Foster: Kryzys a finansjeryzacja kapitału

[2008-07-26 07:15:04]

Mądrzy po szkodzie. Niewielu już wątpi, że bańka spekulacyjna na rynku mieszkaniowym, która wytworzyła większość wzrostu gospodarki amerykańskiej w ostatnim czasie, musiała pęknąć, ani że ogólny kryzys finansowy i zwolnienie globalnej gospodarki to nieuniknione rezultaty tej sytuacji. Znaki ostrzegawcze były od lat ewidentne dla tych wszystkich, którzy nie dali się uwieść nowej finansowej alchemii wysoce ryzykownego zarządzania długiem, ani oślepić – jak duża część świata biznesu – olbrzymimi zyskami spekulacyjnymi.

Poniżej spróbujemy udowodnić, iż nie jest to tylko jeszcze jedno potężne "tąpnięcie" kredytowe w rodzaju wcześniejszych, jakże dobrze znanych z historii kapitalizmu, lecz sygnalizuje nową fazę w rozwoju sprzeczności systemu, który nazwaliśmy "kapitałem monopolowo-finansowym". Pęknięcie dwu wielkich baniek finansowych w bastionie kapitalizmu w przeciągu 7 lat wskazuje na kryzys finansjeryzacji lub kryzys procesu przesuwania się punktu ciężkości gospodarki ze sfery produkcji do sfery finansów, który to proces charakteryzował gospodarkę na przestrzeni ostatnich 4 dekad.

To, co Paul Sweezy niewiele ponad dekadę temu nazwał "finansjeryzacją procesu akumulacji kapitału", jest główną siłą "ciągnącą" wzrost gospodarczy od lat 70. XX w.[1] Spowodowana tym transformacja systemu znajduje od tamtego czasu odzwierciedlenie w gwałtownym wzroście zysków finansowych, jako odsetka zysków ogółem. Fakt, iż finansjeryzacja kapitału zdaje się przybierać formę coraz większych baniek, które pękają coraz częściej i z coraz bardziej katastrofalnymi skutkami i grożą za każdym razem pogłębieniem stagnacji – tj. takiej sytuacji, endemicznej dla dojrzałego kapitalizmu, gdy powolny wzrost gospodarczy występuje łącznie z rosnącymi nadwyżkami mocy produkcyjnej i bezrobociem/niepełnym zatrudnieniem – ma zatem wielkie znaczenie.

Pięć faz bańki

Chociaż olbrzymi spadek cen na rynku papierów wartościowych w 2000 r. zdawał się zapowiadać poważne spowolnienie gospodarki, straty biznesu zostały zamortyzowane, a zakłócenia gospodarcze na szerszą skalę ograniczone przez bańkę na rynku nieruchomości – doprowadziły jedynie do relatywnie niewielkiej recesji w 2001 r. Analityczka finansowa Stephanie Pomboy z MacroMavens trafnie określiła to w 2002 r. jako "wielki transfer bańki", w którym spekulatywna bańka na rynku kredytów mieszkaniowych w cudowny sposób zrekompensowała pęknięcie bańki giełdowej.[2] Fed, poprzez niskie stopy procentowe i zmiany w stopie rezerwy obowiązkowej (które spowodowały uwolnienie większej ilości środków), spowodował masowy napływ kapitału na rynek mieszkaniowy, niebywały wzrost liczby udzielanych kredytów hipotecznych, co z kolei sprawiło, iż ceny nieruchomości poszybowały w górę, a wkrótce nadciągnęła hiperspekulacja. To, co wydarzyło się potem, wiernie odtworzyło wzorzec baniek spekulacyjnych, znanych z całej historii kapitalizmu. Jak opisał to Charles Kindleberger w swojej słynnej pracy Manie, paniki i załamania (Manias, Panics, and Crashes): nowa propozycja, ekspansja kredytu, mania spekulacji, niebezpieczeństwo, a wreszcie załamanie i panika.[3]

Nowa propozycja i ekspansja kredytu

Nową propozycją może być nowy rynek, rewolucyjna technologia, innowacyjny produkt itp. Nową propozycją w tym wypadku była "sekurytyzacja" kredytów mieszkaniowych poprzez nowy instrument finansowy, znany jako zobowiązania zabezpieczone długiem (CDO – Colleteralized Debt Obligation). Począwszy od stycznia 2001 r., Rezerwa Federalna obniżyła stopy procentowe w 12 sukcesywnych cięciach, zredukowała stopę bazową z 6% do najniższego od czasów II wojny światowej poziomu 1%.[4]

Bańka spekulacyjna powstała na rynku nieruchomości polegała na tym, że możliwość taniego finansowania rozszerzyła liczbę biorców pożyczek hipotecznych i to pomimo rosnących cen domów. Kombinacja nadzwyczajnie niskich stóp procentowych i dłuższych kredytów zaowocowała przystępnymi ratami miesięcznymi, nawet gdy ceny gwałtownie rosły. Gdy owe raty miesięczne były nadal nieprzystępne cenowo – a działo się tak często, biorąc pod uwagę brak wzrostu realnych płac przez 30 lat oraz fakt, iż pierwsza praca daje zwykle zarobki nie większe niż płaca minimalna – wynajdywano środki, aby jeszcze bardziej obniżyć wstępne płatności. Zwykle przyjmowało to postać kredytów hipotecznych o zmiennej stopie oprocentowania, z niskimi, "kokietującymi" stopami procentowymi z klauzulą resetu po wcześniej ustalonym okresie wstępnym (zwykle 3 do 5 lat lub nawet mniej). Prawie w ogóle nie płacąc odsetek i nie dokonując wpłat kapitału, nowi klienci mogli sobie teraz "pozwolić" na domy, nawet po wyższych cenach.

