Kowalewski: Skąd się bierze prawdziwa lewica

[2007-11-17 10:56:10]

Jak 27 września br. doniosła "Trybuna", podczas debaty w stowarzyszeniu "Ziemia na Lewo" były redaktor Krzysztof Pilawski usilnie nalegał na krytyków SLD z lewa, aby mimo wszystko głosowali na LiD, bo "mniejsze zło bywa wielkim dobrem".

Ostatnio, na zadany przez sponsora temat i zgodnie z jego dyrektywami politycznymi wspartymi grantem, Pilawski napisał dość obszerne wypracowanie pt. "Co dalej? Lewica po wyborach". Rzecz znamienna – dwie trzecie wypracowania poświęcił małej, legitymującej się przecież bardzo skromnym wynikiem wyborczym, Polskiej Partii Pracy. Zaledwie jedną trzecią – "swoim", czyli Lewicy i Demokratom. Jakże to wymowne proporcje!

Część pierwsza, poświęcona LiD, jest banalna i miałka jak znojna sprawozdawczość biurokratyczna. Czytając ją, człowiek zastanawia się, co się stało z inteligentnym, niezależnym i krytycznym piórem Pilawskiego z czasów, gdy był on – bardzo wpływowym – redaktorem "Trybuny" i redagował pamiętny dodatek "Impuls". Toczył wtedy głośne i nieraz wręcz rozpaczliwe boje literackie, aby zwekslować SLD na lewo.

Pisał manifesty programowe, wywieszał je 1 maja na terenie dawnej fabryki Norblina i natarczywie lansował w "Trybunie". Doprowadzając Wojciecha Olejniczaka do szału, smagał warszawski Rozbrat biczem książki pt. "Rozbrat z ideą". W walce ideologicznej nie stronił od groteskowych efektów, postulując np., aby "gwałtowny zwrot antyliberalny" SLD uwiarygodnić kandydaturą Adama Gierka na prezydenta, bo jest… łudząco podobny do ojca, czy aby uczyć się od rosyjskich komunistów – tych od... Ziuganowa!

"Bez antyliberalnego zwrotu i uznania walorów ustrojowych Polski Ludowej nie da się zbudować silnej formacji na lewicy", pisał wówczas, zimą i wiosną 2006 r. "Zastanawiałem się, dlaczego nasze propozycje zostały ośmieszone, zignorowane, a w najlepszym razie potwornie wykoślawione (jak w manifeście przedwyborczym SLD). Odpowiedź może być tylko jedna: lewica nie miała zamiaru rewidować swego przywiązania do wartości liberalnodemokratycznych. Byliśmy bezsilni w starciu z formacją, której poglądy od kilkunastu lat kształtuje «Gazeta Wyborcza»".

Wskazywał, że "najcięższy po 1989 r. kryzys lewicy ma charakter strukturalny i niemal totalny – dotyka tożsamości, ideologii, etyki, struktur organizacyjnych, kadr". Twierdził, że "SLD może uratować tylko oddolna rewolucja ideowców". "Sojusz przetrwa jedynie wówczas, gdy do głosu dojdzie Partia Ludzi Idei. Oddolne zorganizowanie ideowych struktur i członków w SLD może liczyć na ogromny mandat sympatyków lewicy do dokonania zmian w partii. W dzisiejszej sytuacji nawet kilkaset osób, za to ideowych, zdoła odmienić oblicze SLD z partii władzy na partię ludzi opierających się kapitalistycznej dyktaturze".

24 czerwca 2006 r. przeholował. Jego piórem "Trybuna" wezwała swoją partię: "Podnieście się z kolan! Czytelnicy żądają od SLD: Socjalizm – tak, kapitalizm – nie!". Krajowej konferencji programowej SLD, która odbyła się tego dnia, Pilawski usiłował w ten sposób podyktować "najczęściej powtarzające się postulaty lewicy". Wyrzucono go z redakcji, razem z naczelnym Wiesławem Dębskim, który – jak zakomunikowano – "wykopał zbyt głęboki rów pomiędzy gazetą a partią", toteż między nimi "nie było współpracy, a jedynie wytykanie błędów Sojuszowi, głównie przez Pilawskiego".

