Adam Cioch: Pedofilia za zasłoną władzy

[2020-05-18 10:02:49]

Napisał Pan wiele krytycznych artykułów na temat doktryny i działań Jana Pawła II. Jaki aspekt pontyfikatu polskiego papieża jest dla Pana szczególnie ważny?

Jan Paweł II bywa często oceniany przez pryzmat swojej charyzmy w kontaktach z tłumami i mediami, spontaniczności. Były to jego atuty, które pozostają poza wszelką dyskusją. Same w sobie świadczą jednak niemal wyłącznie o jego niebagatelnych talentach towarzyskich i aktorskich. Dla mnie o wiele ważniejsze dla oceny jego działalności pozostają innego rodzaju kwestie. Interesuje mnie mianowicie pytanie o to, jakiej właściwie sprawie służyły nieprzeciętne medialne talenty Karola Wojtyły. Kim był jako rzymski papież i monarcha absolutny Watykanu? Jaka była natura jego władzy i jak traktował swoich poddanych, czyli zwykłych katolików?

A jak by Pan ocenił naturę władzy, którą sprawował Jan Paweł II?

Kiedy ktoś mnie pyta, czy cenię Jana Pawła II, to najpierw nasuwa mi się prosta odpowiedź: nie cenię, bo zwykle nie darzę sympatią dyktatorów – z powodu rodzaju władzy, jaką sprawują, i układu sił, w jaki pozwolili się uwikłać. Wiem, że określenie Wojtyły mianem dyktatora brzmi szokująco dla polskiego ucha, ale nie jest przecież żadną tajemnicą, że Kościół katolicki jest skrajnie autorytarną religijną instytucją, której wierni są pozbawieni wszelkiej podmiotowości, a cała władza należy do biskupów, z biskupem Rzymu, czyli papieżem, na czele. Jego władza ma zresztą charakter absolutny także wobec samych biskupów. Nazwanie tego systemu dyktaturą, a jego przywódcy dyktatorem, uważam za w pełni usprawiedliwione, tym bardziej że papież jest w Kościele katolickim także źródłem prawa i faktycznym źródłem wierzeń. Jako przywódca Watykanu jest też monarchą absolutnym, ustrój zaś tego państwa ma charakter totalitarny, ponieważ nie ma tam trójpodziału władz, a wszystko i wszyscy są poddani jednej ideologii. Takie rzeczy budzą mój sprzeciw. Nie osłabia go bynajmniej powoływanie się papiestwa na Ewangelię i rzekomą wolę Chrystusa. Moim zdaniem mamy tu do czynienia z nieuprawnioną i niczym nieusprawiedliwioną uzurpacją władzy. Papiestwo bardzo wybiórczo, wręcz sekciarsko, korzysta z Biblii i tradycji chrześcijańskiej. Nie jestem w tej ocenie zresztą szczególnie oryginalny; sprzeciw wobec uroszczeń papiestwa, także w łonie Kościoła katolickiego, ma swoją długą historię i bogatą teraźniejszość.

Zatem jakim władcą absolutnym był Karol Wojtyła?

Całe jego rządy były obliczone na utrzymanie tej autorytarnej władzy oraz zduszenie wszelkich przejawów krytycznej refleksji. Był zatem władcą nie tylko mającym prawo do bezwzględnych interwencji, ale także z niego korzystającym. Bardzo charakterystyczny pozostaje dla mnie fakt, że Karol Wojtyła nigdy nie chciał rozmawiać z jakąkolwiek opozycją w Kościele. Nigdy nie zgodził się na spotkanie z krytycznymi teologami ani reformatorskimi ruchami w Kościele. Oceniam to jako przejaw dyktatorskiej pychy i niesłychanej wręcz wyniosłości jak na kogoś, kto pozwalał nazywać siebie „następcą Chrystusa”, „pasterzem Kościoła”, a nawet, o ironio, „sługą sług bożych”. Tego rodzaju osoba nie budzi mojej sympatii, raczej niechęć.

