P. Szumlewicz: PO - postpolityka jako ideologia

[2008-10-24 08:48:45]

Pod wpływem ostatnich wydarzeń na polskiej scenie politycznej wielu komentatorów zaczęło bronić tezy, że żyjemy w epoce postpolitycznej, w której nikt już nie zwraca uwagi na realne różnice programowe. Zgodnie z tym ujęciem polityka stanowiła dotychczas obszar ścierania się sprzecznych interesów i negocjacji między zwaśnionymi stronami. Podczas wyborów obywatele głosowali na te partie, które w największym stopniu chciały bronić ich interesów i urzeczywistniać wyznawany przez nich światopogląd. Podziały polityczne przebiegały według merytorycznie określonych linii sporu i realnych antagonizmów na przykład między pracownikami i pracodawcami albo kościołem i środowiskami laickimi. W nowym modelu te linie podziału miałyby się rozmyć, a logika działania politycznego sprowadzałaby się do walki wizerunków medialnych. W tym ujęciu realne konflikty traciłyby znaczenie również z tego powodu, że coraz więcej decyzji przenoszonych jest na organizacje międzynarodowe takie jak Unia Europejska lub na nieuchwytne "światowe rynki".

Takie pojmowanie polityki jest niezwykle pesymistyczne i w znacznej mierze uzasadnia ono narastającą bierność polskiego społeczeństwa oraz brak jakichkolwiek ruchów sprzeciwu. Pojawia się ono w różnych ujęciach. Bronią go technokratyczni zwolennicy globalizacji, którzy już dawno obwieścili koniec państwa narodowego, jak też entuzjaści światowej sieci, którzy twierdzą, że wszystkie istotne decyzje są podejmowane poza instytucjami wybieranymi demokratycznie. Nowymi podmiotami władzy w tych modelach są rynek globalny i media masowego przekazu na czele z internetem. Wybieralne władze pełnią głównie funkcje reprezentacyjne, a ich przedstawiciele istnieją w świadomości społecznej głównie jako bohaterowie plotek i skandali.

Ewolucja polskiej sceny politycznej pozornie potwierdza tę wizję. Głównymi zagadnieniami omawianymi w sporach między partiami są konflikty personalne, pyskówki czy afery, które nijak nie przekładają się na kwestie programowe. Projekty zmian w edukacji, służbie zdrowia czy systemie podatkowym są spychane na dalszy plan i wydaje się, że mało kto się nimi interesuje. Ciekawe, że partią w największym stopniu pozbawioną programu wydaje się rządząca Platforma Obywatelska, którą zarazem cieszy się najwyższym poparciem społecznym.

Czy jednak faktycznie PO nie ma programu, a polska polityka sprowadza się już wyłącznie do gry wizerunków? Czemu zwycięska partia nie tylko ochoczo angażuje się w spory personalne, ale też sama je wywołuje?

Aby odpowiedzieć na powyższe pytania, warto przyjrzeć się wynikom badań opinii publicznej. Otóż nieoczekiwanie okazuje się, że ostatnie wybory wygrała partia, której program cieszy się nikłym poparciem społecznym.

W przedstawionej kilka miesięcy temu "Diagnozie Społecznej" została nakreślona ogólna mapa przekonań Polaków. Wyniki badań pokazały, że 51 proc. Polaków broni egalitarnego konserwatyzmu, czyli postawy łączącej rozbudowaną politykę socjalną nastawioną na zmniejszanie rozwarstwienia dochodowego z konserwatywnymi przekonaniami w kwestiach obyczajowych. Takie podejście odpowiadałaby prosocjalnej prawicy, a w Polsce, przynajmniej co do retoryki, byłoby bliskie lewemu skrzydłu Prawa i Sprawiedliwości. 30 proc. polskich obywateli popiera otwarty egalitaryzm, postawę łączącą równościowe podejście w gospodarce z liberalizmem w kwestiach światopoglądowych. Taka postawa byłaby bliska deklaracjom lewego skrzydła SLD czy Polskiej Partii Pracy. Zaledwie 11 proc. Polaków deklaruje poparcie dla konserwatywnego liberalizmu, przez który autorzy raportu rozumieją syntezę liberalizmu ekonomicznego z konserwatywnymi poglądami w kwestiach obyczajowych. A właśnie takie przekonania reprezentuje przecież Platforma Obywatelska. Wreszcie 9 proc. polskiego społeczeństwa deklaruje poparcie dla otwartego liberalizmu, czyli postawy łączącej liberalizm ekonomiczny z progresywizmem obyczajowym. Warto zwrócić uwagę, że odsetek osób deklarujących sympatie dla postawy egalitarnej nie zmienił się od 2005 roku i utrzymał się na bardzo wysokim poziomie 81 proc. Tymczasem PO niewątpliwie jest partią antyegalitarną, a poparcie dla neoliberalnych rozwiązań gospodarczych stanowi jeden z głównych elementów jej programu. Suma wyborców wyznających poglądy antyegalitarne (tak liberalnych jak i konserwatywnych światopoglądowo) wynosi zaś zaledwie 20 proc., a przecież poparcie dla PO sięga obecnie 40 proc. Jak wytłumaczyć to zjawisko?