Cała jego obfita publicystyka polityczna pozostała jednak czysto literackim zjawiskiem, niczym nie skutkującym politycznie. W SLD nie stworzyła żadnego nurtu lewicowego, nie wywołała w partii nawet najmniejszego fermentu ani próby rewolucji oddolnej, a już tym bardziej nie doprowadziła do antyliberalnego zwrotu całej partii, bo to były mrzonki. Z SLD nie tylko nie można było wykrzesać żadnej lewicowej dynamiki, ale niepohamowanie ewoluowała na prawo, na coraz bardziej neoliberalne pozycje, co uwieńczyło zawiązanie sojuszu Lewicy i Demokratów.

Sporadycznie Pilawski przebąkiwał nawet o potrzebie utworzenia "nowej partii socjalistycznej". Ba! W pewnej chwili śmiało zasugerował, że już wyłania się "drugi nurt lewicy", który reprezentuje "lewicę tradycyjną, wyrastającą z walki pracy z kapitałem", i że "na jego głównego rzecznika wyrasta Bogusław Ziętek". Jego partia "ostro krytykuje kapitalizm, związany z nim wyzysk, broni praw pracowniczych", "odrzuca podziały historyczne, nie kwestionuje dokonań okresu PRL", "antyliberalne nastawienie na problemy gospodarcze łączy z liberalnym podejściem do spraw światopoglądowych". "Protestowała także przeciwko udziałowi polskich wojsk w okupacji Iraku".

Tak Pilawski pisał w "Trybunie" w końcu stycznia 2006 r. Kilkakrotnie udostępnił Ziętkowi łamy gazety. Liczył, że gdy SLD sprzymierzy się na prawo z SdPl i PD, będzie mógł legitymować to, sprzymierzając się na lewo z Polską Partią Pracy. Przeliczył się. Na takie sugestie Ziętek odpowiedział gestem Kozakiewicza. PPP absolutnie nie zamierzała być lewicowym listkiem figowym przymierza SLD z liberałami. Gdy Ziętek odmówił udziału w organizowanym przez Pilawskiego pochodzie 1-Majowym "ideowej lewicy", który miał polegać na wpuszczeniu PPP w SLD-owskie maliny, Pilawski przestał robić do niego perskie oko.

Po tym, jak brutalnie wyrzucono go z "Trybuny" i rozwiały się jego mrzonki i iluzje, nadal trzymał się on kurczowo swojej partii, toteż nie pozostało mu nic innego, jak całkowicie skapitulować wobec neoliberalnej socjaldemokracji i jej przymierza z liberałami. Dziś głosi więc zupełnie przyziemną filozofię mniejszego zła i niczym w Kanie Galilejskiej, w swoim stowarzyszeniu "Ziemia na Lewo" przemienia wodę owego mniejszego zła w wino wielkiego dobra, podobno podziwiany już tylko przez niespełna dwunastu fanów.

Wybór przez Pilawskiego tzw. mniejszego zła nie może obejść się bez dezawuowania partii prawdziwej lewicy, która z uporem się buduje, od trzech lat jako jedyna organizacja na lewo od SLD zdolna brać udział we wszystkich kolejnych wyborach i z wyborów na wybory zwiększa swój elektorat. PPS Piotra Ikonowicza po raz pierwszy (i ostatni) samodzielnie wzięła udział w wyborach po 14 latach istnienia i zasiadaniu przez dwie kadencje w Sejmie z list SLD. Zarejestrowała kandydatów do Sejmu w 10 okręgach z 41 i uzyskała 0,1 proc. głosów. Okazało się, że jej elektorat liczył 13 459 osób. PPP po czterech latach wystawiła listy we wszystkich okręgach i uzyskała poparcie 0,77 proc. wyborców; głosowało na nią 91 266 osób. W dwa lata później liczba głosujących na nią wyborców wzrosła do 160 476 osób i uzyskała 0,99 proc. głosów.