Wiele mówi się o otwartości papieża na świat, na inaczej myślących.
Jak ocenić taką „otwartość”, której brakuje dla swoich, czyli wielu często wybitnych katolików, a która pojawia się wtedy, gdy błyskają flesze aparatów fotograficznych, gdy trwa wizyta w synagodze, meczecie albo cerkwi? Wiadomo było, że spotka się to z poklaskiem świata, który w obecnych czasach ceni tego rodzaju gesty. Są to gesty, które niewiele kosztują, a wiele przynoszą w wymiarze PR. To jest sprytna polityka, a nie otwartość. Otwartości za czasów Jana Pawła II nie było w rozdartym Kościele, czyli tam, gdzie była konieczna i gdzie mogła okazać się trudna i kosztowna. Tej otwartości nie było także dla najsłabszych, czyli dla dzieci, które na masową skalę padały ofiarą przestępstw seksualnych kleru. Zachowanie Wojtyły, podobnie jak jego poprzedników, obliczone było na chronienie wizerunku Kościoła oraz karier duchownych. Dobro wiernych, w tym dzieci, było trzeciorzędne. To pokazuje prawdziwą naturę władzy kościelnej, która skupia się niemal wyłącznie na korzyściach i zyskach hierarchicznej organizacji. Dla mnie afera pedofilska jest istotowo związana ze sposobem sprawowania władzy w Kościele, z autorytaryzmem i patriarchalną mentalnością. Karol Wojtyła był częścią tego wszystkiego, zgodził się wziąć w tym udział, wszak bycie księdzem, biskupem, papieżem nie jest przymusowe. On jednak wybrał taką drogę życia, bo widocznie dobrze się w tym odnajdywał. Zrobił efektowną karierę w samym sercu bezwzględnej religijnej dyktatury.

Zatrzymajmy się przy spektakularnej aferze związanej z pedofilią. Jeszcze w latach sześćdziesiątych Watykan ogłosił słynną instrukcję Crimen sollicitationis, w której pojawiły się kwestie związane z pedofilią. Czego dotyczyły kontrowersje wokół tego dokumentu?

Instrukcja opublikowana za czasów Jana XXIII dotyczyła sposobu reagowania na zarzuty o molestowanie seksualne przez duchownych. Największe emocje budził fakt absolutnego nakazu milczenia, jaki obowiązywał wszystkie strony kościelnych śledztw dotyczących tych kwestii, i to pod groźbą ekskomuniki. Innymi słowy, dobry wizerunek Kościoła był uznany za najwyższą wartość, wyższą nawet niż dochodzenie sprawiedliwości lub prawo kraju, na którego terenie toczyły się te sprawy. Dodajmy jeszcze, że instrukcję wprowadzono w życie za czasów „dobrego papieża Jana”, w okresie odnowy soborowej. Czyli dobroć – dobrocią, odnowa – odnową, a interes hierarchii Kościoła był jak zwykle ponad wszystko.

Jakie było podejście Jana Pawła II do Crimen sollicitationis? Czy polski papież odnosił się do tego dokumentu?

Nic mi o tym nie wiadomo. Nie było zresztą konieczności, aby wypowiadał się na ten temat. Instrukcja została zastąpiona nowymi przepisami u progu XXI wieku, kiedy afera pedofilska eksplodowała już w wielu krajach świata i wstrząsnęła ważnymi dla Watykanu kościołami lokalnymi, takimi jak francuski, amerykański czy irlandzki.

Czy kwestie związane z pedofilią pojawiały się w nauczaniu polskiego papieża?

Pojawiły się wtedy, kiedy już nie mogły się nie pojawić. Mianowicie wówczas, gdy światowe media pełne były doniesień o masowej seksualnej eksploatacji nieletnich przez kler rzymskokatolicki. Wtedy Jan Paweł II wyrażał umiarkowane wyrazy ubolewania. Nie było jednak żadnej publicznej i poważnej refleksji na temat przyczyn takiego stanu rzeczy. Wszystko sprowadzono do kwestii słabości poszczególnych księży, tak zwanego indywidualnego grzechu.
Czy można oszacować, jaki zasięg miała pedofilia w obrębie Kościoła katolickiego za czasów pontyfikatu Jana Pawła II?
Możemy mówić rzeczywiście o szacunkach w skali globalnej, pewne szczegółowe dane są znane tylko lokalnie, w krajach, gdzie tak zwaną aferę pedofilską dogłębnie przeorały media, a czasem także rządy i wymiar sprawiedliwości. Zatem te szczegółowe dane z kilku krajów można przenosić z dużą dozą prawdopodobieństwa na skalę ogólnoświatową, bo trudno znaleźć powody, dla których liczba nadużyć seksualnych na przykład w USA miałaby być znacznie wyższa (lub niższa) niż w Polsce, w której nie mamy pełnych danych, nie licząc tego, co sami oszacowaliśmy jako tygodnik na podstawie naszych śledztw dziennikarskich oraz monitoringu innych mediów.

