Kurier z Warszawy” Jeziorański z uznaniem wspomina postawę Cyrankiewicza.
Po przybyciu do Krakowa Józef Cyrankiewicz natychmiast włączył się do konspiracji, działał w PPS-WRN (Wolność, Równość, Niepodległość) oraz w Związku Walki Zbrojnej i był nawet przewidywany na stanowisko zastępcy Delegata Rządu na Kraj. W 1941 r. uratował życie słynnemu kurierowi ZWZ-AK Janowi Karskiemu. Ujęty na Słowacji Karski został przewieziony do więzienia w Nowym Sączu i tam poddany torturom przez miejscowe gestapo. Po podcięciu sobie żył trafił do szpitala i tam w czasie spowiedzi poprosił księdza o kontakt z ruchem oporu. Na polecenie Cyrankiewicza w szpitalu zjawiła się łączniczka przebrana za zakonnicę i wskazała Karskiemu okno, przez które należy wyskoczyć. Potem zajęli się nim ludzie z PPS-WRN. Po wojnie napisał: „Dużo bardziej wierzyłem w to, co robił Cyrankiewicz, niż w całą tę idiotyczną działalność dywersyjną”.
Płużański, Kania, Wysocki, Brzeski – wszyscy chórem zapewniają, że Pilecki poznał kulisy współpracy Cyrankiewicza z gestapo i to było powodem jego powojennych kłopotów zakończonych wykonaniem wyroku śmierci. W tygodniku „wSieci” Tadeusz M. Płużański pisze: „Przed ucieczką z Auschwitz Pilecki miał spotkać się z »Torem« (jeden z pseudonimów Cyrankiewicza – przyp. red.) i dać do zrozumienia, że został rozszyfrowany. Po wojnie przyznał, że rozmowa ta była wielkim błędem”. Dorota Kania we „Wprost” także twierdzi, że obydwaj znali się z obozu i dlatego przyszły premier nie poparł wniosku o jego ułaskawienie. Powtarza też za prof. Wysockim, że rotmistrz wiedział za dużo o roli Cyrankiewicza w obozie i dlatego musiał umrzeć. Józef Cyrankiewicz z pewnością słyszał, że w obozie przebywa więzień Tomasz Serafiński, bo takie nazwisko nosił Pilecki, ale nie ma żadnego dowodu, aby kiedykolwiek się spotkali. Ani we wspomnieniach Cyrankiewicza, ani w relacjach Pileckiego nie ma śladu ich obozowej znajomości. Gdyby Pilecki rozszyfrował Cyrankiewicza jako kapusia, napisałby o tym w raportach sporządzanych po ucieczce z obozu.
Potwierdza to dr Adam Cyra, starszy kustosz Muzeum Auschwitz-Birkenau, który od wielu lat zajmuje się postacią Pileckiego, jedynego dobrowolnego więźnia Oświęcimia. W 1996 r. na UŚ obronił pracę doktorską o Pileckim, a wkrótce ma się ukazać poszerzone i uzupełnione drugie wydanie jego książki „Ochotnik do Auschwitz. Witold Pilecki (1901-1948)”. – Tyle lat zajmuję się Pileckim i nigdy nie natrafiłem na żaden dokument potwierdzający, że przed ucieczką z obozu Pilecki spotkał się z Cyrankiewiczem i dał mu do zrozumienia, że został on przez obozowe podziemie rozszyfrowany jako konfident. Cyrankiewicz nie był członkiem ZOW stworzonego w KL Auschwitz przez Pileckiego, nie pracowali w tych samych komandach. O Cyrankiewiczu nie ma mowy ani w jego raporcie dla Komendy Głównej AK sporządzonym jesienią 1943 r. po ucieczce z obozu, ani w raporcie powojennym z 1945 r. Nazwisko Cyrankiewicz pojawia się tylko w meldunku dla 2. Korpusu Polskiego z 1946 r., gdzie Pilecki jako ciekawostkę opisuje, jak to po wojnie Cyrankiewicz przyjechał do domu swojej matki w Krakowie, będąc przekonany, że zastanie tam Tomasza Serafińskiego, byłego więźnia Auschwitz-Birkenau, z którym się umówił, tymczasem zastał prawdziwego Tomasza Serafińskiego.