Naiwni i prości nabywcy domów zostali z łatwością wystrychnięci na dudka przez przytłaczającą euforię boomu na rynku nieruchomości i łatwo uwierzyli, że bezustanny wzrost cen ich domów pozwoli im na refinansowanie zaciągniętych kredytów, gdy "kokietujące" ich uprzednio stopy procentowe przestaną obowiązywać. Wartość wielu kredytów hipotecznych subprime wyniosła 100% szacowanej wartości domów. Twórcy kredytów subprime mieli wszelkie powody by tworzyć i "pakować" tyle kredytów, ile tylko możliwe, gdyż przepakowane były natychmiast sprzedawane innym. Oczywiście gwałtownie rosnące koszty zakupu domu, pokrywane przez te kredyty, zawierały potężny haracz w postaci prowizji i opłat dla wielkiego, drapieżnego roju pośredników z "branży" maklerskiej i tworzącej kredyty hipoteczne. "Wartość kredytów subprime udzielonych i ukrytych w hipotecznych listach zastawnych wystrzeliła z 56 mld dolarów w 2000 r. do 508 mld dolarów w szczytowym roku 2005."[5]

Mania spekulacji

Wielu właścicieli domów także zaczęło postrzegać gwałtowny wzrost wartości swoich posiadłości jako naturalny i permanentny, wykorzystali więc niskie stopy procentowe do refinansowania i "wyciągania" wartości gotówkowej z domów. Była to droga do podtrzymania lub podniesienia poziomu konsumpcji, pomimo stagnacji w płacach większości pracowników. W szczytowym momencie bańki tylko pomiędzy październikiem a grudniem 2005 r. wartość nowo zaciągniętych kredytów hipotecznych wzrosła o 1,1 biliona dolarów, podnosząc ich całkowitą wartość do astronomicznej sumy 8,66 biliona dolarów, co stanowi 69,4% PKB Stanów Zjednoczonych.[6]

Niebezpieczeństwo

Niebezpieczeństwo objawia się w gwałtownej zmianie kierunku na rynkach finansowych, często spowodowanej jakimś bodźcem zewnętrznym. Bańka hipoteczna została po raz pierwszy "nakłuta" w 2006 r., w regionach najbardziej intensywnego udzielania subprime’ów – w Kalifornii, Arizonie i na Florydzie. Kredytobiorcy, którzy byli zależni od dwucyfrowych wzrostów cen domów i bardzo niskich stóp procentowych, aby móc refinansować lub sprzedać domy zanim kredyty hipoteczne o zmiennej stopie oprocentowania zostaną "zresetowane", zostali nagle skonfrontowani ze spadającymi cenami i rosnącymi (lub mającymi wkrótce wzrosnąć) ratami kredytów.

Załamanie i panika

Końcowa faza w bańce finansowej znana jest jako załamanie i panika, sygnalizowane przez gwałtowną wyprzedaż aktywów w "pędzie do jakości" (czyli płynności). Gotówka raz jeszcze króluje. Początkowe załamanie, które wstrząsnęło rynkiem, miało miejsce w lipcu 2007 r. Implodowały wówczas dwa fundusze hedgingowe Bear Stearns, które posiadały prawie 10 mld dolarów w hipotecznych listach zastawnych. Jeden z nich stracił 90% swojej wartości, podczas gdy drugi całkowicie zatonął. Kiedy tylko wyszło na jaw, że wspomniane fundusze hedgingowe nie były w stanie ustalić faktycznej wartości swoich stanów posiadania, liczne banki – w Europie, Azji, jak również w Stanach Zjednoczonych – były zmuszone do uznania swojego narażenia na toksyczne kredyty subprime. Poważne tąpnięcie kredytowe wystąpiło wraz z rozprzestrzenianiem się strachu pomiędzy instytucjami finansowymi, z których każda była niepewna co do ilości odpadów finansowych, jakie posiadała. Kluczowym wydarzeniem był upadek, a następnie wydobycie z trudnej sytuacji i nacjonalizacja brytyjskiego kredytodawcy hipotecznego – Northern Rock. We wrześniu 2007 r. był on pierwszym brytyjskim bankiem od ponad stulecia, który doświadczył tzw. "najazdu na bank", z kolejkami klientów próbujących wydostać swe oszczędności zgromadzone na kontach.

Analitycy finansowi sugerują, iż ceny domów muszą spaść o średnio około 20-30% (a w niektórych regionach znacznie bardziej), aby zrównać się z trendami historycznymi[7]. Spadek cen nieruchomości w USA doświadczył znacznego przyspieszenia w czwartym kwartale 2007 r. To, wraz z faktem, iż konsumenci są mocno uderzani innymi problemami, takimi jak rosnące ceny paliw i żywności, gwarantuje poważne spowolnienie gospodarcze. Niektórzy obserwatorzy odnoszą się teraz do "cyklu bańkowego" i wypatrują innej bańki jako jedynej rady na uniknięcie katastrofy i szybkie przywrócenie gospodarce wzrostu[8]. Inni oczekują okresu uporczywie słabego wzrostu.

