Schemat solidarności płci (zarówno jak i tzw. "walka płci") w praktyce często okazuje się być pułapką. Zawodzimy się na kobietach i nie możemy zrozumieć, dlaczego lepszymi sojusznikami w walce o równe prawa są nie nasze koleżanki, ale koledzy. Zamiast wsparcia od innych kobiet słyszymy nakaz wdrożenia się w opresyjną strukturę, w której kobieta jest uległą kochanką, posłuszną i rozsądną żoną czy odpowiedzialną matką. Matki, babki, ciotki stoją na straży patriarchalnych wartości i ograniczają naszą wolność. Kobiece przyjaźnie pękają w obliczu damsko-męskich romansów. Nie tylko pracodawcy, ale również pracodawczynie wyzyskują swoje pracownice.
Nie świadczy to jednak o tym, że źródłem opresji kobiet są one same, ale że patriarchat jako opresyjny system relacji nie ma płci. Dyskryminacja, której doświadczają kobiety wynika nie tylko z płci, ale coraz częściej z pozycji społecznej. Patriarchat to hierarchiczny system, w którym kontrola jest sprawowana z góry, gdzie ludzie ciemiężą ludzi, a nie tylko mężczyźni kobiety. We współczesnych społeczeństwach kapitalistycznych często to pozycja społeczna a nie płeć jest źródłem opresji. Nie można mówić o wspólnym interesie wszystkich kobiet.
Sojusznikami protestujących kasjerek z Tesco zazwyczaj nie są młode businesswoman, ale koledzy ze związków zawodowych. Protestujące pielęgniarki silniejsze wsparcie uzyskują ze strony górników niż polityczek. Interes ekonomiczny niejednokrotnie jest silniejszy niż solidarność płci. Podmiot polityczny nie jest tutaj podmiotem płciowym, ale ekonomicznym.
Co więcej często emancypacja kobiet odbywa się kosztem innych kobiet. Nowoczesne kobiety z klasy średniej w walce o swoją niezależność często same stają się opresorkami. Niejednokrotnie oczywistym sposobem pogodzenia dwóch sprzecznych nakazów kapitalistycznego społeczeństwa opartego na patriarchlanych wartościach: "bądź niezależna i pracuj" oraz "bądź dobrą matką i żoną", wydaje się być wynajęcie taniej gospodyni albo opiekunki do dziecka. Jednak odpowiedzią na ten dylemat nie powinno być nielegalne zatrudnienie pracującej Ukrainki albo innej taniej pomocy domowej, ale przewartościowanie wartości obecnego systemu relacji społecznych.
Wspólna odpowiedzialność zarówno za podział prac domowych, jak i za utrzymanie rodziny ma szanse znieść napięcia wynikające z patriarchalnego podziału ról. Kobiety chcąc zapewnić sobie bezpieczeństwo ekonomiczne i emocjonalne nie będą skazane na znalezienie sobie wpływowego i bogatego męża. Z kolei mężczyźni zostaną odciążeni z bycia głównymi żywicielami rodziny. Niechciana ciąża, dzieci, bezrobocie będzie tym, co dotyczy obojga, a nie tylko jednej ze stron. Przy wspólnej odpowiedzialności gra pozorów i kobieca maskarada służąca zdobyciu wpływowego partnera straci rację bytu.
Joanna Erbel
Tekst ukazał się na stronie Kultura Liberalna (www.kulturaliberalna.pl).