Jak to więc wygląda w krajach, w których dokonano pełnych oszacowań?

Najpełniejsze dane pochodzą chyba z USA, gdzie media bezwzględnie rozliczyły Kościół i zmusiły go do przeprowadzenia śledztw wewnątrzdiecezjalnych, a ich wyniki upubliczniły. Dane są wstrząsające. Okazuje się, że są diecezje, w których odsetek duchownych zaangażowanych w nielegalne relacje seksualne z nieletnimi oscyluje wokół 10 procent! Średnio za oceanem ten odsetek wynosi w przeciętnej diecezji od 6 do 9 procent. Nie znam innego związku wyznaniowego ani jakiejkolwiek innej instytucji, której personel miałby taki odsetek przestępców seksualnych. Wszystkim zainteresowanym tą tematyką polecam dorobek Richarda Sipe’a, teologa i psychoterapeuty katolickiego z USA, który jest prawdopodobnie najlepiej zorientowaną na świecie osobą w kwestiach przestrzegania, a raczej nieprzestrzegania przez kler celibatu oraz rozmiarów i przyczyn przestępczości seksualnej duchownych. Sipe bada te kwestie od półwiecza i mimo że jest człowiekiem Kościoła katolickiego, zachowuje niezwykły obiektywizm i trzeźwość w ocenach oraz poszukiwaniu przyczyn tego ponurego zjawiska. I jeszcze jedna charakterystyczna cyfra: w niewielkim, kilkumilionowym Kościele katolickim w Holandii w czerwcu 2011 roku doliczono się 1975 ofiar przestępstw seksualnych kleru. Zachowując odpowiednie proporcje liczbowe, trzeba by przyjąć, że w Polsce takich osób żyje zapewne nie mniej niż dziesięć tysięcy. Jest to spory tłum, tłum dotąd na ogół milczący i pozostający w ukryciu.

Jedną z najgłośniejszych spraw o molestowanie w obrębie Kościoła był przypadek meksykańskiego duchownego Marciala Maciela Degollado. O co chodziło w tej aferze i jaką rolę odegrał w niej Jan Paweł II?

Historia Maciela Degollado jest tak niesamowita, że jedyne, z czym mogę ją porównać, to dzieje rodziny Borgiów w renesansowym Rzymie: to godna sensacyjnego serialu mieszanina autorytarnej władzy, żądzy wielkich pieniędzy i wybujałej seksualności. Rozkwit kariery tego meksykańskiego religijnego hochsztaplera miał miejsce za czasów i pod parasolem Jana Pawła II i jego ludzi. Maciel był katolickim duchownym, twórcą ultrakonserwatywnej organizacji Legion Chrystusa i człowiekiem o niesłychanym wręcz talencie do pozyskiwania pieniędzy, wielkich pieniędzy, między innymi od zamożnych kobiet. Jego kariera i upadek wiele mówią o tym, czym jest Kościół katolicki, a to dlatego, że choć atmosfera skandalu (defraudacje, łapówki, nadużycia władzy, gwałty na podopiecznych, kochanki, nieślubne dzieci) ciągnęła się za nim od pięćdziesięciu lat, mimo to stale powiększał on swoje wpływy i władzę. Także to, że za donosami na Maciela stali liczni księża, a nawet biskup, nie przeszkodziło temu człowiekowi odbierać publicznych hołdów z ust Jana Pawła II, który nazywał go „wzorem dla młodzieży”. Swoje wpływy Maciel zawdzięczał między innymi księdzu Stanisławowi Dziwiszowi i kardynałowi Angelo Sodano, a to zapewniało mu praktyczną bezkarność aż do śmierci Wojtyły. Legion Chrystusa, korporacja religijna o wielomiliardowym majątku, był notabene fundatorem przyjęcia z okazji biskupiego ingresu Dziwisza. Dopiero Benedykt XVI zdecydował się zakończyć ten żenujący spektakl i pozbawił Maciela religijnych funkcji, zresztą na krótko przed jego śmiercią. Szczegółowe, szokujące w swej wymowie śledztwo na temat kariery tego do cna zdemoralizowanego „wzoru dla młodzieży” przeprowadziło poważne amerykańskie czasopismo „National Catholic Reporter”. Raport z owego śledztwa ma liczne polskie wątki, przemilczane przez większość krajowych mediów. Nie dziwię się, nawiasem mówiąc, że mamy taką kiepską demokrację w Polsce, skoro media są tutaj tak tchórzliwe lub zwasalizowane. Historia Maciela daje wyobrażenie o stosunkach panujących na dworze papieża Wojtyły oraz o tym, jak słabo znał się na ludziach. No, chyba że wiedział, z jakim typem ma do czynienia, i akceptował to. I jeszcze jedno: Wojtyła uwielbiał autorytarne, ultrakonserwatywne, skrajnie prawicowe organizacje, takie jak Legion Chrystusa, Komunia i Wyzwolenie czy Opus Dei, dobrze się także czuł w towarzystwie ich wodzów. To chyba również daje do myślenia.