Zdecydowana większość Polaków bardzo dużą wagę przywiązuje do redystrybucji dochodów i solidarności społecznej. Interesujące, że tyczy się to również elektoratu Platformy Obywatelskiej. Według sondażu przeprowadzonego w sierpniu minionego roku przez Instytut Badań Społecznych i Międzynarodowych Fundacji im. Kazimierza Kelles-Krauza we współpracy z ośrodkiem badawczym Mareco Polska aż 68 proc. elektoratu PO uważa, że władze są odpowiedzialne za to, żeby każdy mógł znaleźć pracę. 45 proc. wyborców PO deklaruje, że powinna istnieć górna granica zarobków, aby nikt nie zarabiał dużo więcej niż inni (komin dla całej gospodarki!). 55 proc. wyborców PO sądzi, że władze są odpowiedzialne za to, aby nikt nie żył zbyt dobrze, gdy inni żyją w ciężkich warunkach. 67 proc. elektoratu PO twierdzi, że biednym ludziom powinno się stwarzać więcej możliwości niż bogatym. 52 proc. wyborców PO wyraża opinię, że różnice w zarobkach powinny być stale zmniejszane. Innymi słowy elektorat największej partii rządzącej ma bardzo egalitarne poglądy odnośnie podstawowych kwestii społeczno-ekonomicznych.

A jakie poglądy reprezentuje sama Platforma? Nawet pobieżna analiza propozycji programowych PO dowodzi bardzo niepokojącego faktu. Otóż okazuje się, że elektorat PO ma zupełnie inne przekonania od liderów partii, która go reprezentuje. PO jest partią antyegalitarną, przeciwną znaczącej interwencji państwa w gospodarce i naciskającą na ograniczenia wydatków na politykę społeczną. Partia premiera konsekwentnie i wbrew woli większości społeczeństwa popiera prywatyzację służby zdrowia i edukacji, jak też rozbudowę prywatnego filaru w systemie emerytalnym. Platforma opowiada się też za ograniczeniem praw pracowniczych oraz obniżką podatków dla najbogatszych Polaków. PO, wbrew opinii wielu komentatorów, ma zatem dosyć jasno określony, całościowy program, którego głównymi wyznacznikami jest daleko posunięty liberalizm w kwestiach ekonomicznych oraz utrzymanie konserwatywnego status quo w sprawach zwanych w Polsce światopoglądowymi.

W tej sytuacji wydaje się, że Platforma ma dwa rozwiązania. Z jednej strony mogłaby ona nieco zmodyfikować swój program i skręcić odrobinę na lewo w kwestiach ekonomicznych, z drugiej strony może ona czekać aż Polacy przekonają się do jej idei i poprą liberalny program reform.

PO obrała jeszcze inną strategię. Partia premiera nie zamierza rezygnować z urzeczywistnienia neoliberalnej utopii i w ostatnich miesiącach wręcz nasiliła walkę z pracownikami sfery budżetowej lub dążenie do prywatyzacji służby zdrowia. Politycy PO wiedzą jednak również, że egalitarne intuicje wciąż są silnie obecne w świadomości Polaków.

W tej sytuacji jedyną drogę do realizacji swojego niepopularnego programu liderzy PO widzą w przeniesieniu konfliktów partyjnych na obszar jałowych sporów personalnych. Ten model polityki lansują też popierające PO media, które z ochotą nagłaśniają awantury z udziałem członków rządu i przywódców PiS. Taka strategia jest też o tyle zrozumiała, że marketing polityczny stanowi jedyny obszar, na którym PO może konkurować z PiS-em albo SLD. W zdecydowanej większości kwestii programowych polskie społeczeństwo jest bliższe ugrupowaniom Napieralskiego i Kaczyńskiego niż Tuska. Gdyby program decydował o poparciu dla partii politycznych, to PO ledwo dostałaby się do parlamentu.

