Jaszczuk: Państwo nie musi być antysocjalne

[2008-01-17 11:47:03]

Czy jest szansa na wyraźne ograniczenie wydatków socjalnych? - pyta na łamach "Rzeczpospolitej" niejaki Marek Zuber, główny ekonomista firmy Dexus Partner. Osobiście mało mnie obchodzi i pan Zuber i jego dexusiowaci partnerzy. Odnosząc się do jego publikacji pragnę jedynie zwrócić uwagę na pewien styl myślenia charakterystyczny dla panoszących się w prasie liberalnych antyhumanistów.
Po co ograniczać wydatki socjalne? Pan Zuber - podobnie, jak i inni w ten sposób "myślący" - ma prostą odpowiedź. Po to, aby "inwestować w przyszłość". Jest rzeczą oczywistą, że inwestowanie w przyszłość ma znacznie większy sens od inwestowania w przeszłość, np. w Instytut Pamięci Narodowej. Czy jednak musi się ono odbywać kosztem wydatków socjalnych?

Gdzie szukać oszczędności?

W budżecie każdego normalnego państwa wydzielone są środki na inwestycje i wydatki bieżące. Ograniczenie wydatków bieżących ma sens wówczas, gdy ich poziom zagraża realizacji programów inwestycyjnych. Wydatki bieżące to jednak nie tylko - jak twierdzi pan Zuber - "rozdęty wachlarz różnego rodzaju świadczeń". To również rozdęty - już nawet nie wachlarz - ale balon kosztów, jakie pochłania administracja państwowa wraz z jej przybudówkami. Do balonu tego z każdym rokiem pompuje się coraz więcej pieniędzy zdzieranych z obywateli. Rozdymanie biurokracji nie służy bynajmniej poprawie jakości jej funkcjonowania. Zapewnia jedynie jej dobre samopoczucie. Państwo jest nadal właścicielem wielu liczących się przedsiębiorstw, które swego czasu przekształcono w dziwolągi pod nazwą spółki Skarbu Państwa. W spółkach utworzono Rady Nadzorcze będące dochodowymi synekurami, obsadzanymi z klucza partyjnego tej partii, która aktualnie znajduje się u władzy. Członkowie tych rad - będący modelowym przykładem klasy próżniaczej - nie muszą być specjalistami w danej branży, a mimo to regularnie zgarniają kasę, uszczuplając tym samym dochody państwa pochodzące z zysków przedsiębiorstw państwowych.

Potężne środki przeznaczane są też na wydatki zbrojeniowe. Przy czym jest to z reguły broń ofensywna, nie służąca obronie kraju, lecz wykorzystywana w awanturach wojennych poza granicami kraju. W Polsce wiele gardłuje się na temat reformy - a nie poprawy! - finansów publicznych, nikt natomiast nie zaprząta sobie uwagi reformą armii w kierunku przekształcenia jej z kosztownej formacji ofensywnej w czysto obronną. Agresywny model armii wynika rzekomo z sojuszniczych zobowiązań Polski wobec NATO, a dokładniej rzecz ujmując - Stanów Zjednoczonych. Zobowiązania sojusznicze są w tym przypadku o wiele ważniejsze od zobowiązań wobec własnych obywateli, którzy płacą temu państwu podatki i mają pełne prawo wymagać, aby zabierane im pieniądze były przeznaczane na bardziej sensowne cele. Należałoby też przypomnieć, że samo członkostwo w NATO nie nakłada automatycznie obowiązku aktywnego uczestnictwa w agresywnych poczynaniach militarnych. Na przykład Francuzi przed laty wystąpili ze struktur militarnych NATO i żyją - o wiele lepiej niż Polacy.