W 2002 roku w Polsce głośna była sprawa arcybiskupa Juliusza Paetza. Jakie było podejście do tej sprawy Jana Pawła II?

Wydaje się, że do Wojtyły nie docierały pierwsze doniesienia na temat poznańskiego skandalu z molestowaniem kleryków. Według jednych zadbał o to przyjaciel Paetza z czasów rzymskich, obecny prymas Polski, arcybiskup Józef Kowalczyk, wówczas nuncjusz apostolski. Włoska prasa o to samo oskarżała natomiast papieskiego sekretarza – Dziwisza. Dopiero po publikacji „Faktów i Mitów” z sierpnia 2001 roku pojawiła się w Poznaniu watykańska komisja do zbadania doniesień o molestowaniu, kilka miesięcy później o sprawie napisała „Rzeczpospolita” i Paetz, którego nigdy wprost nie nazwano winnym, przeszedł na wcześniejszą emeryturę. Mieszka w kościelnej rezydencji i dotąd cieszy się szacunkiem wielu swoich kolegów biskupów. Długo po wybuchu skandalu brał udział w spotkaniach episkopatu i wielkich imprezach kościelnych. Dodajmy, że kwestia molestowania była wyciszana przez innych biskupów poznańskich, a ksiądz profesor Tomasz Węcławski, jeden z najwybitniejszych polskich teologów, który wspierał molestowanych kleryków i interweniował w ich obronie, został zaszczuty i porzucił Kościół. Presja była tak silna, że ten odważny przecież człowiek musiał nawet zmienić nazwisko.

Czy istnieją udokumentowane przypadki, w których Jan Paweł II wiedział o przestępstwach pedofilii z udziałem swoich podwładnych, ale ukrywał ich istnienie?

O niczym takim wprost nie wiadomo, choć są liczne wątpliwości co do rozmiarów jego rzekomo totalnej niewiedzy na ten temat, na przykład w sprawie księdza Maciela. Niemniej jednak papież sam stał za systemem, który takie ukrywanie aprobował, a nawet nakazywał. Jako długoletni biskup krakowski musiał znać i zapewne stosował instrukcję Crimen sollicitationis i nie zniósł jej zaraz po objęciu urzędu papieskiego, tylko dopiero w środku afery, w ogniu powszechnej krytyki. A zatem wcześniej uważał tę instrukcję za właściwą. Jako doświadczony zarządca Kościoła znał także rozmiary łamania celibatu przez księży oraz cierpień, jakie on powoduje. Przecież biskupi o występkach księży wiedzą znacznie więcej niż media i opinia publiczna, bo informowani są o sprawach, które z różnych powodów nie przeciekły do prasy. Charakterystyczne jest to, że jednemu z głównych winowajców ukrywania pedofilii za oceanem, skompromitowanemu bostońskiemu kardynałowi Bernardowi Law, Jan Paweł II zaoferował bezpieczną przystań w Rzymie oraz członkostwo w licznych kongregacjach.

Ze zrozumiałych przyczyn Jan Paweł II szczególną wagę przywiązywał do Polski. Czy podczas pielgrzymek do rodzinnego kraju poruszał temat pedofilii i molestowania seksualnego?

