Toeplitz: We wstecznym lusterku

[2009-09-21 09:10:24]

Według badań prowadzonych przez instytut Pentor większość współczesnych Polaków uważa, że Polska, po III Rzeszy Niemieckiej i Związku Radzieckim, miała największy wpływ na przebieg II wojny światowej, wyprzedzając w tym względzie Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Japonię. Polacy byli też w czasie wojny najbardziej prześladowaną i cierpiącą nacją, wyprzedzając pod tym względem cały Holocaust i męczeństwo Żydów, których to Żydów, nawiasem mówiąc, zdaniem 37% ankietowanych spalili w Jedwabnem Niemcy, zaś zdaniem 10% Rosjanie.

George Orwell w "Roku 1984" twierdzi, że kto panuje nad historią, ten panuje nad teraźniejszością.

Kto jednak panuje nad tym niekształtnym zlepkiem nonsensów i ignorancji, megalomanii i fobii, który uchodzi za współczesną świadomość historyczną naszego społeczeństwa?

Otóż wydaje się, że w tym wypadku bliższy prawdy niż Orwell jest raczej Marshall McLuhan, który twierdzi, że nasz ogląd rzeczywistości bardzo często przypomina śledzenie drogi przez wsteczne lusterko jadącego samochodu, przez które widok jest nie tylko zdeformowany – co pokazał efektownie w "Parku Jurajskim" Spielberg – ale także sama czynność nieustannego patrzenia wstecz grozi niechybną katastrofą.

Obecnie powodem do szczególnie intensywnego wpatrywania się we wsteczne lusterko jest – zwłaszcza w Polsce, lecz także w Niemczech i w Rosji – 70. rocznica wybuchu II wojny światowej 1 września 1939 r.

Dlaczego wybuchła wojna?

Nie tak dawno jeszcze rocznica ta świętowana była jako rocznica zwycięstwa koalicji antyhitlerowskiej nad niemieckim faszyzmem, a początkiem wojny było przekroczenie granic państwa polskiego przez wojska niemieckie i ostrzelanie o świcie 1 września 1939 polskich magazynów wojskowych na Westerplatte przez niemiecki krążownik "Schlezwig-Holstein".

Obecna jednak, 70 rocznica stała się zdarzeniem odmiennym, przede wszystkim przez to, że udział w niej wzięły również Niemcy, a więc kraj, przeciw któremu toczyła się ta wojna, a także Włochy, ówczesny sojusznik Niemiec. Ta zmiana, mająca być symbolem ostatecznego zatarcia dawnych antagonizmów, okazała się jednak, wbrew oczekiwaniom, źródłem zdumiewających kłopotów. Manifestacja antyhitlerowskiej solidarności, który to charakter starano się nadawać tej rocznicy nawet w okresie "zimnej wojny", zmieniła się nagle w próbę wymierzenia historycznej sprawiedliwości, co, jak wiadomo, nigdy nie jest łatwe. Zapraszając gości na manifestację pod pomnikiem Westerplatte Donald Tusk, premier Polski, a więc gospodarz tego zdarzenia, oświadczył, iż doskonale wie, kto w trakcie wojennej tragedii był ofiarą, a kto katem, wskazując w ten sposób na Niemcy i Rosję i spodziewając się, że z ich strony Polska, jako ofiara, doczeka się wyrazów ubolewania i skruchy. Ten niezbyt dyplomatyczny punkt wyjścia uruchomił, rzecz jasna, rozmaite reakcje zainteresowanych stron sprawiając, że we wstecznym lusterku historii zamiast krzepiącego obrazu antyfaszystowskiego oporu ludów ujarzmionej przez hitleryzm Europy, czym miniona wojna była także w rzeczywistości, pojawiła się plątanina obrazów i argumentów, leżących na całkowicie odmiennej płaszczyźnie.

