Radosław S. Czarnecki: Skleroza polskiego mainstreamu

[2019-06-16 09:19:12]

Ten tekst nawiązuje do minionej 74. rocznicy zakończenia II wojny światowej, ale jest także bezpośrednio związany z ostatnią wizytą Prezydenta Andrzeja Dudy w USA i jej militarystycznym wymiarem (formalnym i retorycznym). Od lat – nie tylko w narracji PiS-u i tzw. „twardej prawicy” - brzmią elementy militaryzmu i pro-wojennej histerii. Oczarowanie wojną i militarnymi gadżetami panujące w polskim mainstreamie od lewa do prawa jest śmieszne, minoderyjne (zwłaszcza wobec zapowiedzi i rojeń waszyngtońskich „jastrzębi”), po prostu głupie i nieodpowiedzialne. Gorący piec geopolityki – Ukraina, Bałkany, Iran, Wenezuela, Morze Południowo-chińskie - osiągnął tak niebezpieczny poziom, że można go śmiało porównywać z czasami kryzysu kubańskiego (1962) i dlatego polityka polegająca na dokładaniu kolejnych drew do tego pieca jest skrajną nieodpowiedzialnością, ślepotą polityczną, złą wolą, igraniem egzystencją państwa i społeczeństwa. Polscy politycy różnych proweniencji od lat prześcigając się w tworzeniu syndromu naszego kraju jako „oblężonej twierdzy”, forpoczty XXI wiecznych krzyżowców pod gwiaździstymi sztandarami w ich marszu na Wschód w imię demokracji, praw człowieka i wolności, realizując tym samym pomysły najbardziej skrajnych i pro-wojennie nastawionych polityków (i wojskowych) znad Potomacu owo napięcie stale podsycają i budują tym samym w świadomości polskiego społeczeństwa obraz nieuchronnej wojny ze wschodnim sąsiadem. Sąsiadem który jest hiper-atomowym mocarstwem. Jedynym, które może zadać śmiertelne ciosy Stanom Zjednoczonym – to opinia amerykańskich, realistycznie patrzących na potencjały obu stron w obliczu ewentualnego konfliktu, ekspertów. Faktem jest bezspornym, że w tym starciu nie może być zwycięzców z racji potencjałów jądrowych i środków ich przenoszenia. Trzeba sobie też zdawać sprawę z tego, że początek owego, ewentualnego starcia, odbędzie się na terenach Polski, między Odrą, a Bugiem. Nie trzeba być szczególnym znawcą tej problematyki aby wyobrażać sobie efekty tego starcia dla nas wszystkich. Polek i Polaków.
Źródła tego prostackiego konglomeratu poglądów, mentalności i postaw tkwią w zadawnionych fobiach, łatwych stereotypach, ugruntowanych w polskiej świadomości mitach i pospolitej rusofobii (wynikającej z domniemanej wyższości kulturowej Polek i Polaków wobec Rosji i Rosjan - katolicyzm, kultura Zachodu - które od wieków staraliśmy się nieść na Wschód), serwilizmie polskiego mainstreamu wobec Wuja Sama, megalomanii i echach polskiego kolonializmu.

Taka bezrefleksyjna prowojenna fanfaronada poraża także tę część mainstreamu, która mieni się liberalną i prowolnościową, demokratyczną i cywilizowaną. Również wśród zdeklarowanych (czy aby na pewno?) lewicowców takie poglądy są szeroko rozpowszechnione, co zakrawa na kpinę. Lewica była zawsze kojarzona z antymilitaryzmem, pacyfizmem z racji swych tradycji czy systemu wyznawanych wartości.
By nie pozostawać wyłącznie w „pisowskim” i „macierewiczowym” oglądzie problemu, wystarczy jedynie wymienić takich polityków, którzy ów militarystyczny przekaz włączali lub włączają stale do swych enuncjacji: Palikot, Borusewicz, Belka (czyli Bremer bis z Iraku), Bujak, Cimoszewicz, Sikorski, Schetyna, Liberadzki, Zandberg, Kwaśniewski, Siemoniak, Komorowski, Zawisza itd. O kwiecie polskiego dziennikarstwa demoliberalnego – Michnik, Lis, Sierakowski, Michalski, Szostkiewicz, Passent, Olejnik itd. – nie wspominając.