Kryzys finansjeryzacji

Jedno jest pewne. Interesy wielkich kapitalistów są odpowiednio dobrze ulokowane, aby, poprzez wszelkiego rodzaju umowy hedgingowe, zabezpieczyć ich inwestycje podczas spadku. Często mogą też oni wezwać rząd do wybawienia ich z opresji. Oprócz tego mają także cały wachlarz możliwości transferowania kosztów do tych wszystkich uczestników gry rynkowej, którzy znajdują się niżej od nich w hierarchii gospodarczej. Straty spadną więc nieproporcjonalnie na małych inwestorów, pracowników oraz konsumentów, a także na gospodarki Trzeciego Świata. Końcowym rezultatem, jak w wypadku wszystkich poprzednich tego typu epizodów w historii systemu, będzie zwiększona ekonomiczna i finansowa koncentracja sektora na krajową i globalną skalę.

Odrobinę więcej można w chwili obecnej powiedzieć na temat ewolucji samego spowolnienia, która dopiero musi znaleźć swoje miejsce w systemie. Jednak z długoterminowej perspektywy historycznej wydarzenia te mogą być postrzegane jako symptomy bardziej ogólnego kryzysu finansjeryzacji, zza którego wyziera widmo stagnacji. To dzięki eksplorowaniu tych szerszych i głębszych problemów zakorzenionych w produkcji opartej na podziale klasowym, możemy rzucić światło na istotność przedstawionego powyżej rozwoju wypadków dla akumulacji kapitału i przyszłości kapitalistycznego społeczeństwa klasowego.

Liczni komentatorzy skarcili gospodarkę Stanów Zjednoczonych za jej – jak to ujął Stephen Roach, prezes Morgan Stanley Asia – "monstrualną bańkę tanich kredytów... i mechanizm jednej bańki rodzącej następną". W innym miejscu Roach zauważył, iż "Amerykańskie bańki stają się coraz większe, wraz z tym, jak rosną segmenty realnej gospodarki przez te bańki zainfekowane". Zadłużenie gospodarstw domowych wzrosło do 133% dochodów do dyspozycji ludności (DPI), podczas gdy zadłużenie korporacji finansowych "wystrzeliło w kosmos", a dług rządowy i firm spoza sektora finansowego stale wzrastał.[9] Ta olbrzymia eksplozja zadłużenia (równa sporo ponad 300% PKB w chwili szczytu bańki w 2005 r.) – konsumentów, firm i rządu – proporcjonalnie do rozmiarów będącej podstawą tego zjawiska gospodarki, jednocześnie pozwoliła na jej wzrost, oraz doprowadziła do rosnącej niestabilności.[10]

Komentatorzy głównego nurtu przeważnie traktują to jako ogólnokrajową nerwicę, związaną nierozłącznie z amerykańskim przywiązaniem do wysokiego poziomu konsumpcji, pożyczania i znikających oszczędności osobistych, co było możliwe dzięki napływowi kapitału z zagranicy, zachęcanego hegemonią dolara. Jednakże radykalni ekonomiści jako pierwsi wskazywali na strukturalną transformację w samym procesie akumulacji kapitału, związaną z trwającym całe dekady zjawiskiem – zwanym obecnie powszechnie finansjeryzacją – w którym tradycyjna rola finansów, jako usłużnego asystenta produkcji, została postawiona na głowie, gdyż obecnie to finanse dominują nad produkcją.

Problem finansjeryzacji procesu akumulacji kapitału został zaakcentowny ćwierć wieku temu w Monthly Review przez Harry’ego Magdoffa i Paula Sweezy’ego w artykule "Produkcja i finanse" ("Production and Finance"). Zaczynając od teorii (zwanej "tezą o stagnacji"), która przedstawiała eksplozję finansów jako odpowiedź na stagnację leżącej u podstaw tego procesu gospodarki, twierdzili oni, iż pomogło to "równoważyć nadwyżkę możliwości produkcyjnych współczesnego przemysłu" zarówno poprzez bezpośredni wpływ na zatrudnienie, jak i przez stymulowanie popytu, tworzonego przez aprecjację aktywów (określaną dalej "efektem bogactwa").[11] Pojawiło się jednak naturalne pytanie: jak długo taki proces może trwać? Autorzy dali następującą odpowiedź:

"Ze strukturalnego punktu widzenia, np. biorąc omawianą powyżej daleko idącą niezależność sektora finansowego, inflacja finansów tego rodzaju może trwać w nieskończoność. Czy jednak konstrukcja ta nie zawali się w zderzeniu z uporczywą stagnacją w sektorze produkcyjnym? Czy te dwa sektory są prawdziwie niezależne od siebie? A może to, o czym mówimy, jest jedynie inflacyjną bańką, która pęknie jak wiele spekulacyjnych manii uczyniło w historii kapitalizmu?