O ile wiem, to nie, zapewne dlatego, że Polska, zresztą zupełnie niesłusznie, uchodzi za kraj niedotknięty plagą księżych przestępstw seksualnych. Tygodnik, w którym pracuję, w połowie 2011 roku opublikował raport na temat tego typu przestępstw. Wiadomo, że one są, zdarzają się często, a księża są traktowani pobłażliwie przez przełożonych, a czasem także przez wymiar sprawiedliwości.

W wielu przypadkach Kościół przenosił księży pedofilów do innych parafii. Czy ten proceder za czasów pontyfikatu Jana Pawła II miał charakter systemowy i wiedziały o nim najwyższe władze kościelne, czy też były to przypadki, o których papież mógł nie wiedzieć?

Oczywiście, że wiedział. To była, a bardzo często nadal jest, normalna kościelna praktyka: sprawców skandali, gdy afera jest już zbyt głośna, przenosi się do innej parafii. A później do kolejnej. Podam jeden przykład, który obrazuje tę praktykę, bardzo dokładnie opisany przez „Fakty i Mity”, a mianowicie przypadek księdza Wincentego Pawłowicza z diecezji łowickiej, przestępcy seksualnego skazanego prawomocnym wyrokiem na karę więzienia bez zawieszenia i wytrwale przenoszonego przez lata z diecezji do diecezji. Obecnie Pawłowicz jest proboszczem w jednej z rzymskokatolickich parafii w Odessie na Ukrainie. Nadal ma niczym niezakłócony dostęp do dzieci, wiadomo, że podróżuje po Europie w towarzystwie nastolatków, bywa zapraszany w Polsce na wykłady, na przykład w tym roku zorganizowano z nim spotkanie w kieleckim seminarium duchownym. Historia Pawłowicza jest niesamowitym świadectwem cynizmu i bezduszności Kościoła. Nie mogę pojąć, dlaczego ogólnopolskie media, poza „Faktami i Mitami”, ignorują tego typu przypadki. Opisujemy wędrówki Pawłowicza od dziewięciu lat i nie widać końca tej historii.

Czy polski papież podjął jakieś działania, aby zapobiegać przestępstwom pedofilii popełnianym przez księży?

Wnikliwe badanie przypadków pedofilii zlecono Kongregacji Nauki Wiary, czyli kardynałowi Ratzingerowi. Ale trudno to nazwać zapobieganiem, raczej nową formą zarządzania ekscesami seksualnymi kleru w Kościele. Aby przeciwdziałać tego rodzaju występkom, Wojtyła musiałby przeorać całą strukturę władzy, czyli de facto rozwiązać Kościół rzymskokatolicki w jego dotychczasowej formie. Wszak istotą katolicyzmu nie jest jakaś określona doktryna, lecz sposób pojmowania władzy w Kościele. Albo inaczej – istotą jest doktryna o absolutnej władzy papiestwa. A tego Wojtyła nie chciał i nie mógł zmienić, bo celem jego misji było utrzymanie tej struktury w obecnej postaci. Po to go powołano i temu zadaniu pozostał wierny. Zresztą z wielką szkodą dla milionów katolików.

Kiedy rozpoczęły się procesy o odszkodowania dla ofiar księży pedofilów? Jak do tych spraw podchodził Jan Paweł II? Czy Watykan Jana Pawła II współpracował z sądami?

Eksplozja pozwów nastąpiła na przełomie XX i XXI wieku. Sprzyjało jej masowe ujawnianie przestępstw seksualnych katolickiego kleru w USA i panująca tam mentalność oraz praktyka sądowa pozwalająca na gigantyczne odszkodowania.

Czy Jan Paweł II podczas swojego pontyfikatu przeprosił ofiary pedofilii? Jakie było jego podejście do osób walczących o odszkodowania?

Nie przypominam sobie przeprosin z jego strony skierowanych do ofiar przestępstw seksualnych kleru. Z całą pewnością natomiast ofiary gwałtów na nieletnich przepraszał Benedykt XVI. O ile wiem, Jan Paweł II nie zajmował stanowiska w sprawie odszkodowań.

A jak Pan ocenia podejście do pedofilii i innych przestępstw na tle seksualnym w ostatnich latach? Czy Benedykt XVI zmienił coś na tym obszarze?