Dwóch Serafińskich
Historia dwóch Tomaszów Serafińskich, prawdziwego z Nowego Wiśnicza i tego drugiego, czyli Witolda Pileckiego, wspólne zamieszkiwanie Serafińskich i matki Cyrankiewicza to sytuacja wręcz filmowa. Opisuje ją dr Cyra w książce o Pileckim.
Prawdziwy Tomasz Serafiński, właściciel zabytkowego drewnianego dworku Koryznówka w Nowym Wiśniczu, w którym często gościł Jan Matejko, z początkiem okupacji pozostawił swój dowód osobisty i kartę pracy w mieszkaniu Heleny Pawłowskiej w Warszawie. Tam znalazł te dokumenty wracający z frontu Witold Pilecki. Wkleił swoje zdjęcie i był już Tomaszem Serafińskim. Prawdziwy Serafiński został w Nowym Wiśniczu, fałszywy przebywał w Warszawie, a potem w Oświęcimiu. Prawdziwy Serafiński najprawdopodobniej cały czas nie wiedział, że w KL Auschwitz przebywa więzień, który ma jego papiery.
W nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Pilecki z dwoma współwięźniami uciekł z obozu i przedostał się do Bochni. Podziemie skierowało go do zastępcy komendanta placówki AK w Nowym Wiśniczu, do dworku Koryznówka. Wtedy to prawdziwy Tomasz Serafiński poznał fałszywego i bardzo się z nim zaprzyjaźnił, goszcząc go u siebie przez ponad trzy miesiące. Po wyjeździe Pileckiego do Warszawy gestapo aresztowało w grudniu 1943 r. prawdziwego Tomasza Serafińskiego, myśląc, że ujęło uciekiniera z Auschwitz. Żona Serafińskiego Ludmiła napisała do gestapo w Krakowie, że to pomyłka, mąż cały czas był w domu, przedstawiła też świadków. Gestapowcy nie mogli tego zrozumieć, wszystkie dane zgadzały się z dokumentami zbiegłego więźnia. Brutalnie przesłuchiwali prawdziwego Serafińskiego, w końcu skapitulowali i wypuścili go z więzienia przy Montelupich na początku następnego roku.
Ale to nie koniec niesamowitych przypadków. Po wyjściu Serafińskiego z więzienia, głównie ze względu na olbrzymie koszty ogrzewania dworku, Serafińscy postanowili przeprowadzić się do Krakowa i zaczęli szukać mieszkania. Pani Ludmiła przypomniała sobie, że jej ojciec, architekt Józef Wojtyga, przyjaźnił się z inżynierem budowlanym z Tarnowa Józefem Cyrankiewiczem (ojcem przyszłego premiera), którego rodzina miała dom w Krakowie. Matka Cyrankiewicza zaprosiła Serafińskich do siebie – mieszkali u niej na Salwatorze aż do 1960 r. Gdy po wojnie Cyrankiewicz po raz pierwszy odwiedził matkę, był święcie przekonany, że mieszka tam też były więzień z Auschwitz. Wtedy dowiedział się o dwóch Serafińskich.
Dowody winy?
Oskarżenie kogoś o współpracę z okupantem to zarzut poważny. Obozowe podziemie w Auschwitz znakomicie rozpracowywało agentów, ujawniało ich nazwiska, wydawało na nich wyroki i często likwidowało. Właściwie nie ma możliwości, aby pseudonim lub nazwisko konfidenta nie znalazły się w meldunkach obozowego ruchu oporu lub w relacjach więźniów gromadzonych przez lata w archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau. A jest to placówka o randze międzynarodowej, niezależna od wszelkich układów politycznych. Zatrudnieni w tym muzeum historycy, legitymujący się dużym dorobkiem badawczym, nie znaleźli dotychczas ani jednego dokumentu mówiącego o współpracy Józefa Cyrankiewicza z gestapo. Co innego w gazetach.