Relatywizacja niemieckiej winy

Ciekawym i znamiennym przykładem tego odwrócenia było m.in. dość szeroko zachwalane w Polsce oświadczenie grupy 140 niemieckich intelektualistów, skierowane do Polaków, w którym twierdzi się, że bezpośrednie działania wojenne 1 września 1939 były jedynie lekko opóźnionym rezultatem podpisanego w Moskwie osiem dni wcześniej, 23 sierpnia 1939, paktu Ribbetrop-Mołotow, "na mocy którego – jak czytamy – oba państwa totalitarne podzieliły między sobą państwa nadbałtyckie oraz Polskę, Finlandię i Rumunię". Wynika z tego, innymi słowy, że wybuch wojny był owocem porozumienia, na mocy którego III Rzesza i ZSRR postanowiły wspólnie ją rozpocząć aby rozebrać Polskę i kraje Bałtów.

Ustaliwszy ten fakt autorzy niemieckiego Oświadczenia mówią już od tej pory nie o agresji hitlerowskich Niemiec, dokonanej 1 września, lecz o "niemieckim i sowieckim napadzie na Polskę", który był "preludium do bezprecedensowej niszczycielskiej wojny, którą Niemcy przysporzyli swoim sąsiadom w całej Europie, zwłaszcza w Polsce, jak również w Związku Radzieckim niepojętych cierpień". Rozpada tu się więc gdzieś po drodze sojusz niemiecko-radziecki, autorzy Oświadczenia mówią też dalej o niemieckiej odpowiedzialności za "zagładę europejskich Żydów, za prześladowanie i mordowanie Romów, homoseksualistów, niepełnosprawnych i wszystkich tych, których naziści uznali za jednostki aspołeczne lub wyznających inne przekonania, a także za miliony ludzi, którzy zginęli podczas wojny". Finalnym jednak i pożałowania godnym rezultatem wojny 1939 r. jest zdaniem autorów oświadczenia nie sam jej ponury obraz, lecz to, że "w osłabionych wojną i nazistowskimi rządami państwach Europy Środkowo-Wschodniej oraz części Niemiec Związek Radziecki wprowadził nowy reżim. Miało to katastrofalne skutki dla społeczeństwa, gospodarki i kultury oraz rzeszy ludzi, którzy byli prześladowani lub stracili życie, ponieważ stanęli komunistom na przeszkodzie". "Mamy świadomość – czytamy dalej w oświadczeniu – a jest ona bolesna, że bez rozpoczętej przez Niemcy II wojny światowej nie byłoby ani komunistycznych reżimów w Europie Środkowo-Wschodniej, ani też podziału kontynentów i Niemiec" (cytaty za "Gazeta Wyborcza" 21 sierpnia 2009).

Uznając, że impulsem do wojny był "nieszczęsny niemiecko-sowiecki pakt" autorzy rozchodzą się wprawdzie z dalszą logiką swego tekstu, gdzie mówią także o cierpieniach wojennych Związku Radzieckiego, ale zyskują efekt nieoczekiwany, jakim jest dwóch autorów II wojny, wymieniane jednym tchem Niemcy i ZSRR.

Jest to efekt dość pikantny w obliczu uznanej przez ogół historyków prawdy, że to radziecki Stalingrad był miejscem, gdzie po raz pierwszy w tej skali złamana została militarna potęga III Rzeszy, a także wobec przekonania, że bez udziału Rosjan II wojna przeciwko hitlerowskiej Rzeszy bądź to trwała by nieporównanie dłużej, bądź też wcale nie musiała się skończyć tak zdecydowaną wygraną koalicji antyhitlerowskiej.

Czy wojna trwała do roku 1989?

