Anna Grodzka: Opcja zero

[2015-02-16 17:15:05]

Z Anną Grodzką rozmawiają Agnieszka Wołk-Łaniewska i Maciej Wiśniowski.

Agnieszka Wołk-Łaniewska, Maciej Wiśniowski: Pani kandydatura na prezydenta pojawiła się w momencie, kiedy na pozaparlamentarnej lewicy trwały ożywione spory, czy w ogóle warto brać udział w tych wyborach. Jest pani pewna, że to dobry pomysł?



Anna Grodzka: Kandydat lewicy powinien zostać wyłoniony w wyniku szerokich konsultacji – od centrolewicy po lewicę socjalistyczną, z udziałem wszelkich „kanap”, ruchów, stowarzyszeń. Ta kandydatura powinna wyrastać z potrzeb elektoratu lewicy. Powinny odbyć się lewicowe prawybory; w tym celu powstał Komitet Inicjatywy „Prawybory Społecznego Kandydata na Prezydenta RP”, powołany przez 14 lewicowych organizacji i fundacji. Niestety, potencjalni kandydaci byli, jakby to powiedzieć, niezdecydowani. Niektórzy nie chcieli poddawać się procedurze prawyborczej – bo „jestem taki wielki”; inni, bo nie wierzyli, że może coś urosnąć na gruncie zwanym pogardliwie „planktonem”. W efekcie, okazało się, że planowany plebiscyt internetowy nie odbył się. Komitet Inicjatywny wyłonił moją kandydaturę. Społeczną – bo pozaparlamentarną; i oddolną – bo z marką społecznej pozarządowej inicjatywy. Wspiera mnie i rekomenduje Partia Zieloni, która jest (na razie) poza parlamentem. A to mocne, młode, bardzo merytoryczne i ideowe wsparcie. Mam nadzieję że uda mi się w kampanii nie zawieść zaufania i przekazać społeczeństwu naszą nowoczesną, lewicową i zieloną opowieść o możliwej alternatywie – Polsce fair. Myślę, że nie jestem kandydaturą idealną. Ale stało się coś dobrego. Ludzie lewicy próbują się organizować na różne sposoby, jest list podpisany przez 800 czynnych na lewicy osób. Jest zgoda co do tego, że ta alternatywna lewica powinna zaistnieć razem w wyborach parlamentarnych.

Nie rozważaliście opcji poparcia „doktor Magdaleny Ogórek”?



Myślę, że nieco sprany szyld SLD nie powinien zawłaszczać pojęcia lewicy wyłącznie dla siebie. Kandydatura pani Magdaleny Ogórek – która zapewne jest wspaniałą osobą – została wyjęta z kapelusza, jest czysto piarowym projektem Leszka Millera. Chodziło o to, żeby to była kobieta, ładna, wykształcona, trochę doświadczona w polityce.

Jako stażystka?!



No więc właśnie: do tej pory pani Magdaleny Ogórek nie znaliśmy jako polityczki. Trochę ją znaliśmy jako komentatorkę spraw kościoła.

Nader dla tej instytucji życzliwą.



To państwo powiedzieli. W każdym razie, pojawienie się kandydatury pani Ogórek – jakby to ująć – nie rozwiązało problemu kandydata lewicy. Stąd komitet podjął decyzję, że jestem – z braku laku – kandydatką.

Jedną z wielu, z etykietką „lewica”. Mamy Grodzką, Ogórek, Palikota, zapewne Kalisza... I to jeszcze nie koniec. Nie szło się dogadać?



Rozmawialiśmy z Millerem, przedstawiając mu nasze racje i nasze plany, zostawiając mu pole wyboru – jego reakcją była kandydatura Ogórek. To jest kandydatura SLD i niech SLD sobie z nią radzi. My jesteśmy otwarci na całą lewą stronę, choć być może szczególnie zgrane twarze widzielibyśmy u siebie niechętnie... Ale w SLD jest mnóstwo wartościowych ludzi, z którymi z radością bym współpracowała – choć mam świadomość, że atmosfera dziś nie sprzyja współpracy. W każdym razie zapraszamy wszystkich lewicowo myślących.

To pięknie brzmi, ale tak naprawdę przecież chodzi o to, żeby dostać więcej niż kandydat SLD. Co jest możliwe bodaj po raz pierwszy w historii lewicy III RP – z całym szacunkiem dla firmy, z którą pani dostała się do Sejmu, a którą jednak trudno uznać za autentyczną lewicę. Czy nie byłoby lepiej, żeby lewica społeczna miała jednego kandydata?