Tadeusz M. Płużański ma oczywiście dowody kolaboracji Cyrankiewicza. Pisze m.in.: „Inny więzień Auschwitz PPS-owiec Stanisław Dubois opowiadał, że »Tor« był widziany podczas rozmowy z szefem Politische Abteilung – oddziału politycznego obozowego gestapo – Grabnerem bez wiedzy dowództwa konspiracyjnej organizacji. W wyniku denuncjacji tylko w jednej egzekucji zginęło kilkudziesięciu więźniów, w tym członkowie kierownictwa ZOW, z wyjątkiem trzech osób, których »Tor« nie znał”.
Wspomniany już Stanisław Dubois, noszący w obozie nazwisko Dębski, został rozstrzelany 21 sierpnia 1942 r. pod Ścianą Straceń na dziedzińcu bloku 11. Akt jego zgonu z fałszywą datą śmierci 24 sierpnia 1942 r. znajduje się w archiwum oświęcimskiego muzeum pod numerem 22859/1942 i każdy może to sprawdzić. Józef Cyrankiewicz został przywieziony do Auschwitz 4 września 1942 r., ponad dziesięć dni po wykonaniu wyroku na Dubois-Dębskim. W jaki sposób Dubois mógł widzieć Cyrankiewicza z szefem gestapo, skoro nie było go już na tym świecie? Komu miałby o tym opowiadać?
Płużański powołuje się na relację przedwojennego PPS-owca Timofieja Jarugi, zanotowaną przez dr. Rafała Brzeskiego, który po wojnie słyszał od Pileckiego, że w Auschwitz działał konfident o pseudonimie „Tor”. Szukał on podobno drugiego świadka, który mógłby ten fakt potwierdzić, ale go nie znalazł. Natomiast „pośpiech wykonania wyroku kary śmierci jest tylko potwierdzeniem, że zdrajca-oberkonfident obozowego gestapo zrobił wszystko, aby unicestwić groźnego świadka”.
Gdyby Pilecki wiedział coś o współpracy Cyrankiewicza z gestapo, na pewno napisałby o tym w jednym ze swoich raportów, a nie opowiadałby po wojnie Timofiejowi Jarudze, o którym nic nie wiadomo. Jest to relacja niepoświadczona przez nikogo. Wiadomości z drugiej ręki o tym, że ktoś od kogoś coś słyszał, nie mogą być powodem stawiania poważnych oskarżeń.
Barbara Jarosz jest historykiem, do 2000 r. była kierownikiem archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau, w latach 70. i 80. prowadziła dział poświęcony historii obozowego ruchu oporu. Przez jej ręce przeszły setki relacji byłych więźniów. – W naszym muzeum nigdy niczego nie ukrywaliśmy i to dotyczy zarówno okresu PRL, jak i po 1989 r. – mówi. – Zawsze pisaliśmy też prawdę w publikacjach. Czytam te artykuły na temat Cyrankiewicza, które w ostatnich latach ukazują się w prasie, i jestem bardzo zdziwiona. Proszę mi wierzyć, a mówię to z całym przekonaniem: w obozowym archiwum nie znalazłam przez tyle lat ani jednego dowodu, że Cyrankiewicz był konfidentem gestapo. Nie ma żadnej relacji na ten temat.
Nie ma też dokumentów poświadczających, że w wyniku denuncjacji dokonanej przez Cyrankiewicza zginęło całe kierownictwo Związku Organizacji Wojskowej założonego w KL Auschwitz przez Pileckiego.
– Ta egzekucja była spowodowana przez szpicli obozowych, Jerzego Krzyżanowskiego i Stefana Olpińskiego, a nie przez Cyrankiewicza, który nie miał nic wspólnego ze Związkiem Organizacji Wojskowej – tłumaczy dr Adam Cyra. – Jerzy Krzyżanowski uciekł z obozu i pod przybranym nazwiskiem Jerzy Czerniawski pojechał do Warszawy, gdzie skontaktował się z rodzinami osób uwięzionych w Auschwitz, które obdarzyły go zaufaniem i wtajemniczyły w sprawy związane z konspiracją obozową. Po powtórnym aresztowaniu wrócił do Auschwitz pod nazwiskiem Mieczysław Jelec i stał się niebezpiecznym konfidentem, który przyczynił się do egzekucji 54 więźniów, w tym przywódców ZOW, 11 października 1943 r. Potwierdzają to w powojennych wspomnieniach byli więźniowie obozu, np. dr Rudolf Diem. Straceni zostali wtedy m.in. ppłk Juliusz Gilewicz, mjr Zygmunt Bończa-Bohdanowski, ppłk Teofil Dziama, Jan Mosdorf, kpt. Tadeusz Paolone-Lisowski, ppłk Kazimierz Stamirowski. Oskarżanie Cyrankiewicza, że był sprawcą śmierci czołowych przywódców obozowej konspiracji, to czysta demagogia, nie ma o tym mowy w żadnych dokumentach.