To jest typowa gra „pod publiczkę” i żerowanie na niskich instynktach, wspomnianych fobiach, stereotypach i uprzedzeniach jakie tkwią w świadomości Polaków z racji takiej a nie innej historii. Takich a nie innych dziejów relacji Polaków i Rosjan. Ale czy świadomy wagi swych słów wypowiadanych publicznie polityk lub komentator może i powinien schlebiać nie najwyższej jakości gustom, kanalizować i podgrzewać uprzedzenia, karmić stereotypy ?
Senior polskiej myśli politycznej i wybitny znawca klasycznie rozumianej teorii liberalizmu, prof. Andrzej Walicki uważa, że „w naszym kraju przyzwalające dopuszczenie możliwości wojny jest nieodpowiedzialnością godną największego potępienia. Tym bardziej, że Polska dzięki swojemu położeniu geograficznemu mogłaby wnieść do utrwalenia regionalnego pokoju wkład stokroć ważniejszy niż jej siła zbrojna”. Te słowa tłumaczą w zasadzie wszytko. Jakże brakowało ich podczas chyłkiem i milczkiem obchodzonej rocznicy zakończenia największej hekatomby w dziejach ludzkości jaką okazała się II wojna światowa. Po to tylko, aby przemilczeć znaczenia zwycięstwa nad nazizmem i faszyzmem Związku Radzieckiego, Armii Czerwonej i Wojska Polskiego, idącego obok niej ze Wschodu do Berlina (I Armia) i Pragi (II Armia). Nikczemne i podłe są to źródła.

O ciągłych fochach strzelanych w stronę wszystkiego co rosyjskie, co z tamtym krajem się kojarzy i wiąże, szkoda nawet mówić. Wychodzą z ziemi takie „kwiatki” jak atmosfera wywołana wokół przejazdu przez Polskę grupy rosyjskich motocyklistów (Nocne Wilki), jakby to był co najmniej atak rosyjskich dywizji pancernych. Demonizacja tego faktu onegdaj w polskim przekazie medialnym okazała się groteską, gdyż Polska wyszła wówczas na niepoważny podmiot, albowiem sąd niemiecki ostatecznie uznał, iż wiza Schengen obowiązuje na terenie krajów objętych konwencją schengeńską i Nocne Wilki triumfalnie wjechały – od strony Czech – do Niemiec i Berlina. Kolejnymi absurdami takiego sposobu myślenia było żądanie swego czasu przez jednego z łódzkich radnych (Piotr Adamczyk z sejmiku wojewódzkiego) odwołania koncertu orkiestry symfonicznej z Petersburga, mającej m.in. wykonać utwór Dymitra Szostakowicza w filharmonii łódzkiej poświęcony Komunie Paryskiej (uzasadnienie – promocja „rosyjskości” i „radzieckości” i dylemat: czy mieszkańcy Łodzi chcą tego słuchać), anulowanie okazjonalnego koncertu Gorana Bregovića przez Radę Miasta Oświęcimia, gdyż miał on się wyrazić pozytywnie o Rosji i prezydencie Putinie czy wojska ukraińskie wyzwalające Auschwitz (Grzegorz Schetyna). Niedawno sam premier Najjaśniejszej RP jak podawały media zabronił rosyjskiemu żaglowcowi zawinąć do portu w Gdańsku. W stopniowaniu rusofobii przeszedł jednakże wszystkich pewien restaurator z Trójmiasta – tuż po przyłączeniu Krymu do Federacji Rosyjskiej - wywieszając znak zakazu wstępu do jego lokalu Rosjanom (polska wersja „nur für Deutsche”). O skandalach wokół usuwania kolejnych pomników żołnierzy radzieckich czy tragigrotesce wokół piosenki „Ciemna jest noc”, szkoda nawet wspominać.

