Z roku na rok obchody Powstania Warszawskiego przyprawiają coraz bardziej o odruch wymiotny. Disneyland, czy po prostu prowincjonalny park rozrywki, takie skojarzenia ma się oglądając wiele z nich. Czy oznacza to jednak, że pamięć o Powstaniu powinna być zredukowana do żałoby i opuszczenia flag, jak chcieliby niektórzy publicyści?
Disneyland
W tym roku poziom głupoty niektórych „czczących pamięć” Powstania Warszawskiego sięgnął zenitu. Jedna z firm produkujących klocki dla dzieci wypuściła zestawy powstańcze. Kilkuletnie dziecko może się pobawić figurkami uśmiechniętego powstańca i niemieckiego żołnierza. Przednia rozrywka. Można odtworzyć rozstrzelania, bombardowania, wszystko oczywiście z uśmiechem na ustach, bo to tylko zabawa. Przedstawiciele firmy tłumaczyli, że chodzi o przybliżenie w przystępny sposób historii. Powstaje więc pytanie kiedy zobaczymy zestaw klocków – wesoły Oświęcim, czy Getto Warszawskie?
Popis dał także jeden z serwisów modowych, ogłaszając konkurs „W sukienkach na barykady”. Ubieranie się w „zwiewne sukienki i sandałki”, w których do powstania miały według serwisu iść kobiety potraktowano jako „oddanie hołdu”. Ponownie warto zapytać – czy pojawiła się stylizacja nawiązująca do stanu ubrania po wyjściu z kanału ściekowego, z zawalonego budynku, albo po postrzale. W tym ostatnim przypadku z pomocą śpieszy producent T-shirtów. Oferuje bowiem koszulkę z widoczną zaschniętą „krwią” po postrzale. Aby było wiadomo o co chodzi dorzuca gratis biało czerwoną opaskę, a na metce koszulki widnieje znak Polski Walczącej. Za niewielką opłatą możemy się poczuć jak żołnierz dywizji SS Dirlewanger, paradujący w koszulce zdartej z rozstrzelanego powstańca.
Warszawska „Gazeta Wyborcza” postanowiła w tym roku nie odbiegać od poziomu i zorganizowała konkurs w którym do wygrania było przejście kanałem. W sumie to chodzenie kanałami w czasie powstania nie było pewnie takie straszne, dojdą do wniosku szczęśliwi zwycięzcy. Żadnego zanurzania się w ściekach, czy zasypania pod ziemią nie przewidziano. Może za rok stołeczna „Wyborcza” pójdzie nieco dalej i na przykład uatrakcyjni „imprezę” poprzez symulowany atak gazowy – oczywiście za pomocą gazu rozweselającego, wiadomo, jest Powstanie, jest zabawa.
Obrazu Disneylandu połączonego z marnej jakości czarnym humorem dopełnia Muzeum Powstania Warszawskiego, a przynajmniej znaczna część jego ekspozycji. Tutaj także mamy do przejścia bardzo schludnie wyglądającą „imitację” kanału. Dzieci można zostawić w kąciku dla małych powstańców. Tam narysują sobie szczęśliwych ludzi chodzących kanałami, zbudują barykadę, czy opatrzą rannego kolegę. W dodatkowej ofercie puzzle, kubeczki czy gra planszowa „Mali powstańcy”. W grze można wcielić się w dzieci noszące meldunki i powstańczą pocztę. Taka zabawa w przekradanie się między tępymi Niemcami. Zdarzeń w postaci „utrata ręki”, „schwytanie i rozstrzelanie”, „śmierć całej rodziny w nalocie” nie przewidziano. W sumie Powstanie to takie większe harcerskie podchody w mieście.
Bardzo czarny humor
Sytuacja staje się jeszcze poważniejsza, gdy Powstanie jest wykorzystywane do celów politycznych przez ludzi o bardzo nieciekawych poglądach. Coś bardzo złego dzieje się z pamięcią historyczną, gdy marsz Powstania Warszawskiego organizują neofaszyści i narodowcy, przedstawiciele środowisk, które do wspominania tej tradycji po prostu nie mają prawa.