Złoto i piękne Żydówki
Autorzy tekstów o Cyrankiewiczu zamieszczonych w „Gazecie Polskiej”, „Wprost”, „Naszej Polsce” i „wSieci” dysponują również dowodami, że przyszły premier miał w obozie klawe życie, handlował złotem i kosztownościami, organizował też hitlerowcom zabawy z udziałem pięknych Żydówek.
Dorota Kania pisze, że tygodnik „Wprost” dotarł do dokumentów na temat Cyrankiewicza znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej, i cytuje zapis zeznania działacza partyjnego Włodzimierza Lechowicza, aresztowanego w 1948 r. i przesłuchiwanego w sprawie Tadeusza Kochanowicza z PPS. Lechowicz zeznał, że Kochanowicz wyrażał się z dużym niesmakiem o Cyrankiewiczu i twierdził, że jego „udział w konspiracyjnej pracy w Oświęcimiu jest bardzo wątpliwy, ponieważ wiadomo, że Cyrankiewicz cały wolny czas w KL Auschwitz przeznaczał na handel walutą i kruszcem”. Nie wiadomo tylko, od kogo Kochanowicz to usłyszał, bo gdy Cyrankiewicz był w Auschwitz, on sam był więziony w łagrze w Republice Komi na Uralu. Te opowieści, zasłyszane nie wiadomo nawet od kogo, potwierdza tygodnikowi „Wprost” prof. Wysocki: „Najprawdopodobniej Cyrankiewicz miał dostęp do tzw. Kanady, czyli magazynów, w których gromadzono precjoza i pieniądze zrabowane więźniom. Mając parasol ochronny ze strony obozowych gestapowców, wymieniał zagrabione kosztowności z obozowymi funkcyjnymi, którzy nie mieli do nich dostępu. Dzięki zdobywanym ubraniom i żywności mógł łatwiej przeżyć w obozie”.
– „Kanada” była w Brzezince, a Cyrankiewicz miał zakaz wychodzenia poza obóz – mówi Barbara Jarosz. – Na plecach miał litery IL (im Lager), tak byli znaczeni więźniowie, którzy próbowali uciekać.
Tadeusz M. Płużański powołuje się na więźnia z Wronek o nazwisku Kachel, który był kapo w Auschwitz i miał powiedzieć lekarzowi o nazwisku Wiktorowicz z polikliniki UB z Poznania, że „Cyrankiewicz często wręczał mu listy więźniów, którzy mieli zginąć w komorach gazowych, oszczędzał przy tym Rosjan kosztem Polaków. Organizował również zabawy dla esesmanów z udziałem wyselekcjonowanych i dorodnych kobiet”.
Następny dowód Płużański przytacza za Henrykiem Pająkiem. Niewymieniony z nazwiska kapo z Oświęcimia, który w Strzelcach Opolskich i we Wronkach siedział z kapo Czesławem Karaszewiczem, miał podobno usłyszeć, jak Karaszewicz mówił, że Cyrankiewicz też był kapo.
Poproszony o skomentowanie tego dr Cyra odpowiada: – Ręce opadają! Z takimi dowodami nie da się dyskutować. W „Gazecie Polskiej” z 1995 r. znalazłem np. artykuły, z których dowiedziałem się, że Józef Cyrankiewicz przeprowadzał selekcje wśród chorych więźniów, których następnie uśmiercano cyklonem B, a Lucjan Motyka, późniejszy minister kultury, ciała tych ludzi palił w krematorium. Prof. Ryszard Bender w jednym z takich artykułów, zatytułowanym „Kukła polskich komunistów” („GP”, nr 6/1995), napisał o Cyrankiewiczu: „Był on odpowiedzialny za dostarczanie kobiet żydowskich jako prostytutek dla Niemców. Traktował je brutalnie, skazując na gaz i piece te, które odmawiały służenia nazistom”. Gdyby Cyrankiewicz żył, mógłby skierować sprawę do sądu. Ja próbowałem te informacje prostować, ale najczęściej moje polemiki lądowały w redakcyjnych koszach.