Sytuacja dzisiejsza jest niezwykle podobna do tej związanej ze znanym powiedzeniem sprzed 1939 roku o nieoddawaniu ani guzika agresorowi na Polskę. Takie podobieństwo ze współczesną sytuacją znajdujemy kiedy przypomina się niezwykle kompatybilną z poruszanymi tu problemami wypowiedź Stanisława Cat-Mackiewicza - absolutnie nie z mojej „lewicowej” bajki komentator polityczny z lat II RP - oceniającego politykę sanacji lat 30-tych: „…Rydz mówił: >nie oddamy nawet guzika<, mając na myśli Gdańsk, ale nie miał zielonego pojęcia o technice politycznej i dyplomatycznej, która by mogła nam Gdańsk zabezpieczyć. W tych sprawach Rydz był naiwny, jak nowo narodzone dziecię lub cielę średniej wielkości. Nie lubił i nie dowierzał Niemcom, nie lubił i nie dowierzał Beckowi, o jakichś rozmowach z Rosjanami również nie chciał słyszeć. Był to więc system przepełniony najlepszymi życzeniami i uczuciami. Ponieważ mówił to, czego wszyscy chcieli, więc Polacy mieli do niego zaufanie, jako do wielkiego polityka. Zjawisko stale dające się obserwować w naszym narodzie”. Czy to jest poważna i odpowiedzialna polityka? Czy to są odpowiedni ludzie na odpowiednich stanowiskach i czy są oni naprawdę rzetelnymi szafarzami tego co zwie się Polską? Czyż owe zachowania i wypowiedzi publicznych bądź co bądź osób, nie tworzą klimatu opisanego przez Witolda Gombrowicza takimi oto słowami: „……Czułem się za owych lat w Polsce jak w czymś, co chce być a nie może, chce się wypowiedzieć, a nie potrafi”. Czy ta myśl nie oddaje istoty problemów trawiących Polskę, Polaków, elity władzy i mediów, a także zwykłych, szarych ludzi nad Wisłą, Odrą i Bugiem? Rusofobia i stosunek do tzw. rosyjskości en bloc jest tu tylko wycinkiem pewnego, szerszego zagadnienia, trapiącego polską tożsamość.
Wracając do histerii wojennej panującej w polskich mediach warto przytoczyć słowa z utworu pt. „Shadow soldiers” niemieckiej grupy heavymetalowej Accept, oddające cześć wszystkim poległym, zawsze, we wszystkich wojnach, prostym żołnierzom, bez tak niskich, jak to ma miejsce u nas konotacji narodowych, politycznych, językowych, religijnych itd.: „…..Tysiące białych, kamiennych krzyży, formacja do oglądania przez wszystkich. Z chorągwiami i płomieniami, stopnie i nazwiska tych, którzy polegli”. Bo co jest złego w tym, drodzy politycy, pryncypialni publicyści i żarliwi militaryści, że od ponad 70 lat nikt nie ginie na polach kolejnych powstań, wojen, bitew czy kampanii na terenach naszego kraju? Minęły prawie trzy pokolenia, które żyją w pokoju. Rzecz niespotykana w historii Polski od roku 1768 kiedy to niesławnej pamięci konfederacja barska została zawiązana, którą traktuje się jako pierwsze z serii polskich powstań dotykających potem regularnie w odstępach 30–40 lat ten kraj i które z dwoma wojnami światowymi, jakie przetoczyły się totalnie przez tereny Polski powodowały zawsze ubytki w młodym pokoleniu Polaków. Czy polskie cierpiętnictwo i niewolnicza czołobitność wobec czegoś, co można nazywać narodowym „cmentaryzmem” winny być nadal – czy na powrót – naszym polskim logo? Mówicie o demokracji, swobodach, wolności. Ale czy śmierć można traktować jako wolność w aspekcie wspomnianego „cmentaryzmu”? Czy można ją traktować jako coś wzniosłego, godnego szacunku i chlubnego? Przecież już w Talmudzie jest napisane, że śmierć jednego człowieka jest śmiercią Wszechświata (a judaizm to fundament chrześcijaństwa, do którego to zasad tak często i ochoczo się odwołujesz drogi mainstreamie).