Nie ma żadnej pewnej odpowiedzi na powyższe pytania. Jesteśmy jednak przywiązani do poglądu, iż w obecnej fazie historii kapitalizmu – wyjąwszy w żadnym wypadku nie nieprawdopodobny szok, jak choćby załamanie międzynarodowego systemu pieniężnego i bankowego – współistnienie stagnacji w sektorze produkcyjnym i inflacji w sektorze finansowym może trwać przez długi czas".[12]

Magdoff i Sweezy twierdzili, iż u podstaw tendencji do finansjeryzacji leżała stagnacja realnej gospodarki, która była normalnym stanem dla współczesnego kapitalizmu. Z tego punktu widzenia, to nie stagnacja wymagała wyjaśnienia tak bardzo, jak okresy gwałtownego wzrostu – choćby tego z lat 60. XX w.

Ekonomiści głównego nurtu przykładali niewielką wagę do tendencji stagnacyjnej w dojrzałych gospodarkach. W przyjętej ideologii ekonomicznej gwałtowny wzrost jest postrzegany jako integralna część kapitalizmu jako systemu. W konfrontacji z czymś, co wygląda jak początek poważnego spowolnienia gospodarczego, zachęca się nas do uznania sytuacji za zwykłe zjawisko cykliczne – bolesne, lecz samonaprawiające się. Raczej wcześniej niż później pojawi się pełne ozdrowienie i wzrost powróci do swojego normalnego, szybkiego tempa.

Istnieje jednak radykalnie inny punkt widzenia – którego Magdoff i Sweezy byli jednymi z czołowych przedstawicieli – utrzymujący, iż normalną ścieżką dojrzałych gospodarek kapitalistycznych – takich jak amerykańska, krajów Europy Zachodniej czy japońska – jest raczej ścieżka stagnacji niż wzrostu. Z tej perspektywy dzisiejsze okresowe kryzysy są nie tyle okresowymi zaburzeniami w procesie przyspieszonego zaawansowania, ile wskazują na poważne i rosnące, długookresowe ograniczenia w akumulacji kapitału.

Logika kapitalistycznego wzrostu

Aby kontynuować wzrost, gospodarka kapitalistyczna musi nieustannie znajdować nowe źródła popytu na rosnącą nadwyżkę, którą wytwarza. Jednak przychodzi taki moment w historycznej ewolucji gospodarki, kiedy znaczna część "nadwyżki poszukującej inwestycji", wytworzonej przez olbrzymią i ciągle rosnącą produktywność systemu, nie jest już w stanie znaleźć wystarczającej ilości nowych, dochodowych ujść. Przyczyny takiej sytuacji są złożone i mają wiele wspólnego z: (1) dojrzałością gospodarek, w których podstawowa struktura przemysłowa nie potrzebuje już więcej budowania od podstaw, lecz reprodukowania (a więc może być normalnie finansowana z odpisów amortyzacyjnych); (2) długookresowym brakiem jakichkolwiek nowych technologii, które powodowałyby epokowe stymulacje i transformacje gospodarki, takich jak w wypadku wprowadzenia samochodu (nawet powszechne użycie komputerów i Internetu nie wywołały takiego efektu stymulującego gospodarkę jak wcześniejsze technologie transformacyjne); (3) rosnącymi nierównościami dochodowymi i materialnymi, które ograniczają popyt konsumpcyjny "na dole" gospodarki i wykazują tendencję do redukowania inwestycji, jako że powodują powstanie niewykorzystanych mocy produkcyjnych i jako że bogactwo w znacznie większym stopniu spekuluje posiadanymi środkami zamiast inwestować w realnej gospodarce – sektorze produkcji dóbr i usług; i (4) procesem monopolizacji (oligopolizacji), prowadzącym do osłabienia konkurencji cenowej – zwykle uważanej za główną siłę odpowiadającą za elastyczność i dynamikę systemu.[13]

Historycznie rzecz ujmując, stagnacja najbardziej dramatycznie zaznaczyła swą obecność podczas Wielkiego Kryzysu w latach 30. XX w. Została przerwana przez impuls gospodarczy, jaki dała II wojna światowa oraz przez nadzwyczajnie sprzyjające warunki tuż po wojnie, w czasie tzw. złotej ery. Lecz wraz z zanikaniem korzystnych warunków stagnacja powróciła w latach 70. Wykorzystanie mocy produkcyjnych rozpoczęło swój długotrwały spadek, który trwa po dziś dzień, osiągając średnio zaledwie 79,8% w okresie 1972-2007 (w porównaniu do przeciętnie 85% w latach 1960-1969). Częściowo w rezultacie tego właśnie, załamały się inwestycje netto.[14]

Klasyczna rola inwestycji netto (po rozliczeniu zastąpienia zamortyzowanego wyposażenia) w teorii rozwoju kapitalizmu jest jasna. Na poziomie firmy jedynie inwestycje netto absorbują nadwyżkę poszukującą inwestycji odpowiadającą niepodzielonym (i nieopodatkowanym) zyskom przedsiębiorstw, jako że resztę po inwestycjach brutto stanowią inwestycje odtworzeniowe pokryte przez zużycie kapitału. Jak w 1983 r. zauważył ekonomista Harold Vatter, w artykule zatytułowanym "Zanik inwestycji netto" ("The Atrophy of Net Investment"):

"Na poziomie typowego indywidualnego przedsiębiorstwa, zamieranie inwestycji netto oznacza rychły koniec historycznej i głęboko zakorzenionej raison d’etre firm spoza branży finansowej: akumulacji kapitału. W konsekwencji nierozdzielone zyski księgowe, jeśli nie zostały opodatkowane, nie będą osiągały tradycyjnych równowag [efektywny popyt w postaci inwestycji netto], przynajmniej w wypadku gospodarki zamkniętej."[15]