Choć jeszcze bardzo mała, partia prawdziwej lewicy jest już realnym faktem na scenie politycznej, toteż bardzo uwiera SLD i samego Pilawskiego. Opowiada więc bajki o tym, jak to po przejęciu przewodnictwa PPP Ziętek usztywnił stanowisko wobec SLD, sugerując w ten sposób, że Daniel Podrzycki był na tym polu o wiele bardziej spolegliwy, co jest bzdurą. Bzdurzy też, wbrew elementarnym faktom, że "dla lidera PPP głównym przeciwnikiem pozostawała inna siła na lewicy, a nie rządząca prawica", choć partia ta walczy z każdym rządem, który reprezentuje interesy kapitału i depcze interesy, godność i prawa świata pracy, a na tym właśnie polegały rządy Kaczyńskiego, podobnie jak wcześniej rządy Belki, Millera i ich poprzedników.

Czytamy, jak to rzekomo Ziętek rywalizował z Ikonowiczem o przywództwo na lewicy antykapitalistycznej, choć takiej rywalizacji w ogóle nie było, bo niby na czym miałaby ona polegać? Ikonowiczowi pozostała wtedy – nieustannie topniejąca – garstka zwolenników; czyimś rywalem mógł być tylko w bujnej wyobraźni Pilawskiego i tylko w niej mógł zwoływać konwenty opozycji antykapitalistycznej.

Opowiada też Pilawski o Komitecie Pomocy i Obrony Represjonowanych Pracowników – o tym, jak to po kilku miesiącach działalności stracił on impet, co jest kolejną bzdurą. Prawda jest taka, że po kilku miesiącach Pilawski zaczął kasować KPiORP w "Trybunie". Zachowały się informacje o wielu akcjach KPiORP, przygotowane do druku w tej gazecie, których Pilawski nie puszczał, w tym relacja z tak ważnej akcji, jak mobilizacja przeciwko groźbie prywatyzacji zakładów Prema w Kielcach. Pod presją Pilawskiego, w "Trybunie" ją przemilczano, podobnie jak w prawicowych mediach. Pod rządami Marka Barańskiego w "Trybunie" jest jeszcze gorzej, gdyż zignorowała ona zupełnie największą ze wszystkich dotychczasowych mobilizacji KPiORP – demonstrację przeciwko nowoczesnemu niewolnictwu w firmie Impel we Wrocławiu.

Wytyka też Pilawski, że "KPiORP nie stał się formułą integracji związków zawodowych w imię wspólnej walki o prawa pracownicze", choć komitet ten nie miał i nie ma takich ambicji. Jest bowiem świadomy roli, jaką odgrywają aparaty biurokratyczne wielkich central związkowych, siedzące okrakiem na barykadzie, i świadomy ich siły – wie, że nie jest w stanie przełamać ich oporu, wrogości, bezwładu, sprzedajności i małostkowych interesów.

"Pojawiły się opinie, że KPiORP jest narzędziem «Sierpnia 80» i PPP", odnotowuje z nieukrywaną satysfakcją Pilawski, udając oczywiście, że nie wie, kto, gdzie i po co rozpowszechnia takie dywersyjne i prowokacyjne opinie. Przeciwnie – jedzie dalej po tej samej linii. "Podobnie – jako chęć dominacji – odczytywano na lewicy pozaparlamentarnej zaangażowanie PPP w ruch lokatorski, antywojenny i kobiecy", twierdzi Pilawski, nie wskazując, kto tak je "odczytywał". "PPP nie zdołała przejąć kontroli nad Inicjatywą «Stop Wojnie»." Pewnie, że nie zdołała, bo nie miała takiego zamiaru. Nie wywodzi się z PZPR i nie odziedziczyła po tej partii pretensji do odgrywania kierowniczej roli we wszystkim, co się dzieje. Współpraca PPP z Inicjatywą "Stop Wojnie" zawsze dobrze się układała i z jej strony nigdy nie padł nawet cień takich zarzutów. Kiepska to sprawa i bardzo niskie loty, gdy raz po raz bezwstydnie się zmyśla.