Politycy - różnych proweniencji – są w Polsce ludźmi nad wyraz wierzącymi. Zapewniają gorąco tzw. „lud” o swej wierze i wartościach jakie niesie ich wiara i jakimi to monumentami etycznymi w związku z tym są oni sami. Hipokryzja nie zna jednak granic. Podobnie ma się rzecz z szalonym deficytem racjonalizmu w warunkach życia politycznego i narracji publicznej. To też jest niezwykle charakterystycznym dla nadwiślańskich dysput i politycznej praktyki. A potem wszyscy są zaskoczeni i zdziwieni fantomem Kukiza czy poparciem jakim cieszą się operetkowi politycy w rodzaju Korwina-Mikke.

W czasach zimnej wojny, w cieniu ideologicznego starcia dwóch wrogich sobie systemów – NATO i Paktu Warszawskiego - w przededniu kryzysu kubańskiego (kiedy to rodzaj ludzki stanął na krawędzi jądrowej zagłady w wyniku przewidywanego konfliktu ZSRR vs USA) Polska ustami swego Ministra Spraw Zagranicznych Adama Rapackiego zaproponowała w 1957 r. światu projekt dotyczący stopniowego rozbrojenia konwencjonalnego i utworzenia strefy bezatomowej w Europie. Jego celem było zwiększenie poziomu bezpieczeństwa międzynarodowego. Plan Rapackiego (pod takim terminem jest znana po dziś dzień ta inicjatywa Polski) przyczynił się do rozwoju myśli teoretycznej w zakresie denuklearyzacji. Przyjęta w nim koncepcja strefy bezatomowej przybrała z czasem wymiar uniwersalny. Jest on uważany powszechnie za jedną z najbardziej znanych inicjatyw rozbrojeniowych okresu powojennego i sukcesów polskiej dyplomacji. W obliczu wypowiedzi Prezydenta Dudy w USA, postaw i retoryki polskich polityków w ostatnich dwóch dekadach, naszych działań na arenie międzynarodowej, rzuca się w oczy antynomia myślenia polskiej dyplomacji z czasów Rapackiego i Waszczykowskiego/Czaputowicza (ale także ich poprzedników): nie stać współczesną elitę polskich polityków na wyjście z jakąkolwiek sensowną inicjatywą mającą na celu obniżenia napięcia międzynarodowego oraz zaprzestania fascynacji „militarnymi gadżetami”. To brak dobrej woli czy polityczna oraz intelektualna impotencja?

W obliczu wojennej psychozy wytwarzanej przez nadwiślański mainstream – czyli elitę władzy i posłuszne jej, serwilistyczne media - ta forma retoryki i działań w połączeniu z niezwykłym zasięgiem religianctwa politycznego jest szczególnie paskudna, odrażająca i obrzydliwa. Jest to bowiem - używając paraleli religijnej – klasyczny faryzeizm i polityczna ślepota. Pobrzękiwanie szabelką i zapowiedzi „nie oddania ani guzika” źle się dla nas już kiedyś skończyło. Nie jest – zwłaszcza w polityce – nagannym popełnianie błędów (nie popełnia ich ten kto nic nie robi). Skandalem i ignorancją jest ich powielanie i trwanie w ich skutkach.

Radosław S. Czarnecki


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


25 listopada:

1917 - W Rosji Radzieckiej odbyły się wolne wybory parlamentarne. Eserowcy uzyskali 410, a bolszewicy 175 miejsc na 707.

1947 - USA: Ogłoszono pierwszą czarną listę amerykańskich artystów filmowych podejrzanych o sympatie komunistyczne.

1968 - Zmarł Upton Sinclair, amerykański pisarz o sympatiach socjalistycznych; autor m.in. wstrząsającej powieści "The Jungle" (w Polsce wydanej pt. "Grzęzawisko").

1998 - Brytyjscy lordowie-sędziowie stosunkiem głosów 3:2 uznali, że Pinochetowi nie przysługuje immunitet, wobec czego może być aresztowany i przekazany hiszpańskiemu wymiarowi sprawiedliwości.

2009 - José Mujica zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich w Urugwaju.

2016 - W Hawanie zmarł Fidel Castro, przywódca rewolucji kubańskiej.


?
Lewica.pl na Facebooku