Za czasów Benedykta XVI kryzys się nasilił, więc musiały zostać podjęte nowe działania. Jednym z nich było wspomniane już przeze mnie odsunięcie Maciela, które dokonało się po tym, jak pozbawiono władzy osoby rządzące Watykanem za czasów zniedołężniałego Jana Pawła II. Był to krok spóźniony o kilkadziesiąt lat, ale trzeba go zapisać Ratzingerowi jako zasługę. Jednak poczynania niemieckiego papieża w tej materii są co najmniej dwuznaczne. Jednym z nich jest skandaliczna w swej wymowie próba zrzucenia odpowiedzialności za aferę pedofilską na osoby homoseksualne. Chodzi o wydany w grudniu 2005 roku zakaz przyjmowania do seminariów duchownych mężczyzn o skłonnościach homoseksualnych. Nawet jeśli ten dokument przygotowywano za czasów Wojtyły, to opublikowany został za zgodą Benedykta XVI. Jest to niczym nieusprawiedliwione skierowanie uwagi opinii publicznej na środowiska homoseksualne jako rzekomo odpowiedzialne za aferę z przestępstwami seksualnymi w Kościele. Ta teza jest nie tylko fałszywa, ale i odrażająca, bo to kolejny homofobiczny atak Watykanu środowisko, które doznało już tylu krzywd od Kościoła.

Dlaczego Pana zdaniem Kościół katolicki ma tak duży problem z pedofilią?

Kościół rzymskokatolicki ma przede wszystkim problem z władzą, a właściwie z niepohamowanym pędem do władzy absolutnej, który cechuje biskupów Rzymu. To ta bluźniercza z punktu widzenia teologii biblijnej miłość do władzy stworzyła ów Kościół w średniowieczu i oddzieliła go od innych kościołów chrześcijańskich. Wydaje mi się, że w przypadku Kościoła katolickiego w sposób niemal idealny zrealizowało się stare powiedzenie, że władza demoralizuje, a władza absolutna demoralizuje absolutnie. Księża poddawani są autorytarnemu treningowi i całe życie żyją pod hierarchiczną presją, która wypacza ich osobowości. Kształtuje się w nich poczucie wyższości wobec osób świeckich, a najsłabsze w całej katolickiej strukturze są właśnie dzieci, bo to one są na samym dole. Nie sądzę, żeby osoby uformowane do autorytaryzmu były w stanie zbudować normalne relacje przyjaźni, również normalne relacje z partnerami seksualnymi. Sądzę, że te postawy władzy i dominacji przenoszone są także na relacje seksualne i czasem ich wyrazem są właśnie związki z małoletnimi. Dzieci są słabe i ufne, łatwo je zdominować. Widocznie tego totalnego zdominowania kogoś słabego i bezbronnego potrzebują niektórzy mężczyźni o wypaczonych w seminariach osobowościach. Oni mogą być tylko panami (wobec wiernych) lub poddanymi (wobec biskupów), nie potrafią być po prostu czyimiś partnerami. Poza tym nie bez znaczenia jest tu oczywiście celibat.

W jakim sensie?

Nie w takim, w jakim rozumie się to najczęściej, to znaczy, że księża nie mogą się żenić, więc swoje potrzeby seksualne kierują na dzieci. Nie jestem psychologiem, ale takie stawianie sprawy wydaje mi się fałszywe. Problem jest raczej innego rodzaju. Przede wszystkim wymóg celibatu i totalnego posłuszeństwa wobec hierarchii sprawia, że do seminariów duchownych trafia specyficzna kategoria osób. Są to często osoby o zaburzonym poczuciu własnej wartości, z jakimiś problemami w sferze seksualnej. Także mężczyźni, dla których z różnych względów seminarium lub zakon są miejscem, gdzie można się schować. Są też osoby, które nie potrafią sobie poradzić samodzielnie z życiem, więc Kościół jest dla nich wygodną podpórką. Zatem celibat dokonuje już na starcie specyficznej selekcji kandydatów i nie jest to w sumie selekcja pozytywna, choć zdarzają się oczywiście wyjątki od tej reguły. Problemy, z którymi młodzi ludzie przychodzą już do seminariów, łączą się ze specyficzną formacją, odcięciem od świata, ideologiczną represją seksualności. No i religijnym zadęciem. Wszak katolicki ksiądz jest pośrednikiem między Bogiem a ludźmi. Na jego słowa Bóg zamienia się w opłatek. Rzymskokatolicki duchowny nie jest, jak protestancki pastor, sługą parafii, przez parafię zatrudnionym i rozliczanym. On jest panem nad wiernymi – tłumaczyć się musi tylko przed biskupem. To rodzi specyficzne wyobrażenia i postawy zarówno wśród samych duchownych, jak i wśród świeckich. Poza tym za sprawą celibatu ksiądz jest postrzegany przez tych bardziej ufnych wiernych jako istota aseksualna, na poły angeliczna. To stwarza dodatkowe pola zaufania i pokusy.