Przestaje bulwersować łączenie antyfaszystowskiego znaku Polski Walczącej czy symboliki Armii Krajowej z neofaszystowskimi krzyżami celtyckimi. Najbardziej fanatyczni kibole śpiewający po meczach „Hamas, Hamas Juden auf den gas”, a na trybunach wywieszający bannery z symbolami nawiązującymi do SS 1 sierpnia paradują po mieście z kotwicą na koszulce uważając się za wielkich patriotów. Gdyby przeczytać im programy stronnictw tworzących polskie państwo podziemne zapewne uznaliby je za „antypolskie” i „lewackie”. ONRowcy złożyli kwiaty pod pomnikiem upamiętniającym rzeź robotniczej Woli, dzielnicy, która przed wojną była bastionem lewicy, gdzie ich ideowi przodkowie mieli bardzo ciężkie życie. Pozwalanie na to aby nacjonaliści czcili dziś bez przeszkód pamięć pomordowanych robotników to skandal.
Kombatantów jest z roku na rok coraz mniej, a ci, którzy pozostali często nie są w stanie przeciwstawić się takiemu politycznemu wykorzystaniu symboli oraz hipokryzji narodowców, przedstawiających się jako „młodzież patriotyczna”. Przy okazji dokonuje się historyczna manipulacja, ponieważ Armię Krajową, a tym bardziej niezależne formacje lewicowe takie jak Polska Armia Ludowa, nacjonaliści zaczynają zastępować Narodowymi Siłami Zbrojnymi. Za kilka lat może się okazać, że to rzekomo NSZ był najbardziej istotną formacja w Powstaniu prowadzonym przeciwko sowietom.
Uroczystości państwowe też nie są wolne od manipulacji. Każda dzielnica miasta aspiruje do tego aby mieć własne obchody, składanie wieńców, a najlepiej rekonstrukcję walk. Nawet na Pradze Północ, gdzie odbyły się tylko pojedyncze potyczki, a powstańcy dysponowali ledwie kilkoma karabinami postanowiono przedstawić walki z jednostkami SS, które nigdy nie miały miejsca na taką skalę. W tym roku na Placu Bankowym udało mi się obejrzeć rekonstruktorów biorących udział w obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego na Starym Mieście. Byli umundurowani i uzbrojeni niczym elitarna jednostka zdolna do toczenia walk z najlepszymi oddziałami niemieckimi. Na Pl. Piłsudskiego prezentowano dwa pojazdy pancerne, czyli znaczną część powstańczych sił pancernych, a na Woli zaprezentowano imitację zdobycznego czołgu Pantera. To wszystko też sprawia wrażenie jakoby idąc do Powstania warszawiacy stanowili nieźle wyposażoną regularną armię. Jeśli dodać do tego fakt, że dobrze i wiernie zrobione rekonstrukcje historyczne stanowią zdecydowaną mniejszość, a zwłaszcza w tych organizowanych przez samorządy chodzi zwykle o show, to mamy historię w wersji pop, a raczej film sensacyjny luźno powiązany z historią.
Rzygać czy nie?
Obchody oficjalne oraz „społeczne” wyglądają dziś tak, a nie inaczej. Niektórzy publicyści określający się mianem lewicowych, łącząc to z krytyką decyzji to wybuchu Powstania, dochodzą do wniosku, że wystarczyłoby oficjalne opuszczenie flag na znak żałoby. Część lewicy, chcąc pokazać swoją „nowoczesność” w ogóle udaje, że rocznicy nie ma, bo nie chce zajmować się przeszłością. Nawrócony na lewicowość Cezary Michalski na łamach „Krytyki Politycznej” zapewnia, że na złość zwolennikom obchodów rocznicowych nie uczci minutą ciszy Godziny W, ponieważ kojarzy mu się ona z masakrą.