Państwo może mieć pieniądze

Państwo pragnące "inwestować w przyszłość" nie musi w tym celu zabierać pieniędzy tym, którzy ich najbardziej potrzebują. Może np. pomyśleć o zwiększeniu dochodów. Najprostszą metodą jest wzrost opodatkowania tych, którzy najmniej na tym ucierpią. Zamiast lansowanego przez liberałów podatku liniowego należałoby wprowadzić progresywne opodatkowanie najwyższych dochodów. Liberałom, którzy są z reguły entuzjastycznie nastawieni do Unii Europejskiej, należałoby przypomnieć, iż taka właśnie zasada, zwana solidaryzmem społecznym, pozwala na transfer unijnych środków z bogatszych krajów do biedniejszych. Kto zatem protestuje przeciwko dodatkowemu opodatkowaniu osób o najwyższych dochodach, podważa tym samym sens unijnej pomocy dla Polski. Warto też przypomnieć, że uwielbiany przez liberałów Balcerowicz wprowadził przed kilkoma laty tzw. podatek od ponadnormatywnych wynagrodzeń, który uderzał jednak w pracowników. Skoro tak, to brak jest racjonalnych argumentów przeciwko wprowadzeniu podobnego podatku w odniesieniu do osób osiągających najwyższe, ponadnormatywne dochody. W opinii liberalnych demagogów podniesienie podatków najbogatszym zniechęci ich do tworzenia nowych miejsc pracy. Jak wiadomo, w Polsce najwyższe udokumentowane dochody osiągają prezesi i członkowie zarządów banków. Czy zmniejszenie im podatków spowoduje, że zatrudnią oni więcej osób poszukujących pracy?

Państwo, o ile zechce, ma mnóstwo sposobów ściągania do budżetu będących w obiegu środków pieniężnych. Może np. wprowadzić podatek wzorowany na tzw. podatku Tobina, polegający na wprowadzeniu minimalnego - np. na poziomie 1 proc. - podatku od operacji bankowych. Może to, co prawda, spowodować obciążenie tym podatkiem klientów, korzystających z usług banków. Jednak w przypadku niezamożnych klientów indywidualnych będą to kwoty mało znaczące. W efekcie podatek ten zapłacą banki oraz bogaci potentaci, obracający milionami. Np. Bank Millenium musiałby zapłacić około 3,8 miliona złotych od sprzedaży akcji PZU. Dochody z tytułu takiego opodatkowania są trudne do oszacowania. Biorąc jednak pod uwagę zyski sektora bankowego - 10,6 miliarda złotych w 2006 r. - mogą to być kwoty znaczące. Możliwe byłoby też wprowadzenie dodatkowego podatku od reklam, np. na poziomie stawki VAT -22 procent. Nie powinno to prowadzić do wyraźnego zmniejszenia wydatków ze strony reklamodawców, ponieważ podatek ten płacić będą media zamieszczające reklamy. Co najwyżej wrzask podniesie koncern Agora, któremu uszczuplą się zyski. W 2006 r. wartość rynku reklamowego osiągnęła poziom 13,8 mld złotych, co oznacza, że Skarb Państwa mógłby z tego tytułu zyskać kwotę niemal około 3 mld złotych.

Tego rodzaju propozycje są jednak jaskrawo sprzeczne ze strategiczną polityką państwa nakazującą łupić biednych i dbać o interesy i poparcie bogatych.

Bolesław K. Jaszczuk


Tekst ukazał się w tygodniku "Trybuna Robotnicza".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



76 LAT KATASTROFY - ZATRZYMAĆ LUDOBÓJSTWO W STREFIE GAZY!
Warszawa, plac Zamkowy
12 maja (niedziela), godz. 13.00
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Przyjdź na Weekend Antykapitalizmu 2024 – 24-26 maja w Warszawie
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
24-26 maja
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


10 maja:

1920 - Rozpoczął się strajk powszechny na Górnym Śląsku.

1931 - Lewicowy republikanin Manuel Azaña został premierem hiszpańskiego rządu.

1935 - Rada Naczelna PPS uznając obowiązywanie tzw. paktu o nieagresji z KPP uznaje, że współpraca pozytywna z komunistami jest niemożliwa.

1936 - Manuel Azaña wybrany na prezydenta Republiki Hiszpańskiej.

1943 - Grupa Specjalna Armii Ludowej przeprowadziła zamach na Bar Podlaski w Warszawie, w wyniku którego zginęło 6 Niemców, a kilkunastu zostało rannych.

1944 - W Filadelfii na XXVI Międzynarodowej Konferencji Pracy przyjęto Deklarację Filadelfijską.

1973 - Powstał lewicowy Front Polisario, walczacy o niepoległość Sahary Zachodniej.

1981 - Socjalista François Mitterrand wygrał II turę wyborów prezydenckich we Francji zdobywając 52,2 % głosów.

1988 - Socjalista Michel Rocard został premierem Francji.

1994 - Nelson Mandela został pierwszym czarnoskórym prezydentem RPA.

2006 - Socjaldemokrata Giorgio Napolitano został prezydentem Włoch.


?
Lewica.pl na Facebooku