Trzy miesiące po powołaniu nowego rządu TNS OBOP na zlecenie "Dziennika" zapytał Polaków, dlaczego rząd Donalda Tuska cieszy się poparciem ponad połowy Polaków. Na to pytanie aż 65 proc. ankietowanych odpowiedziało, że taka popularność to efekt zmęczenia ludzi kłótniami w poprzedniej koalicji. Kolejnymi czynnikami, na które wskazali Polacy, były: styl rządzenia – 18 proc., dobry PR – 13 proc., fachowość ministrów – 10 proc. i wreszcie, na samym końcu realne dokonania rządu – 7 proc. Innymi słowy tylko co 14 Polak widzi źródła popularności rządu w jego realnych dokonaniach! Rząd Donalda Tuska cieszy się więc ogromną popularnością tylko dlatego, że nie ma w nim antagonizmów.

Oczywiście nie znaczy to, że głównym celem Platformy jest brak konfliktów. Dobry wizerunek medialny partii Tuska ma stanowić zasłonę dla realizacji niepopularnego społecznie programu. Można podziwiać skuteczność, z jaką udało się PO narzucić ten model uprawiania polityki. Zresztą na podobnej zasadzie 9 lat temu reformy przeprowadziła koalicja AWS-UW, a 18 lat temu rząd Tadeusza Mazowieckiego. Za każdym razem robiono wiele, aby ominąć debatę nad praktycznymi konsekwencjami reform. Sprowadzano je do ogólnych formułek o dobru Polski czy pokoju społecznym. Teraz jest podobnie, przy czym PO wydaje się skuteczniejsza w ukrywaniu swoich realnych celów.

Z drugiej strony opozycja powoli zaczyna stawiać opór niektórym propozycjom rządu. Politycy PO są chyba świadomi, że merytoryczna dyskusja w parlamencie mogłaby obrócić się przeciwko nim. Wraz ze sprzyjającymi im mediami wiele wysiłku włożyli oni, aby zdezawuować politykę i sprowadzić ją do personalnych przepychanek, określonych przez neoliberalnych ekspertów od marketingu wyniosłym mianem postpolityki. Jeżeli się to już udało, a ponad połowa Polaków uważa, że parlamentarzystom nie powinien przysługiwać nawet urlop, rząd przystępuje do realizacji swojego programu nowymi środkami. Kiedy prezydent, sejm i senat zostały skompromitowane, to można pominąć ich rolę w procesie ustawodawczym. Nie widząc szans na realizację swojego programu w parlamencie, ekipa Tuska zaczęła bezceremonialnie głosić konieczność narzucenia swoich rozwiązań z pominięciem sejmu i prezydenta. Uciekając od merytorycznej debaty, jak też widząc brak poparcia prezydenta i opozycji dla swoich pomysłów, PO wraca do klasycznie pojmowanej polityki w jej najmniej demokratycznej formie.

Piotr Szumlewicz


Tekst pochodzi z kwartalnika "Bez Dogmatu".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



1 Maja - demonstracja z okazji Święta Ludzi Pracy!
Warszawa, rondo de Gaulle'a
1 maja (środa), godz. 11.00
Przyjdź na Weekend Antykapitalizmu 2024 – 24-26 maja w Warszawie
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
24-26 maja
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1

Więcej ogłoszeń...


6 maja:

1758 - W Arras urodził się Maksymilian Robespierre, jeden z przywódców Rewolucji Francuskiej.

1835 - W protestacji sekcji Grudziąż wobec chęci postawienia Centralizacji na czele Towarzystwa Demokratycznego Polskiego użyto wyrazu "socjalizm".

1862 - Zmarł Henry David Thoreau, amerykański pisarz, poeta i filozof transcendentalista.

1867 - W Glinojecku urodził się Bolesław Jędrzejowski, publicysta, współzałożyciel PPS.

1935 - W USA powołano Works Progress Administration - jeden z najważniejszym elementów polityki New Dealu.

1936 - CKW PPS odmówił zatwierdzenia nowo wybranych władz okręgowych PPS w Łodzi i Lwowie, pozostających pod wpływem lewicy partyjnej.

1947 - Urodziła się Martha Nussbaum, amerykańska filozofka i etyczka.

1999 - W Niemczech pierwsza para homoseksualna zawarła związek partnerski.

2012 - François Hollande (PS) wygrał wybory prezydenckie we Francji, pokonując w II turze urzędującego prezydenta N. Sarkozy’ego.


?
Lewica.pl na Facebooku