Inwestycje netto w sektorze prywatnym były niegdyś główną dźwignią gospodarki kapitalistycznej, absorbującą rosnącą nadwyżkę. To właśnie relatywnie wysokie niemieszkaniowe inwestycje trwałe netto (wraz z ukierunkowanymi na potrzeby militarne wydatkami rządowymi) pomogły stworzyć i utrzymać "złotą erę" lat 60. Wahania tych inwestycji (wyrażonych jako odsetek PKB) we wczesnych latach 70. (z niewielkimi wyjątkami na przełomie lat 70. i 80. oraz pod koniec 90.) zasygnalizowały niezdolność gospodarki do zaabsorbowania całości nadwyżki poszukującej inwestycji, którą ta gospodarka wytwarza, a zatem zaznaczyły początek pogłębiającej się stagnacji w realnej gospodarce produkcyjnej.

Sytuacja ulegała pogorszeniu wraz z upływem czasu. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat poziom niemieszkaniowych trwałych inwestycji netto jako odsetka PKB był w 9 na 10 lat najniższy od półwiecza (do 2006 r.). W latach 1986-2006 tylko w jednym roku – 2000, tuż przed załamaniem na giełdzie papierów wartościowych – udział niemieszkaniowych trwałych inwestycji netto w PKB osiągnął średni poziom z lat 1960-1979 (4,2%). Ta porażka w inwestowaniu wyraźnie nie jest spowodowana brakiem nadwyżki poszukującej inwestycji. Jednym z czynników warunkujących taki stan jest fakt, iż obecnie korporacje "siedzą na gotówce" – ponad 600 mld dolarów w oszczędnościach korporacyjnych, które narosły w tym samym czasie, kiedy poziom inwestycji spadał z powodu braku zyskownych odpływów tejże gotówki.

Tym, co w głównej mierze powstrzymało sytuację w ostatnich kilku dekadach od pogorszenia w związku ze spadkiem inwestycji netto i cięciami w cywilnych wydatkach budżetowych, był gwałtownie wzrastający sektor finansowy. Dostarczył on znaczącego źródła ujścia dla nadwyżki wytworzonej przez gospodarkę, w postaci tzw. FIRE (ang. finance, insurance, real estate – finanse, ubezpieczenia, nieruchomości), dając zatrudnienie wielu nowym ludziom w tym nieprodukcyjnym sektorze gospodarki i jednocześnie stymulując popyt poprzez wpływ aprecjacji aktywów ("efekt bogactwa").

Poza finansami, głównym stymulatorem gospodarki w ostatnich latach były wydatki zbrojeniowe.[16] Lecz nawet impuls, jakim są horrendalne wydatki na zbrojenia nie jest wystarczający, aby wyciągnąć amerykański kapitalizm ze stagnacji. Gospodarka stała się zatem coraz bardziej zależna od finansjeryzacji jako kluczowego źródła wzrostu. Wskazując w 1994 r., w swej mowie do studentów ekonomii Uniwersytetu Harvarda, na te dramatycznie zmieniające się warunki ekonomiczne, Sweezy stwierdził: "W minionych czasach finanse były traktowane jako skromny pomocnik produkcji. Miały tendencję do podejmowania samodzielnego życia i generowania nadwyżek spekulacyjnych w późnych stadiach ekspansji cyklu koniunkturalnego. Zasadą było, iż epizody te były krótkotrwałe i pozostawały bez znaczącego wpływu na strukturę i funkcjonowanie gospodarki. Tymczasem w ostatnich latach obserwujemy wzrost relatywnie niezależnego sektora finansowego, nie w okresie przegrzania, lecz przeciwnie – w okresie stagnacji "na wysokim poziomie" ("na wysokim poziomie", gdyż gospodarce udzielana jest pomoc przez zorientowany na zbrojenia sektor publiczny), w którym prywatne przedsiębiorstwa przynoszą zyski, lecz brakuje im bodźców do rozwoju, co oznacza stagnację rzeczywistych inwestycji prywatnych. Ponieważ jednak korporacje i ich udziałowcy mają się dobrze i – jak zwykle – są żądni powiększenia swojego kapitału, pompują pieniądze w rynki finansowe, które odpowiadają poszerzając swoje moce, aby móc uporać się z tymi rosnącymi sumami i oferując atrakcyjne, nowe typy instrumentów finansowych. Proces ten rozpoczął się w latach 70., a na dobre wystartował w 80. Do końca dekady stara struktura gospodarki, na którą składał się system produkcji wspierany przez skromny dodatek w postaci finansów ustąpiła miejsca nowej strukturze, w której niezwykle rozbudowany sektor finansowy osiągnął wysoki stopień niezależności i zasiadł na szczycie podległego mu systemu produkcji. Z tym, w istocie, mamy do czynienia w chwili obecnej."[17]

Z tej perspektywy kapitalizm, w swej fazie kapitału monopolowo-finansowego, stał się w coraz większym stopniu zależny od nadmuchania systemu kredytowo-dłużnego w celu uniknięcia jeszcze gorszych aspektów stagnacji. Co więcej, nic w procesie finansjeryzacji jako takim nie oferuje wyjścia z tego zaklętego kręgu. Dzisiaj, gdy w samym centrum systemu kapitalistycznego, w przeciągu 7 lat pękają dwie bańki, widzimy wyraźnie kryzys finansjeryzacji, za którym czai się głęboka stagnacja, bez żadnego widocznego w chwili obecnej wyjścia z tej pułapki poza następnymi pęknięciami kolejnych baniek.