Właściwym jednak zakończeniem wojny, w świetle oświadczenia, wcale nie była po prostu klęska hitlerowskich Niemiec, lecz jej rzeczywistym tragicznym skutkiem było "powstanie komunistycznych reżimów w Europie Środkowo-Wschodniej" co przyniosło "katastrofalne skutki dla społeczeństwa, gospodarki i kultury" i za te właśnie skutki autorzy Oświadczenia przepraszają swoich polskich adresatów, pisząc równocześnie z uznaniem, że to Polacy 20 lat temu rozpoczęli demontaż tego opłakanego stanu rzeczy. Dokonuje się tu więc osobliwy przeskok w czasie, który pozwala przedłużyć trwanie II wojny aż do 1989 r., omijając przy tym fakt, że rzeczywistym skutkiem wybuchu wojny była dla Polski chociażby sama wojna i okupacja, podczas której na polskiej ziemi dokonała się zbrodnia Holocaustu, zburzona została Warszawa, zdewastowany został polski przemysł i gospodarka i planowo niszczono polską kulturę, co później pracowicie starano się odbudować już pod rządami "komunistycznego reżimu".

Podobnie jak w tym niemieckim oświadczeniu tak i we wszystkich gestach, słowach i deklaracjach, których falę poruszyła 70 rocznica września 1939, przegląda się nie tyle pogłębiona świadomość historyczna na temat wydarzeń z przed dziesięcioleci, lecz obecny stan umysłów.

Dla Polaków, którzy mimo odrzucenia koncepcji "IV Rzeczypospolitej" przyswoili sobie jednak sporo z jej "polityki historycznej", 70. rocznica wojny ma być więc okazją do dowartościowania naszej pozycji we współczesnym świecie nie tyle poprzez realne osiągnięcia społeczne lub gospodarcze, z czym mamy pewien kłopot, ile przez wystawianie światu naszego rachunku krzywd i cierpień, co uczynić ma resztę świata naszym dłużnikiem.

Co do Niemców natomiast, jak wnioskować można z przytoczonego oświadczenia, rocznica ta pokazać ma, jak sądzę, subtelną reorientację ich emocji i opinii. Otóż opinia niemiecka dotycząca II wojny światowej, jak pisze o tym przenikliwie Anna Wolff-Pawęska (m.in. "Niemiecki kłopot z niepamięcią", "GW" 22-23.VIII.09) początkowo, zaraz po wojnie, przygnieciona rozmiarem klęski, ugięła się powierzchownie wobec wymogów "poprawności politycznej", nakazującej potępiać Hitlera i hitleryzm, minimalizując przy tym krąg osób czy instytucji, objętych tym potępieniem. Poza podejrzeniem był więc na przykład Wehrmacht i siły zbrojne, Wolff-Pawęska omawia także przykłady kiedy nawet bezpośrednie ludobójstwo interpretowano jako "ciężką pracę", wykonywaną w poczuciu etycznego obowiązku. Przykładem takiego wybiórczego potępienia nazizmu było też nie tak dawne przecież wystąpienie papieża Benedykta XVI w Oświęcimiu, gdzie mówił on o złych ludziach, którzy opętali naród niemiecki, nie zaś o narodzie, nazwanym później "wspólnikami Hitlera".

Dopiero w późniejszym okresie, być może także wraz ze zmianą generacji, postawa rewizji wobec własnej historii pogłębiła się w Niemczech, co nie znaczy jednak, aby była ona całkowicie spontaniczna i niewyrachowana. Nie ma wątpliwości, że obecne Niemcy są z pewnością najgłębiej zdenazyfikowanym społeczeństwem Europy, najodważniejszym w krytyce samego siebie, a rozniecane przez "obóz IV RP" antyniemieckie lęki i fobie są nadużyciem. Nie znaczy to jednak, aby emocjonalna postawa Niemców nie mogła ewoluować wraz z dalszym biegiem wypadków i falowaniem nastrojów. Ponieważ zaś uroczystości rocznicowe odbywają się w Polsce, gdzie antykomunizm stanowi faktycznie oficjalną ideologię państwową, zaś nastroje antyrosyjskie rozbudzane są przy każdej nadarzającej się okazji, użycie w tym celu omówionej wyżej figury radziecko-hitlerowskiego wspólnictwa we wznieceniu zawieruchy wojennej wydaje się chwytem logicznym i przemyślanym.