"Akcja zbierania podpisów na rzecz przeprowadzenia referendum w sprawie budowy w Polsce tarczy antyrakietowej zakończyła się fiaskiem", wyrokuje Pilawski. Zebranie pół miliona podpisów to kawał ciężkiej roboty, o której nie ma on zielonego pojęcia, gdyż nigdy nic takiego nie robił. Robota ta trwa i jeszcze długo potrwa. "Oddziaływanie «Trybuny Robotniczej» jest znikome." W porównaniu z czym? Może z oddziaływaniem gazety, którą miał wydawać Pilawski, gdy wyrzucono go z "Trybuny"? Spójrzmy raczej na tendencję – skromna sprzedaż "Trybuny Robotniczej" powoli, ale stale rośnie, a "Trybuny" spada na łeb, na szyję – spadła o połowę w ciągu jednego roku – i coraz głośniej mówi się o jej likwidacji.

"PPP nie przedstawiła programu wyborczego", opowiada dalej Pilawski. Kolejna bzdura. Byliśmy jedynym komitetem wyborczym, który we wszystkich debatach i audycjach wyborczych nie zajmował się żadnymi pyskówkami międzypartyjnymi, a tylko i wyłącznie prezentacją swojego programu.

Pilawski nie może wybaczyć PPP, że sama staje do wyborów, zamiast rozpływać się we wspólnym bloku z partiami kanapowymi i taksówkowymi, które co prawda nie potrafią zebrać stu podpisów na krzyż i oczekują, że czarną robotę, do której one mają obie lewe ręce, wykona PPP, ale za to oferują znakomitych kandydatów na listy wyborcze.

Fiksacja Pilawskiego na tle Ikonowicza sprawia, że zatraca poczucie śmieszności i obwinia PPP, iż z powodu jej "braku zdolności porozumiewania się z innymi organizacjami i działaczami lewicowymi" w niedawnych wyborach nie miał on wyjścia i musiał znaleźć się na liście Samoobrony. Czyżby Pilawski naprawdę nie zauważył, że Ikonowicz na liście Samoobrony to, jakby powiedzieli Anglicy, "właściwy człowiek na właściwym miejscu"?

W kampanii wyborczej "PPP nie podkreślała swego lewicowego charakteru – pozycjonowała się przede wszystkim jako siła antyliberalna, sprzeciwiająca się kapitalizmowi opartemu na wyzysku", twierdzi Pilawski, i "podkreślała, że jest rzecznikiem wyzyskiwanych i wykluczanych". Tymczasem samookreślaliśmy się bardzo wyraźnie jako "partia prawdziwej lewicy" oraz – co sam Pilawski bezwiednie przyznaje – taką rzeczywiście byliśmy w tej kampanii i jesteśmy, w przeciwieństwie do jego własnej partii, która bez przerwy miele słowo "lewica", a prowadzi politykę nie mającą nic wspólnego z lewicowością.

"Antyliberalne przesłanie PPP", frasuje się obłudnie Pilawski, "przypominało PiS, zaś retoryka antywojenna PPP – Ligę Polskich Rodzin". Koń by uśmiał. Oto ktoś, kto jeszcze w zeszłym roku namiętnie walczył piórem o "gwałtowny zwrot antyliberalny" SLD, tak dalece skapitulował przed neoliberalnym kursem swojej partii i jej przymierzem z liberałami, że antyliberalizm PiS-em mu pachnie! A nasza "retoryka antywojenna" – LPR-em. Czego spodziewać się po koledze partyjnym byłego ministra do spraw zaopatrzenia Stanów Zjednoczonych w tanie polskie mięso armatnie?

Konkluzja wynikająca z tych wszystkich bajek Pilawskiego była do przewidzenia: "Wyraźny regres PPP rodzi wątpliwości o trwałość lewicowego zwrotu dokonanego przed 2005 r." Trudno spodziewać się innej konkluzji po kimś, kto najpierw walczył o zwrot swojej partii na lewo, a po porażce, gdy dokonywała jeszcze większego zwrotu na prawo, ciągnął się w jej ogonie. SLD i PPP różnią się od siebie tak diametralnie zarówno w sferze programowej, jak i na polu praktyki politycznej, że jedno z dwojga – albo lewicowy jest SLD, a dla Pilawskiego jest on lewicowy, co nieustannie powtarza w swojej broszurze, i w takim razie lewicowość PPP jest lipna, albo lewicowa jest PPP, a w takim razie lipna jest lewicowość SLD. Pilawski dobrze o tym wie i dlatego aż dwie trzecie swojej broszury poświęca kwestionowaniu naszej lewicowości. W ten sposób przyznaje, że dziś już nie sposób legitymować lewicowości SLD nie kwestionując lewicowości PPP.