Moim zdaniem, większa liczba kandydatów to nie jest tragedia. Jak wskazują sondaże, prawdopodobnie nikt nie wygra z Komorowskim. Ale szansa zawsze jest. Chodzi więc o to, żeby powstała jakaś siła lewicowej grawitacji, żeby głos lewicy dał się usłyszeć w tych wyborach, żeby lewicowo myślącym wyborcom uświadomić, że warto zagłosować w wyborach parlamentarnych. Jeśli ktoś – np. Piotr Ikonowicz, który się trochę od nas zdystansował, nad czym ubolewam, ale nie wyklucza wspólnej kampanii parlamentarnej – czy ktokolwiek inny zechce jeszcze wystartować w wyborach prezydenckich, bardzo dobrze. Idzie o to, żeby potem znaleźć wspólne pięć haseł, które nas zjednoczą. I liczę na to, że to się uda, że przed wyborami parlamentarnymi będziemy się zbliżać.

W 2009 roku coś takiego zrobiła radykalna lewica francuska, tworząc Front de gauche: opracowali protokół zbieżności, odkładając kwestie, w których nie mogli się dogadać i skupili się tylko na tym, co ich łączy.



Tak, chcemy zrobić coś podobnego. Trzeba wybrać kilka haseł politycznych i to jest do zrobienia. Na przykład: opodatkowanie wielkich korporacji. Prawa człowieka, stosowane nie relatywnie, a bezwarunkowo; podczas kampanii będę mówić, że gdybym była prezydentem, to zwolniłabym świadków z tajemnicy w sprawie Kiejkut. Radykalne podniesienie kwoty wolnej od podatku, co można załatwić jedną ustawą. Reforma systemu politycznego i partyjnego. Więcej polskiej gospodarki w Polsce: to brzmi może trochę nacjonalistycznie, ale chodzi o nadmierną dominację i działanie ponad prawem wielkich korporacji. Można rozważyć podatek Tobina. Czy rozproszona energetyka z OZE. Te pięć wspólnych haseł będzie nam ławo znaleźć.

Wyłącznie w wymiarze społeczno-gospodarczym?



Lewica ma przede wszystkim charakter społeczny. Musimy dążyć do wprowadzenia prawa, które ograniczy skalę wyzysku uprawianego przez wielki kapitał na terenie naszego kraju – bo on działa tak naprawdę bez jakiejkolwiek kontroli prawnej, przy okazji wyprowadzając zyski, które mogłyby zostać w Polsce jako podatki. To wielkie kwoty. Lewica musi dążyć do reindustrializacji. Trzeba poszukać sposobu, żeby realizować wielkie inwestycje, póki mamy jeszcze wsparcie Unii Europejskiej, żeby odbudowywać własną bazę przemysłową. Lewica musi mówić, że kiedy zezwalamy wielkiemu kapitałowi na działanie bez regulacji prawnych, to wolna konkurencja nie działa. Absolutnie wolny rynek sprzyja hierarchicznej strukturze wielkiego kapitału, w której polscy przedsiębiorcy mają jedynie role podwykonawców, outsoucerów. Lewica musi mówić o zagrożeniach, płynących ze strony kapitału. O rozwarstwieniu. Proszę mi wytłumaczyć, czemu w polskich mediach nie ma słowa o TTIP? Jeżeli doprowadzimy do sytuacji, w której wielki kapitał będzie mógł skarżyć rządy przed prywatnym arbitrażem za polityczne decyzje parlamentu – takie, jak podniesienie płacy minimalnej – domagając się odszkodowania za utratę potencjalnych zysków, to będzie po demokracji.

Wszystko zgoda. Ale jednak są dwa wymiary lewicowości: obok tego gospodarczo-socjalnego, także obyczajowy.



Musimy pogodzić oba. Trzeba mieć odwagę, żeby powiedzieć np. związkom zawodowym, w których silną rolę odgrywa religijność ich członków, że jesteśmy za ich postulatami dotyczącymi praw pracowniczych – ale jesteśmy też za rozdziałem Kościoła od państwa. I niech się decydują. Chodzi w ogóle o zdefiniowanie na nowo pojęcia lewicowości. To jest warunkiem stworzenia lewicy w Polsce. Jesteśmy za wolnością osobistą i prawami człowieka, równością kobiet i mężczyzn – ale także, a może nawet przede wszystkim, za państwem fair w zakresie ekonomicznym i socjalnym. Za państwem dla ludzi, a nie dla szaleńczej neoliberalnej ideologii.

Mówi pani też o reformie systemu politycznego. Może należy zacząć od obniżenia progów wyborczych? Najlepiej do zera?



Zgadzam się, choć nie jestem przywiązana do konkretnych wartości. Może rzeczywiście należy w ogóle je znieść. Ważniejsza jest jednak zmiana sposobu finansowania partii politycznych. Oczywiście powinny być, jak dotychczas, finansowane z budżetu – kiedy politycy muszą polegać na biznesie, to on płaci i wymaga, i jest jak w Ameryce. Ale zasada, że większa partia polityczna ma więcej pieniędzy – jest absurdalna. Wszystkie partie powinny, od pewnego momentu zaistnienia w życiu politycznym, mieć tyle samo pieniędzy. Bo racje tych partii są nie do wyceny. A społeczeństwo powinno być suwerenem. Mieć realny wpływ nie tylko na wybór polityków, ale na realną, stosowaną politykę. Tego brak. Stawiam też na większy udział referendów w decydowaniu o losach państwa.

Żeby odegrać rolę adwokata diabła: zróżnicowanie subwencji partyjnych wiąże się z poparciem wyborczym. Może ci, którzy trafiają do większej liczby wyborców, powinni mieć więcej kasy na działanie?



Liczba wyborców powinna decydować o liczbie mandatów w parlamencie lub przedstawicieli w radzie miasta. Racje, w rozumieniu myśli, powinny mieć szansę na równą konkurencję. I mówimy o kwotach znacznie mniejszych niż dziś. Zbyt dużo pieniędzy przeznaczanych jest na politykę. Nie potrzebna nam tak wielu bilbordów, nie potrzeba spotów telewizyjnych, konfetti, wyreżyserowanych przedstawień i całego tego sztafażu. Wystarczy, że stworzy się kanały komunikacji między politykami a społeczeństwem. Co więcej: finanse muszą być absolutnie transparentne. Wydatek każdej złotówki musi natychmiast być opisany w internecie, a wyborcy muszą mieć możliwość zadawania pytań i uzyskiwania rzeczowych odpowiedzi. Partyjne pieniądze nie powinny być wydawane na wielkie akcje piarowe, bo one tylko zaciemniają obraz polityki, nic nie wyjaśniając. Dziś polityka to manipulacja emocjami a powinna być domeną rozumu i racji. A dysponentem pieniędzy powinny być partie polityczne, a nie ich liderzy.

Akurat. Jak pani to sobie wyobraża w partiach wodzowskich?



O tym właśnie mówię. Trzeba odebrać liderom możliwość dysponowania pieniędzmi i przestaną być wodzami. Jeśli nie będzie tak, że jeden kandydat dostanie więcej pieniędzy, bo się podoba prezesowi, a drugi mniej albo wcale, bo się nie podoba – pozycja wodzów gwałtownie spadnie. I o to chodzi, bo to zniekształca demokrację.

Ale przecież to czysta teoria. Wyobraża sobie pani, że np. PiS zagłosuje w sprawie kasy inaczej, niż każe prezes?



Oczywiście. Jeżeli prezes Kaczyński straci możliwość rozdzielania pieniędzy na kampanię i straci możliwość rozdawania „jedynek, to skończy się dotychczasowy model funkcjonowania jego partii. I jemu podobnych. Hallo! Malutki problem: trzeba najpierw wygrać wybory, zmienić to.

A jak go pozbawić możliwości rozdzielania jedynek?



Wystarczy, że losować się będzie nie tylko numery list, ale i numery poszczególnych kandydatów. I wtedy wyborcy będą musieli poszukać swojego kandydata na liście. I wtedy się okaże, że posłowie zaczną oglądać się na swoich wyborców, a nie na swoich liderów. Ta zmiana jest niezbędna.

Ale niemożliwa.



Rzeczywiście, dotychczasowe elity nie są tym zainteresowane. Dlatego cały ten system trzeba wywrócić. Zaczynając od dołu, od spodu. Od początku. Dlatego jestem za lewicową „opcją zero”. Zróbmy coś absolutnie od nowa.

Anna Grodzka



Wywiad pochodzi z portalu Strajk.eu.

Fot. profil Anny Grodzkiej na FB


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


25 listopada:

1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.

1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.

1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").

1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.

2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.


?
Lewica.pl na Facebooku