Czy finansjeryzacja to prawdziwy problem, czy jedynie symptom?

Poprzedni argument prowadzi do konkluzji, iż stagnacja generuje finansjeryzację, która z kolei jest głównym środkiem, za pomocą którego system trwa "kuśtykając" w obecnej postaci. Trzeba jednakże odnotować, iż najnowsze prace niektórych radykalnych ekonomistów w Stanach Zjednoczonych zawierają diametralnie odmienne konkluzje: to finansjeryzacja generuje stagnację. Z tego punktu widzenia realnym problemem jest raczej finansjeryzacja niż stagnacja.

Przykładem może być artykuł opublikowany w listopadzie 2007 r. przez Thomasa Palleya z Political Economy Research Institute (PERI), zatytułowany: "Finansjeryzacja: czym jest i dlaczego ma znaczenie" ("Financialization: What It Is and Why It Matters"). Palley zauważa, iż "era finansjeryzacji jest związana z raczej niewielkim wzrostem gospodarczym... We wszystkich krajach, poza Wlk. Brytanią, przeciętny roczny wzrost spadł podczas ery finansjeryzacji, która zapanowała po 1979 r. Co więcej, wzrost także zdaje się wykazywać spowalniający trend, tak że w latach 80. był wyższy, niż w 90., a ten z kolei wyższy niż po roku 2000." Następnie zauważa on, iż "cykl koniunkturalny, generowany przez finansjeryzację, może być niestabilny i skutkować przedłużającą się stagnacją". Nie mniej jednak, największy nacisk Palley kładzie na to, iż owa "przedłużającą się stagnacja" to raczej następstwo finansjeryzacji, niż na odwrót. Twierdzi on zatem, iż takie czynniki jak "stagnacja płacowa i zwiększone nierówności dochodowe" są "w głównej mierze spowodowane zmianami wykutymi przez interesy sektora finansowego." "Nowy cykl koniunkturaln"” zdominowany przez "kult finansów długu" ma prowadzić do większej niestabilności wypływającej z baniek finansowych. W związku z powyższym "finansjeryzacja może uczynić gospodarkę skłonną do deflacji debetowej i przedłużającej się recesji." Palley nazywa ten argument „tezą o finansjeryzacji.”[18]

Nie ma wątpliwości, że przedłużająca się głęboka stagnacja może równie dobrze pojawić się pod koniec bańki finansowej, np. wraz z zanikaniem okresu gwałtownej finansjeryzacji. W końcu to właśnie wydarzyło się w Japonii, następując po pęknięciu tamtejszej bańki nieruchomości i giełdy w 1990.[19] Zaprezentowana tutaj analiza sugerowałaby jednak, iż tego typu niedomaganie gospodarki najbardziej pożytecznie będzie postrzegać bardziej jako kryzys finansjeryzacji niż związany z negatywnym jej wpływem na gospodarkę, jak sugeruje Palley. Problemem jest, iż proces finansjeryzacji gaśnie, a wraz z nim generowany przezeń wzrost.

Powyższe stwierdzenia mogą zostać rozjaśnione przez rzut oka na kolejny artykuł z października 2007 r., także z PERI, autorstwa ekonomisty Özgüra Orhangaziego, pt. "Finansjeryzacja i akumulacja kapitału w sektorze przedsiębiorstw niefinansowych" ("Financialization and Capital Accumulation in the Non-Financial Corporate Sector"). Orhangazi twierdzi, iż "podwyższone inwestycje finansowe oraz większe możliwości uzyskania zysku finansowego wypychają rzeczywiste inwestycje poprzez zmiany w bodźcach dla kadry zarządzającej firmami i kierowanie funduszy z dala od rzeczywistych inwestycji." Odnotowując, iż "stopa akumulacji kapitału [odnosząca się do niemieszkaniowych trwałych inwestycji dokonywanych przez korporacje spoza sektora finansowego] była relatywnie niska w erze finansjeryzacji," Orhangazi uważa, że jest to rezultatem "wzmożonych inwestycji w aktywa finansowe", które "mogą mieć wypychający wpływ na rzeczywiste inwestycje": stagnacja jest w takim wypadku zmieniona z przyczyny (jak to ma miejsce w tezie o stagnacji) w skutek (teza o finansjeryzacji).[20]

Jednakże, naszym zdaniem, idea "wypychania" inwestycji przez spekulację finansową nie ma zbyt dużego sensu, gdy umieścić ją w obecnym kontekście gospodarki charakteryzującej się nadwyżką mocy produkcyjnych i znikającymi szansami na inwestycje netto. Istnieje przecież tyle zyskownych ujść dla kapitału w rzeczywistej gospodarce dóbr i usług. Bardzo wąskie ograniczenie występuje w odniesieniu do liczby zyskownych możliwości związanych z tworzeniem nowych lub rozbudową istniejących producentów samochodów lub sprzętu gospodarstwa domowego, salonów fryzjerskich, sieci fast food, itd.