W tym jednak miejscu odruch niemiecki zderza się z postawą rosyjską.

Nie ma wątpliwości, że mit zwycięskiej Wojny Ojczyźnianej, w której Związek Radziecki okazał się głównym pogromcą hitleryzmu stanowi obecnie najsilniejszy czynnik integrujący społeczeństwo rosyjskie. Niezbędność tego mitu staje się oczywista zarówno w sytuacji, kiedy upadek ustroju komunistycznego podkopał podstawy mitu założycielskiego, którym była Rewolucja Październikowa, jak i w obliczu poniżenia i degradacji, jaką wychowywane w duchu mocarstwowym społeczeństwo radzieckie przeżyło głównie w czasie rządów Jelcyna, gdy "zachodni imperialiści" dość arogancko gospodarowali w ich kraju.

Widziane więc w tym kontekście odbywające się w Polsce obchody 70-lecia wybuchu wojny okazały się dla Rosji dość niewygodne. Nie da się z nich wycisnąć efektów zwycięskiego triumfalizmu, zaś w obecności Polaków łatwo narazić się na afront. Chodzi tu nawet nie tyle o sam pakt Ribbentrop-Mołotow, który historiografia rosyjska uzasadnia zazwyczaj koniecznością odwleczenia niemieckiego ataku i odsunięcia wyjściowych pozycji niemieckich od granic ZSRR, ale o niezaprzeczalny fakt radzieckiego terroru na terenach polskich, zajętych przez ZSRR po 17 września 1939, a także o coraz szerzej rozbudowywaną także przez zachodnie ośrodki teorię dość głębokiej współpracy bolszewicko-hitlerowskiej przed 22 czerwca 1941, czego wyrazem jest choćby wyprodukowany przez BBC film Lawrence’a Reesa "II wojna światowa za zamkniętymi drzwiami".

I właśnie z tego kontekstu wynika stosowanie przez propagandę rosyjską chwytów, mających na celu nie tylko ukazanie rzekomej polskiej współpracy z hitlerowcami przeciwko ZSRR, ale także sięganie do niezbyt miłych papierów dotyczących również zachodnich uczestników koalicji antyhitlerowskiej, Wielkiej Brytanii, Francji czy USA.

Polska polityka i paktowanie z Hitlerem

Trudno powstrzymać się wręcz od paradoksalnego wrażenia, że 70-letnie obchody wybuchu II wojny światowej odbywają się bądź to za późno – a więc kiedy wystygł już nastrój euforii, towarzyszący wydobyciu się z koszmaru – albo też za wcześnie, kiedy nie wystygły jeszcze fobie i urazy, związane z wydarzeniami tamtego czasu.

Norman Davies, historyk który nie zawsze budzi zaufanie, tym razem jednak, w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" (22-23 VIII 09) wydaje się więc mieć całkowitą rację, kiedy zwraca uwagę, że oglądany dzisiaj przez wsteczne lusterko obraz stosunków europejskich poprzedzających wybuch wojny jest całkowicie niepodobny do ówczesnej rzeczywistości. Jej zaś podstawowym rysem politycznym był niekwestionowany przywilej mocarstw do decydowania o losie mniejszych państw, co dotyczyło oczywiście także losów Polski.