Wywoził dokumenty
Wszyscy autorzy wspomnianych publikacji informują, że prawda o Cyrankiewiczu dopiero teraz wychodzi na jaw, bo były premier sporą część życia poświęcił na zacieranie śladów wstydliwej przeszłości. Przyjeżdżał do Oświęcimia, czytał dokumenty, część bezprawnie wyniósł z muzealnego archiwum. We „Wprost” Dorota Kania pisze: „Wiele wskazuje na to, że nie chodziło wyłącznie o uprawdopodobnienie stworzonego przez propagandę PRL nieprawdziwego obrazu twórcy ruchu oporu w obozie, ale też o ukrycie kolaboracji z Niemcami. Obraz premiera handlującego w obozie zrabowaną więźniom walutą i złotem nie pasował do wizerunku komunistycznego bohatera”. A prof. Wysocki w „Naszej Polsce” twierdzi: „Od nieżyjących kustoszy muzeum oświęcimskiego dowiedziałem się, że Cyrankiewicz workami wywoził stamtąd akta”.
– Przez kilkanaście lat byłam kierownikiem archiwum – tłumaczy Barbara Jarosz. – Cyrankiewicz często przyjeżdżał do Oświęcimia, ale nigdy nie był w obozowym archiwum, nigdy nie czytał materiałów o sobie. To niemożliwe, aby ktoś mógł coś wynieść! Znałam wszystkich kustoszy i nigdy o czymś takim nie słyszałam.
– Pracuję w Muzeum Auschwitz-Birkenau od 1972 r. – mówi dr Adam Cyra. – Ani dawniej, ani teraz nie spotkałem się z fałszowaniem historii. Nie było przypadku, aby ktoś namawiał nas do tuszowania prawdy. Cyrankiewicz brał udział w uroczystościach odbywających się w obozie, witał się z pracownikami, czasem z nami rozmawiał. Nigdy jednak nie interesowało go nasze archiwum. A w nim nie było i nie ma żadnych kompromitujących dokumentów na jego temat. Nie ma śladu, że był w obozie konfidentem gestapo i musiał wyjechać z Auschwitz w obawie przed zamachem przygotowywanym na niego przez podziemie obozowe, o czym czytam w prasie. Mało tego, udało mi się odnaleźć oryginalne pismo dowódcy Okręgu Śląskiego AK, którym był mjr Zygmunt Walter-Janke, ps. Zygmunt, z 14 października 1944 r., mianujące Cyrankiewicza komendantem wszystkich oddziałów AK na terenie obozu w Oświęcimiu. Wprawdzie zastępca inspektora w Inspektoracie Bielskim AK Stanisław Chybiński wstrzymał tę nominację i napisał na dokumencie „nieaktualne”, bo uznał, że najpierw należy ustalić stosunki między Radą Wojskową Oświęcim, Inspektoratem Bielskim AK i Obwodem Oświęcimskim AK oraz grupą PPS w Brzeszczach koło Oświęcimia, a potem mianować komendanta, ale świadczy ona o uznaniu, jakim cieszył się Cyrankiewicz w dowództwie AK. W latach 80. odwiedziłem Zygmunta Waltera-Jankego w Warszawie i potwierdził on, że Cyrankiewicz zasłużył się w organizacji ruchu oporu w KL Auschwitz.
Rozstajne drogi
Tekst w tygodniku „wSieci” Tadeusz M. Płużański zaczyna od stwierdzenia: „Jeszcze w latach 90. w obozowym muzeum widniało jego zdjęcie, a o Pileckim – prawdziwym twórcy ruchu oporu wśród więźniów – nie było ani słowa”. Jest to informacja nieprawdziwa, bo na wystawie o obozowym ruchu oporu zajmującej całe pierwsze piętro bloku 11, gdzie pokazane są fotografie najbardziej zasłużonych w działalności konspiracyjnej więźniów KL Auschwitz, zdjęcie Witolda Pileckiego wisi od 1993 r. A to, że dawniej było więcej o Cyrankiewiczu, a mniej o Pileckim, wynikało z braku wiedzy o rotmistrzu.