Nie może darować Podrzyckiemu i Ziętkowi koncepcji partii lewicowej, którą oni wypracowali. Nie korzystając z dorobku SLD-owskich ideologów "nowoczesnej lewicy", wypranej z lewicowości zgodnie z najnowszą modą neoliberalną, lecz na własną rękę, kierując się swoim doświadczeniem działaczy robotniczych i zgodnie ze starą tradycją ruchu robotniczego, wypracowali mianowicie koncepcję partii pracy opartej na związku zawodowym.

Z nieukrywaną dezaprobatą Pilawski przytacza pierwszą wypowiedź Ziętka na łamach "Trybuny" – wywiad pt. "Skąd się bierze lewica" udzielony Magdalenie Ostrowskiej i opublikowany 1 grudnia 2005 r. "Powiązanie [ze związkiem zawodowym] jest gwarancją, że PPP się nie wyalienuje", wyjaśniał wówczas Ziętek. "W PPP to nie związkowcy służą partii, lecz to partia jest narzędziem ludzi pracy. To najlepsze zabezpieczenie przed oderwaniem się partii od swojej bazy społecznej oraz gwarancja, że lewicowy program będzie realizowany konsekwentnie."

Trzy dni przed śmiercią Podrzycki przyjechał z Katowic na promocję książki Pilawskiego pt. "Skąd się biorą komuniści" w Klubie Księgarza w Warszawie. Dziś okazuje się, że autor bardzo szybko zapomniał, skąd bierze się prawdziwa lewica. Pogodził się z mniejszym złem i na pociechę okrasił je złudzeniem, że bywa ono wielkim dobrem.

Zbigniew Marcin Kowalewski


Tekst pochodzi z tygodnika "Trybuna Robotnicza".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



1 Maja - demonstracja z okazji Święta Ludzi Pracy!
Warszawa, rondo de Gaulle'a
1 maja (środa), godz. 11.00
Przyjdź na Weekend Antykapitalizmu 2024 – 24-26 maja w Warszawie
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
24-26 maja
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1

Więcej ogłoszeń...


26 kwietnia:

1871 - W Warszawie urodził się Feliks Perl, działacz socjalistyczny, poseł PPS, publicysta, 1915-1927 redaktor naczelny "Robotnika".

1920 - W Poznaniu od policyjnych kul zginęło 9 strajkujących kolejarzy, a 30 zostało rannych.

1937 - Wojna hiszpańska: zbombardowanie baskijskiego miasta Guernica przez niemiecki Legion Condor.

1942 - W kopalni Benxihu w okupowanej przez Japończyków Mandżurii doszło do największej w historii katastrofy górniczej, w której zginęło 1549 górników, a 246 zostało rannych.

1981 - W I turze wyborów prezydenckich we Francji socjalista François Mitterrand zdobył 26% głosów.

1990 - Kandydat w wyborach przezydenckich w Kolumbii z ramienia lewicowej koalicji M-19 Carlos Pizarro został zastrzelony przez prawicowego bojówkarza.

1993 - Na czele rządu Wysp Owczych (autonomicznego terytorium Danii) po raz pierwszy stanęła kobieta, socjaldemokratka Marita Petersen.

1994 - Zakończyły się pierwsze wielorasowe wybory parlamentarne w RPA, w których zwyciężył Afrykański Kongres Narodowy Nelsona Mandeli, uzyskując 62,65% głosów.

2009 - Lewicowy prezydent Ekwadoru Rafael Correa został wybrany na II kadencję.

2013 - 38 osób zginęło, a 3 zostały ranne w pożarze szpitala psychiatrycznego we wsi Ramienskij pod Moskwą.


?
Lewica.pl na Facebooku