Nie tędy droga! Myślicie, że jeśli odwrócicie się tyłem i powiecie „nie będziemy świętować” cokolwiek to zmieni? W ten sposób tylko oddaje się pola różnorodnym manipulatorom. Zrobiły to dawno głównonurtowe partie mieniące się „lewicą”. Uznały one, że nie potrzeba im historii, nie ma co zawracać sobie głowy ruchem robotniczym czy tradycjami. Pęd ku „nowoczesności” doprowadził do tego, że zapomniano o historii PPSu, lewicowych formacjach z czasów Drugiej Wojny Światowej, a wykładnię historii dyktuje finansowany z podatków IPN. Książki o historii lewicy ukazują się bardzo rzadko, z kolei temat tak zwanych „ Żołnierzy wyklętych” z neofaszystowskich zinów trafił do mainstreamu przy milczącej aprobacie SLD czy innych „lewicowców”. Tak samo stanie się ostatecznie z wizerunkiem Powstania Warszawskiego. Tradycja ta zostanie zawłaszczona przez nacjonalistów lub państwową propagandę. Już dziś pomija się w wielu publikacjach na przykład udział w walkach Związku Syndykalistów Polskich, PPS, Polskiej Armii Ludowej czy Armii Ludowej.
Można różnie oceniać decyzję o wybuchu powstania. Sam jestem wobec niej bardzo krytyczny i uważam, że należy kontynuować dyskusję nad sensownością celów jakie postawiła sobie Komenda Główna AK. Nie można jednak obrażać się na czczenie pamięci tych wszystkich, którzy walczyli i stracili życie, a także cierpień ludności cywilnej. Czemu przez tyle lat szeroko pojęte środowiska lewicowe w tak małym stopniu interesowały się miejscami pamięci związanymi z ZSP, PAL czy Organizacją Wojskową PPS? Czemu to prawica ma uczyć dzieci i młodzież czym było Powstanie Warszawskie? Dlaczego lewica z założenia odrzuca na przykład rekonstrukcje historyczne jako „zabawę w wojnę”? Pomimo że większość jest kiepska, to są jednak rekonstruktorzy, których dałoby się przekonać do propagowania pamięci o formacjach lewicowych. Wbrew pozorom nie jest to środowisko do końca opanowane przez skrajną prawicę. Są w nim ludzie chcący poznać i rzetelnie odtwarzać historię.
Pamiętajmy o tym, że kształtowanie postrzegania dawnych wydarzeń ma wpływ również na kształtowanie współczesnych postaw. Przedwojenny PPS budował swoją pozycję na przykład na tradycji rewolucji 1905 roku. Dziś nawet wśród ludzi lewicy interesujących się historią zdarzają się tacy, którzy wiedzą więcej o rewolucji hiszpańskiej niż ZSP czy PAL. Skoro prawica organizuje własne „społeczne” obchody, czemu my nie możemy organizować swoich, niezmanipulowanych, przedstawiających rzetelną wizję historii. 1 sierpnia jest świetną okazją do zorganizowania na przykład marszu antyfaszystowskiego, o wiele lepszą niż ustawianie się w kontrze do marszów narodowców. Czy robotnicy pomordowani na Woli nie zasługują na oddanie hołdu przez związki zawodowe i organizacje pracownicze? Czy 1 sierpnia nie można rozdawać na masową skalę reprintów gazet powstańczych mówiących o wyzwoleniu społecznym i prezentujących postulaty, które obecni kapitaliści uznaliby za „wywrotowe” i „ekstremistyczne”?
Jeśli chcemy aby do ruchów lewicowych trafiali nowi ludzie z pomysłami nie możemy oddać historii, nie możemy oddać też Powstania Warszawskiego, nawet gdy jego dowódców uważamy za zbrodniarzy.