W warunkach akumulacji, której brak zyskownych ujść, nagromadzenie coraz większej ilości długu (oraz inflacja cen aktywów, którą to powoduje) jest – jak widzieliśmy – potężną dźwignią w stymulowaniu wzrostu. Odwrotnie, jakiekolwiek spowolnienie w nadmuchiwaniu długu zagraża temu wzrostowi. Nie sugerujemy tu, że należy uważać kredyt i zadłużenie za panaceum. Wprost przeciwnie, dla dzisiejszej słabej i niedomagającej gospodarki żaden kredyt nie jest wystarczającym bodźcem. To natura dzisiejszego kapitału monopolowo-finansowego sprawia, że "ma on tendencję do uzależniania się od długu: coraz więcej potrzeba tylko po to, aby utrzymać silnik w ruchu".[21]

Nadal jednak, pomimo wagi, jaką dla współczesnej gospodarki uzyskała finansjeryzacja, nie powinniśmy tracić z pola widzenia faktu, iż prawdziwy problem leży gdzie indziej: w całym systemie wyzysku klasowego, który jest zakorzeniony w produkcji. W tym sensie finansjeryzacja jest jedynie sposobem kompensacji dla leżącej u podstaw choroby, dotykającej akumulację kapitału samą w sobie. Jak napisał Marks w Kapitale: "Powierzchowność ekonomii politycznej ukazuje się w fakcie, iż postrzega ona ekspansję i kurczenie się kredytu jako przyczyny okresowych zmian cyklu przemysłowego, podczas gdy są one tych zmian zaledwie symptomami". Pomimo szerokiej ekspansji kredytu-długu w dzisiejszym kapitalizmie, prawdziwe pozostaje stwierdzenie, iż właściwą barierą dla kapitału jest on sam: co manifestuje się w tendencji do nadmiernej akumulacji kapitału.

Przedstawiona w dobrej wierze przez Palleya, Orhangaziego i innych krytyka finansjeryzacji jest nacelowana na re-regulację systemu finansowego oraz eliminację niektórych z najgorszych aspektów neoliberalizmu, który wzrósł w erze kapitału monopolowo-finansowego. Jasną intencją jest stworzenie nowej architektury finansowej, która ustabilizuje gospodarkę i ochroni pracę najemną. Lecz jeśli poprzedni argument jest prawdziwy, takie dążenie do re-regulacji finansów mają wszelkie szanse na niepowodzenie w swych kluczowych założeniach, gdyż jakakolwiek poważna próba zapanowania nad systemem finansowym oznacza ryzyko destabilizacji całego reżimu akumulacji, który nieustannie potrzebuje finansjeryzacji, by szybować do zawsze wyższych poziomów.

Jedynymi działaniami, jakie można było podjąć w ramach systemu, aby ustabilizować gospodarkę – jak stwierdził Sweezy na Harvardzie w 1994 r. – byłoby zwiększenie cywilnych wydatków państwa w taki sposób, aby naprawdę skorzystała cała populacja, oraz przeprowadzenie prawdziwie radykalnej redystrybucji dochodów i bogactwa w stylu, "który Joseph Kennedy, założyciel dynastii Kennedych" wskazał, odnosząc się do "samego środka Wielkiej Depresji, kiedy sprawy wyglądały najposępniej" – stwierdzając "iż z radością oddałby połowę swojej fortuny, gdyby tylko mógł mieć pewność, że druga połowa będzie bezpieczna." Oczywiście żadna z tych radykalnych propozycji nie jest w chwili obecnej brana pod uwagę, a natura kapitalizmu jest taka, iż nawet gdyby kryzys kiedyś doprowadził do adaptacji tych rozwiązań, podjęte zostałyby wszelkie kroki aby unieważnić takie środki w chwili, w której kryzys by minął.[22]

Gorzką prawdą jest, iż reżim kapitału monopolowo-finansowego został zaprojektowany, aby przynosić korzyści wąskiej grupie oligopolistów, którzy zdominowali zarówno produkcję, jak i finanse. Relatywnie niewielka grupa osób i korporacji kontroluje ogromne zasoby kapitału i nie znajduje innej możliwości ciągłego zarabiania pieniędzy na żądaną skalę, jak przez głębokie uzależnienie się od finansów i spekulacji. To głęboko zakorzeniona sprzeczność nieodłączna rozwojowi kapitalizmu jako takiego. Jeżeli celem jest wyjście naprzeciw potrzebom całej ludzkości, świat prędzej czy później będzie musiał przyjąć alternatywny system. Innego wyjścia nie ma.