Dlaczego Kościół zatem nie zrezygnuje z wymagania powszechnego celibatu?

Bo to nie leży w jego interesie. Nie zapominajmy nigdy, że głównym celem Kościoła jest władza, a celibat jest jednym z jej narzędzi. Po to wprowadzono go w średniowieczu, zresztą po trupach. Chodziło o to, aby majątki pozostawiane przez duchownych nie były dziedziczone przez ich legalne potomstwo, a także o to, aby w obliczu władzy biskupa ksiądz nie miał oparcia w rodzinie. Aby był bardziej poddany, uległy i dyspozycyjny. Poza tym ksiądz celibatariusz cieszy się w oczach wiernych nimbem niezwykłości, aseksualnej czystości – tak się poświecił dla Boga! Daje radę tak wytrzymać! To jest oczywista bujda z tym celibatem, bo grubo ponad połowa duchownych go łamie, jeśli nie stale, to przynajmniej okresowo (według danych wspomnianego już Sipe’a), ale PR-owsko było to bardzo użyteczne przez stulecia.

Co sprawia, że w tak wielu przypadkach Watykan ukrywał księży pedofilów?

Oczywiście chodzi o wizerunek. Trzeba było ratować wiarę w seksualną czystość kleru. Wszystkie instytucje są zatroskane o swój wizerunek, a instytucje autorytarne są zatroskane podwójnie, bo zdają sobie sprawę z uzurpacji swojej władzy i jej kruchości. Proszę zwrócić uwagę, że wiele elementów życia Kościoła – liturgia, hierarchia, stroje, procesje itp. – to szczegóły starannie zorganizowanego widowiska mającego na celu wywołać określony efekt. Chodzi o wrażenie niesamowitości, wyjątkowości, wzniosłości, tego, co czasem bywa nazywane atmosferą sacrum. Celem tych działań jest zaprezentowanie Kościoła i jego hierarchii jako przedstawicielstwa Boga na ziemi, najwyższego autorytetu moralnego. Całe to widowisko służy za scenografię dla teatru władzy. Zburzenie tej dekoracji, naświetlenie tego, co jest za kotarą, mogłoby zniszczyć nimb boskości i niesamowitości, niezbędny do sprawowania władzy.

Co musiałoby się stać, aby sytuacja się zmieniła?

Mówiąc najkrócej, Kościół katolicki taki, jaki znamy obecnie, musiałby się rozpaść. Musiałby ulec demokratyzacji, a uzyskanie wolności i podmiotowości przez wiernych byłoby końcem rzymskiego katolicyzmu. Bo jest to instytucja, która powstała i trwa w takiej formie z powodu ambicji rzymskich papieży. Nie sądzę, aby do tego rozpadu doszło w najbliższym czasie. Jest zbyt wiele osób i środowisk zainteresowanych utrzymaniem obecnego stanu. Przede wszystkim hierarchia katolicka – główny beneficjent status quo, a także część wiernych, skutecznie uformowana w taki sposób, że potrzebuje do życia autorytarnej instytucji. A w każdym razie gorąco w to wierzy. Wszak autorytaryzm jest zaraźliwy i do pewnego stopnia przekazywany z pokolenia na pokolenie. Poza tym autorytarnego Kościoła potrzebuje znacząca część świata polityki w krajach katolickich oraz część świata biznesu. Ludźmi społecznie i światopoglądowo niedojrzałymi oraz poddanymi autorytarnej władzy łatwiej jest rządzić. Ponadto Kościół łagodzi nastroje pracowników, pokazując im niebo w miejsce doczesnej sprawiedliwości i odwodząc od wywierania nacisków na prospołeczną modernizację. Zatem wpływowych beneficjentów duchowej przemocy jest wielu, a pośrednio dzięki ich ochronie także przemoc seksualna w Kościele będzie miała zapewnione trwanie w tej lub innej formie.

Rozmowa pochodzi z książki Piotra Szumlewicza „Ojciec nieświęty”, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2012

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku