Joanna Grzymała-Moszczyńska: Trudne powroty do Polski

[2018-06-14 00:57:02]

Tomasz Borejza: Kiedy czytałem raport „(Nie)łatwe powroty do domu?”, w którym opisałyście problemy dzieci emigrantów wracających do Polski, zadawałem sobie pytanie, czy polska szkoła jest przygotowana na jakąkolwiek odmienność.

Joanna Grzymała-Moszczyńska: Nie jest. Od kilku lat zajmuję się edukacją antydyskryminacyjną i często spotykam się z nauczycielami i nauczycielkami mającymi okazję pracować z dziećmi z doświadczeniami migracyjnymi. Moje obserwacje są zbieżne z wynikami badań, które prowadzi np. Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej. Te doświadczenia wyraźnie wskazują, że szkoły nie są przygotowane do radzenia sobie z odmiennością, z dziećmi i młodzieżą niepasującymi do wzorca „dobrego ucznia”. Ciekawe zresztą, kogo uważa się u nas za dobrego ucznia, bo z tym mają problem dzieci, które wcześniej chodziły do szkół np. w Skandynawii. Tam dobry uczeń zadaje dużo pytań i jest aktywny. Uczniowie próbują więc zachowywać się tak samo u nas. Mówią do nauczycieli po imieniu, podają rękę na dzień dobry. To nie spotyka się z entuzjazmem ani zrozumieniem szkoły. A często bywa, że prowadzi do dyskryminacji. Zdarzają się przezwiska, także przemoc fizyczna.

W raporcie najbardziej uderzyło mnie zdanie, że szczególnie źle znoszą przemoc dzieci wracające z krajów i systemów szkolnych, w których nie ma na nią przyzwolenia. Czy to oznacza, że w polskiej szkole takie przyzwolenie jest?

Rzeczywiście było tak, że wracające dzieci doświadczały przemocy fizycznej, a to bagatelizowano lub szkoła udawała, że nic się nie stało. Reagowano dopiero – ale też nie zawsze odpowiednio – kiedy przemoc się powtarzała. Na pewno w wielu szkołach nie ma sensownych skryptów właściwego zachowania w takich sytuacjach. Nie ma też jasno sformułowanych norm mówiących, że żadna przemoc ani dyskryminacja nie są w porządku. Dla polskich szkół to nie jest naturalne. Problem jest systemowy. Jakiś czas temu do standardów ewaluacji oświaty wprowadzono punkty odnoszące się do edukacji równościowej i jej realizowania, ale już zostały usunięte. Szkoła nie musi nawet się zastanawiać, czy coś robi w tej sprawie.

Cały czas mówimy o polskich dzieciach wracających z zagranicy. Znających przynajmniej część polskich norm i schematów zachowania. Jeżeli one są ofiarami dyskryminacji, to trudno sobie wyobrazić, jak mają sobie radzić choćby dzieci ukraińskie.

Rzeczywiście, bardzo trudno.

Jak sytuacje dyskryminacji wpływają na dzieci?

Często pojawiają się problemy z nauką, z relacjami rówieśniczymi. Zdarzały się dramatyczne sytuacje, kiedy dzieci doświadczające przemocy homofobicznej popełniały samobójstwo. Bierność szkoły może mieć tragiczne konsekwencje.

Co może zrobić uczeń lub rodzic, któremu to się nie podoba?

W ostatnich tygodniach w Krakowie mieliśmy skandal, ponieważ Liceum Ogólnokształcące im. Bartłomieja Nowodworskiego potrzebowało roku od zgłoszenia, by zareagować na seksistowskie uwagi, którymi jeden z nauczycieli raczył uczennice. Mamy prestiżową szkołę w dużym mieście, która nie reaguje właściwie na obrzydliwy seksizm ze strony nauczyciela. Liceum obudziło się, dopiero kiedy sprawa trafiła do kuratorium. Patrząc na tę sytuację, można by powiedzieć, że to właściwa droga, jednak walka z dyskryminacją, zwłaszcza kiedy chodzi o płeć lub orientację seksualną, raczej nie jest priorytetem dzisiejszych kuratoriów. Pracują tam wartościowi ludzie, ale kuratorzy pełnią funkcję z nadania politycznego i mają określony zestaw wartości. Dla nich takie konflikty nie są ważne. Można próbować działać w szkole, można zgłaszać wyżej, ale to nie gwarantuje sukcesu.

To brzmi tak, jakby dla dyskryminowanego ucznia najlepszą strategią było udawanie, że jest taki sam jak inni.

W wielu przypadkach tak jest. I to jest przerażające.

Jakie grupy są najbardziej narażone na dyskryminację

Na pewno dzieciaki nieheteroseksualne. Homofobia w polskiej szkole przeraża. Dyskryminowane są także dzieci, które mają doświadczenia migracyjne. Dostaje się tym, które inaczej wyglądają – przezwisko „uchodźca” jest dzisiaj na porządku dziennym. Dużo przemocy doświadczają dziewczynki. Tyle że ta przemoc jest przeźroczysta, co oznacza, że nikt jej nie nazywa po imieniu. Niektórzy nauczyciele uważają, że kiedy chłopcy „zakochują się” w dziewczynkach i okazują uczucie, bijąc swoje wybranki, jest to najzupełniej normalne. Często uczennice wtłacza się w określone, stereotypowe role. Dużo dyskryminacji, w tym systemowej, doświadczają dzieci romskie. Kieruje się je do szkół specjalnych niekoniecznie dlatego, że mają niepełnosprawność intelektualną, ale dlatego, że podstawówki nie mają wystarczających możliwości, kompetencji i siły, by się nimi zająć. Sugerują więc rodzicom, by przenieść dziecko do szkoły specjalnej. Uczestniczą w tym poradnie, które orzekają o potrzebie kształcenia specjalnego na podstawie testów wymagających znajomości języka polskiego.

Jak na podstawie testu opartego na znajomości języka polskiego można stwierdzić niepełnosprawność intelektualną dziecka, które tego języka nie zna?

Niestety, czasem tak się dzieje. Ale na szczęście wiele udaje się zmienić na lepsze i takie sytuacje zdarzają się coraz rzadziej. Kiedy kilka lat temu badaliśmy testem niewerbalnym dzieci romskie ze stwierdzoną niepełnosprawnością intelektualną, okazywało się, że połowa z nich mieści się w normie. Później nauczyciele w szkołach specjalnych cieszą się, bo te dzieci pomagają im w prowadzeniu lekcji. Rodzice też się cieszą, bo traktują takie szkoły jak bezpieczną przystań, która chroni przed znęcaniem się z powodu bycia Romem.

Co może albo raczej czego nie może zrobić rodzic lub dzieciak w sytuacji dyskryminacji? Jak twoim zdaniem powinno to wyglądać?

Szkoła powinna powołać zespół, który obmyśla interwencję. Nie tylko skupia się na dziecku, które doświadczyło dyskryminacji. To powinno być systemowe podejście na poziomie klasy, a nawet szkoły – wprowadzenie kompleksowej edukacji antydyskryminacyjnej, włączenie jej do systemu kształcenia, do programu szkolnego, do nauki przedmiotów, przy realizacji których da się mówić o stereotypach, modelować zachowania, pokazywać, że niektóre formy komunikacji są niedopuszczalne. Reakcja szkoły powinna prowadzić do przepracowania sytuacji i unikania powtórek w przyszłości. Szkoły powinny mieć dostęp do doradców metodycznych specjalizujących się w przeciwdziałaniu dyskryminacji, do sieci osób zajmujących się tymi problemami. W systemie edukacji brakuje miejsc, w których nauczyciele mogą zdobywać taką wiedzę i umiejętności, znaleźć podpowiedź kogoś, kto się na tym zna.

Mamy szkołę, gdzie coś takiego się dzieje, i porządnego nauczyciela, który chce z tym coś zrobić, bo widzi poważny problem. Co może zrobić nauczyciel?

Napisała do nas ostatnio nauczycielka. Chciała zorganizować lekcję na temat Polaka, który w czasie II wojny światowej stał się ofiarą nazistów z powodu orientacji seksualnej. Dyrektor się sprzeciwił, bo uważał, że jest to promowanie homoseksualizmu. Klasa też protestowała. Nauczycielka zrobiła więc gazetkę ścienną poświęconą tej postaci. Na niej szybko pojawiły się dowieszone ONR-owskie hasła: „To jest Polska, nie Bruksela, tu się pedalstwa nie popiera”, „To jest Polska, a nie Francja, tu się kończy tolerancja”. Zgłosiła to dyrektorowi. Bez reakcji.

Klasa protestowała?

Zapytała, dlaczego nie uczy ich o bohaterach.

To chyba dowód, że potrzebuje takiej lekcji?

Dyrektor stanął jednak po stronie uczniów, którzy stwierdzili, że jej nie potrzebują. Powiedział też, że w szkole konstytucja nie obowiązuje. Wracając więc do pytania, co może zrobić nauczyciel: może działać na własną rękę, zasięgnąć rady organizacji pozarządowych zajmujących się przeciwdziałaniem dyskryminacji, ale niestety może się spotkać z ostracyzmem. Może próbować zwrócić się do kuratorium, ale kiedy trafi na osobę podzielającą światopogląd tamtego dyrektora, ma niewielkie szanse. Można też wejść na ścieżkę prawną. Ostatnio Sąd Apelacyjny w Warszawie wydał wyrok w sprawie prześladowania ucznia z powodu jego orientacji seksualnej, szkoła musi przeprosić ucznia za brak przeciwdziałania homofobii.

Problem jest systemowy i wymaga systemowego rozwiązania. To zresztą lewicowa metoda radzenia sobie z problemami, bo oczekiwanie od ludzi heroizmu jest może ostatnio modne, ale z pewnością nie okazuje się skuteczne.

Tylko tak da się to zrobić. Miałyśmy nadzieję, że badania polskich reemigrantów, skoro tak dużo ostatnio się mówi o powrotach, będą metodą na pokazanie systemowych problemów i staną się impulsem do wdrażania systemowych rozwiązań, które w rzeczywistości dotyczą dzieci ze wszystkich mniejszości.

Moim zdaniem to bardzo dobra próba. Skoro takie dzieciaki mają problemy i potrzebują, jak to napisałyście w raporcie, „adaptacji kulturowej do Polski”, to kto jej nie potrzebuje?

MEN nie jest tym jednak w ogóle zainteresowane.

Co najbardziej uderza w Polsce powracające dzieciaki?

Część dzieci, z którymi rozmawiałyśmy, nigdy wcześniej nie chodziła do polskiej szkoły. Dla nich był to wyjazd do kraju, w którym bywały w czasie świąt lub wakacji, ale nie miały kontaktu z polskim systemem edukacji. Wiele było różnic strukturalnych. Na przykład to, że u nas dużo się zadaje do domu. Za granicą w szkole siedziały trochę dłużej, ale po powrocie do domu nie miały już nic do zrobienia. Były też trudne sytuacje. Wśród nich wytłumaczenie dzieciom, dlaczego nie jest najlepszym pomysłem podnoszenie ręki, kiedy się widzi, że ktoś ściąga, i informowanie o tym nauczyciela. Dziecko zsocjalizowane do uczciwości i do tego, że każdy pracuje na własny rachunek, nie potrafi tego zrozumieć. A wytłumaczyć to trudno, bo oficjalnie ściąganie jest niewłaściwe, ale nieoficjalnie niewłaściwe jest zgłaszanie takiego postępowania. Konsekwencje społeczne takiej wpadki są ogromne.

Jak bardzo się różnią programy szkolne?

Inaczej się je buduje. Dzieci mają np. blok nauka, który wiąże problemy z różnych dyscyplin, a u nas muszą oddzielać chemię do biologii i fizyki. Opanowanie materiału z języka polskiego i historii bywa ogromnym problemem. Były takie sytuacje, że dziewczynka usłyszała na lekcji o powstaniu, a ona w ogóle nie wiedziała, co to jest powstanie. Nie ma oczywistości. Mają też trudności językowe. System daje możliwość prowadzenia dodatkowych lekcji języka polskiego, ale rzadko wykorzystuje się je sensownie. Prowadzą je poloniści, a nie lektorzy języka polskiego jako obcego. Bywa więc tak, że trzy razy w tygodniu uczy się interpretacji „Bogurodzicy”.

Adaptacja kulturowa do Polski.

Można tak na to spojrzeć.

Powiedziałaś, że nie ma oczywistości. Co przez to rozumiesz?

Szkoły często myślą, że przecież dziewczynka, która przyjeżdża, to Ania Nowak. Jest Polką, więc z pewnością wszystko wie o Polsce. Tymczasem ona wpada w tarapaty, bo nie zna reguł, nie zna języka szkolnego. Brakuje mechanizmu, który pozwoliłby te dzieci wprowadzić do nowego otoczenia, warunków, zasad.

Panuje przekonanie, że polska szkoła uczy na bardzo wysokim poziomie. Czy tak jest?

Wiara, że polska szkoła jest lepsza, to częsta motywacja do powrotu. Mam wrażenie, że w szkołach zachodnich bardziej się promuje współpracę, pracę w grupie, mniej natomiast jest faktografii.

Rozwija się umiejętności, a nie…

…wiedzę. Przestawienie się z jednego modelu na drugi bywa prawdziwym wyzwaniem.

Trzeba się przestawić z zadawania pytań na udzielanie odpowiedzi?

Później to widać bardzo wyraźnie. Moje doświadczenie ze Stanów Zjednoczonych, gdzie przez pewien czas chodziłam do szkoły, było takie, że oni cały czas się zgłaszają, cały czas są ręce w górze, ciągle ktoś o coś pyta. U nas jest zupełnie inaczej. Widać to zresztą nawet na studiach. Też zadajemy dużo mniej pytań.

Prof. Hieronim Kubiak, legenda krakowskiej socjologii, człowiek mający doświadczenie amerykańskiego uniwersytetu, nie wytrzymał kiedyś na wykładzie i powiedział do nas wzburzony: „Dlaczego wy o nic nie pytacie?”. Dużo dzieciaków wraca?

Nie wiemy. Można wnioskować pośrednio po liczbie dzieci korzystających z dodatkowych lekcji języka polskiego. Tutaj widać trend rosnący. Było ich kilkaset. Teraz można mówić o tysiącu. Jednak to są tylko dzieci, które otrzymały wsparcie, a wiele szkół nie wie, że może je zaoferować, lub wie, ale z różnych powodów tego nie robi. Wtedy stają się niewidzialnymi migrantami.

Co byś poradziła rodzicom planującym powrót?

Żeby starannie przygotowali ten proces. Powinni wcześnie zacząć rozmawiać z dzieckiem. Pozwolić mu się pożegnać ze wszystkimi miejscami i osobami, które były dla niego ważne. Istotne jest, by nie idealizować powrotu. Część rodziców ma strategię mówienia, jak będzie wspaniale, kraj płynie mlekiem i miodem, a w szkole wszyscy – mówią dziecku – będą cię lubić. Niestety, nie zawsze będą. Trzeba podkreślać, że kiedy pojawią się problemy, dziecko może do nas przyjść i razem sobie z nimi poradzimy. Ważny jest moment powrotu. Nie powinno się np. wracać wtedy, kiedy dziecko trafi do ostatnich klas szkoły, przygotowujących do egzaminu końcowego. Jeżeli go dobrze nie zda, a to bardzo prawdopodobne, ograniczy mu się szanse edukacyjne. Łatwiej adaptują się dzieci młodsze. Lepiej wrócić na początku szkoły podstawowej niż z nastolatkiem – wyrwanie go z korzeniami to nie jest dobry pomysł. Proces adaptacji staje się wtedy o wiele trudniejszy. Dobrze też, żeby był to powrót na stałe. Jeżeli myślimy o kolejnym wyjeździe, lepiej, by minęło przynajmniej kilka lat. Jeżdżenie z dzieckiem tam i z powrotem to przepis na katastrofę.

Joanna Grzymała-Moszczyńska



Wywiad się ukazał w "Tygodniku Przegląd".

fot. www.partiarazem.pl


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


25 listopada:

1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.

1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.

1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").

1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.

2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.


?
Lewica.pl na Facebooku