– W 1975 r. wraz z ówczesnym kierownikiem archiwum Tadeuszem Iwaszką przygotowywałam nową ekspozycję wystawy w bloku 11 – opowiada Barbara Jarosz. – Na początku lat 90. nad jej scenariuszem czuwał dr Józef Garliński z Londynu, który w latach 60. odnalazł raport Pileckiego pisany we Włoszech i przesłany do Archiwum Studium Polski Podziemnej w Londynie. Wcześniej nasza wiedza o Pileckim była niewielka. Dr Garliński, którego nie można posądzić o sympatię do PRL, stwierdził w 1993 r., że na wystawie muszą być portrety zarówno Cyrankiewicza, jak i Pileckiego, gdyż obydwaj na to zasłużyli. Do dzisiaj tak jest, wiszą na tej samej ścianie.
Po wojnie polityka rozdzieliła ich drogi, Cyrankiewicz poszedł w lewo, Pilecki w prawo. Pierwszy cieszył się władzą, dostatkami, samochodami, pięknymi kobietami, a drugi dostał wyrok śmierci i zginął od kuli w głowę. Ten wyrok nie miał jednak nic wspólnego z Auschwitz i posądzanie Cyrankiewicza, że zgładził Pileckiego, aby pozbyć się niewygodnego świadka, który mógł go zadenuncjować jako konfidenta gestapo, to istne bzdury, bez żadnego potwierdzenia w dokumentach. Niewątpliwie zabrakło mu odwagi, aby interweniować u Bolesława Bieruta, który jako jedyny mógł więźnia ułaskawić, ale zarzuty postawione Pileckiemu były na tamte czasy bardzo poważne, dotyczyły szpiegostwa, kontaktów z 2. Korpusem Polskim we Włoszech. Oprócz jednej osoby, kuzynki rotmistrza Eleonory Ostrowskiej, nikt nie potwierdził, że Cyrankiewicz w liście do Rejonowego Sądu Wojskowego w Warszawie potępił Pileckiego. Nie ma takiego listu w aktach procesowych, które zostały w dużej mierze skopiowane i znajdują się w oświęcimskim muzeum.
Od lat znamy raporty Witolda Pileckiego, pisane zarówno w Auschwitz, jak i po jego ucieczce z obozu, najpierw w Polsce, potem we Włoszech. Odkryte przez dr. Józefa Garlińskiego z Londynu i dr. Adama Cyrę z Muzeum Auschwitz-Birkenau, są wstrząsającym dokumentem hitlerowskiego ludobójstwa.
Od lat również było wiadomo, że Józef Cyrankiewicz wysyłał z obozu grypsy informujące świat o zbrodniach popełnianych w tym obozie. Tylko fragmenty tej korespondencji z obozu były publikowane. Dopiero w tym roku, 68 lat po zakończeniu wojny, wszystkie dotychczas odnalezione grypsy z Oświęcimia Józefa Cyrankiewicza i jego przyjaciela, lekarza Stanisława Kłodzińskiego, zostały zebrane i wydane przez prof. Irenę Paczyńską, historyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego. W liczącej prawie 700 stron książce „Grypsy z Konzentrationslager Auschwitz Józefa Cyrankiewicza i Stanisława Kłodzińskiego” (Wydawnictwo UJ) znalazło się 214 grypsów, na nowo odczytanych i skomentowanych.
Nie chciałbym się wdawać w ocenianie tego, kto lepiej informował o sytuacji w obozie, gdyż wiadomości przesyłane zarówno przez Cyrankiewicza, jak i przez Pileckiego są niezwykle cenne. Wszystkim, którzy jednak chcieliby na swój sposób poprawiać historię Polski i dostosowywać ją do swoich politycznych przekonań, polecam przeczytanie nie tylko raportów Witolda Pileckiego, ale i wszystkich grypsów Józefa Cyrankiewicza.
Leszek Konarski
Artykuł pochodzi z tygodnika "Przegląd".
Na zdjęciu Józef Cyrankiewicz; fot. Wikimedia Commons