Ważniejszą jednak od tego cechą okresu tuż przedwojennego było to, że, jak mówi Davies, "do marca 1939 r. wszystkie sojusze – i zmiany sojuszy – były możliwe". Możliwe więc było to, że mocarstwa zachodnie z całkowitym spokojem przyjęły Anschluss, czyli przyłączenie przez Hitlera Austrii do III Rzeszy niemieckiej. Możliwa była monachijska zgoda na podbój przez Hitlera Czechosłowacji, uchodzącej w tym rejonie Europy wręcz za pupila zachodnich demokracji, i możliwy był udział w tej agresji wojsk polskich, anektujących Zaolzie, czyli polski "nóż w plecy", analogiczny do radzieckiego "noża w plecy" z 17 września 1939, choć zapewne nie poprzedzony pisemnym porozumieniem obu agresorów. Możliwy był też zadziwiający fakt, że Francja i Wielka Brytania, przystępując formalnie do wojny po stronie Polski, nie miały w istocie najmniejszego zamiaru wykorzystać polskiego oporu zbrojnego żeby zająć niemiecką Nadrenię, co leżało całkowicie w zasięgu możliwości doskonale uzbrojonej i pokaźnej ilościowo armii francuskiej. Stalin z kolei też miał prawo do nieufności, mając w pamięci interwencję Zachodu w wojnie domowej w Rosji, i mógł wnioskować, że mocarstwa zachodnie nie zamierzają zbytnio osłabić hitlerowskich Niemiec, zachowując ich siły do ataku na ZSRR. Mógł też spekulować, że pakt z Hitlerem odwróci kierunek niemieckiego natarcia w stronę Zachodu, czemu w 1939 r. Stalin nie był by z pewnością przeciwny. Najmniej prawdopodobną wersją wydaje się natomiast radziecko-hitlerowskie porozumienie w sprawie daty wybuchu wojny, choćby z tego względu, że Stalin, który w roku 1937 dokonał masakry kadry dowódczej Armii Czerwonej wiedział najlepiej, że w 1939 r. na wojnę go jeszcze nie stać.

Można by kontynuować tę wyliczankę podstępów i nielojalności, której wybuch II wojny światowej był widownią. Wojna ta, o czym nie wolno zapominać, wybuchła w Europie nacjonalizmów, jaką stał się nasz kontynent po I wojnie światowej. Nawiązując do tego klimatu wspólnym kłopotem uczestników spotkania 1 września była obawa, że każdemu z nich może znienacka wypaść z szafy jakiś szkielet. Obchody te pokazały, że dojrzałość współczesnego świata niewiele przewyższa poziom polskich respondentów ankiet Pentora, a droga do jednoczącej pamięci historycznej jest jeszcze dramatyczne daleka.

Krzysztof Teodor Toeplitz


Tekst ukazał się w miesięczniku "Le Monde Diplomatique - edycja polska".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



76 LAT KATASTROFY - ZATRZYMAĆ LUDOBÓJSTWO W STREFIE GAZY!
Warszawa, plac Zamkowy
12 maja (niedziela), godz. 13.00
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Przyjdź na Weekend Antykapitalizmu 2024 – 24-26 maja w Warszawie
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
24-26 maja
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


8 maja:

1919 - Zmarła Wiera Zasulicz, rosyjska pisarka i rewolucjonistka, związana z ruchem narodników, marksistka.

1921 - W Szwecji zniesiono karę śmierci.

1922 - Obradujący w Warszawie Zjazd Związków Akademickiej Młodzieży Socjalistycznej powołał do życia Związek Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej (ZNMS).

1930 - Zmarł Stanisław Posner, działacz socjalistyczny i publicysta; wicemarszałek Senatu i wiceprzewodniczący TUR.

1933 - Mahatma Gandhi rozpoczął 21-dniową głodówkę, by zaprotestować przeciwko polityce brytyjskiej w Indiach.

1943 - Popełnił samobójstwo Mordechaj Anielewicz, jeden z przywódców powstania w getcie warszawskim.

1970 - W Montrealu urodziła się Naomi Klein, dziennikarka, pisarka i aktywistka kanadyjska, autorka książki "No logo", która stała się manifestem alterglobalizmu.

1988 - W II turze wyborów prezydenckich we Francji François Mitterrand zdobył 54% głosów.

2010 - Laura Chinchilla z socjaldemokratycznej Partii Wyzwolenia Narodowego (PLN) została pierwszą kobietą na stanowisku prezydenta Kostaryki.


?
Lewica.pl na Facebooku