Przypisy:
[1] Paul M. Sweezy, "More (or Less) on Globalization", "Monthly Review", nr 4, wrzesień 1997, s. 3.
[2] Stephanie Pomboy, "The Great Bubble Transfer", MacroMavens, 3 kwietnia 2002, http://www.macromavens.com/reports/the_great_bubble_transfer.pdf; Foster, The House-hold Debt Bubble, s. 8-10.
[3] Charles P. Kindelberger i Robert Aliber, Manias, "Panics, and Crashes", Hokoben, New Jersey 2005.
[4] Bank Rezerwy Federalnej Nowego Jorku, "Historical Changes of the Target Federal Funds and Discount Rates",
http://www.newyorkfed.org/markets/statistics/dlyrates/fedrate.html.
[5] Landa, "Deconstructing the Credit Bubble".
[6] Household Financial Condition: Q4 2005, Financial Markets Center, 19 marca 2006, http://www.fmcenter.org; Foster, The Household Debt Bubble, s. 8.
[7] Stephen Roach, "America’s Inflated Asset Prices Must Fall", "Financial Times", 8 stycznia 2008.
[8] Eric Janszen, "The Next Bubble", Harper’s, luty 2008, s. 39–45.
[9] Roach, "America’s Inflated Asset Prices Must Fall" oraz "You Can Almost Hear it Pop", New York Times, 16 grudnia 2007.
[10] Fred Magdoff, "The Explosion of Debt and Speculation", s. 9.
[11] Idea "efektu bogactwa" odnosi się do tendencji konsumpcji rosnącej niezależnie od dochodów, w związku ze wzrostem cen aktywów będącym rezultatem finansjeryzacji.
[12] Harry Magdoff i Paul M. Sweezy, "Production and Finance", "Monthly Review", nr 1 (35), maj 1983, s. 11–12.
[13] Podstawowy argument został przedstawiony przez Barana, Sweezy’ego i Magdoffa w licznych publikacjach – od lat 50 aż po lata 90.
[14] Biuletyn Statystyczny Rezerwy Federalnej, G.17, "Industrial Production and Capacity Utilization", 15 lutego 2008,
http://www.federalreserve.gov/releases/g17/Current/default.htm; John Bellamy Foster, "The Limits of U.S. Capitalism: Surplus Capacity and Capacity Surplus", [w:] J.B. Foster i H. Szlajfer (red.), The Faltering Economy, "Monthly Review Press", Nowy Jork 1984, s. 207.
[15] Harold G. Vatter, "The Atrophy of Net Investment", [w:] Vatter i John F. Walker, "The Inevitability of Government Spending", Columbia University Press, Nowy Jork 1990, s. 7. Vatter zauważa, iż inwestycje netto, jako odsetek produktu narodowego netto (PNN), spadły o połowę pomiędzy ostatnim ćwierćwieczem XIX w., a połową w. XX – Vatter i Walker, "Inevitability of Government Spending", s. 8.
[16] Chalmers Johnson, "Pułapka gospodarcza czyli wojskowy keynesizm w Stanach Zjednoczonych", "Le Monde Diplomatique - edycja polska", marzec 2008. Na przytoczoną przez Johnsona kwotę 1 bln dolarów, którą Stany Zjednoczone wydają na zbrojenia, składają się wydatki na wojny w Iraku i Afganistanie, uzupełniające budżet Departamentu Obrony na rok 2008 (dające w sumie 766 mld dolarów) oraz ukryte wydatki zbrojeniowe w budżetach Departamentu Energii, Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, Spraw Weteranów, itd.
[17] Paul M. Sweezy, "Economic Reminiscences", "Monthly Review", nr 1 (47), maj 1995, s. 8-9.
[18] Thomas I. Palley, "Financialization: What It Is and Why It Matters", "Working Paper Series", nr 153, Political Economy Research Institute, październik 2007, ss. 1, 3, 8, 11, 21, http://www.peri.umass.edu/Publication.236+M505d3f0bd8c.0.html
[19] Patrz: Kindelberger i Aliber, "Manias, Panics, and Crashes", s. 126–35.
[20] Özgür Orhangazi, "Financialization and Capital Accumulation in the Non-Financial Corporate Sector", "Working Paper Series", nr 149, Political Economy Research Institute, październik 2007, ss. 3-7, 45
http://www.peri.umass.edu/Publication.236+M547c453b405.0.html.
[21] Harry Magdoff i Paul M. Sweezy, "The Irreversible Crisis", "Monthly Review Press", Nowy Jork 1988, s. 49.
[22] Paul M. Sweezy, "Economic Reminiscences", s. 9-10.

John Bellamy Foster
tłumaczenie: Grzegorz Konat


Tekst ukazał się w miesięczniku "Le Monde Diplomatique - edycja polska".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



1 Maja - demonstracja z okazji Święta Ludzi Pracy!
Warszawa, rondo de Gaulle'a
1 maja (środa), godz. 11.00
Przyjdź na Weekend Antykapitalizmu 2024 – 24-26 maja w Warszawie
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
24-26 maja
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1

Więcej ogłoszeń...


6 maja:

1758 - W Arras urodził się Maksymilian Robespierre, jeden z przywódców Rewolucji Francuskiej.

1835 - W protestacji sekcji Grudziąż wobec chęci postawienia Centralizacji na czele Towarzystwa Demokratycznego Polskiego użyto wyrazu "socjalizm".

1862 - Zmarł Henry David Thoreau, amerykański pisarz, poeta i filozof transcendentalista.

1867 - W Glinojecku urodził się Bolesław Jędrzejowski, publicysta, współzałożyciel PPS.

1935 - W USA powołano Works Progress Administration - jeden z najważniejszym elementów polityki New Dealu.

1936 - CKW PPS odmówił zatwierdzenia nowo wybranych władz okręgowych PPS w Łodzi i Lwowie, pozostających pod wpływem lewicy partyjnej.

1947 - Urodziła się Martha Nussbaum, amerykańska filozofka i etyczka.

1999 - W Niemczech pierwsza para homoseksualna zawarła związek partnerski.

2012 - François Hollande (PS) wygrał wybory prezydenckie we Francji, pokonując w II turze urzędującego prezydenta N. Sarkozy’ego.


?
Lewica.pl na Facebooku